sobota, 23 listopada 2013

Rozdział 11

No, mordki, nadszedł czas na rozdział 11 :> Domyślam się że chcielibyście już wiedzieć co się wydarzy :) Ale potrzymam was jeszcze trochę w niepewności ;> No i cóż.... Można powiedzieć że uwielbiam robić coś czego nawet nie braliście pod uwagę w dalszych losach naszej drogiej Hope :D
Dedykacja dla mojej kochanej Gabe, Panny Malfoy i Lav. :>
Oto link do strony na fb :D I już nie męczcie o mojego fb ;) https://www.facebook.com/pages/Hope-Florence/567326783321938

~*~

*Hope*

- i tak to się właśnie skończy - rzucił Malfoy.
Podniosłam na niego umęczone spojrzenie.
- Nienawidzę cie - wychrypiałam, czując jak gardło pali mnie żywym ogniem.
- Ojej, naprawdę? - zapytał, robiąc smutną minę. - W takim razie, tego nie będziesz chciała. - westchnął i podniósł stojącą obok niego butelkę wody.
Odkręcił ją i powoli wylał na podłogę .
- Ojej. Wypadek. - mruknął i rzucił mi pustą butelkę. Następnie podszedł do mnie i się pochylił.
- I co teraz powiesz? - warknął. Uniosłam głowę i splunęłam mu w twarz. Chłopak starł ślinę niedbałym gestem i uniósł moją głowę do góry.
- To poważny błąd. - syknął.
Szybkim ruchem wyciągnął różdżkę.
- Crucio - warknął.

*Harry*
W pomieszczeniu rozbrzmiał przeraźliwy krzyk Hope, dziewczyna wiła się konwulsyjnie po podłodze.
- 20 minut powinno nauczyć cię posłuszeństwa. - stwierdziłem i machnąłem ponownie różdżką.
Wyszedłem z chaty, czując jak zaczynam się zmieniać. Już po paru sekundach przybrałem swoją naturalną postać i skierowałem się do zamku. Jeszcze przez chwilę słyszałem krzyk Hope, potem wyłoniłem się z lasu.
Wszedłem do zamku i poczułem jak ktoś pchnął mnie na ścianę.
- Malfoy - warknąłem . Tleniony kretyn mierzył mnie wściekłym spojrzeniem.
- Gdzie ona jest. - zapytał lodowatym tonem.
- Gdzie jest kto? - zrobiłem niewinną minę.
- Nie udawaj debila którym jesteś. Gdzie jest Hope - Malfoy uderzył mną o ścianę.
- Radzę ci zabrać te łapy. Dotknij mnie jeszcze raz a gwarantuję ci że zamkną cię w Azkabanie. Dyrektor tego dopilnuje. Nic na mnie nie masz, przykro mi blondasku. - uśmiechnąłem się złośliwie.
- Ty kanalio! - wrzasnął, i mocniej trzasnął mną o ścianę. - Gdzie ona jest !
- Poszukaj jej sobie, śmieciu. Nawet jeżeli ją znajdziesz... - nie zdążyłem dokończyć, gdy pięść Malfoya wymierzyła prawy sierpowy. Uśmiechnąłem się, czując jak strużka krwi ścieka mi z nosa.
- Pożałujesz tego. A raczej, ona pożałuje że to zrobiłeś. - syknąłem i wyrwałem się blondynowi sięgającemu po różdżkę. Wiedziałem że w tej chwili nie zawahałby się mnie zabić.
Momentalnie teleportowałem się do pokoju wspólnego Gryffindoru.
Ron i Hermiona podbiegli do mnie przerażeni.
- Co ci się stało - zapytali niemal jednocześnie.
- Potknąłem się - uśmiechnąłem się.
- Ty niezdaro - mruknęła Granger i odeszła. To było dziwne, nigdy nie zostawiała Rona samego.
- Co jej? - zapytałem, uważnie przyglądając się Ronowi.
- Ja tam nic nie wiem - rzucił, napychając sobie usta ciastkiem.
Idiota, pomyślałem.
- Mionuś, co się stało. - zapytałem, podchodząc do dziewczyny. Granger spojrzała na mnie wilkiem.
- Nic co musiałbyś wiedzieć Harry. A teraz żegnam - powiedziała i zabrała książkę którą akurat czytała. Nawet nie oglądając się za siebie poszła do pokoju.
Hmm... to dziwne.
Wziąłem ze stolika szklankę wódki i usiadłem na kanapie.
Minęły już 4 dni. Hope czuje się całkiem nieźle, jeszcze nie traci przytomności. Co gdyby przedłużyć jej wakacje? A co... Zaraz.
W głowie zaświtała mi genialna myśl. Ona nie ma się mnie bać. Ona ma się mnie bać i mnie nienawidzić. A jak ją dobrze znam, może zacząć coś kombinować.
Więc gdyby Malfoy ją znalazł, ona pomyślałaby że znów przyszedł na małą sesyjkę z nią sam na sam. I wtedy... Mogła by zechcieć mu uciec.
Nie zawahałaby się użyć siły.
Mógłbym się pozbyć tego tlenionego kretyna, nawet nie brudząc sobie rąk...
To był genialny plan, jednak nie zgadzał się z moją pierwotną ideą. On ma cierpieć. Ma umierać z bólu, powoli, widząc jak jego słodka, mała Hope wariuje ze strachu przed nim.
O tak.
Upiłem łyk wódki, czując jak płyn rozgrzewa mnie od środka.
Chyba odwiedzę tej nocy moją kuzyneczkę.

*Hope*

Draco stał nade mną z szyderczym uśmiechem.
- Miłej nocy skarbie - powiedział, zapinając koszulę i wychodząc z chaty.
Resztką sił podniosłam się z podłogi. Spojrzałam nieprzytomnie na posłanie. Nigdy nie czułam się bardziej upokorzona, jak.. jak śmieć, wrak człowieka. Nawet nie czułam się jak człowiek.
Byłam głodna, było mi przeraźliwie zimno, każda część mojego ciała bolała jak po potrąceniu przez auto. W kilka ran wdało się zakażenie, cuchnęłam.
Równie dobrze mogłabym teraz umrzeć. 
Łzy spłynęły po moich policzkach, zostawiając na nich jasne ślady.
Jednak ból ciała, wciąż nie dorównuje temu w sercu, pomyślałam.
Uświadomiłam sobie że, kochałam go. Naprawdę kochałam Draco, a teraz...
Opadłam bezsilnie na ziemię, nie mogąc utrzymać się na rękach. Jedynym co mi teraz pozostało, była myśl, że wytrzymam jeszcze góra dwa dni bez jedzenia i wody. Potem to wszystko się skończy. 

Obudziło mnie szturchanie. Powoli otworzyłam powieki, nie czując, nie myśląc. Nie mogłam. Wtedy jedyne co mogłam, to tylko być, pozbawiona możliwości czegokolwiek poza tym.
Zobaczyłam nad sobą twarz dziewczyny. Coś mi mówiło że ją znam, lecz nie mogłam jej rozpoznać.
Widziałam jak porusza ustami, ale nie słyszałam co mówi. Ponownie zamknęłam oczy, uznając że to nic ważnego. 
Dziewczyna była jednak uparta. Poczułam coś chłodnego na ustach, zorientowałam się że to jakaś ciecz spływająca po mojej twarzy. Może to trucizna?
- ... oczy - usłyszałam, głos pochodzący jakby z daleka. Nie chciałam żeby ta dziewczyna mnie męczyła, chciałam spać. Natręt jednak nie dawał za wygraną.
Uchyliłam powieki, licząc że w ten sposób zagwarantuje sobie spokój. Zapłakana twarz patrzyła na mnie z przerażeniem, nie mogła zrozumieć o co mi chodzi.
Tym razem jakaś inna siła zmusiła mnie do zamknięcia oczu, mimo że chciałam pokazać szatynce że chcę zasnąć.

