poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział 7

Macie rozdział 7 ;) Tak na dobry początek rou szkolnego :> Żeby wam się lepiej pracowało ^^
Ogólnie chciałam życzyć wszystkim sukcesów w nauce, ciekawych doświadczeń i potterowych zadań na testach ;D
No i oczywiście zakręcona ja...
W ostatnim poście, zapomniałam dać dedykację.
Poprzedni rozdział jest całkowicie dedykowany mojemu przyjacielowi, z życzeniami szybkiego powrotu do zdrowia ;) Chociaż on i tak tego nie przeczyta xD No ale jakby przeczytał, to chciałabym żeby wiedział że jest wyjątkowym durniem i mnie wkurza na potęge ;D
Ten rozdział też z dedykacją - dla mojego tatusia który nie wiedziałam że ma o moim pisaniu takie dobre zdanie, i żeby szybko poczuł się lepiej ;* (Ostatnio spadła mu na głowę klapa od strychu i ma wstrząs mózgu...Ale czuje się w miare dobrze ;3) Kocham Cię Daddy ;D
A tak z innej beczki, to widzę że was zaskakuję ^^ I bardzo dobrze, takie jest główne zamierzenie ;D
Nie myślcie że przewidzicie cokolwiek, o nie nie, tak łatwo to nie ma xD
Sądze że pierwszej akcji też raczej nikt nie przewidział ;P
Gdy czytam wasze komentarze, robi mi się cieplej na sercu :* Jesteście wspaniali, naprawdę :3
Kocham was wszystkich, moje wizardy <3

Rozdział 7

Draco pochylił się i zanim zdążyłam zareagować podniósł mnie i wystawił za barierkę.
Zaczęłam krzyczeć przerażona co mu do głowy strzeli, dlatego też kurczowo się go złapałam.
- Wiesz… łatwo powiedzieć że tak, ale gdy staniesz w obliczu zagrożenia życia nigdy nic nie wiadomo. Jeżeli teraz się boisz, to myśli samobójcze w innych chwilach to nonsens. To jak, boisz się? – zapytał, wyciągając mnie na swoich ramionach jeszcze dalej.
- Tak! – pisnęłam i przylgnęłam do niego całym ciałem.
- No widzisz. Moje metody perswazji są bezapelacyjnie najlepsze.
- Jesteś walnięty! – wrzasnęłam i zaczęłam okładać go pięściami. Blondyn zaczął się śmiać i chwycił mnie za nadgarstki.
- Nie moja droga. Ja ci po prostu uświadamiam że tak naprawdę kochasz życie, mimo słabych momentów.
Zrobiłam głęboki wdech. Ten chłopak doprowadza mnie do szału.
- Doprawdy? – rzuciłam, niby od niechcenia. Ja mu pokażę…
- Owszem. – odparł z wrednym uśmiechem.
Wyrwałam nadgarstki z jego rąk. Chłopak spojrzał na mnie podejrzliwie.
- W takim razie… Tak tylko teoretycznie… - zaczęłam. Czułam adrenalinę rozprowadzającą  nową siłę w moje mięśnie. W głowie zaczęło mi huczeć, bałam się, nawet bardzo. Ale blondyn pożałuje że mnie straszy.
Tak, jestem mściwa.
Chłopak spojrzałam na mnie litościwie, jakby stało przed nim dziecko upierające się że trawa jest różowa.
Obeszłam go dookoła, długa suknia nieco utrudniała mi to co chciałam zrobić.
-Contraho! – powiedziałam, celując w swoją sukienkę. Z uśmiechem zauważyłam że chłopak jest jeszcze bardziej zdziwiony i patrzy na mnie z jeszcze większym politowaniem.
Okrążałam go tak dookoła, i w końcu stanęłam za jego plecami. Sukienka sięgała mi przed kolana.
Zaczęłam się trząść, nie byłam pewna czy to co chce zrobić jest dobre, i czy się uda.
Jedno wiedziałam – blondyn będzie żałował.
Postukałam go palcem w plecy.
- Bu – powiedziałam gdy się odwrócił.
- Umarłem na zawał – mruknął z przekąsem.
- Serio? To patrz. – powiedziałam i w tempie ekspresu rzuciłam się na balustradę, pokonując ją jakby była tylko niepotrzebną ozdobą.
Usłyszałam tylko przerażony wrzask blondyna, i szybowałam w powietrzu.
Przerażenie zalało całe moje ciało. Draco miał jakieś 5 sekund żeby rzucić zaklęcie.
Dobra, chłopak miał racje, wcale nie chce umierać, więc niech się może pospieszy !
Panika. Panika wszędzie. Mój umysł wyglądał jakby szalało w nim rozwścieczone tornado.
