wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział 6

Hej kochani ;) Strasznie was przepraszam że rozdział dopiero dziś, skoro miał być w sobotę.
Niestety miałam drobne opóźnienie, w dodatku wenę znalazłam zagłodzoną za moją szafą, dziś w nocy.
Zapewne rozdział byłby szybciej, gdybym nie musiała latać z kosiarką, ale to tak poza tematem xD
No więc jeszcze raz was przepraszam, zwłaszcza że rozdział taki nijaki....
I jak zapewne część z was zauważyła, dodałam zakładkę o nazwie "Pytania :)".
Jest to oficjalny ask bloga, na którym możecie pytać o wszystko mnie, ale także bohaterów opowiadania ;)
Działa to na zasadzie - Myślisz sobie "Kurna, co z tą Hope jest nie tak? No czemu nie kocha Draco?!" więc idziesz i pytasz ją "Ty! Hope! Czemu nie kochasz Draco?! Spowiadaj się, ale to już!".
I wtedy jest duża szansa że nasza gwiazdka ci odpisze ;) A co odpisze, to się sami przekonajcie xD
Z uwagi że jest godzina 7:50, będe pisać do was ten wstęp jak osoba niedorozwinięta psychicznie, ponieważ dla mnie jest to NOC, i powinnam jeszcze słodko spać w moim ukochanym łóżeczku.
Ale się zawzięłam i wstałam xD Wszystko dla was ;* Miłego czytania ;>

- Jak to zaręczyny? Przecież dopiero co był z Lavender? – zapytałam zdziwiona. Pansy zaczęła się uspokajać.
- Bo… Bo my byliśmy zaręczeni od urodzenia… Ale mieliśmy z Draco układ… - zaczęła Pansy, gdy już była w stanie rozmawiać.
Zaaranżowane małżeństwo? No świetnie, nie ma to jak kochający rodzice którzy wybierając ci partnera …
- Jaki?
- Wiedzieliśmy że i tak będziemy musieli się pobrać, ale Draco chciał trochę poznać życia. Zobaczyć jak to jest.. No wiesz…
- I zgodziłaś się na to? – zapytałam zszokowana – A jeśliby się zakochał czy coś w tym stylu?
- Znam, a raczej znałam Draco. Dla niego te dziewczyny nic nie znaczyły, to były zabawki. Ale gdy dzisiaj do niego poszłam… Draco powiedział że zrobił coś głupiego i że musi to odkręcić, i że nie może się ze mną ożenić. – powiedziała Pansy załamującym się głosem. Palant z tego Malfoy, niech no ja go dorwę..
- Pansy, nie przejmuj się. Nie warto, naprawdę. Zobaczysz że ten ćwok wróci do ciebie na kolanach.
Pansy znowu zaszkliły się oczy więc szybko ją objęłam.
- Nie warto Pansy. Połóż się i prześpij, dobrze ci to zrobi.
Dziewczyna o dziwo mnie posłuchała i położyła się na łóżku.
- Dziękuję – powiedziała i zamknęła oczy. Uśmiechnęłam się i wróciłam do swojego łóżeczka.

*Oczami Draco*
Koniec. Wolność.
Teraz muszę naprawić to co zrobiłem. Co ja tak właściwie zrobiłem?
To nielogiczne. Muszę się ogarnąć zanim przyjdzie Blaise.
Sprawa do uporządkowania numer 1 – Kim jest dla mnie ta dziewczyna?
Sprawa numer dwa – co ja z sobą robię?
Sprawa numer trzy – Co ja robię ze swoim życiem?
Minęły dwa miesiące. Niecałe dwa miesiące odkąd Hope zjawiła się w Hogwarcie a moje życie już jest rozwalone.
Nalałem sobie whisky do szklanki i wypiłem ją duszkiem.
Zaręczyny z Pansy zerwane. W sumie dlaczego?
Przecież to wkurzająca szatynka z oczami szczeniaka nic dla mnie nie znaczy. Nawet jej nie lubię!
Chociaż nijak nie zmienia to faktu że ta dziewczyna działa na mnie w przerażający sposób…
Na Salazara, płakałem przez nią! To jest chore!
To dziwne uczucie pustki gdy nie ma jej blisko jest chore. To jak mam ochotę zabić mojego najlepszego przyjaciela gdy jej dotyka jest chore.
Ale przecież…. Ona nic dla mnie nie znaczy?
A co jeśli znaczy?
W tej chwili pozwoliłem sobie na wolność mojego serca. W tej jednej sekundzie pozwoliłem wypłynąć swoim uczuciom z dna mojego serca i zalać mnie całego.
Właśnie dlatego zerwałem zaręczyny. Bo chcę być blisko tej niesamowitej dziewczyny. Tak niewinnej w tym co robi, tak uroczej i swobodnej…
Z rozmyślań wyrwał mnie Blaise, który wparował do pokoju jak huragan.
- Stary, musimy pogadać – zacząłem.
-No koniecznie. Słuchaj musze ci coś powiedzieć koniecznie. – odparował, uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Dawaj pierwszy – powiedzieliśmy w tym samym momencie. Blaise zaczął się śmiać.
- Więc tak. Zakochałem się. Z wzajemnością – powiedział, niemal promieniując szczęściem.
- W kim? – zapytałam, zamierając w bezruchu. Chyba znałem już odpowiedź.
- W Hope.
Poczułem się jakby Blaise wylał na mnie wiadro zimnej wody.
- To dobrze – wydusiłem z siebie, starając się zabrzmieć naturalnie.
- Fantastycznie – uśmiechnął się szeroko.
No dobra, w końcu to mój przyjaciel. Powinienem się cieszyć że jest szczęśliwy. Przecież i tak nic nie czuję do Hope. Nie, nic do niej nie czuję.
- A co ty mi chciałeś powiedzieć? – zapytał ciekawie.
- Że… Że Hope chyba się w tobie zabujała – powiedziałem z uśmiechem.
- Widzisz stary! Mówiłem, głupi ma zawsze szczęście ! – zawołał radośnie i poszedł do łazienki.
- W takim razie jestem geniuszem… - mruknąłem i wypiłem resztę whisky z butelki.

*I wracamy do perspektywy Hope….*
[…]
Obudziłam się gdy pierwsze promienie słońca zaczęły razić moje oczy.
Przeciągnęłam się z uśmiechem. Czułam się naćpana życiem, inaczej tego nie opiszę. Jakieś takie wewnętrzne szczęście rozsadzało mnie od środka.
- Dzieńdoberek Pans. – zawołałam wesoło, podchodząc do dziewczyny i wskakując jej na łóżko.
Pansy jęknęła przeciągle i przykryła się na głowę kołdrą.
- Czyżby kacyk? – zapytałam i zaczęłam z niej ściągać kołdrę. Dziewczyna chwilę protestowała ale w końcu udzielił się jej mój dobry humor.
- To co, masz już sukienkę na bal? – zapytała ożywiona. Bal? Jaki znowu bal?!
- Ekhem… No nie… - mruknęłam – a kiedy jest ten bal?
- W Halloween.
No pięknie. Czyli mam dwa dni na znalezienie sobie sukienki.
- A ty masz już sukienkę? – zapytałam.
Pansy energicznie pokiwała głową.
- Pokażesz?
- Nie. To będzie niespodzianka. Za długo się nad nią napracowałam – zaśmiała się.
- No ale co jeśli ja będę miała identyczną?
- Spokojnie. Pomogę ci wybierać więc dopilnuje żeby tak się nie stało .
Wywróciłam oczami i ubrałam się w szatę. Zawsze gdy zakładałam na siebie ubranie w barwach domu węża rozpierała mnie duma i pewność siebie.
Wyjrzałam za okno. Widok zabierał dech w piersiach. Jako że byliśmy pod ziemią, właściwie pod jeziorem, widziałam podwodny świat. Słońce próbujące przebić się przez taflę wody, szmaragdowo błękitną barwę wody …
W tej chwili poczułam się Ślizgonką bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Teraz czułam to całym sercem i nikt ani nic tego nigdy nie zmieni.