Gdzie ja jestem?
Byłam na plaży. To ewidentnie była plaża.
Piękne lazurowe morze rozciągało się aż po horyzont. Czułam na twarzy podmuchy ciepłego wiatru, a piach przyjemnie grzał mi stopy. Podeszłam do wody i zobaczyłam w niej swoje odbicie.
Znów byłam sobą. Miałam piękne puszyste włosy, zadbaną cerę i żadnych zadrapań. Nie mogłam w to uwierzyć.
- Pięknie tu, prawda? - usłyszałam i odwróciłam się. Nie mogłam uwierzyć....
- Babcia - szepnęłam i rzuciłam się jej na szyję.
- Cześć kochanie - powiedziała i mocno mnie objęła. Zaczęłam płakać ze szczęścia, że znów mogę jej dotknąć, powiedzieć jak bardzo ją kocham.
- Ja też cię kocham Hopciu - powiedziała babcia i odsunęła mnie na długość ramienia.
- Posłuchaj mnie uważnie kochanie. - poprosiła i spojrzała na mnie uważnie. 
Mam tylko jedną szansę na widzenie z tobą. Uznałam że to jest odpowiedni moment. - mówiła.
- Wiem co się dzieje teraz z tobą na ziemi. Wiem jak bardzo cierpisz. Ale według mnie to jeszcze nie twój czas, kochanie. Musisz zdecydować. Musisz wybrać czy tam wracasz, czy pójdziesz ze mną tam - babcia wskazała coś za moimi plecami.
Dopiero teraz zauważyłam że za nami rozciąga się miasto z białego marmuru. Zauważyłam dzieci biegające po zielonej trawie, tak szczęśliwe że przyjemnie było na to patrzeć.
- Musisz sama zdecydować.
- Muszę wybierać teraz? - zapytałam. Wiedziałam że jeśli postanowię wrócić na ziemię, to nie wiadomo kiedy znów zobaczę babcię.
- Tak kochanie. Przykro mi. - powiedziała i mocno mnie objęła. Wtuliłam się w nią, czując znajomy zapach.
Zdawałam sobie sprawę jak niewiele osób dostaje szansę wyboru.

Bardzo cię kocham babciu - powiedziałam.
- Wiem kochanie. Pamiętaj że ja zawsze przy tobie będę.
- Wracaj już. Przysięgam że zawsze będę przy tobie.
Przytuliłam się do babci i poczułam że się oddalamy. Babcia stała na brzegu i machała mi na pożegnanie.
Miałam nadzieję że to dobra decyzja.


Znowu miałam aż zbyt bolesną świadomość swojego ciała. Tym razem nie czułam się jak po narkotykach, mogłam jasno myśleć.
Może to jednak była zła decyzja. Może należało zostać tam gdzie byłam...
- ... proszę.
Otworzyłam oczy. Nade mną stała Pansy.
- Hope, powiedz coś - płakała - Myślałam że nie żyjesz!
Dziewczyna zanosiła się od płaczu.
- Ja...wody.. - wychrypiałam. Dziewczyna natychmiast podała mi całą butelkę wody, którą wypiłam na raz. 
- Zabiorę cię stąd, obiecuję - płakała. Nagle Pansy zamarła. Usłyszałyśmy kroki.
- Uciekaj - szepnęłam, nie mogąc wydobyć z siebie głośniejszego dźwięku.
Pansy zerwała się na równe nogi.
- Zabiorę cię stąd, zabiorę - powtarzała i wybiegła. Położyłam się na podłodze.
Wiedziałam co oznaczają te kroki, nauczyłam się je rozpoznawać.
- Jak tam moja królewna? - zapytał Draco, siadając na stołku.
- Dobrze, dziękuję - powiedziałam. Mnie samą zadziwiła moc mojego głosu. 
- Ooo, widzę że odzyskujemy siły. Jak to możliwe? - zapytał, zirytowany.
Milczałam.
- Miałaś może gości? - zapytał, wstając. Pokręciłam przecząco głową. Draco zaśmiał się chrapliwie.
- Nie ładnie tak kłamać - powiedział i podniósł butelkę. O rany.. Pansy ją zostawiła.
- Parkinson tu była prawda. - bardziej stwierdził niż pytał. Nie był zadowolony.
- Ale wiesz co? To nie była twoja wina, prawda? Więc niby czemu miałbym cię za to karać? A, już wiem czemu. Bo Pansy nie mogę - warknął i wycelował we mnie różdżką. Podświadomie się skuliłam.
- Boimy się, co? - zaśmiał się.
- Nie bardzo podobają mi się te odwiedziny. Dlatego postanowiłem cię przenieść gdzie indziej.
Zamarłam. O nie. O nie, nie, nie....
- Jutro przeniosę cię w lepsze miejsce. Znaj moje miłosierdzie. - powiedział i uśmiechnął się złośliwie.
- Pakuj się - rzucił i roześmiał się okrutnie, po czym wyszedł, zostawiając za sobą otwarte drzwi.
Wiatr wpadał do środka, na zewnątrz lało.
Ten deszcz, był jakby obietnicą lepszego życia. W końcu dawał życie roślinom i zmywał bród z powierzchni ziemi.
Podniosłam się na czworaka i powoli ruszyłam do wyjścia. Zakręciło mi się w głowie, lecz szłam dalej. Wyszłam na zewnątrz i opadłam na ziemię . Ciepły deszcz był jak najwspanialszy prysznic świata .
Po chwili jednak znów się podniosłam i brnęłam dalej.
Nie miałam pojęcia w którą stronę iść. Rany bolały niemiłosiernie, ból przyćmiewał mi wszystko.
Miałam nadzieję że idę w odpowiednim kierunku.
Przeszłam jeszcze kilka kroków, chata została kawałek w tyle.
- Wybierasz się dokądś? - usłyszałam i czyjeś ręce poderwały mnie do góry. Zawyłam z bólu, czując jak stare strupy pękają.
- Niegrzeczna dziewczynka - warknął Draco i wniósł mnie z powrotem do budynku po czym cisnął mną o ścianę.
Uderzyłam głową o ścianę, ból zasłonił mi świat czarną kurtyną.