Ziemia zbliżała się w szaleńczym tempie. Jeśli ta łajza Malfoy postanowił dać mi nauczkę po tym jak ja mu ją dałam, to go zabije.  Jako duch będę go nawiedzać i zafunduję mu takie Paranormal Activity, że pożałuje !
Zamknęłam oczy w oczekiwaniu na zetknięcie z ziemią. Tleniona małpa…
Tak chciałam aby brzmiała moja ostatnia myśl.
Jednak zamiast tego, poczułam silne szarpnięcie i zawisłam w miejscu. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Draco wychylał się zza balustrady, wrzeszcząc coś niezrozumiale.
Nagle stwierdziłam że chyba wolałabym się zderzyć z ziemią niż wrócić teraz do Malfoya, który słownictwem nie grzeszy…
Niewidzialna siła ( z różdżki bardzo widzialnego Malfoya ) ciągnęła mnie z powrotem na szczyt Wieży.
Postanowiłam nie dać się zastraszyć  i dumnie uniosłam głowę. Zamierzenie było takie – wyłonić się zza balustrady niczym Bogini Zemsty z dumą i gracją. Wyszło raczej marnie, ponieważ gdy zobaczyłam odcień skóry Smoka, zapragnęłam wrócić tam na dół i to jak najszybciej. Miałam niejasne wrażenie że dokładnie taki sam kolor mają buraki po ugotowaniu… No i że chłopakowi zaraz pójdzie dym z nosa albo z uszu… Gdy wylądowałam na kamiennej posadzce, odruchowo chciałam się cofnąć, lecz chłopak złapał mnie za ramiona i bez słowa przestawił do drzwi.
- Truliato! – wrzasnął, obracając się do mnie plecami. Setki cegieł natychmiast zamurowały wieżę astronomiczną – Lumos maxima!
Pomieszczenie zalało światło, tak jasne że niemal raziło po oczach. Draco był naprawdę potężnym czarodziejem…
- Możesz mi powiedzieć co to do cholery było ?! – ryknął wściekle. Mimowolnie się skuliłam, nie żebym się go bała…
- Nie drzyj się na mnie! – krzyknęłam z nagłą pewnością siebie. Kim on był żeby tak mnie traktować?!
- Będę ! – wrzasnął. Ciekawe… Mogłabym przysiąc że mur zadrżał…
- Nie, nie będziesz ! Masz za swoje ty tleniony palancie ! – odwrzasnęłam.
- Milcz jak do mnie mówisz! – wrzasnął. No i wtedy właśnie zrobiłam coś głupiego. Coś bardzo, bardzo głupiego. Spoliczkowałam go.
- Nie odzywaj się do mnie – powiedziałam już ciszej – Nie dość że próbowałeś mnie wyrzucić z wieży, to gdy ja ci się odgrywam ty na mnie wrzeszczysz? Coś tu jest nie tak kolego.
Odwróciłam się w stronę drzwi, lecz chłopak złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
Nawet nie zdążyłam go kopnąć, gdy mnie pocałował.
                                                                                               *
Obudził mnie koszmarny ból głowy.
Jęknęłam i przewracając się na drugi bok otworzyłam oczy, po czym wrzasnęłam głośniej niż by wypadało.
- Nie krzycz… - mruknął Draco, ściągając ze mnie kołdrę. Byłam naga.
- Wyjaśnisz mi to? – zawołałam, zabierając mu chociaż skrawek materiału, byle tylko mnie nie zobaczył jak mnie pan Bóg stworzył.
- Ale co..- jęknął i usiadł. Zaraz zaraz. To nie było MOJE dormitorium!
- Boże gdzie jest Blaise! – szepnęłam przerażona.
- Śpi sobie dzięki zaklęciu kamiennego snu. Nawet twoje wrzaski o 6 rano go nie obudzą.
Postanowiłam zacząć liczyć do 10, tak żeby się uspokoić i nikogo nie zabić. Gdzie jak gdzie, ale w Azkabanie nie chcę spędzić najlepszych lat mojego życia.
- Malfoy. Cukiereczku. – uśmiechnęłam się przymilnie – Wyjaśnisz mi dlaczego śpię w twoim łóżku naga? I dlaczego ty też jesteś nagi? – zapytałam ze zgrozą. Chłopak teatralnie wywrócił oczami.
- Nie jestem goły. Mam dres. – rzucił i aby to zademonstrować zrzucił z siebie kołdrę. Szybko zasłoniłam sobie oczy dłonią, na wypadek gdyby sobie ze mnie żartował.
- Spójrz – westchnął ciężko i odsunął mi rękę od twarzy. Dobra, punkt dla niego, ma ten cholerny dres.