W wielkiej Sali usiadłam obok Blaise’a lecz chłopak niemal od razu wziął mnie na kolana. Objęłam go za szyję i oparłam się o jego głowę, głaszcząc go przy tym po krótkich włoskach.
- Głodna? – zapytał Diabeł który ostatnio nie zachowywał się jak Diabeł. Zniknęły gdzieś sprośne żarty i dogryzanie wszystkim, miłość do Severusa również wyparowała.
Brakowało mi tego starego Diabła który teraz zamienił się w czułego romantyka.
- Nie bardzo – uśmiechnęłam się do niego. Blaise odwzajemnił uśmiech i zabrał się za kawę.
Spojrzałam na Pansy która udawała że nie widzi Smoka który niemal bezczelnie się na nią gapił.
- Moi drodzy uczniowie ! – zawołał nagle brodaty dyrek. Wszyscy zwrócili na niego swoje jeszcze zaspane spojrzenia.
- Jak zapewne wiecie – kontynuował – niebawem odbędzie się Bal z okazji Halloween. Tego roku, tematem przewodnim jest nowoczesny renesans. Dziewczęta są proszone ubrać typowo balowe suknie, a panowie smokingi. Dodatkowo, w tym roku będą obowiązywały inne zasady odnośnie par. Tym razem to panie proszą panów . Jedzcie, zanim ostygnie. – uśmiechnął się i ponownie usiadł.
- No kotku, kogo zaprosisz? – zapytał przymilnie Blaise. Gdzie się podział Kwiatek?
- Nie wiem, może Erniego? – odparłam ze śmiechem obserwując jego zawiedzioną minę.
- No wiesz co… - mruknął.
- Oj żartuje przecież – parsknęłam – Blaise, pójdziesz ze mną na bal? – zapytałam z przekąsem.
- No pewnie że tak kochanie . – powiedział i cmoknął mnie w policzek.  Wywróciłam oczami i usiadłam obok niego, wciąż jednak się w niego wtulając.
- Pansy, idziemy do Hogsmeade? – zapytałam.
- Jasne. – odparła beznamiętnie. Przyjrzałam się jej uważnie. Dziewczyna była jakby przybita, dobry humor z rana się ulotnił. Szturchnęłam ją w spojrzałam wymownie na Malfoya. Pansy niemal niezauważalnie skinęła głową.
- Misiaczku, napijesz się kawusi? – zapytał Blaise. No nie wytrzymam.
- Nie misiaczku, dziękuję. Pans, chodź , muszę wziąć kilka rzeczy z pokoju. – powiedziałam i szybko wyswobodziłam się z uścisku chłopaka. Brunetka natychmiast poderwała się z miejsca i ruszyłyśmy w stronę wyjścia.
Hogsmeade dawno nie było tak pełne życia. Mnóstwo dziewczyn biegało w tę i z powrotem w poszukiwaniu idealnej sukni oraz butów. Pansy ku mojemu zdziwieniu pociągnęła mnie w boczną alejkę.
Stanęłyśmy przed małym sklepem z zakurzonymi szybami przez które ledwie było widać wnętrze. Pansy z uśmiechem weszła do środka, a nasze przybycie zaanonsował dzwonek przyczepiony do drzwi. W pomieszczeniu było chyba ze 100 najróżniejszych i najdziwniejszych sukienek.  W powietrzu unosił się przypominający mi dzieciństwo zapach starości i kobiecych perfum. Poczułam łzy napływające mi do oczu gdy rozpoznałam perfumy swojej babci. Kurrara.
Pamiętam jakby to było wczoraj. Przed gwiazdką zapytałam babci co chciałaby dostać. Babcia zaczęła się śmiać i powiedziała że laurkę i buziaka. W końcu udało mi się z niej wyciągnąć że perfumy których nie ma już w sprzedaży więc to nieco zgasiło mój zapał, ale nie odpuściłam. Odwiedziłam 5 perfumerii w tym dwie mugolskie. Znalazłam je właśnie w jednej z ludzkich drogerii. Zapakowałam i ustawiłam pod choinką. Wiedziałam że babcia się ucieszy.
Gdy babcia rozpakowała perfumy z papieru ozdobnego, po prostu się rozpłakała ze wzruszenia. Babcia mocno mnie wtedy przytuliła. Nie sądziłam że ostatni raz wtedy świętujemy jej urodziny… Nie pozwoliłam łzom wypłynąć. Teraz miałam wybrać idealną sukienkę i miałam być szczęśliwa. Babcia by tego bardzo chciała.
Z rozmyślań wyrwała mnie pulchna kobieta która weszła do pomieszczenia.
- Witaj Pansy ! – ucieszyła się na widok brunetki i mocno ją uściskała.
- Witaj Gertrude – zaśmiała się Pansy i wskazała mnie dłonią.
- To jest moja przyjaciółka, Hope – grzecznie się uśmiechnęłam.
- Witaj kochanie! – kobieta uśmiechnęła się do mnie serdecznie.
- Zakładam że przyszłyście po nowe suknie? – powiedziała. Pansy i ja skinęłyśmy głową.
- W takim razie, Pansy ty pierwsza bo twoje wymiary już znam.
Gertrude zniknęła za drzwiami a ja zaczęłam przeglądać wieszaki.
Te suknie naprawdę były zaskakujące. Jedne błyszczące jak z poliestru, inne z milionem bufek i falbanek, a jeszcze inne miały z tysiąc piór i cekinów. Zapewne w tym sklepie ubierają się wszystkie te dziwne starsze panie z kasą…
Moje powątpiewanie odnośnie znalezienia tu znośnej kreacji rozwiała bezpowrotnie Gertude.
Kobieta wnosiła właśnie zaklęciem manekina na którym wisiało… arcydzieło. To nie była sukienka, to było coś za co wielcy projektanci tacy jak Dior, Versace albo Armani dali by się pokroić. Tak, ci mugolscy projektanci byli dla mnie wzorem. W naszym świecie, górowały właśnie suknie tego typu co znalazłam na wystawie u Gertude.
- To jedno z naszych najlepszych dzieł, nie sądzisz? – powiedziała starsza pani a szatynka energicznie pokiwała głową.
- Pomagam Gertrude przy nowych sukniach. – powiedziała Pansy widząc moje zdziwione spojrzenie.
- Kochanie, idź ją przymierz a ja w tym czasie zajmę się twoją koleżanką.
Pansy zniknęła z manekinem za drzwiami jak sądzę przebieralni .
- Ależ z ciebie kruszynka! – zawołała Gertrude, obwiązując mnie w tali sznurkiem. Uśmiechnęłam się ale tego nie skomentowałam.
- Chyba mam coś specjalnie dla ciebie. A nawet dwa cosie. – zaśmiała się i przywołała kolejne dwa manekiny. Te były przykryte płachtą, lecz miałam nadzieję że dla mnie Gertrude znajdzie coś równie imponującego jak dla Pansy. 

- Oto model numer jeden. – powiedziała i płachta zniknęła. Sukienka była przepiękna, owszem, lecz nie była tak spektakularna jak ta szatynki. 
- A to numer dwa.
Tak. To było dokładnie to.
- Wiem że te suknie są dużo skromniejsze niż ta Pansy, ale do ciebie po prostu nie pasuje taki przepych. Uwierz mi że w jednej i drugiej będziesz wyglądać zjawiskowo. – zapewniła mnie.
 
- Dziękuję pani, naprawdę. Ta – wskazałam na dłuższą kreacją –jest niesamowita. Po prostu przepiękna.