*Pansy*

Łzy rozmazywały mi widok. Wpadłam do zamku i pędem ruszyłam w stronę pokoju wspólnego.
Gdy wbiegłam do środka, potknęłam się o dywan i upadłam. Czyjeś ciepłe dłonie natychmiast podciągnęły mnie do góry. Spojrzałam na Blaise'a i Draco.
- Co ci jest? - zapytał Blaise. Zaczęłam rozpaczliwie płakać, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Blaise przygarnął mnie do siebie i mocno przytulił.
- Już, już, co się stało. - Blaise pogłaskał mnie po plecach.
Pokręciłam przecząco głową. Nie mogłam im powiedzieć. Nie przy Draco.
- Pans, co jest - naciskał Draco.
- Przestań Smoku, dobijasz ją. - powiedział chłodno. 
Draco wyszedł z pokoju.
- No już - szepnął Blaise, tuląc mnie do siebie. Przestałam płakać.
- Wiesz... tęsknie za Hope - wykrztusiłam z siebie.
- Ja też za nią tęsknię. Ale posłuchaj, Hope jest teraz z rodzicami, tam jest szczęśliwsza.
Zaczęłam płakać na nowo, poczułam się jak podła czarownica.
- Już dobrze. Możemy ją odwiedzić.
Wyrwałam się Zabiniemu i pobiegłam do swojej sypialni.
                                                                            *
- Hope. Hope WSTAWAJ ! - usłyszałam czyjeś wrzaski. Otworzyłam oczy i sennie spojrzałam na stojącego nade mną blondyna.
- Prędko, zanim będzie za...
- Avada Kedavra! - usłyszałam i zielone światło rozświetliło pomieszczenie. Draco bez życia padł na podłogę obok mnie.Zaczęłam krzyczeć, przerażona spojrzałam na tajemniczy cień celujący we mnie różdżką.
Łzy płynęły po mojej twarzy, nie mogłam opanować drgawek. Spojrzałam na ciało Dracona. Na jego piękne oczy które już nigdy nie zalśnią swoim tajemniczym blaskiem. Na jego usta, które nigdy nie wypowiedzą mojego imienia w ten wyjątkowy sposób. Na jego ramiona które już nigdy nie zamkną mnie w żelaznym uścisku. Już nigdy nie dane będzie mi usłyszeć jego śmiechu, tego prawdziwego, którego tylko nielicznym dane było usłyszeć.
- Pa pa, kochanie - usłyszałam i zielone światło po raz drugi rozjaśniło ciemność noc.
*
Zerwałam się w miejscu z przeraźliwym wrzaskiem.
- Hej, co jest? - usłyszałam zaniepokojony głos... Draco. Bezmyślnie się na niego rzuciłam, wyjąc jak małe dziecko.
- Już dobrze, ciiii.... - szeptał, kołysząc mnie w ramionach i próbując mnie uspokoić. Ja natomiast trzęsłam się i histerycznie płakałam, nie mogąc zapanować nad emocjami.
- To tylko zły sen, już wszystko dobrze. Więcej nie dam ci alkoholu na noc - prychnął nieco rozbawiony Draco a ja zaczęłam płakać jeszcze żałośniej, tym razem z ulgi i szczęścia.
- Uspokój się bo obudzisz Blaise'a. Po tym Balu będzie miał poranek skacowanego, więc lepiej go nie drażnić..
Tuliłam tą tlenioną małpę jakby był ostatnią istniejącą rzeczą na ziemi, z całej siły obejmowałam go za szyję.
- Dusisz - wycharczał, delikatnie próbując się wyswobodzić..
- W dupie to mam! - wrzasnęłam nagle i bezpardonowo go pocałowałam.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Przysięgam że ten rozdział najbardziej mi się podoba  ♥  No i jak, zaskoczeni? 

piątek, 15 listopada 2013

Rozdział 10

Jej... Rozdział 10. Dla mnie jest to co najmniej niesamowite. O.O
Zanim dodam tekst rozdziału, chcę wam potruć moimi podziękowaniami.
Moi drodzy, kochani, wspaniali, najlepsi na świecie czytelnicy. Chcę wam strasznie podziękować za te 3 wspaniałe miesiące. 2,807 wejść. 64 komentarze. 15 postów i 10 krajów w których był czytany ten blog.
Dla mnie jest to spełnienie marzeń. To chyba mój 4 blog, i 1 który odniósł sukces, reszta zatrzymywała się na 100 wejściach, czasem 200. A ten.. ten tyle wyrabia dziennie! To jest jak cudowny sen, naprawdę. Nie mam słów którymi mogłabym wam dziękować za to wszystko co dla mnie robicie, za wasze komentarze, za to że przesyłacie tego bloga innym. Gdybym mogła, chciałabym podziękować każdemu z was z osobna, niestety nie mam takiej możliwości. Dlatego chcę podziękować chociaż tym którym mogę.
Tak więc dziękuję następującym osobom :
- Mojej Agacie, bez której przysięgam że zostawiłabym tego bloga już po tym 5 rozdziale.
- Julci, zwanej też Mycolkiem, za motywację i za to że to w ogóle czyta ;)
- Lunałce, bardzo bardzo bardzo dziękuję za te wspaniałe komentarze i za rozmowy o pisaniu :>
- Scarlett Clark za przepiękne komentarze które dawały mi siłę do pisania
- Gabe Dwulit za trwanie przy tym blogu ;)
- wszystkim, wszystkim którzy dodali tu komentarz. Każdy wasz komentarz jest jak złota moneta chowana w specjalnym miejscu - prawdziwy skarb.
Chcę żebyście mieli świadomość, że ten blog jest pisany dla was, bez was byłby niczym. Dajecie mi możliwość pisania, a kocham to najbardziej na świecie. Więc ... Dziękuję.
A teraz, rozdział 10. Na długość taki sobie.
P.S.:Mała pochyła czcionka oznacza wspomnienia ;)
~*~

włącz -> muzyka


Bałam się. Miałam zawiązane oczy, związane ręce i nogi. Nie miałam pojęcia ile czasu upłynęło od ostatniej wizyty Dracona.
Na samo wspomnienie ubiegłej nocy, łzy wypłynęły z moich oczu. Nie chciałam tego pamiętać, nie chciałam czuć się tak jak czułam się w tej chwili. Jak upodlone zwierze.
Cichy płacz zamienił się w spazmatyczne dreszcze. Każdy nawet najmniejszy ruch sprawiał mi ból, nie wiedziałam co jeszcze mnie spotka. Nie mogłam pogodzić się z faktem, że mój przyjaciel, ktoś kto rozumiał mnie bez słów, jest zdolny do czegoś takiego....

- Wiesz, może Potter miał trochę co do ciebie. Byłby z ciebie niezły materiał na żonę.
Uderzenie w twarz.
- Oczywiście, o ile wiedziałabyś gdzie twoje miejsce.
Kopnięcie w brzuch.
- Jak na razie, jesteś nic nie wartą .... - syknął wściekle, wprost do mojego ucha. Jeszcze nigdy nie słyszałam w jego głosie takiej nienawiści, takiego jadu.
Nawet nie czułam już bólu. Nie byłam w stanie myśleć o czymś innym jak jego przepełnione odrazą spojrzenie. 