- Skoro już ustaliliśmy w czym jesteśmy, wyjaśnij mi jak do jasnej cholery ja się tu znalazłam! – zawołałam. Nie pamiętam nic. Wszystko z dzisiejszej nocy jest dla mnie jedną, wielką, rozmazaną plamą.
- No jak to? Nie pamiętasz? – zapytał z cwanym uśmieszkiem Jokera.
- Nie?
Chłopak zamyślił się na chwile.
- W takim razie… To będzie nasz, a raczej mój sekret. – rzucił i zniknął za drzwiami łazienki.
Już ja mu dam sekret! Odechce mu się sekretów, niech no ja tylko znajdę sobie jakieś ciuchy.
Wtedy też zauważyłam moją sukienkę, tuż przy łóżku Blaise’a. Pięknie.
Owinęłam się szczelnie kołdrę i podreptałam po sukienkę, z przerażeniem zauważając że to już nie jest sukienka, tylko strzępek materiału.
Boże… Co się stało dzisiaj w nocy?!
Spojrzałam na śpiącego Blaise’a.
Wyglądał spokojnie i niewinnie, czyli tak jak zawsze ostatnio… Wtedy zaczęłam sobie przypominać jak się poznaliśmy. Wtedy w pociągu, był Diabłem, w swojej normalnej postaci. Potem wszystkie te rozwalone lekcje eliksirów z nim i Severusem w roli głównej… Dużo było tych wspomnień jak na dwa miesiące.
Ale… Ale Blaise zrobił się jakiś dziwny… Nie jest już tym samym pajacem z pociągu.
Pogłaskałam go po policzku a chłopak przekręcił się na drugi bok.
Muszę znaleźć sobie jakieś ubranie. Podreptałam do ogromnej szafy na środku pokoju i zaczęłam ją sumiennie przegrzebywać .
Wybrałam jakiś o wiele dla mnie za duży, biały T-Shirt, powinien sięgać mi za tyłek. Następnie wyczarowałam sobie czarne majtki do kompletu z puchatymi kapciami.
Gdy tylko zdążyłam się ubrać, Draco wyszedł z łazienki. Ponownie miał na sobie tylko dres.
No czy ten chłopak nie wie co to jest bluzka?!
Mimowolnie spojrzałam na jego tors, i natychmiast tego pożałowałam. Z niewiadomych powodów zrobiłam się czerwona jak cegła.
- Hope, Hope, Hope… Co ja mam z tobą zrobić… - westchnął chłopak a moja jakże seksowna podświadomość sprawiła że spuściłam wzrok, niezdolna dalej się na niego patrzeć.
- Mów co się tu dzieje. – zażądałam. – Pamiętam tylko że wczoraj mnie pocałowałeś, na wieży Astronomicznej.
Chłopak potaknął.
- A potem mnie spoliczkowałaś. – dodał. – Znowu.
Nie powiem, ta informacja znacznie mnie uspokoiła. W innym wypadku, zostawał scenariusz naszego namiętnego pocałunku przechodzącego przez pół Hogwartu zanim dotrzemy do sypialni…
Chryste ! O czym ja w ogóle myślę?!
- Dalej. – poprosiłam.
- Przeprosiłem cię i poszedłem cię odprowadzić do dormitorium.
Spojrzałam na niego spode łba.
- To wszystko wyjaśnia, dlaczego spałam u ciebie na przykład… - mruknęłam.
- Wiem przecież. Jak już doszliśmy do twojego pokoju, to .. – zaśmiał się cicho.
- To? – ponagliłam.
- Usłyszeliśmy ciekawe dźwięki i… Pansy raczej by się nie ucieszyła gdybyś weszła wtedy do pokoju, dlatego zaproponowałem żebyś spała u nas. Jak doszliśmy…
Boże, nie, ja siebie nie poznaje… Przecież ja nie byłam zboczona no !
– …do pokoju – dopowiedział z niewinnym uśmiechem Draco a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię. – To miałaś spać z Zabinim, ale chłopak rozwalił się na ¾ łóżka i nijak nie dało się go przesunąć. Więc rzuciłem na niego Zaklęcie Kamiennego Snu.
- Dalej. – ponagliłam poddenerwowana.
- Dalej koniec. Dalsza część jest moja, bo ty z nie wiadomych przyczyn jej nie pamiętasz.
- No chyba sobie jaja robisz ! – zawołałam.
- Skąd. – odparł Draco niewinnie.
- Masz mi w tej chwili powiedzieć co było dalej! – zażądałam.
- Przykro mi koteczku. Nie dzisiaj.
- To kiedy!
- Nie wiem. Kiedyś na pewno.