- Przymierz ją – ponagliła mnie nagle Pansy, która właśnie pojawiła się w pokoju.
Wyglądała cudownie w tej sukni, była do niej perfekcyjnie dopasowana.
Zajęłam jej miejsce i machnięciem różdżki sprawiłam że suknia znalazła się na mnie. 
Gertrude miała absolutną rację. Wyglądałam świetnie, mimo iż nie często to przyznaje.
Już widziałam siebie na tym balu, w odpowiedniej fryzurze, butach…
Wyszłam z kanciapy dostojnym krokiem i zrobiłam obrót.
- Wow. Ślicznie. – powiedziała Pansy. Ze wzruszeniem podbiegłam do Gertrude i mocną ją przytuliłam.
- Dziękuję ! Dziękuję, dziękuję, dziękuję! – zawołałam i wycałowałam starszą panią.
- Dobrze, już dobrze kochanie. Podobają się wam sukienki?
- Są idealne – powiedziałam, równocześnie z Pansy.
- W takim razie na koszt firmy. – rzuciła kobieta i zanim zdążyłyśmy zaprotestować, rozpłynęła się w powietrzu.
- Czuję się jak Kopciuszek… - szepnęłam.
- O tak. Gertrude to idealna wróżka chrzestna. - uśmiechnęła się szatynka - Chodźmy już. Jeszcze trzeba by kupić jakieś buty.
- Nie zapłacimy?
Pansy pokręciła głową.
- Gertrude wtedy się obrazi. Kiedyś tak zrobiłam, i na następny bal poszłam w zwykłej bluzce i spódnicy, bo Gertty nie chciała mi nic sprzedać.
Zaczęłam się śmiać i szybko przywróciłam swoje ubranie a suknię przeteleportowałyśmy do zamku.
Z Pansy zachowywałyśmy się jak 5-latki.
 Wpadłyśmy roześmiane do zamku, szturchając się i popychając. Naprawde, dawno się tak nie ubawiłam na zakupach.
- Hope, dobrze się czujesz? – zapytał Blaise stając przede mną i patrząc na mnie dziwnie.
- Wręcz wspaniale – zaśmiałam się. Pansy zaczęła się śmiać jeszcze bardziej, łapiąc się za brzuch.
- Blaise od kiedy jesteś taki? Jeszcze tydzień temu zacząłbyś się śmiać i zacząłbyś nas rozśmieszać aż byśmy się popłakały. – zapytałam, nagle tracąc cały dobry humor.
- Ale teraz sądze że skoro jesteśmy razem to powinienem się o ciebie troszczyć i ktoś tu musi być odpowiedzialny, skoro ty najwyraźniej nie będziesz. – mruknął. Wywróciłam oczami i go objęłam, patrząc mu prosto w oczy.
- Będę. Ale też potrzebuję zabawy – powiedziałam. Blaise uśmiechnął się złowieszczo.
- Zabawy, tak? – mruknął i szybkim ruchem wziął mnie na ręce i przerzucił sobie przez ramię. Zaczęłam krzyczeć i się wyrywać lecz chłopak nie zwrócił na to uwagi. Pędził ze mną przez zamek aż dotarliśmy do łazienki. Chłopak postawił mnie na ziemi i zniknął.
- Blaise! – krzyknęłam, szukając go wzrokiem.
- A kuku ! – zawołał za mną i wrzucił mnie do basenu. Szybko wynurzyłam się na powierzchnie i zdałam sobie sprawę że ciecz otaczająca mnie dookoła to bynajmniej nie woda.
- Zamorduję cię jak stąd wyjdę ! – wrzasnęłam i zaczęłam pełznąć do wyjścia. Oblizałam usta i stwierdziłam że byłam cała w syropie klonowym.
- Nie złość się, złość piękności szkodzi koteczku – zaśmiał się i pstryknięciem ręki wyczarował setki najróżniejszych poduch wokół nas. Szybko złapałam jedną z nich i gdy zamachnęłam się na Blaise’a, całe pierze wyleciało prosto na mnie.
Blaise pękał ze śmiechu a ja straciłam równowagę i wpadłam prosto w dziurawe poduszki.
Byłam cała w pierzu. Miałam piórka wszędzie, nawet tam gdzie nie powinnam.
Przetarłam twarz i rzuciłam się na Blaise’a który szybko wziął nogi za pas.
- Cip-cip kurczaczku ! – krzyczał, wybiegając z łazienki. Niewiele myśląc pogoniłam za nim.
I w tej chwili stwierdziłam, że wszyscy już najwidoczniej wrócili z Hogsmeade, z czego Diabeł doskonale zdawał sobie sprawę.
- Zabije cię Zabini ! – krzyczałam, wciąż go goniąc. Nie zwracałam uwagi na pękających ze śmiechu ludzi wokół nas.
Blaise skręcił raptownie, więc ślizgając się jak na lodzie, nie wyrobiłam w zakręt i wpadłam prosto w objęcia… Draco Malfoya.
- No proszę. – rzucił chłopak i odsunął się ode mnie na długoś ręki. Blaise w tym czasie zniknął mi z oczu.
- Zabiję go, no zamorduję – warknęłam i wyrwałam się w kierunku w którym wyparował Zabini.
- Czyżby to sprawka naszego Diabełka? – zaczął się śmiać blondyn.
- A jak myślisz? – zapytałam z przekąsem.
Blondyn dosłownie zwijał się ze śmiechu. Postanowiłam ukrócić mu ten jego śmieszek.
- Dracuś… Przytulasek ! – krzyknęłam i prędko go wyściskałam. Chłopak z paniką zaczął się wyrywać i gdy w końcu mu się to udało, prawie połowa syropu z moich ciuchów i piór była już na nim.
- To pomordujemy go razem – zaśmiał się. Chłopak machnięciem różdżki wyczarował jajko.
- Po co ci to? – zapytałam podejrzliwie.
- Do jajecznicy – powiedział i z pełną bezczelnością rozbił mi je na głowie.
- Ty… Ty…
- Ja wiem. – uśmiechnął się. Wtedy wpadłam na ciekawy pomysł.
- W sumie, nie mam ci za złe – powiedziałam przymilnie – Jajko to dobra odżywka do włosów.
- No widzisz – chłopak wydawał się nic nie podejrzewać.
Wyciągnęłam powoli różdżkę.
- Mutatio ! – wrzasnęłam, celując w jak na razie blondyna. Chłopak z przerażeniem złapał się za włosy.
- Nie zrobiłaś tego – wysyczał.
- Owszem. – uśmiechnęłam się patrząc na rudą czuprynę blondyna.
- Hope. – warknął i rzucił się na mnie w tej samej chwili gdy ja się odsunęłam. Chłopak poleciał jak długi, dodatkowo sunąc po korytarzu śladem syropu klonowego.
Zaczęłam się śmiać, tak jak dawno już się nie uśmiałam na widok rudzielca.
- I co mój drogi? Nadal jesteś taki wesoły? – zawołałam. Draco wstał patrząc na mnie z mordem w oczach.
- Pasujecie do siebie z Diabłem – mruknął.
Ruszyliśmy w kierunku dormitorium.
- O co chodziło z Pansy? Ona się załamała. – powiedziałam po chwili.
- Ja… byłem pijany. Muszę ją przeprosić. – odpowiedział. Spojrzałam na niego z powątpiewaniem, lecz postanowiłam nie drążyć tematu.
- Kogo zaprosiłaś na bal? – zapytał.
- Blaise’a a kogo. – zaśmiałam się. Chłopak wydał się speszony.
- Słyszałem że ze sobą chodzicie.
- Tak. Od wczoraj. – uśmiechnęłam się.
Rudzielec w zamyśleniu pokiwał głową. Resztę drogi do dormitorium pokonaliśmy w milczeniu.