Kolejna łza spłynęła samotnie po moim policzku.
Zamarłam. Usłyszałam ciężkie kroki zmierzające w moją stronę. Nie da się opisać jak bardzo byłam przerażona, strach odbierał mi możliwość jasnego myślenia.
- Witaj skarbie - usłyszałam i silna dłoń szarpnęła mnie za włosy w górę.
Draco zdjął mi przepaskę z oczu. W piersi ścisnął mnie ból tak potworny, że znów zaczęłam płakać.
- Porozmawiamy sobie na początek - oznajmił i pchnął mnie na ścianę. Bezwładnie się po niej osunęłam, nie mogąc złapać równowagi.
- Jak się domyślasz, byłem dziś na zajęciach. I nie zgadniesz nawet co się stało. - chłopak zamilkł, jakby oczekując odpowiedzi.
- Zgaduj - warknął i kopnął mnie w bok.
- N-nie wiem - wychrypiałam.
- Twoja przyjaciółka, Pansy, nakłamała dyrektorowi że pojechałaś do domu. Ma nawet list od twoich rodziców, że osobiście cię odebrali w nocy. Wiesz co to oznacza?
W gardle stanęła mi wielka gula. Wiedziałam.
- Nikt nie będzie cię szukał kochanie. Mamy dla siebie bardzo dużo czasu, nie sądzisz że to wspaniale?
Draco wstał ze starego stołka i zaczął rozglądać się po pomieszczeniu.
Byliśmy w jakiejś drewnianej chacie. Dach był podgniły, okna popękane. Na cały wystrój pokoju składało się to krzesło i odrobina słomy na której zwykle leżałam.
- Mam nadzieję że podoba ci się twój nowy pokój. Nie jest może zbyt elegancki, ale tobie chyba wystarczy.- zaśmiał się szyderczo. Miałam wrażenie że zwymiotuję z tego wszystkiego.
- Dlaczego - zapytałam, nie panując nad głosem.
- Dlaczego? Bo mam taką zachciankę. - uśmiechnął się i ruszył w moją stronę.


*Pansy*
- Nie wierzę. Nie wyjechałaby bez słowa.! - wrzasnął Draco, chodząc po pokoju wspólnym jak lew zamknięty w klatce.
- Dracuś, może ona po prostu nie lubi pożegnań - pisnęłam cienko, przerażona jego wściekłością.
- Nie wyjechałaby bez słowa ! - powtórzył, a ja podskoczyłam w miejscu.
- Stary, musisz się uspokoić. Te wrzaski nic nie dadzą - wtrącił Blaise. Chłopak miał ogromne cienie pod oczami, sprawiał wrażenie zmęczonego samym życiem.
- Może zostawiła jakiś list... - powiedziałam cichutko, a Draco pędem rzucił się do naszego pokoju.
Dotarłam tam, gdy przerzucał wszystko do góry nogami w poszukiwaniu listu. W końcu znalazł białą kopertę, starannie ułożoną pod poduszką.
 Zerknęłam mu przez ramię.


.... i musisz to zrozumieć. Dla nas nie byłoby przyszłości, ale musisz wiedzieć że cię kocham Blaise. Nikt inny się dla mnie nie liczy, tylko ty. Kocham cię.  

Blondyn zgniótł kartkę i cisnął nią o ścianę. Chyba ucierpiało jego ego. - To stek kłamstw! - wydarł się. On nie był wściekły. Ogarnęła go bezbrzeżna furia, która mogłaby zabić od samego patrzenia na nią.
- Ona tego nie napisała! To nie jej pismo, to nie jej słowa! - wrzeszczał. Blaise w tym czasie chwycił kartkę i zaczął ją sumiennie czytać. Gdy skończył, podniósł na nas spojrzenie pełne łez.
- Albo ty się po prostu nie umiesz z tym pogodzić. - powiedział Zabini.
- Ja po prostu wiem więcej niż ci się wydaje Diable. I możesz mi wierzyć, to nie jest list jej autorstwa.
Blondyn próbował się uspokoić.
- Wyjechała. Pogódź się z tym. - powiedział cicho i wyszedł. Blondyn usiadł ciężko na łóżku Hope. Podeszłam do niego.
- Draco.. - powiedziałam i objęłam go za szyję. Chłopak odepchnął mnie brutalnie i wstał.
- Nie Pansy. - powiedział tonem ostrym jak stal i chłodnym jak ostatni śnieg roku.
Draco wyszedł z pokoju z twarzą wymiętą z emocji.
Zaczęłam się wahać. Czy my naprawdę dobrze robimy?

- Słuchaj, ja naprawdę nie jestem pewna... - zaczęłam.
- Zamknij się! Teraz już nie ma odwrotu. Rozumiesz?! - warknął wściekle Potter.
- Masz zamiar ją tam zabić?! - zapytałam z nagłą siłą w głosie.
- Nie. Za jakiś tydzień po prostu tam pójdę i ją uratuję. Do tego czasu sprawię że będzie się bała choćby pomyśleć o Malfoyu. I będzie mi tak wdzięczna, że bez wahania zrobi wszystko co jej każę.
- Słuchaj Potter, to naprawdę nie jest dobry pomysł. Draco jest nieszczęśliwy... - wymamrotałam.
- Mam to gdzieś, jasne. Pomyśl inaczej, gdy już się pogodzi ze stratą swojej Hope, od razu weźmie cię w ramiona. Zresztą, nawet tą szlamę Granger by wziął. - prychnął pogardliwie.
Mimo że nadal nie byłam pewna, czy jest to dobry pomysł, zostawiłam Pottera samego w pokoju.

Następnego dnia po zajęciach postanowiłam odwiedzić Hope. Z obiadu zgarnęłam dla niej resztę kurczaka i butelkę wody.
Gdy szłam w stronę lasu, bałam się jak dziecko obawiające się rodzica który w każdej chwili może przyłapać je na czymś złym.
Niemal pędem pobiegłam do chaty w której Potter trzymał Hope.
Powoli otworzyłam drzwi. Ze środka buchnął mi w twarz smród wilgoci jaka panowała w środku. W chatce było dużo chłodniej niż na dworzu, a była już niemal połowa listopada.
Hope leżała na podłodze, prawdopodobnie spała.
Spojrzałam na jej twarz i wiedziałam że ten widok nie da mi zasnąć przez następne dni. Była cała brudna, miała posklejane włosy i ogromne cienie pod oczami. Wargi miała spękane do krwi, część jej twarzy pokryta była zaschniętą krwią.
Postawiłam jedzenie i wodę na podłodze obok niej. Nie mogłam uwierzyć że jej kuzyn doprowadza ją do takiego stanu...
Poczułam łzy w oczach. Miałam ochotę ją stąd zabrać, ale nie mogłam. Nie zasługiwała na taki los.
Hope przekręciła głowę w moją stronę. Niewiele myśląc rzuciłam się do ucieczki, biegłam w stronę zamku.
Serce biło mi jak oszalałe. Jeżeli coś pójdzie nie tak, wsadzą mnie do Azkabanu na resztę życia.
Nagle na kogoś wpadłam.
- Co się stało Pansy - zapytał.... Dumbledore. Stał przede mną we własnej osobie.
- Nic. - wydusiłam z siebie, czując jak panika zaczyna rządzić się w moim mózgu.
- Na pewno? Nie masz mi nic do powiedzenia? - zapytał, patrząc na mnie zupełnie jakby wiedział. Jakby czytał  mi w myślach i na wylot znał każdy szczegół planu.
- Tak. Do widzenia - rzuciłam i szybko ominęłam staruszka.
To zaczęło mnie przerastać.

- Harry, ja naprawdę nie mogę - jęknęłam, niemal płacząc. Chłopak jak zwykle podczas mojej wizyty był zirytowany.
- Uspokój się Pansy. Wszystko idzie zgodnie z planem. - powiedział i delikatnie mnie objął. - Jutro odwiedzę naszą dziewczynkę, a dzisiaj idź już spać. Późno jest.
Miał racje. Dochodziła północ. A ja do tej pory nie mogłam uspokoić swoich nerwów.
- Pansy, zaraz pomyślę że nie jesteś godna zaufania i będę musiał wyczyścić ci pamięć. - zagroził. Momentalnie się otrząsnęłam.
- Już dobrze. Dobranoc Potter - jęknęłam i wyszłam z pokoju. Pospiesznie skierowałam się w stronę  pokoju wspólnego Slytherinu.