Jeden…dwa…trzy…czternaście…dwadzieścia dwa…trzydzieści cztery…
Jak go słucham, to różdżka sama rzuca mi Avadę. Choćbym doliczyła do 128346 to bym się nie uspokoiła.
- Powiedz. – poprosiłam nieco grzeczniej.
- A co będę z tego miał? – zapytał przebiegle.
- A czego chcesz?
- No nie wiem… Może… Może feniksa?
- Skąd ja ci wezmę feniksa? – zapytałam zdziwiona.
- To już twój biznes. Będzie feniks, będzie wiedza. A teraz wyjdź proszę, bo chcę się przebrać.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Chłopak jedynie zrobił bliżej nieokreślony ruch w kierunku drzwi.
- A, Hope.. – powiedział gdy chwyciłam za klamkę. Odwróciłam się nieznacznie.
- Mam tak samo . –powiedział ciszej.
- Tak. Bo ja wiem o co chodzi. – mruknęłam i wyszłam.
Wróciłam do swojego dormitorium i co tam zastałam? Królestwo rozpusty ot co.
Pansy leżała w poprzek łóżka, wszędzie walały się butelki po szampanie i inne śmieci. Na moim łóżku natomiast leżał…Max Fletchey. 
Podeszłam do swojego łóżka i zepchnęłam z niego chłopaka.
- Wynocha! – krzyknęłam. Zdezorientowany chłopak podniósł się z podłogi i wymruczał coś sennie.
- Hej no.. – stęknęła Pansy, ledwo unosząc głowę.
- Wyjazd! Już! – wrzasnęłam, otwierając chłopakowi drzwi.
Max podniósł się zaspany i wytoczył się z pokoju.
- Nie musiałaś go wyrzucać. Sama też byś mogła się z nim pobawić… - stwierdziła Pansy, patrząc na mnie pół przytomnie.
Zagotowało się we mnie. Chwyciłam pierwszą lepszą szatę z kufra i wymaszerowałam z pokoju, z całej siły trzaskając drzwiami.
-Restito – warknęłam i otwierając drzwi na milimetry, wrzuciłam do pokoju bluzkę Smoka. Ponownie trzasnęłam drzwiami.
- Nie trzaskaj! – krzyknęła Pansy.
Wsunęłam głową za drzwi.
- Będę! – krzyknęłam i trzasnęłam ponownie.
Zeszłam po schodach, i stwierdziłam że i tak nie mam co robić, więc równie dobrze mogę posiedzieć przy kominku.
Gdy tak wpatrywałam się w ogień, zastanawiałam się co takiego mogło się stać tej nocy…
Niestety, choćbym nie wiem jak się starała, nie umiałam sobie niczego przypomnieć.
Po około godzinie, część uczniów domu węża zaczęła schodzić do pokoju wspólnego.
- Co tak tu siedzisz? – zapytał Nott, siadając obok mnie. Odkąd Blaise wykreował mu nową pamięć, byłam jego najlepszą przyjaciółką.
- A co mam robić. – mruknęłam.
- No nie wiem. Może uczyć Draco wróżbiarstwa? – zagadnął.
- Czego?
- Wróżbiarstwa. Sama wczoraj mówiłaś że dajesz mu prywatne korepetycje.
- Ah no taaak… Zupełnie zapomniałam. – powiedziałam, chociaż tak naprawdę nie miałam pojęcia o czym on mówi. – A kiedy ci to powiedziałam? Tak koło której godziny? – zapytałam, niby to przypadkowo.
- Gdzieś tak koło 23, jak wpadłem do dormitorium Smoka.
- A co my wtedy robiliśmy ? – zapytałam obojętnie. Chłopak wydawał się niczego nie podejrzewać.
- Gadaliście, ale wychodziliście. Dobra, ja lecę do biblioteki. – pożegnał się i zniknął.
Dobra. To wiem już że o 23 byłam w dormitorium chłopaka, ale gdzieś szliśmy…
Pytanie brzmiało – Gdzie?
Nie wiem. Ale się dowiem.
Wstałam i ruszyłam w kierunku wyjścia. Musiałam odwiedzić kilka miejsc.

[…]

Udało mi się ustalić 2 rzeczy. Pierwsza to taka, że jak już ktoś coś wie to ma przykazane nic mi nie mówić. Druga to taka, że nikt nic nie wie albo udaje głupola jakim jest sam szanowny Malfoy.
Nieco wkurzona, wróciłam do pokoju wspólnego, wykończona trzy godzinnym poszukiwaniem czegokolwiek. 
- Jak się spało mojej królewnie – usłyszałam tuż przy lewym uchu. Odwróciłam się i mocno przytuliłam Blaise’a.
- Dziwnie się czuję. – powiedziałam.