- Jesteś pewna że to dobry pomysł? – zapytała Pansy.
- Na bank. Zresztą, kremowe baleriny są dużo wygodniejsze niż szpilki – wzdrygnęłam się na wspomnienie mojego ostatniego spaceru w szpilkach.
- A najlepiej trampki… - mruknęła szatynka.
- No ba. Ej, w sumie to nikt nie zauważy ! – zaśmiałam się a Pansy teatralnym gestem załamała ręce.
- Siadaj, muszę cie uczesać – mruknęła i posadziła mnie na krześle.
- Nie przesadź okey? – powiedziałam z obawą. Pansy uśmiechnęła się lekko i zabrała się za lokowanie moich włosów.
Gdy skończyła, moje włosy wcale nie przypominały moich włosów.
Piękne loki otaczały moją twarz, układając się jak nigdy wcześniej. Niby to tylko loki, ale wyglądały przepięknie.
Z makijażem też postanowiłam nie przesadzać, dlatego Pansy użyła tylko trochę różu na moich policzkach, tuszu do rzęs, złotego cienia do powiek i delikatnej szminki.
Następnie założyłam suknię.
- Czegoś mi tu brakuje. – powiedziała szatynka, obdchodząc mnie dookoła. Po chwili zniknęła w łazience.
- Załóż. – poleciła, podając mi pudełeczko ze złotym naszyjnikiem. 
Gdy kolia spoczęła na mojej szyi, przypomniałam sobie o małym pudełeczku na dnie mojego kufra.
Ku niezadowoleniu Pansy uklękłam przy łóżku i otworzyłam kufer, przerzucając rzeczy.
Jest.
Otworzyłam pudełeczko i zobaczyłam pierścionek. 
Nie był to byle jaki pierścionek.
Był to pierścionek zaręczynowy mojej babci, który podarowała mi w lutym. Przypomniałam sobie tamtą chwilę, obraz niemal stanął mi przed oczami.
Byliśmy w odwiedzinach u cioci, wtedy bywaliśmy tam co weekend. Babcia była już wtedy chora.
- Hoppy, chodź na chwilę – zawołała mnie. Usiadłam obok babci która właśnie szukała  czegoś w swojej szkatułce. Wtedy w drzwiach stanął tata, ciekawy o co chodzi.
W końcu babcia wyciągnęła piękny złoty pierścionek i wsunęła go na mój palec.
- Nie mogę babciu, naprawdę .. – zaczęłam ze wzruszeniem lecz babcia uciszyła mnie machnięciem ręki.
- Ten pierścionek dostałam od twojego dziadka na zaręczyny. Równo 40 lat temu. Już wtedy obiecałam sobie, że ten pierścionek podaruję swojej wnuczce, właśnie w tym dniu.
Widziałam łzy w oczach babci i mocno się do niej przytuliłam. Wtedy jeszcze babcia miała siłę siedzieć i mnie obejmować, dlatego jedyną myślą w mojej głowie było zapamiętać ten uścisk na zawsze. Bo potem może już nie być okazji żeby tak się przytulić.
Gdy wiedziałam że za sekundę się rozpłaczę, wydusiłam z siebie że ciocia mnie chyba woła i wybiegłam z pokoju. Tata zabronił płakać przy babci, dlatego gdy tylko minęłam ojca w drzwiach, rozpłakałam się jak małe dziecko.
Założyłam pierścionek na mój serdeczny palec i podniosłam się z podłogi.
- Pansy, szykuj się – rzuciłam i usiadłam na łóżku. Szatynka z radością pobiegła do łazienki.
Gdy w końcu z niej wyszła, wyglądała zjawiskowo. Włosy miała wysoko spięte, kilka kosmyków opadało na jej twarz, idealnie podkreślając kości policzkowe. Mimo że jej makijaż był mocno, to wydawał się jakby stworzony do tej sukni i nie rzucał się w oczy. Uwagę przykuwała szmaragdowa kolia. 
- Gotowa? – zapytałam. Pansy skinęła głową.

Większość uczniów już była w Wielkiej Sali, teraz specjalnie przygotowanej na bal.
Pansy mocno pchnęła drzwi i muzyka zalała nas z każdej strony.
Nie było jak w bajce, że muzyka ucichła, wszyscy stanęli w nas wpatrzeni i nagle pojawia się cudowny książe . Jasne, kilka , kilkanaście osób stanęło jak wrytych na widok Pansy, ale gdy weszłam za nią, wszystko wróciło do normy. Czyli szału nie ma dupy nie urywa.
Koło szatynki już zebrał się tłum gapiów, dziewczyny piszczały przejęte skąd wytrzasnęła tą kieckę a chłopcy niemal ślinili się na jej widok. Ja natomiast zauważyłam Blaise’a który właśnie do mnie szedł.
Poczułam dziwny ścisk w żołądku gdy stanął naprzeciwko mnie.
- Wyglądasz… Bajecznie – szepnął. Uśmiechnęłam się podałam mu rękę.
Zaczęliśmy tańczyć. Kątem oka widziałam Pansy z tłumem adoratorów po jednej stronie Sali, a po drugiej wściekłego Smoka. No tak, nie ma się co dziwić, jego niedoszła żona właśnie ma do dyspozycji połowę Hogwartu.
Minęła już prawie połowa balu, a ja tańczyłam tylko z Blaisem. Modliłam się żeby ktoś w końcu postanowił mnie poprosić do tańca.
Moje modły w końcu zostały wysłuchane.
- Odbijany – usłyszałam i wylądowałam w ramionach… Harry’ego.
- Moja mała kuzynka – szepnął. Uśmiechnęłam się kwaśno.
- Kiedy ty tak wyrosłaś? – zapytał – Już nie jesteś dziewczynką, tylko kobietą. I to piękną .
Harry był już lekko podcięty, ale specjalnie mnie to nie zdziwiło. Od kiedy zauważył że cały świat go kocha i wszystko ujdzie mu na sucho, pił na potęgę. Staczał się.
- No widzisz Harry. – powiedziałam tylko. Potter oblizał usta i wlepił we mnie swoje pseudo magnetyczne gałki oczne.
- Wiesz Hope, tak ostatnio rozmawiałem z twoją matką, i stwierdziliśmy że pora ci coś powiedzieć.
- To znaczy? – zapytałam podejrzliwie.
- Twoi rodzice złożyli mi propozycję. I się zgodziłem.
- Mów jaśniej – poprosiłam, czując rosnącą gulę w żołądku.
- Na gwiazdkę się pobieramy Hope. – powiedział z radosnymi iskierkami w oczach.
- Słucham?! – wrzasnęłam przerażona, odsuwając się od chłopaka.
- Pobieramy się. W grudniu. – powtórzył.
- Po moim trupie! Pochrzaniło cię Potter! – krzyczałam, czując łzy w oczach.
- Twoi rodzice uważają że jestem idealnym kandydatem! Jestem Harry James Potter! Jestem Wybrańcem! I twoi rodzice doskonale o tym wiedzą! Zapewnię ci luksusy i świat o jakim ci się nie śniło! – powiedział władczo, chwytając mnie za łokieć i przyciągając do siebie. Gdy zorientowałam się co się dzieje, po prostu strzeliłam go w twarz. Ręka mnie zapiekła jakbym wsadziła ją do ognia, ale grunt że to jego to zabolało.