*Draco*
- Tak, jestem pewna że to usłyszałam - powiedziała zniecierpliwiona Granger.
- Dobra. Dzięki - powiedziałem i kiwnąłem jej głową.
- Nie będzie szlamy? - prychnęła i uśmiechnęła się, rozbawiona brakiem wyzwisk
- Nie. Przykro mi - rzuciłem i mrugnąłem do niej z wdzięcznością. Gryfonka szybko oddaliła się w kierunku koleżanek, oboje nie chcieliśmy być widziani razem.
Miałem racje. Coś jest nie tak. Muszę się lepiej przyjrzeć Pansy, która teraz akurat stała pod ścianą, nerwowo się rozglądając i obgryzając paznokcie. Jeżeli coś wie, ja się tego dowiem.
- Cześć Pans. Co tak sama stoisz? - zapytałem, podchodząc do dziewczyny.
- A, tak jakoś - rzuciła i uśmiechnęła się.
- Wiesz, wpadłem na pomysł. Skoro Hope wyjechała niemal bez słowa, może pojadę do niej. Jej rodzice na pewno nie będą mieli nic przeciwko żebym się z nią spotkał.
Pansy zrobiła się blada jak ściana.
- T-to.. genialny pomysł - wykrztusiła w końcu. Zalatywało od niej strachem i kłamstwem.
- Może pojedziesz ze mną? Chciałbym widzieć minę jej rodziców - a raczej chciałbym widzieć twoją minę, pomyślałem. Byłem już bardziej niż pewien że Pansy wie coś, co raczej by mi się nie spodobało.
- Ja.. Nie mogę. Nauka, te sprawy. Muszę lecieć - rzuciła i niemal pędem pobiegła w stronę toalety.
Bez wahania ruszyłem za nią. Dziewczyna szybko skręciła za róg, do Biblioteki.
Pansy zatrzymała się przy dziale ksiąg zakazanych i rozejrzała. Szybko schowałem się za regałem.
Chwilę potem usłyszałem jak z kimś rozmawia. Wychyliłem sie zza mebla i zobaczyłem Pottera, jakby znudzonego chaotyczną paplaniną Pansy.
- Dość! - warknął - Co chwila robisz problemy! Malfoy nic nie wie idiotko! Musisz zacząć zachowywać się normalnie. Już 2 dzień ci odwala! Albo się ogarniesz i przestaniesz zwracać na siebie uwagę, albo wyczyszczę ci tą pamięć!
Pansy zaczęła cicho płakać. Ta dwójka. Dałbym sobie rękę uciąć że to Potter stoi za zniknięciem Hope.
- Nawet jeżeli coś podejrzewa, to jej nie znajdzie. Rozumiesz? - zapytał zdenerwowany.
Brunetka pokiwała głową, wycierając łzy rękawem.
Szybko wycofałem się z biblioteki. Nie wierzyłem własnym uszom...
Co mam robić? Osłupiały ruszyłem w stronę Pokoju Życzeń.
- Gdzieś, gdzie jest Hope - powiedziałem.  Drzwi się nie pokazały.
- Gdzieś, gdzie jest wskazówka jak ją znaleźć.
Powoli w marmurze ukazały się drewniane, zdobione wrota.
Prowadziły do małego pomieszczenia, przypominającego archiwum. Na środku stał stół ze zwojem pergaminu leżącym na środku.
Rozwinąłem papier. Był to plan zamku, błoni i lasu. Mapa była zniszczona, nie dało się rozczytać nic co znajdowało się poza granicami błoni.
Pozostaje mi przeszukać zamek kawałek po kawałku.
Lub... Dorwać Pottera.

~*~
Koniec rozdziału 10.
Jak myślicie, Draco znajdzie Hope, czy też plan Harry'ego się powiedzie? Piszcie w komentarzach co byście woleli, mam pomysł na oba warianty. No i zaglądajcie na drugiego bloga, proszę was :) Dajcie mu szansę :>

wtorek, 12 listopada 2013

Rozdział 9

Oto 9 rozdział mojej twórczości :) Zawdzięczam go Bellatrix, która pisze świetne Dramione :* Tak mnie natchnęła, że rozdział 9 poszedł jak z płatka :D Dedykacje :
- Dla owej Bellatrix :D
- Dla mojej Agatki którą kocham najbardziej na świecie ever i dla niej staram się pisać to co piszę ;)
- Dla mojego cudownego przyjaciela - M. - który pewnie nawet tego nie zobaczy, a jeżeli już, to chce żeby wiedział że bardzo się cieszę że go mam i że jest dla mnie bardzo, bardzo ważny <3
- Dla wszystkich którzy zostawili tu  chociaż jeden komentarz - Ten blog jest wasz. Bez was by go nie było. Bo nic tak nie motywuje do pracy jak porządna dawka pozytywnej energii od was ;***
Tak więc, bez zbędnych dodatków i pierdół , Rozdział 9 !
P.S.: Mam do was bardzo ważne pytanie, i bardzo zależy mi na waszych odpowiedziach :
Co chcielibyście żebym zmieniła w blogu? Może nie pasują wam reklamy? Albo takie przerywniki między rozdziałami? Jeżeli coś jest nie tak, z treścią lub wyglądem, bardzo was proszę żebyście napisali w komentarzu, a postaram się nad tym popracować :) Kocham was moje misie i jeszcze raz dziękuję za wasze wsparcie :DI przypominam o drugim blogu :) Zaglądajcie do świata Wampirów skarby xD

~*~

- Jesteś pewien że to wystarczy? - zapytałam, nie za bardzo przekonana co do powodzenia planu Gryfona.
- Jestem absolutnie pewien. Znam ją dość długo by wiedzieć że po czymś takim, załamie się psychicznie a jej rodzice na pewno zabiorą ją z tej szkoły. I to szybciej niż jesteś to sobie w stanie wyobrazić.
- Dobrze. Oby. Bo w przeciwnym wypadku, powiem Draco że to ty stoisz za tym wszystkim.
Chłopak spojrzał na mnie spode łba.
- Nie zrobisz tego. Bo w takim wypadku, obawiam się że moja urocza kuzynka dowie się paru rzeczy o przyjaciółce. - warknął wściekle Potter.
- Nadal nie rozumiem, dlaczego aż tak bardzo ci na niej zależy. I to na tyle żeby ją skrzywdzić.
Potter uśmiechnął się krzywo, a w jego oczach zapłonęły ogniki. Miał spojrzenie szaleńca.
- Moja droga Pansy. To nie jest twoja sprawa, więc nie wtykaj w nią swojego nosa. Możesz wyjść - rzucił i wskazał drzwi.
- Pospiesz się Potter. Teraz kiedy Blaise z nią zerwał, Draco będzie próbował ją w sobie rozkochać - powiedziałam z nutą obrzydzenia która nawet mnie samą zdziwiła.
Dumnym krokiem wymaszerowałam z pokoju.