- Czemu? Jesteś chora? – zapytał zmartwiony. Pokręciłam głową.
- Po prostu… Ten wczorajszy bal…
- Właśnie – przerwał mi – myślisz że wsadzą mnie do Azkabanu jeżeli zabiję Pottera?
- Tak, raczej tak – zaśmiałam się cicho.
- Niedobrze. Bo jak mnie zamkną to będę tęsknił – rzucił i cmoknął mnie w nos.
- Ojeej. Nie martw się, będę zeznawać przeciwko tobie. – prychnęłam a Blaise zrobił obrażoną minę i ostentacyjnie się ode mnie odwrócił.
- Wiesz że żartuje – szepnęłam mu do ucha i przytuliłam go mocno.
Udobruchany Diabeł rzucił mi szelmowski uśmiech i objął mnie ramionami.
Dobrze się z nim czułam. Chciałam żeby tak było już zawsze, żeby Draco się nie wtrącał i nie mącił mi w głowie…
- To co zrobimy z tym przygłupem, zwanym przez Karitasa Wybrańcem? – zapytał po chwili.
- Nie mam pojęcia. Wiem tylko że nie ma szans żebym za niego wyszła. Jesteśmy na 6 roku, o czym on chyba zapomniał.
- Taak… Nie mogę się doczekać aż rozniesiemy Lwiątka na finałowym meczu. – powiedział rozmarzonym tonem.
- Ja też. Chcę zobaczyć minę tego pacana gdy złapię znicz.
Siedzieliśmy w milczeniu, wpatrując się w kominek i myśląc. Nie wiem o czym myślał Blaise, ja rozmyślałam o wszystkim i o niczym.
Naszą oazę spokoju zburzył naturalnie Smok. Wpadł do pokoju niczym tornado i na nasz widok stanął z rozdziawioną gębą.
- Co? – zapytałam zdziwiona.
- Ja… Ekhem… Ty przecież… Nie ważne. – otrząsnął się. Nadal zszokowany usiadł na kanapie, uważnie lustrując nas wzrokiem. Nie odpuszczałam jego spojrzeniu i twardo patrzyłam mu w oczy.
Po kilku, może kilkunastu minutach blondyn spuścił wzrok. Ha.
- Wiesz Hope… Chyba się pomyliłem co do ciebie. – powiedział i wyszedł.
Moja reakcja zaskoczyła mnie tak, jakby kopnął mnie prąd.
Ten uścisk w brzuchu i dziwne uczucie w sercu były przecież zupełnie nie na miejscu.
To było co najmniej chore i przerażające… Wcześniej się tak nie czułam…
Podświadomie czułam że ma to związek z dzisiejszą nocą.
Muszę znaleźć tego cholernego feniksa i to szybko… 
- Diabełku – szepnęłam, chcąc zwrócić na siebie uwagę chłopaka. Blaise spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Tak Hopciu?
- Skąd mogę wziąć feniksa?
- Po co ci feniks skarbie? – zapytał zdziwiony.
- Bo je lubię – uśmiechnęłam się .
- Hmm… Sądze że gdybyś ładnie poprosiła gajowego, mógłby ci go załatwić. Potter ma wtyki u Hagrida.
Ach tak.
- W takim razie gdzie ten Hagrid ma pokój?
- Na błoniach ma chatę. Zauważysz, taka niewielka rozpadlina.
Ucałowałam go z radością i biegiem ruszyłam ku wyjściu.
[…]
Blaise miał rację. Chatka była w kiepskim stanie technicznym, ogródek dookoła niej również.
Z wahaniem zapukałam do drzwi.
Po chwili pojawił się w nich ogromny facet który chyba zapomniał co to są nożyczki i maszynka do golenia. Cofnęłam się trochę, lecz jego przyjazny wyraz twarzy nieco złagodził jego postawę.
- Tak? – zapytał.
- Jestem… Jestem nowa, nazywam się Hope. Jestem kuzynką Harry’ego. – powiedziałam grzecznie.
- A no, Harry mówił coś o tobie. Właź – uśmiechnął się i zniknął w pomieszczeniu. Powoli weszłam do domku i zamknęłam drzwi.
Krzyknęłam gdy coś wielkiego i czarnego na mnie skoczyło.
- Kieł ! Kieł, ty okropny psie ! – krzyknął na niego Hagrid i pies grzecznie się ode mnie odsunął. Faktycznie, to był zwykły pies. No, może nie taki zwykły bo wielkości kucyka. Kucnęłam i pocwoliłam psu przejechać ozorem po moim policzku.