- Ty.. – warknął.
- Nie kończ bo zginiesz. Chodź Hope – warknął Draco, stający nagle między nami i chwytający mnie w pasie. Nadal zbulwersowana pozwoliłam się odciągnąć w bok Sali.
-Wybacz, ale Blaise jest zbyt pijany żeby cię ratować. Co Pottuś zrobił?– zapytał wciąż RUDY Malfoy z wściekłością w oczach.
- Nic takiego, oprócz tego że otumanił moich rodziców.
- Słucham?
- Wychodzę za niego za mąż – powiedziałam i poczułam łzy przerażenia w oczach.
- Hej , nie płacz. Blaise do tego nie dopuści, spokojnie. Poza tym, twoi rodzice nie mogą być tak głupi. – uspokajał mnie Smok.
- A gdzie w ogóle jest Blaise? – zapytałam.
- Upił się. To jego życiowy rekord, zdążył wypić dwie butelki ognistej whisky w niecałe dwie minuty.
- Wspaniale – mruknęłam.
Draco zaczął się nad czymś zastanawiać, lecz nie zdradził mi nad czym.
- W takim razie… zatańczymy? – zapytał po chwili. Skinęłam głową i ruszyliśmy na parkiet gdzie Blaise chwiał się na nogach u boku Lavender.
Nie zwróciłam na to zbytniej uwagi, ponieważ wiedziałam że gdy człowiek jest pijany robi różne głupie rzeczy.
Draco natomiast objął mnie w pasie i zaczął delikatnie prowadzić do walca.
- Ślicznie wyglądasz – powiedział.
- Dzięki. Jesteś o dziwo 3 osobą która mi to mówi – mruknęłam niezadowolona. Draco zaczął się śmiać.
- Serio nie zdziwiło cię to że mimo że wyglądasz jak grecka Afrodyta, nikt do ciebie nie podszedł? – zaśmiał się.
- Troszkę.
- Podziękuj Blaise’owi. Gdy tylko pojawiłaś się na Sali, zaczął wszystkim mówić że jesteś jego dziewczyną i mają na ciebie nawet nie patrzeć.
Wlepiłam w niego zdziwione spojrzenie.
- Słucham? – zapytałam zdziwiona.
- No tak. Inaczej przyćmiłabyś nawet Pansy. Naprawdę wyglądasz zjawiskowo.
- Nie słodź Smoku. – szepnęłam .
- Nie byłeś wtedy pijany. – powiedziałam, patrząc na Smoka.
- Co?
- Wtedy, gdy zerwałeś zaręczyny. Nie byłeś pijany, bo gdy od ciebie wyszłam to byłeś trzeźwy.
Chłopak zamyślił się na chwilę i skinął głową.
- Tu mnie masz.
Uśmiechnęłam się triumfalnie.
- Wróć do Pansy. To wspaniała dziewczyna. – powiedziałam a Draco znowu się zamyślił.
- Masz rację. – powiedział po kilku minutach tańca.
- Czemu nie zmieniłeś koloru włosów? – zapytałam.
- Bo nie mogę. Rzuciłaś niezmywalne zaklęcie – powiedział z udawaną złością – Tylko ty możesz mnie odczarować.
Zaśmiałam się i wyciągnęłam z podszewki sukni różdżkę. Gertty była niezawodna.
Machnięciem odczarowałam chłopaka i z uśmiechem obserwowałam zmianę na jego włosach.
- Od razu lepiej – westchnął, przeczesując swoje platynowe włosy. 
- Pozer z ciebie – zaśmiałam się.
- Ale za to dobrze tańczę – stwierdził.
- Dlaszego tańszysz z moją dziewszynom? – zapytał bełkotliwie Blaise, wieszając się na ramieniu Dracona. Westchnęłam ciężko i spojrzałam błagalnie na Smoka.
- Spokojnie Blaise. Nic się nie stało. Ale Potter chce się z nią ożenić. – powiedział ze stoickim spokojem Smok.
- Sooooo?! – wrzasnął Diabeł – Chdzie on jes?!
Blaise ruszył w domniemanym kierunku Harry’ego. Niestety okazało się że Potter sam na niego wpadł.
- Odszep się od mohej dziewszyny ! – wrzasnął Diabeł i rzucił się na Harrego z pięściami. Potter pisnął przeraźliwie i skulił się pod wpływem ciosu. Z przerażeniem ruszyłam ku bijącej się dwójce, lecz Draco złapał mnie za nadgarstek.
- Zostaw ich. Nie pomordują się. – powiedział. Niepewnie go posłuchałam.
- Kiepsko udany ten bal. – powiedziałam ciężko.
- Chodź, przejdziemy się – rzucił Draco i wyprowadził mnie z Sali.
- Gdzie idziemy? – zapytałam.
- Niespodzianka. – odparł i poprowadził mnie na schody. Nie byłam jeszcze w tej części zamku, dlatego nie miałam zielonego pojęcia gdzie idziemy.
W końcu ruszyliśmy kręconymi schodami na górę.
- Zamknij oczęta – polecił blondyn wyciągając do mnie rękę. Z podejrzaną jak dla mnie ufnością podałam mu dłoń i zamknęłam oczy. Chłopak poprowadził mnie w wybranym kierunku i nagle poczułam przejmujące zimno. Wiatr był lodowaty, przenikał niemal do szpiku kości.
Draco chyba zauważył że zaczęłam dygotać bo opatulił nas otoczką ciepłego powietrza.
- Otwórz oczy – powiedział. Wykonałam polecenie a widok rozpościerający się po horyzont, zapierał dech w piersiach.
Przed nami rozciągało się niebo w całej okazałości, było nieskończoną nocą.
Podeszłam do balustrady, wciąż napawając się widokiem.
- Pięknie prawda? - zapytał chłopak. Kiwnęłam głową, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa.
Spojrzałam na otaczające nas gwiazdy i się uśmiechnęłam. Babcia tam gdzieś jest, czuwa nade mną.
Ale nie ma jej tu ze mną. I już nigdy nie będzie.
Ponure myśli znów zaczęły się panoszyć w mojej głowie i nic nie mogłam na to poradzić.
- O czym tak myślisz? - zapytał po kilku minutach Draco. Spojrzałam w dół, nieco się wychylając.
- Myślałeś kiedyś żeby tak stąd skoczyć? Wszystkie twoje problemy wtedy znikną - szepnęłąm, troche nie dowierzając że właśnie powiedziałam to co powiedziałam.
Draco gwałtownym ruchem odciągnął mnie od balustrady i postawił przodem do siebie.
- Nigdy, ale to nigdy, nie waż się tak mówić ani myśleć. Rozumiesz? - zapytał poddenerwowany.
- Tak - powiedziałam niechętnie. Draco trochę się rozluźnił i najwyraźniej wyczuł że coś mnie jednak męczy, bo bez żadnych zbędnych pytań po prostu mnie przytulił.
Również go objęłam, bo teraz, potrzebowałam po prostu ciepła drugiej osoby, a Blaise szalał gdzieś na dole, wypijając roczny zapas whisky Draco.
- Będzie dobrze - szepnął w moje włosy blondyn.
- Wiem. - odszepnęłam.
Draco cofnął się o pare milimetrów i spojrzał mi w oczy.
Pochylił się i ....