*Trzy dni później*

Co też ten Potter tak długo robi. Jego "cudowny" plan już powinien wejść w życie! A tymczasem Draco spędza coraz więcej czasu z Hope. Nawet teraz, siedzą sobie razem i mieszają jakieś świństwo dla nietoperza.
Emocje rozsadzały mnie od środka. Nagle zauważyłam jak Potter wstaje od swojego stolika i zmierza w kierunku Hope. Draco natychmiast poderwał się z miejsca i zastąpił brunetowi drogę.
- Czego tu szukasz - warknął blondyn.
- Spokojnie, kochasiu. Przyszedłem się pogodzić. - powiedział Harry, poważniejąc.
- Oczywiście - prychnął Draco z pogardą.
- Naprawdę. Hope to moja kuzynka, i mimo wszystko chcę żeby między nami była zgoda. - powiedział ze skruszoną miną. Zamarłam. On chyba nie mówi tego poważnie.
- ... a skoro nam obu zależy na Hope, może można by zakopać topór wojenny? - ciągnął. Hope wyjrzała zza Malfoya.
- Harry. Jesteśmy rodziną. Powinniśmy trzymać się razem. - powiedziała i objęła Harry'ego za szyję. Po minie Malfoya widziałam że za chwilę poleje się krew. Hope najwyraźniej też to wyczuła.
- Przestań Smoku. Harry wyciągnął do ciebie rękę, więc masz się zachować jak mężczyzna. - powiedziała lekkim tonem. Kim ona w ogóle jest żeby mu rozkazywać?!
- Dobrze - Draco skinął po chwili głową i objął Hope ramieniem, jakby chcąc ją odsunąć od Pottera.
- Cieszę się. To może zaproszę was na małe party, dziś wieczorem? - zapytał "Wybraniec" .
- Z chęcią przyjdziemy - powiedziała Hope i wróciła do kociołka. Draco dołączył do szatynki a Potter odwrócił się w moją stronę. Nie mogłam uwierzyć że on naprawdę chciał się godzić.
I wtedy dostrzegłam błysk w jego oku. I nagle wszystko zrozumiałam - plan ruszył.

*Oczami Hope*

- Draco tak się cieszę z tego wszystkiego. Proszę, nie psuj tego - powiedziałam błagalnym tonem, mieszając naszą Amortencję.
- Słuchaj, nie sądze żeby Potter miał czyste intencje - mruknął niezadowolony.
- Przesadzasz. Może w końcu do niego dotarło, że jesteśmy rodziną.
- Taak, a potem dobrowolnie odda nam Puchar Quidditcha.
- Oj Draco. Chociaż daj mu szansę. - poprosiłam, patrząc na niego błagalnie.
- Dlaczego ja daję tak sobą manipulować. - mruknął niezadowolony, i z niedowierzaniem pokręcił głową.
- Bo jesteś dobrym przyjacielem - zaświergotałam milutko, podchodząc do chłopaka.
- Pewnie - powiedział i objął mnie. - Wszystko w porządku?
- Jasne, czemu ma nie być? - zapytałam zdziwiona.
- No wiesz.. ta sprawa z Zabinim... - powiedział zmieszany.
- Nie chcę o tym rozmawiać - powiedziałam ciszej, i odwróciłam się do chłopaka plecami. Nie chciałam żeby widział moje łzy.
- Ej, nie chciałem - powiedział szybko, stając przede mną - Nie gniewaj się... Płaczesz? - zapytał wstrząśnięty.
- Nie - mruknęłam - Oczy mi się pocą.
Blondyn prychnął i mocno mnie przytulił.
- Tęsknie za nim - szepnęłam.
- Wiesz że nie warto. On nie był wart ani jednej twojej łzy, ani jednego uśmiechu.
- Poeta - prychnęłam ale mimo to się uśmiechnęłam.
- Może. Ale mówię prawdę. Jak chcesz zdążyć na to party u tego paja... Pottera, to się zbieraj. - rzucił Draco. Spojrzałam na niego z politowaniem, widząc jak ledwo powstrzymał się od obrażania mojego kuzyna.
Kiwnęłam głową i pobiegłam do pokoju zostawić szatę.

- Nareszcie jesteście ! - zawołał uradowany Harry, podbiegając do mnie i z entuzjazmem mnie przytulając.
- Hej - powiedziałam i dałam się pociągnąć w stronę przyjaciół Harry'ego.
- Hope, skarbie! - zapiszczała Hermiona i rzuciła mi się na szyję.
Rozejrzałam się za Draco. Chłopak stał przy barze, widocznie rozbawiony moją przerażoną miną.
Gdy zostałam już porządnie wyściskana przez cały dom Lwa, Harry podał mi butlę wódki. Z niesmakiem pokręciłam głową i oddałam mu trunek.
- Oj chociaż łyczka. Na lepszą zabawę. - zachęcał mnie kuzyn.
- Nie piję. - powiedziałam stanowczo.
- Oj nie daj się prosić, weź chociaż łyka...
- Jeżeli mówi że nie, znaczy nie - warknął Draco, stając za Potterem. Teraz zauważyłam, że był wyższy od Wybrańca o dobre 15 cm.
- Spokojnie, wyluzuj. To może ty sobie łykniesz?
Draco był zły, nawet bardzo. Szybkim ruchem wyrwał Potterowi butelkę z dłoni i z hukiem trzasnął nią o ścianę.
- Draco! - zawołałam. Spojrzałam na Harry'ego. Było mu przykro. Objęłam chłopaka w obronnym geście.
- Hope, on chciał cię najpewniej otruć! Albo nafaszerować narkotykami!
Muzyka w pokoju ucichła. Wszyscy zwrócili się w naszą stronę.
- Draco. Przesadzasz, popadasz w paranoję. - powiedziałam, chcąc go uspokoić.
- Hope, czy ty tego nie widzisz? Tacy jak on się nie zmieniają! To zwykły szmaciarz który liczy na odrobinę oklasku i udaje biednego szczeniaczka bo zdechli mu starzy! - wrzasnął. Wmurowało mnie. Draco nigdy nie był tak... bezczelny, wobec kogokolwiek. Harry otrząsnął się z szoku. Myślałam że zaraz rzuci się na blondyna, rozwali mu nos....
-  Wiesz, może masz trochę racji. Ale to nie zmienia faktu, że jestem dumny z tego kim jestem.
Spojrzałam na kuzyna z niejakim podziwem. Wykazał sie dojrzałością, której teraz Draco brakowało.
Spojrzałam na blondyna z wyrzutem.
- Zachowałeś się po chamsku, Malfoy. - powiedziałam.
- Malfoy? - powtórzył, jakby nie wierząc w to co słyszy. - W takim razie żegnam towarzystwo - warknął i wyszedł, trzaskając drzwiami. Przeszedł mnie dreszcz, biegnące tuż po kręgosłupie. Bardzo nieprzyjemny.
- Taak... - westchnął Harry. - Chyba impreza skończona.
- Nie, daj spokój. - zaoponowałam. - Nie przejmuj się Malfoyem. Nie panuje ostatnio nad sobą.
- Widać. - prychnął Potter. Nagle wyciągnął zza stolika drugą butelkę wódki.
- Dawać muzykę - krzyknął i wszystko jakby wróciło do normy. Zaczęłam tańczyć z Ginny i Luną, po chwili dołączyła do nas także Hermiona.