- Śliczny jesteś wiesz? – powiedziałam głaszcząc go i drapiąc za uszami. Kieł patrzył na mnie wielkimi oczami, które jakby rozumiały każde moje słowo. No naprawdę.. Nie widziałam jeszcze zwierzęcia które tak rozumnie by patrzyło.
- Świetny pies – powiedziałam, wchodząc do saloniku. Usiadłam na kanapie a Kieł zwalił mi się na kolana, domagając się pieszczot.
- No, oddany kundel. Co cię tu sprowadza? – zapytał.
- Mam do ciebie trochę dziwne pytanie. – zaczęłam.
- No?
- Sprowadziłbyś mi feniksa?
Hagrid patrzył na mnie nie kryjąc zdziwienia.
- Ja.. tego … Holibka, dawno już się nie udzielałem na rynku… Ale chyba dam radę, a do czego ci feniks? – zapytał podejrzliwie. Nie podlegało wątpliwości, skoro Hagrid przyjaźnił się z tym bucem Potterem, to Malfoya nie znosił.
- Chcę go dać tacie w prezencie na gwiazdkę. – rzuciłam.
- Chyba że przyszłą – sprostował.
- Czemu?
- Na feniksy się bardzo długo czeka. Z reguły rodzą się raz na sto lat, a gdy już giną w swoich płomieniach i odradzają się w popiele, są przyzwyczajone do właściciela. Nie łatwo zdobyć feniksa.
Cwana bestia z tego Malfoya.
- Mimo to i tak bardzo by mi na tym zależało. Błagam, Hagrid. – poprosiłam, niemal błagalnym tonem.
- Jasne, postaram się. Przyjdź we wtorek, wtedy powinienem wiedzieć co i jak w trawie huczy.
- Dzięki. Ogromne dzięki. – powiedziałam z wdzięcznością.
- Tak se pomyślałem… Wyprowadziłabyś Kiełka na spacer? Bidula rzadko wychodzi.
- No pewnie. Żaden problem. – rzuciłam i zepchnęłam z siebie psa. Ta, jasne.
- Kieł, złaź – poleciłam, lecz pies jakby w odpowiedzi wygodniej umościł się na moich kolanach.
- Zagwiżdż. – polecił Hagrid.
Zagwizdałam i pies momentalnie znalazł się na podłodze. Spojrzałam z podziwem na Hagrida.
- Jak będziesz chciała żeby przyszedł zagwiżdż dwa razy. – poinstruował mnie.- I nie zapuszczajcie się za daleko do lasu.
- Spokojnie – uśmiechnęłam się. Ruszyłam do wyjścia.
- Pilnuj jej Kieł. Masz się jej słuchać. – powiedział Hagrid do psa który patrzył na niego w skupieniu.
Zaraz, przecież psy tak nie umieją… Wariuję, to pewne.
Gdy byłam przy drzwiach, gwizdnęłam dwa razy i pies zjawił się przy mnie. Jego wielki łeb gdy był w górze, sięgał mi ponad pas.
Wyszliśmy z chatki i pies poleciał przed siebie, ciesząc się jak szczeniak. Ruszyłam za psem, spacerując po błoniach.
Po chwili Kieł przywlókł do mnie ogromny kij.
- No chyba żartujesz… - zaśmiałam się a pies zaczął szczekać wciąż nie puszczając gałęzi. Złapałam za jeden jej koniec i pociągnęłam. Pies zaczął warczeć a ja zaczęłam się śmiać gdy pociągnął mnie za sobą. Trawa była wyjątkowo śliska bo padało, więc poleciałam za nim jak na łyżwach.
Zaparłam się nogami i zaczęłam siłować się z psem.
W pewnym momencie puściłam gałąź, i poleciałam do tyłu jak długa. Ręce miałam zdarte od kory.
Kieł szczeknął donośnie i wskoczył na mnie swoim wielkim cielskiem, przygważdżając mnie do ziemi.
- Przestań! Zły pies ! – krzyczałam, podczas gdy niewzruszony Kieł mył mi twarz językiem. Zaczęłam się śmiać i pogłaskałam psa po głowie. Szczęśliwy zwierzak ułożył swój pysk na moim ramieniu i zamknął oczy.
- O nie! Nie Kieł ! Wstawaj! – zawołałam i zaczęłam gwizdać. Kieł wstał i zaczął biegać dookoła mnie. Otrzepałam się z ziemi i trawy i biegiem ruszyłam przed siebie.
Kieł pognał za mną, wyprzedzając mnie już po kilku sekundach.

Spacerowałam z Kłem już drugą godzinę i nawet nie byłam zmęczona. Uwielbiam zwierzęta, a ten pies to chyba najmądrzejsze zwierzę na świecie.
- Kieł! Kieł wracaj! – zawołałam gdy pies ruszył w stronę lasu. Kieł przystanął i odwrócił na mnie swój potężny łeb.