No. A co zrobił to dowiecie się w krótce ^^
* Jak zapewne zauważyliście, pojawia się tu zaklęcie którego nie ma w HP. Tak będę robić, w zakładce "Zaklęcia" którą za chwilę utworzę, będe spisywać zaklęcia wymyślone przeze mnie na potrzeby bloga :) *


niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział 5

Więc, tak jak obiecałam - rozdział 5.
Od teraz, rozdziały będą dodawane co tydzień w soboty. Sami popatrzcie, gdyby rozdziały były codziennie to za półtora miesiąca musielibyśmy się pożegnać xD Rozdziałów będzie około 50, chociaż tak naprawdę to nie wiem, bo gdy ja zaczynam coś pisać to staje się zżyta z tą postacią i nie umiem jej tak zostawić ;/ . Więc spokojna głowa xD Jak na razie cieszcie się rozdziałem 5 ;>


Przygotowania do pierwszego meczu trwały. Treningi mieliśmy dwa razy w tygodniu i za każdym razem Blaise opieprzał mnie że za szybko łapię znicz, na co Draco tłukł go miotłą.
Czułam rosnącą sympatię do tych dwóch półgłówków . Nie wiem co bym zrobiła bez nich i Pansy.
Pansy została moją najlepszą przyjaciółką po tym jak we dwie zostałyśmy na szlabanie u Sprouse.
Przez przypadek zniszczyłam jakąś cenną sadzonkę profesorki, ale Pansy wzięła winę na siebie.
I tak jej nie uwierzyła , ale szlaban odsiedziałyśmy we dwie.
Natomiast Draco starał się mnie za wszelką cenę unikać. Dwa razy przyłapałam go na tym że się na mnie gapi , ale za każdym razem gdy próbowałam nawiązać kontakt , uciekał .
Siebie natomiast przyłapałam na tym że myśląc o nim , pojedyncze łzy skapują po moich policzkach, czego byłam zupełnie nieświadoma.
- Hej Kwiatuszku – rzucił Blaise , wchodząc do naszego dormitorium.
- Hej . Co cię sprowadza? – zapytałam , poprawiając się na łóżku i gestem dłoni wskazując aby usiadł.
- A tak przyszedłem pogadać. Byłaś świetna na ostatnim treningu – pogratulował mi.
- Dzięki . Ale to nic takiego – powiedziałam skromnie.
- Przeciwnie. Ogólnie , to chciałem zapytać  czy czujesz coś do Smoka. – wypalił nagle.
- CO?  - zapytałam mocno zdziwiona.
- No czujesz czy nie? – zaśmiał się.
- Lubię go , to wszystko – odpowiedziałam speszona.
- Spoko. Ślicznie wyglądasz gdy się tak rumienisz. – stwierdził i odgarnął mi kosmyk włosów za ucho.
Milczałam. Blaise tylko wpatrywał mi się w oczy , jakby się nad czymś zastanawiając.
- I tak pójdę do piekła – szepnął ledwie dosłyszalnie i pochylił się nade mną. Nie cofnęłam się , zbyt zaskoczona by cokolwiek zrobić. Diabeł delikatnie dotknął moich warg .
Emocje wzięły nade mną górę i również delikatnie natarłam na jego usta. Chłopak przyciągnął mnie do siebie i zaczął mnie całować.
Nie myślałam nad tym co robię , nie myślałam wtedy nawet jak człowiek. Wiedziałam że właśnie całuję się z Blaisem , ale nie przyszło mi to nawet do głowy. Nie potrafię tego opisać.
Jakiś wewnętrzny instynkt działał za mój mózg, w ogóle nie miałam nad nim kontroli.
Kierowałam się podstawowymi uczuciami , tym że było mi ciepło i przyjemnie , że czułam się bezpieczna , niczym więcej.
Objęłam Blaise za szyję , oddając pocałunki gdy nagle drzwi do pokoju z impetem się otwarły. Odskoczyłam od Blaise’a , próbując opanować drżenie i urywny oddech. W drzwiach ku mojej uldze nie stał Mafoy , tylko Pansy której szczęka z hukiem pieprznęła o podłogę.
Spojrzałam na jąkającego coś Blaise’a. Dopiero teraz zauważyłam postać za Pansy.
No tak . Jak mogłoby to być inaczej przecież to od początku byłoby za łatwe . Draco.
- Draco.. Stary ja… - zaczął Blaise.
- Gratuluje – powiedział tamten i zniknął na schodach. Nigdy nie zapomnę wyrazu jego twarzy.
Ból i udręka jakie się na niej malowały , wypaliły w moim sercu swoje ogniwo  zupełnie jakby były rozżarzonym żelazem. Pansy pobiegła za przyacielem
Spojrzałam na równie ponurego Blaise’a.
- Co teraz? – zapytałam.
- Nie wiem Hope. Wiem tylko że… że cię kocham – wyszeptał. Wzruszona tym wyznaniem, przytuliłam się do niego. A niewątpliwie też coś do niego czułam , nie wiedziałam tylko co. Uznałam że to pewnie też miłość.
- O co chodziło Draco? – zapytałam.
- Nie mam pojęcia. On twierdzi że nic do ciebie nie czuje. – powiedział
- W takim razie co to było.. – mruknęłam , niekoniecznie czekając na odpowiedź.
- Hope.. Może to za szybko , ale… Zostaniesz moją dziewczyną? – zapytał Blaise. Uśmiechnęłam się na wspomnienie pocałunku i przelotnie cmoknęłam go w usta.
- Tak. – powiedziałam i objęłam go za szyję.
Chłopak znacznie się rozpogodził. Spojrzałam na zegar. Było już po 23.
Blaise widocznie też to zauważył.
- Będę się zbierał. – powiedział i zmierzwił mi włosy. – Dobranoc Kwiatku.
- Dobranoc – odpowiedziałam i chłopak zniknął za drzwiami.
Skierowałam się do łazienki i szybko się wykąpałam. Przebrałam się w piżamę i wróciłam do łóżka , zastanawiając się kiedy wróci Pansy.
Dziewczyna wróciła po dwunastej. Bez słowa weszła do łóżka i odwróciła się do mnie plecami.
- Dobranoc Pansy – powiedziałam. Nie odpowiedziała. 

Obudziły mnie promienie słońca wpadające do pokoju. Pansy krzątała się sprzątając swoje rzeczy.
- Dobry – mruknęłam, lecz dziewczyna brunetka zupełnie mnie zignorowała.
- Pansy, o co ci chodzi? – zapytałam.
- Serio się nie domyślasz? – prychnęła , nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.
- No nie?
- Zastanów się, wtedy pogadamy Florence. – powiedziała i wyszła. Po raz pierwszy zwróciła się do mnie po nazwisku.
Ogarnęłam się i zeszłam do Wielkiej Sali. Zobaczyłam że moje miejsce obok Draco i Blaise’a zajęła jakaś blondynka . Poczułam delikatne ukłucie w sercu i usiadłam na początku stołu koło nijeakiego Max'a.
Dopiero teraz Blaise zorientował się że już jestem i natychmiast się do mnie dosiadł.
- Trzeba było przyjść –powiedział .
- Nie miałam ochoty – odpowiedziałam.
- Ta blondyna , to Lavender Brown. Nowa dziewczyna Draco . – powiedział.
- Cieszę się – odparłam.
- Hope… Jeśli… Jeśli nie jesteś pewna tego co było wczoraj , to ja nie będę zły.
- Jestem pewna Blaise . – odpowiedziałam i przytuliłam się do niego. 
- Spokojnie Hope. Przemyśl to – powiedział tylko i również mnie objął .
Może Blaise miał racje. Może nie byłam tego pewna i tylko chciałam zrobić teraz na złość Smokowi.
A Blaise w żadnym wypadku nie zasługiwał na to żeby go wykorzystać w ten sposób.
Westchnęłam i odsunęłam się od chłopaka. W milczeniu zajęłam się śniadaniem. Dzisiaj mecz , zajęć nie było. Za godzinę mamy ostatni trening przed i musimy dać z siebie wszystko , nie miałam dzisiaj czasu na rozmyślanie . No to będzie czas po meczu.