Wyszłam z zatłoczonego pomieszczenia, zmęczona jak nigdy. Harry wyszedł załatwić coś do jedzenia, a wszyscy zaczęli odwalać jakieś akcje.
Ruszyłam po schodach, zerkając na zegarek. Była 2 w nocy.
Draco się wścieknie, pomyślałam i powoli zaczęłam się wspinać po schodach.
Poczułam jak czyjeś silne ramiona oplatają mnie od tyłu. Nie zdążyłam krzyknąć gdy silna ręka zasłoniła mi usta. W tej samej chwili poczułam czyjeś wargi na swojej szyi.
- Będziesz moja, tej nocy - usłyszałam przy lewym uchu i zamarłam. Znałam ten głos.
Dłonie napastnika zaczęły zsuwać się po mojej talii, błądziły swobodnie po moim ciele. Nie mogłam uwierzyć w to co się działo. To było jak chory sen.
Chłopak obrócił mnie przodem w swoją stronę i wymierzył mi siarczysty policzek. Upadłam na schody jak szmaciana lalka, kompletnie nie panując nad swoim ciałem.
Poczułam łzy w oczach, bolał mnie policzek, ale to serce było złamane. Przecież... Przecież on...
Chłopak podniósł mnie z ziemi i pocałował, zachowując się jak opętany.
- Dobranoc kochanie. Czeka cię długa noc - usłyszałam i poczułam uderzenie w skroń.
Ostatnim co zobaczyłam, były niebieskie jak ocean oczy Draco.


~*~

Ja wiem że krótki, ale takie będą się teraz pojawiać, niestety. No, trochę dłuższe xD To ostatni tak krótki, ale już nie mogłam sie doczekać żeby wam go pokazać :D Mam nadzieję że się podoba :) I przypominam o zaglądaniu w zakładkę "Blog :)" i czytaniu ^^
Dobranoc kochani <3


sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 8

No cóż, nie ma słów jakimi mogłabym was przeprosić za całkowite olanie tego bloga. Tak dużo się ostatnio działo, że nie miałam ani siły ani czasu żeby coś napisać. Bardzo was za to przepraszam.
Do stworzenia tego rozdziału zmotywowała mnie jedna osoba , i chce jej serdecznie podziękować. Tenebris, ten rozdział jest dla ciebie. Nie wiem czemu, ale świadomość że ktoś pamięta jeszcze o Hope , dała mi mocnego kopniaka w dupe i powiedziałam sobie "Dosyć opierdalania! Nowy rozdział trzeba dodać a nie pierdolić o głupotach!" A teraz, bez zbędnych pierdół .... ROZDZIAŁ 8!

Z wściekłością kopnąłem ścianę. KURWA! Czemu, za każdym razem gdy już muszę się zakochać, to zawsze ona musi się zakochać w Zabinim! To już drugi raz!
Chodziłem po naszej sypialni w te i z powrotem nerwowo przeklinając wszystko na co się natknąłem. Podszedłem do okna. Zobaczyłem Hope I Blaise'a biegających po błoniach z jakimś głupim psem.
Otarłem policzek, i zamarłem. Miałem mokrą dłoń.
Stary, dziwaczejesz z wiekiem...
Nie mogę sobie pozwolić na jakieś chore chwile słabości. Nie teraz.
Sięgnąłem po ostatnią butelkę Ognistej i wypiłem spory łyk. Pierwszy raz w całym moim życiu, Ognista Whisky była tak obrzydliwa że natychmiast ją wyplułem. Podszedłem do zlewu i wylałem zawartość butelki. Zdziwił mnie jej nieco ciemniejszy niż zwykle kolor, ale moją uwagę odwrócił hałas na korytarzu.
- Co kurwa... - zacząłem i zamarłem. Świat nagle zaczął wirować, wszystko tonęło w zdecydowanie zbyt jaskrawych barwach. Zobaczyłem Hope i Blaise'a idących w moim kierunku, rozmywali się w dziwne kształty... Potem była tylko ciemność.

*Hope*

- Ale nic mu nie będzie? - zapytałam, chyba 4 raz w ciągu 15 minut.
- Nie. Poleży jeszcze ze dwa dni i będzie jak nowy - powiedziała młoda pielęgniarka widocznie zmęczona moją gadaniną. Weszłam do pokoju blondyna , zastałam tam nieprzytomnego Malfoya i jego rodziców.
- Dzień dobry. - powiedziałam cicho, nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Zależało mi na tym żeby być przy Draco, ale równocześnie bałam się jego rodziny. Miałam się właśnie wycofać, gdy jego matka spojrzała na mnie stalowymi oczami.
- Witaj. - powiedziała i nie wiedzieć czemu, ale się zarumieniłam. Ta kobieta przeszywała mnie na wylot.
- Jesteś koleżanką Dracona? - zapytał lodowato zimnym tonem jego ojciec. Zaczęłam żałować że tu weszłam.
- T-tak - odpowiedziałam. Czułam się jakbym zrobiła coś złego...
- Cóż... Może w takim razie ty nam wyjaśnisz co robił alkohol w pokoju Dracona? - zapytał oskarżycielskim tonem jego ojciec.
- Ja... nie wiem. - powiedziałam.
- Draco to porządny chłopak. Nie jest alkoholikiem, nie tak go wychowaliśmy, ale prawda jest taka że nie wiemy co się u niego dzieje... - powiedziała jego matka.
- Jeżeli ta wódka była jego to ja sobie z nim porozmawiam, gówniarz jeden... - rzucił jego ojciec. Wyobraziłam sobie tę scenę aż zbyt dobrze, zbyt dobrze widziałam tego lodowato zimnego mężczyznę krzyczącego na Dracona...
- Tak naprawdę.. - gorączkowo myślałam na kogo by zrzucić winę... - to było moje.
Rodzice Malfoya przybrali niemal identyczny pogardliwy wyraz twarzy. No, na dobre relacje nie ma co liczyć.
- Cóż... W takim razie chociaż wiemy w jakim towarzystwie się obraca nasz syn. - warknął Pan Malfoy. Spuściłam wzrok, nie mogąc wytrzymać napięcia które zapanowało w pokoju.
- Co... - usłyszałam i trybie natychmiastowym znalazłam się przy łóżku. Draco omiótł nas półprzytomnym spojrzeniem.
- Wróciłeś do żywych - powiedział bez emocji w głosie jego ojciec, po czym wyszedł z pokoju. Matka Malfoya spojrzała na syna i również wyszła. Usiadłam na brzegu łóżka i chwyciłam Draco za rękę.
- Malfoy... - powiedziałam cicho. Draco spojrzał na mnie nieco przytomniej i posłał mi słaby uśmiech.
- Żyj stary. - szturchnęłam go w ramię.
- Nakłamałaś moim starym - stwierdził i usiadł.
- A co miałam powiedzieć? Że ich syn to pijak? - prychnęłam.
- Nie jestem pijakiem - żachnął się .
- Wypijasz średnio butelkę tej gównianej whisky dziennie - mruknęłam.
- Przesadzasz.
- Lekarz mówił już co się w ogóle stało? - zapytał blondyn. Nie chciałam mu tego mówić...
- Wiesz... Ta whisky była zatruta bardzo silnym narkotykiem. Wystarczyłby malutki łyczek żeby zabić... Ty pewnie wyplułeś, i dlatego zadziałał delikatniej.
- Co to było za świństwo? - zapytał zdziwiony Draco.
- Statima mortis. Natychmiastowa śmierć , tak twierdzi lekarz.
- Czyli ktoś próbował mnie zabić? - upewnił się Draco. Kiwnęłam głową.
- Fajnie. Tego mi było trzeba. - westchnął. Zrobiło mi się gorąco na samo wyobrażenie martwego Malfoya. Spojrzałam na jego posągowe ciało i te delikatne acz męskie rysy twarzy i poczułam panikę. Łzy napłynęły mi do oczu, co nie uszło uwadze Draco.
- Ej, jeszcze żyje - powiedział i wyciągnął do mnie ramiona. Wtuliłam się w niego jak małe dziecko, bojąc się że za chwile zniknie.
- Żyję, słyszysz? - powtarzał Draco w moje włosy, tuląc mnie do siebie. W jego ramionach czułam się tak dobrze, tak bardzo nie chciałam żeby coś mu się stało...
- I jak się czujesz? - usłyszałam i odsunęłam się od blondyna. Blaise stał w drzwiach i mordował nas po kolei wzrokiem.
- Widzę że dobrze - warknął i wyszedł trzaskając drzwiami.
- Czemu zawsze tak wychodzi - jęknęłam bardziej do siebie niż do Draco.
- Bo Blaise to palant. Wiesz o tym - powiedział patrząc mi w oczy. Trzepnęłam go ze złością.
- Czemu taki jesteś! Ciągle wszystko psujesz Draco! Gdy już zdążę się pogodzić z Blaisem, ty wkraczasz i mącisz mi w głowie! - powiedziałam, unosząc się nieco bardziej niż by wypadało.
- Mącę ci w głowie, tak? - prychnął rozbawiony.
- Tak - warknęłam. Za dużo wrażeń na dziś, stanowczo za dużo...
- W takim razie, co jeszcze tutaj robisz? - powiedział wkurzony Draco - leć za tym swoim frajerem.
Tego było za wiele. Wymaszerowałam z pokoju i trzasnęłam drzwiami. Biegiem ruszyłam za Blaisem który właśnie zniknął mi z oczu.
- Blaise ! - wydarłam się, nie zważając na to że pół Szpitala patrzy na mnie jak na wariatkę. Blaise zatrzymał się w pół krokui odwrórcił.
- Blaise, słuchaj...
- Nie - przerwał mi - Mam tego dość. Za każdym razem gdy was widzę, padacie sobie w ramiona. Mam tego dosyć Hope. To koniec. Nie ma sensu dłużej tego ciągnąć. - powiedział i odszedł.
Nie mogę w to uwierzyć... Blaise.. Ze mną zerwał...
Stałam tak jak wryta, nie bardzo ogarniając co się w ogóle dzieje. Ten dzień jest wybitnie beznadziejny... Podeszłam do kominka i sypnęłam garść proszku Fiuu. Wkroczyłam w zielone płomienie, myśląc że trzeba skończyć ten fatalny dzień...