- Tak ty ! Wracaj i to już! – krzyknęłam i o dziwo, pies do mnie przyszedł.
- Wracajm już, twój pan się pewnie niecierpliwi. – rzucił i ruszyłam w stronę domku . Pies był wyraźnie zadowolony dużą ilością ruchu.
- Hagrid, już wróciliśmy – zawołałam w wejściu.
- Dziękuję Hope. Kieł cie polubił, widzisz jak mu ogon lata jak na ciebie patrzy? – wskazał na psa. Uśmiechnęłam się i uklękłam przy zwierzaku.
- Dobra psina – powiedziałam, tarmosząc jego pysk. Kieł w odwecie ponownie oblizał mnie jęzorem.
- Jak chcesz to możesz go codziennie tak wyprowadzać po zajęciach. – zaproponował Hagrid.
- Serio? To świetnie! – ucieszyłam się – Muszę lecieć. Pewnie reszta na mnie już czeka. – powiedziałam i wstałam.
- Jeszcze raz dzięki. I we wtorek będę wiedział coś o tym feniksie. – pożegnał mnie gajowy i wyszłam z chaty. Niebo zaczęło zachodzić chmurami, a przecież dosłownie przed chwilą świeciło słońce.
W końcu dotarłam do zamku. Korytarze niemal świeciły pustkami, co trochę mnie zdziwiło. Gdy dotarłam do pokoju wspólnego, usłyszałam podniesione głosy.  Skierowałam się na schody prowadzące do dormitoriów chłopaków. Nie zdziwiłam się wcale gdy okazało się że to z pokoju Smoka i Diabła dochodzą te wrzaski.
- … i nie masz prawa żeby się wtrącać ! – krzyczał Blaise, gdy właśnie otwierałam drzwi.
- Będę się wtrącał jeżeli będę uważał że tak powinienem zrobić. A dobrze wiesz że to co się teraz dzieje jest nie w porządku wobec niej . – powiedział spokojnym tonem.
Wtedy chłopcy zauważyli moją obecność w pokoju .
- Ja… - urwałam. Nie wiedziałam co powiedzieć. Draco podszedł do mnie i mocno mnie objął.
- Przepraszam Kwiatku. – powiedział. Nie miałam pojęcia o co mu chodzi.
Gdy blondyn mnie puścił, Blaise patrzył na nas wilkiem.
- Wyjeżdżam. – powiedział Draco – Moi rodzice się wyprowadzają.
Zamarłam i poczułam łzy w oczach, którym jednak nie pozwoliłam wypłynąć.
- Kiedy? – wydusiłam z siebie w końcu.
- W lipcu. Nie wracam do Hogwartu po wakacjach. – powiedział a ulga zwaliła mnie z nóg, i to całkiem dosłownie. Zakręciło mi się w głowie i gdyby nie refleks blondyna, upadłabym na podłogę.
- A co ją to obchodzi Malfoy? – warknął Blaise – To MOJA dziewczyna.
Po tych słowach Blaise podszedł do nas i niemal wyszarpnął mnie blondynowi z rąk. Natychmiast mu się wyrwałam.
- Blaise! – krzyknęłam.
- No co?! Będziesz go bronić? – wrzasnął wściekły.
- O co ci chodzi?! Co ci odbiło? – zawołałam.
- Mi odbiło ?! Myślisz że nie widzę że on chce mi cię zabrać?! A ty mu na to pozwalasz!
- Po pierwsze, nie jestem rzeczą którą można sobie zabierać! A po drugie, mój drogi, to się opanuj!
- Właśnie Blaise. – wtrącił Draco. – Bo dostajesz pierdolca. Prawda w oczy kole, co?
- Zamknij się plugawy śmieciu ! – wrzasnął Blaise. Nie poznaję go… Zachowywał się jak dzikie zwierze w amoku.
- Blaise, posłuchaj mnie – powiedziałam spokojnym tonem i podeszłam do niego. Położyłam mu ręce na biodrach i spojrzałam mu w oczy.
- Draco nie ma zamiaru ci mnie odebrać. Słyszysz? – zapytałam, lecz chłopak mnie nie słyszał. Trząsł się w zimnej furii, widziałam jasną jak ogień żądzę mordu w jego oczach. Nie mam pojęcia co tak na niego zadziałało.
- Hope odsuń się od niego – rozkazał mi Draco z nutą obawy w głosie. – Wyjdź stąd, natychmiast.
Znów nie miałam pojęcia o co mu chodzi, lecz widząc Diabła w takim stanie… Można się go było przestraszyć.
Pośpiesznie opuściłam pokój.

*Oczami Draco*
Podszedłem do Diabła.