*Pansy*
- No wiem przecież ! - krzyknęłam do słuchawki. Draco gderał mi właśnie jak to nie ładnie męczyć kogoś kogo jeszcze niedawno ktoś chciał zabić.
- Draco ja to wszystko rozumiem, naprawdę, ale musisz mi pomóc z Hope - powiedziałam załamana.
- Jak to co robi? Jest pijana jak Messerschmidt i rozwala bar! - zawołałam.
Draco bez słowa się rozłączył, intuicja mówiła mi że lada moment tu będzie.
Nie pomyliłam się, z kominka wyłonił się zmęczony Draco.
- Gdzie.. - zapytał a ja wskazałam ladę. Hope właśnie wlewała w siebie trzecią butelkę wódki.. Ona ma chyba Rosyjskie korzenie, normalny człowiek padłby po pierwszej...
- Hope - zawołał, podchodząc do niej. Dziewczyna odwróciła się w jego stronę i zachwiała.
- Draco - zapiszczała radośnie .
- Zejdź z tamtąd -- krzyknął nabuzowany blondyn.
- Nigdzie nie ide - zaoponowała Hope i zaczęła tańczyć. Ludzie mieli z niej dobre widowisko, ale prawie połowa pubu była już tak samo nawalona jak ona. Hope obróciła się na pięcie i straciła równowagę. Dziewczyna runęła na podłogę i Draco złapał ją w ostatnim momencie.
- Wychodzimy - zarządził i wyniósł roześmianą Hope na dwór. Wyszłam za nimi, przepraszając po drodze właścicieli lokalu za zamieszanie.
- Hope , co ty wyczyniasz - powiedział cicho Draco, trzymając dziewczynę na rękach.
Hope nagle wybuchnęła głośnym, niepohamowanym płaczem, wtulając się w blondyna.  Draco westchnął i przytulił ją, gładząc jej włosy. Poczułam delikatne ukłucie w sercu.
Nagle stało się dla mnie jasne że dla Draco liczy się tylko Hope. Tylko ona umiała znaleźć drogę do jego skamieniałego serca... Poczułam łzy napływające mi do oczu, ale szybko je otarłam. To moja przyjaciółka i najlepszy przyjaciel. Powinnam się cieszyć ich szczęściem.
Ale przecież Draco jest mój. Zawsze był mój. Zawsze na końcu tej całej historii był mój i tylko mój. Byliśmy sobie pisani jeszcze przed naszymi narodzinami. Nikt nie ma prawa tego zniszczyć.
                                                                                   *
- Draco, ona już śpi - powiedziałam, trącając chłopaka w ramię. Draco jakby ocknął się z letargu i spojrzał na mnie swoimi pięknymi oczami.
- Masz rację. - mruknął i wyszliśmy z pokoju. usiedliśmy na kanapie w pokoju wspólnym.
- Wiesz Pans.. - zaczął . - Mie wiem co się ze mną dzieje.
- Ona na ciebie tak działa. Nie poznaję cię Draco. Ty zawsze byłeś taki...
- Podły? Arogancki? - podpowiedział i machnął lekceważąco ręką.
- Zawsze byłeś ten niemoralny w porównaniu z Blaisem. A teraz... Przejmujesz się jakąś laską.
- Bo ona jest inna. - westchnął - Chyba się zakochałem.
To było uderzenie na mocy pioruna. On... W niej...
- Daruj ja sobie. Ona woli Zabiniego. - powiedział chłodno.
- Ale właśnie.. Coś nas do siebie ciągnie. Ona jeszcze tego nie rozumie, ale tak jest. - stwierdził.
- Draco, serio ci mówię...
- Zobaczysz. Ona jeszcze będzie moja. - powiedział i wyszedł, zostawiając mnie samą z moim prywatnym szokiem.
Ta ... Ta podła dziewucha chce mi odebrać Draco. Nie dopuszczę do tego.
Wiem do kogo muszę się zgłosić z tym problemem... Tylko ja wiem kto stoi za próbą morderstwa Malfoya. I tylko ta osoba może mi pomóc.



*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*

Więc to tyle jeżeli chodzi o Rozdział 8. Następny rozdział przewiduję za tydzień, dwa. Od teraz postanawiam poprawę :) i... planuję założyć nowego bloga :) Nie będzie on w tematyce HP, ale mam nadzieję że część z was go polubi :> Konkretne informacje podam w notce 9 :) Kocham was ^^