- Blaise, wiem że mnie słyszysz. Opanuj to i wróć do nas. – rozkazałem stanowczo, podchodząc do niego.
- Blaise. – powiedziałem niepewnie.  Chłopak spojrzał na mnie dzikimi oczami w których nie było cienia człowieczeństwa.
- Wyjdź – warknął zmienionym głosem.
Tak. Blaise przebił się przez tę zimną i morderczą skorupę i zdołał jeszcze to powiedzieć, zanim Furia go opanuje. Zacząłem cofać się do drzwi, zastanawiając się czy nie jest za późno by biec po Snape’a .
Diabeł zaczął się coraz bardziej trząść, patrząc na mnie tymi dziwnymi oczyma które przybrały teraz barwę srebra. Gdy nacisnąłem klamkę, Blaise wrzasnął przeciągle i padł na kolana.
- Incarcero ! – krzyknąłem, gdy znalazłem się już za drzwiami.
Pędem rzuciłem się w stronę pracowni eliksirów, gdzie mam nadzieję znajdę Snape’a .
- Profesorze ! – wrzasnąłem, gdy tylko wpadłem do pracowni.
- Draco, ile razy mam ci powtarzać… - zaczął niezadowolony nietoperz.
- Nie ważne ! Blaise! To znowu się dzieje ! – krzyczałem, a profesor biegiem zaczął grzebać w swoich eliksirach. Potem bez słowa wyminął mnie w drzwiach i biegiem ruszył do mojego pokoju.
Wyprzedziłem Snape’a na schodach i prawie zemdlałem gdy dotarłem na górę.
Hope kucała właśnie naprzeciw w pełni zamienionego Diabła. Czy też w pełni przemienionej Furii.
- Blaise, wiem że to ty. I wiem że wiesz że to ja. – szeptała.
Boże… Ona…
-Florence, to nie jest Zabini. Proszę się natychmiast od niego odsunąć. Powoli. – powiedział do niej tonem nie znoszącym sprzeciwu. 
- Cicho bądźcie. – mruknęła niezadowolona i wyciągnęła rękę do czarnej pumy.
Zamarłem i poczułem jakby serce mi stanęło.
- Hope, błagam, natychmiast się od tego odsuń. – powiedziałem cicho.
Brunetka zignorowała moje błagania, i ruszyła krok do przodu.
Furia spojrzała na nią swoimi morderczymi oczami po czym powąchała jej rękę.
Wstrzymałem oddech.
Z potwora wydobył się niski, gardłowy warkot.
Hope chyba właśnie zrozumiała że jest na przegranej pozycji i powoli się cofnęła, Snape wystąpił do przodu. Profesor wskazał mi żeby najszybciej jak się da zabrał stąd Hope, a on zajmie się Diabłem.
Skoczyłem na dziewczynę sekundę przed stworem i pchnąłem ją na ścianę. Szybko chwyciłem dziewczynę i wybiegłem z nią z pokoju, nie zważając na jej wrzaski. Postawiłem ją dopiero w pokoju wspólnym.
- Powiedz mi… czy ty masz problemy psychiczne?! – zawołałem.
- Nie. Ja myślałam… Przecież Blaise nigdy by mnie…
- To nie był Blaise. Posłuchaj. – zacząłem i wskazałem na kanapę – Siadaj. Muszę ci coś wyjaśnić.
Usiadłem obok nieco wystraszonej Hope.
- To było 3 lata temu… Blaise… Bawił się czarną magią. Próbował eksperymentować, mieszać zaklęcia.
W pewnej chwili po prostu… Stworzył klątwę. Potężną, czarno-magiczną klątwę. Zaklęcie odbiło się od czegoś i sam nim oberwał, byłem wtedy przy nim. Zaczął się zmieniać w … w to coś. To była Furia. Nowy umysł, nowe życie, w tym nie było nic z Blaise’a. Gdy to opanowało jego ciało, on był w eterze, lub czymkolwiek innym. Snape i Dumbledore próbowali coś z tym zrobić, udało im się zmniejszyć działanie. Furia. Gdy Blaise wpada w szał, zamienia się właśnie w to.
Hope patrzyła na mnie w zamyśleniu, niemal widziałem trybiki pracujące w jej głowie.
- Czemu mi o tym nie powiedział? – zapytała w końcu.
- Bał się. – powiedziałem, wzruszając ramionami. Dziewczyna zaczęła się trząść, pierwszym odruchem było przytulenie jej. Hope objęła mnie mocno i wtuliła się w mój tors.
Ta noc którą z nią spędziłem, uświadomiła mi jak cudowna ona jest.
Uświadomiła mi że ją kocham, a ona kocha Blaise’a.