Przebierałam się w strój na mecz , gdy do szatni wpadła zrozpaczona Lavender.
- On mnie nie chce !!! – wrzeszczała . Nie rozumiałam o co jej chodzi , ale nie bardzo mnie to interesowało. Zdążyłam się zorientować że Lavender jest pusta i głupia.
- Lavender nie wiem czemu przyszłaś z tym akurat do mnie , ale nie jestem odpowiednią osobą. – powiedziałam sucho i wyszłam z szatni.
Wzięłam miotłę i stanęłam za Blaisem.
- A oto reprezentacja Slytherinu ! Pragnę przypomnieć , że dom węża ma zupełnie nowego zawodnika jest to szukająca – Hope Florence ! – zawołał prowadzący . Tak jak myślałam , nie było jakiś gorących owacji. Nikt mnie tu nie znał. Wszyscy kojarzą mnie jako nową.
Mecz się rozpoczął. Szukający Ravenclawu zaczął krążyć nad boiskiem. A ja zaczęłam szukać dogodnej pozycji na obserwację. Zatrzymałam się tuż tablicy wyników. Tak jak prosił Blaise , pozwoliłam im zdobyć trochę punktów. Obserwowałam zaciętą grę, w której Rav nie miał szans. Krukoni mieli dość dobrą taktykę, wina leżała po stronie mioteł. Gdyby byli trochę szybsi , na pewno gra byłaby bardziej wyrównana.
 Gdy dobili do setki , ja właśnie szybowałam po znicz. Za nim ktokolwiek się zorientował że go zauważyłam , znicz już spoczywał w mojej dłoni.
- Brawa dla szukającej Florence ! Zdobyła znicz i dzięki temu dom węża zwycięża 250 do 40 ! – krzyczał prowadzący a tłum zaczął szaleć. Wylądowaliśmy i wymieniliśmy uściski dłoni. Był to szybki mecz , stosunkowo prosty. Cho , szukająca Rav, była żadnym wyzwaniem. Wiedziałam że dostała to stanowisko tylko dlatego że nikt inny nie chciał.
- Brawo ! – krzyknął Blaise , biorąc mnie w ramiona. Cała drużyna zaraz była przy mnie , krzycząc z radości. Nott wziął mnie na barana skandując głośno moje nazwisko. Takim sposobem zaniósł mnie aż do zamku , gdzie tłum Ślizgonów chciał mi pogratulować. Nikt się nie spodziewał że zupełnie nowa dziewczyna, tak niepozorna , w dodatku której nigdy nie widzieli na miotle , wygra ten mecz.
- Impreza ! – zarządzili chłopcy i natychmiast włączyli muzykę. Wódka i inne trunki zaczęły się pojawiać na stołach w gigantycznych ilościach. Jako że byłam wschodzącą gwiazdą domu węża, nie mogłam opuścić imprezy. Każdy chciał zamienić ze mną chociaż słowo, zatańczyć albo się napić. Najgorsze było to ostatnie , ponieważ już po niecałej godzinie byłam równo podcięta.
Zauważyłam Smoka , pijącego whisky prosto z butelki. Podeszłam do niego i ze złością wyrwałam mu butelkę którą następni rzuciłam w kąt. Butelka się rozbiła, ale nikt się tym specjalnie nie przejął.
- Co ty robisz ?! – krzyknął do mnie wnerwiony.
- Ty nie pijesz! – odkrzyknęłam mu w miarę normalnie. Język mi się jeszcze nie plątał i dzięki Bogu.
- Nie twoja pieprzona sprawa co ja robie ! – wrzasnął .
- Mam to gdzieś ! Nie będziesz pił ! – odwrzasnęłam mu.
- Właśnie że będę ! – zawołał i chwycił byle którą butelkę, prędko przytykając ją sobie do ust. Skoczyłam na niego i zaczęłam się z nim siłować o butelkę. W pewnym momencie chłopak mnie od siebie odepchnął. Straciłam równowagę i upadłam na podłogę, dziwnie wykręcając sobie kostkę.
Jęknęłam z bólu a chłopak przy mnie klęknął.
- Boże przepraszam… - jęknął i wyciągnął do mnie rękę , chcą obejrzeć nogę. Odruchowo się cofnęłam.
- Boże, Hope nie bój się mnie – powiedział płaczliwie i chwycił moją kostkę.
- Skręcona – powiedział po wstępnych oględzinach.
- Chodź , opatrzę ci ją. – powiedział i wziął mnie na ręce. Nie mając wielkiego wyboru objęłam go za szyję. Blondyn był wyższy od Blaise’a , i dużo silniejszy.
W jego dormitorium , posadził mnie delikatnie na łóżku i zdjął mi but. Zaczął masować mi kostkę , co chwila zerkając na mnie czy przypadkiem nie boli. Potem poszedł po maść i bandaż. 
Sprawnie obandażował mi nogę.
- Przepraszam cię Hope – powiedział w końcu , siadając na łóżku.
Milczałam. Alkohol powoli opuszczał moją krew , widziałam że u Smoka jest podobnie.
- Dlaczego mnie nienawidzisz? – zapytałam , gdy zorientowałam się że Draco na pewno nic nie powie.
- Co takiego? – zapytał szczerze zdziwiony.
- Przecież widzę jak na mnie patrzysz. Ciągle mnie unikasz , a gdy już musimy przebywać w jednym pomieszczeniu, udajesz że mnie nie znasz. Oczywiście nie licząc tych chwil gdy twoja choroba psychiczna daje o sobie znać i wtedy robimy coś głupiego, jak przytulanie i rozmawianie.
Po tych słowach odczułam ulgę. Pozbyłam się ciężaru który nosiłam od miesiąca.
- Posłuchaj , to nie tak Hope. To jakaś chora sytuacja. Nic do ciebie nie mam i tyle. Blaise się z tobą przyjaźni , Pansy też i okey. Ja chyba nie muszę , co? – powiedział, patrząc na mnie z politowaniem.
- Nie. Ale ty nawet nie próbowałeś mnie poznać. Niczego o mnie nie wiesz.
- Wiem więcej niż ci się wydaje.
- W takim razie zostaw tą wiedzę dla siebie. I wytłumacz mi coś. – poprosiłam.
- Co ?
- Co to było, wtedy w twoim dormitorium?
- Zwykła chwila słabości – powiedział, wzruszając ramionami – Mam słabość do ładnych dziewczyn. A nawet jeśli nie chce, to muszę przyznać że brzydka nie jesteś.
- W takim razie lepiej już pójdę. Nie chce żeby ta chmara ładnych dziewczyn pod twoimi drzwiami mnie rozszarpała – powiedziałam i nie czekając na jego odpowiedź, wyszłam z pokoju.
Nie zaczęłam płakać, nigdy nie byłam rozhisteryzowaną laską rodem z telenoweli.
Ta rozmowa coś mi uświadomiła.
Draco Malfoy to najbardziej podła gadzina w tej szkole, jeśli nie na tej planecie.
Wróciłam do salonu, gdzie impreza wciąż trwała w najlepsze. Rozejrzałam się po Sali.
Było więcej osób, niż jak wychodziłam. Kilkanaście osób przyszło z Huflepuff’u i Ravencalw’u
Zauważyłam Blaise’a stojącego za barem i natychmiast do niego podeszłam.
- Co tam Kwiatuszku? – zapytał wesoło.
- Nic ciekawego. Mówiłam ci już że cię uwielbiam Diable?
- Obiło się kilka razy o uszy – wyszczerzył się. Chłopak podrzucił butelkę po czym zręcznie ją złapał i nalał mi alkohol do kieliszka.
- Co to? – zapytałam.
- Sok, który nie ma w sobie ani procenta alkoholu, ale upijesz się nim szybciej niż wiadrem whisky.
Zaciekawiona upiłam mały łyczek.
- Truskawkowy – zauważyłam.
- Wiem. To mój wynalazek – powiedział z dumą.
- Magik z ciebie – zaśmiałam się.
- Poczekaj, zaraz wyciągnę królika z kapelusza. Ojć, nie mam kapelusza! Może być z kieszeni? – zapytał i sięgnął do kieszeni swojej kamizeli od jakiegoś garniaka. Po chwili zaczął z niej wyciągać związane chustki, całe mnóstwo.
- Gdzieś tu powinien być… - mruczał pod nosem. W końcu wyciągnął małego pluszowego króliczka uwiązanego na końcu tej dziwacznej liny.
Nie powiem, ten mały pokaz zrobił na mnie ogromne wrażenie, dlatego zaczęłam bić brawo za cały tłum gapiów. Diabeł ukłonił mi się do pasa i sam upił spory łyk ze szklanki.
- Zatańczysz? – zapytał, obchodząc bar i wyciągając do mnie rękę. Akurat leciał jakiś wolny kawałek.
- Z chęcią – odparłam, podając mu dłoń.
Chłopak poprowadził mnie na parkiet i okręcił mnie wokół własnej osi. Zaśmiałam się i zadowoleniem zauważyłam że Blaise jest świetnym tancerzem. Chociaż, czego innego mogłam się po nim spodziewać. Ze wszystkiego czego się podejmował robił niesamowite show.
Tak było i tym razem. Wirowaliśmy po całym parkiecie a ja śmiałam się jak szalona, nie wiem czy to przez to że tak świetnie się bawiłam czy przez ten sok.
Gdy muzyka przeszła do szybszej, Blaise perfekcyjnie zmienił styl naszego tańca.
Tańczyliśmy jak natchnieni, Blaise co i rusz mnie obracał lub pokazywał mi nowe figury taneczne.
- Gdzieś ty się tego nauczył –zapytałam zdyszana, gdy w końcu usiedliśmy.
-Oglądam za dużo telewizji – zaśmiał się – Te wszystkie programy taneczne i w ogóle.
Zaśmiałam się i chwyciłam szklankę, opróżniając ją do dna.
- Nie powinnaś tyle pić – zauważył Blaise.
- Sam lepszy nie jesteś, wiesz? – wytknęłam mu, wskazując na drugą już wypitą szklankę Diabła.
- Ja to ja – uśmiechnął się – Chodź, pokażemy tym ćwokom jak się tańczy prawdziwego walca – powiedział, wskazując na parkę która ewidentnie próbowała tańczyć walca. Uśmiechnęłam się i pozwoliłam się zaprowadzić chłopakowi na parkiet. Blaise objął mnie delikatnie.
- Nie umiem tańczyć walca – zaznaczyłam.
- Grunt że ja umiem. Po prostu daj się poprowadzić – powiedział. Uśmiechnęłam się. Blaise miał rację, znowu. Wspaniale tańczył, to był dla niego żaden problem że partnerka była łamagą.
 Spojrzałam na jego twarz która po prostu emanowała spokojem i radością.
W tej chwili czułam się jak księżniczka w sali balowej z suknią do ziemi. Widziałam kątem oka że niemal wszyscy zeszli z parkietu, robiąc nam miejsce i patrząc na nas ciekawie.
Nic jednak nie trwa wiecznie. W końcu muzyka ucichła, pozostawiając nas samych w salonie.
Bo nikogo oprócz nas nie było, był tylko Blaise i ja w tej magicznej chwili.
W tej samej chwili gdy Blaise się pochylił, ja wspięłam się na palce i się pocałowaliśmy.
Wciąż nie było nic więcej, tylko ta chwila. Nie było tych braw i aplauzów, wywrzeszczanych gratulacji.
Diabeł oparł się o mnie czołem, a nasze nosy się stykały więc czułam jego szybki oddech.
Miałam wrażenie że nawet czuję bicie jego serca.
- Kocham cię jak wariat – szepnął.
- Bo nim jesteś. Ale ja też cię kocham – powiedziałam i tym razem już nie miałam wątpliwości co do prawdy ukrytej w tych słowach.
Robiło się dosyć późno, dochodziła północ. Część osób, jak zwykle zresztą, już leżała pod stołami ewentualnie na stołach w towarzystwie porozwalanych butelek.
Jakież było moje zdziwienie gdy zobaczyłam wśród nich Pansy.
- Blaise, pomóż mi z nią – poprosiłam. Chłopak skinął głową i wziął dziewczynę na ręce.
- Poradzisz sobie? – zapytał, kładąc ją na łóżku w naszym dormitorium. Skinęłam głową.
- Kolorowych snów – powiedział Blaise i pocałował mnie w czoło.
- Nawzajem – odparłam i mocno go przytuliłam.
Gdy zamknęły się za nią drzwi, podeszłam do Pansy. Była mocno pijana i mamrotała coś przez sen.
Ruszyłam do komódki z naszymi lekami i zaczęłam szukać eliksiru orzeźwiającego.
Gdy w końcu go znalazłam, podeszłam do szatynki i zwilżyłam jej usta. Po chwili odzyskała przytomność i z głuchym jękiem zabrała mi buteleczkę, po czym duszkiem ją wypiła.
- Grzeczna dziewczynka – powiedziałam, widząc jak Pansy grzecznie połyka obrzydliwy płyn.
Gdy tylko oddała mi flakonik i umysł jej trochę otrzeźwiał, Pansy rozejrzała się po pokoju i zaczęła jej drżeć dolna warga. Zanim zdążyłam zareagować Pansy wybuchła głośnym i histerycznym płaczem.
- Co się stało? – zapytałam przestraszona, siadając przy niej. Pansy nie dała rady odpowiedzieć, więc objęłam ją i pozwoliłam wypłakać się jej na moją bluzkę.
- No już Pansy. Co się stało. – zapytałam delikatnie po jakiś 15 minutach.
- Draco zerwał zaręczyny – wyszeptała, nadal spazmatycznie zanosząc się płaczem. 

sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział 4

W końcu jest! Rozdział 4 do waszej dyspozycji ^^ Rozdział ten dedykuję wszystkim , absolutnie wszystkim komentującym i piszącym do mnie wiadomości ;* Jesteście wspaniali ;3
Ten rozdział troche w innej tonacji , bynajmniej tak mi się zdaje xD


- Hope , nawet nie wiesz jak się cieszę że w końcu zmądrzałaś ! – powtarzał Harry.
- Tak.. Ja też – odpowiedziałam z nieco mniejszym entuzjazmem.
Przynajmniej nie będę musiała już się obawiać Notta. I nie będę już drażnić Smoka.
A Pansy pewnie się ucieszy że będzie miała dla siebie cały pokój…
-… od jutra! Co ty na to? – zapytał ożywiony.
- Tak tak , czemu nie.
- Wspaniale! Z samego rana pójdziemy do Dumbledora .
- Tak Harry… - przytaknęłam. Ciekawe czy Blaise już wrócił z Hogs.
- Chodź no tu do mnie kuzyneczko ! – zawołał i przytulił mnie. 
- Harry , Pansy przyszła. Pyta czy jest Hope. – powiedziała Hermiona , wchodząc do dormitorium Pottera.
- Nie ma jej – powiedział.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Harry , ja tu jestem – powiedziałam i wstałam.
- Nie musisz już dłużej udawać że lubisz te ślizgońskie mendy .
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem i wyszłam.
Pansy stała w drzwiach wejścia do pokoju wspólnego i wyglądała na zdenerwowaną.
- Tu jesteś ! – zawołała z ulgą – wszyscy cię szukają !
- Jak to? – zapytałam zdziwiona.
- Draco powiedział że poszłaś do siebie a jak wróciłam to pokój był pusty. W bibliotece też cie nie było, w ogóle nigdzie cię nie było ! Draco niemal wyszedł z siebie !
Prychnęłam pogardliwie.
- Tak , oczywiście . Bo przecież na kim by się wyżywał.
- Co? Nieważne. W każdym razie , chodź już , wszyscy się bardzo martwią. –powiedziała.
- Ona nigdzie nie idzie. Teraz to jej dom. – powiedział Harry.
- Co takiego? – zapytała Pansy zdziwiona .
- Ja… Posłuchaj Pansy… - zaczęłam cicho – Postanowiłam zmienić dom Pansy.
Pansy patrzyła na mnie jak na kosmitę , czyli była zdziwiona.
- Jak to? Co… Nie rozumiem …
- Po prostu. Tak będzie lepiej dla wszystkich.  – powiedziałam cicho.  Pansy nadal nie rozumiała o czym mówię. 
- Harry , te noc chce przespać jeszcze tam – szepnęłam do chłopaka. Skinął głową i spojrzał nieprzychylnie na Pansy.
Wyszłam z pokoju , kierując się do siebie. Pansy natychmiast dogoniła mnie w korytarzu.
- Hope , co ty wyczyniasz? Dlaczego to robisz? Co cię napadło?
Zatrzymałam się nagle. Odwróciłam się do niej.
- Co? Nott. – powiedziałam ze łzami w oczach i biegiem puściłam do lochów.
Nie zważając na nic , ani na krzyczącego Blaise’a , ani na wściekłego Smoka , pobiegłam prosto do dormitorium .
Rzuciłam się na łóżko , już zupełnie nad sobą nie panując. 
Po kilkunastu minutach do pokoju weszła Pansy.
- Hope… - szepnęła , siadając na moim łóżku .
- Draco zwariował. Blaise musiał go spętać żeby się uspokoił. Ja wiem co ty czujesz , naprawdę.
- Nie wiesz – jęknęłam w poduszkę , dławiąc w sobie łzy.
- Wiem . Bo mnie też to spotkało. W zeszłym roku , na Pokątnej , napadło mnie dwóch typków. Zaczęli mnie rozbierać i dotykać. Ale wtedy pojawił się mój ojciec i niemal ich pozabijał. Więc wiem co czujesz Hope. Ale to nie jest powód do ucieczki.
- Pansy.. Ja nie mogę tak – powiedziałam , siadając na łóżku.
- Rozumiem, ale ucieczka to żadne wyjście. Zranisz tym mnie , Blaise’a i Draco.
- Tak , zwłaszcza Draco – mruknęłam.
- Nie powinnam tego mówić… ale tak. Zwłaszcza jego. Kazał ci to przekazać – Pansy wyciągnęła do mnie różdżkę. Z wahaniem ją wzięłam i poczułam jej znajome ciepło. Moja różdżka wróciła…
- On naprawdę to przeżywa. Blaise też. Są na siebie wściekli że w ogóle dopuścili do takiej sytuacji.
- Już za późno Pansy… - powiedziałam. Dziewczyna pokręciła głową.
- Nigdy nie jest za późno. Porozmawiaj z nimi. – powiedziała i wyszła.
Przetarłam twarz i zaczęłam uspokajać oddech.
Po chwili zeszłam do lochów. Gdy tylko pojawiłam się na schodach w pokoju zapadła cisza.
-Ja… Przyszłam się pożegnać – powiedziałam. Chłopcy byli wstrząśnięci i wyraźnie smutni.
- Hope , posłuchaj , ja naprawdę cię przepraszam. Gdybym zareagował wcześniej… - tłumaczył Blaise.
- Diable , spokojnie. Uratowałeś mnie i za to jestem ci wdzięczna. – uśmiechnęłam się do niego.
- Kwiatku , proszę cię. Przecież dobrze wiesz że nie znalazłaś się tu przypadkiem. Należysz do tego domu i nie zmienisz tego.
- Blaise , przykro mi.
Chłopak objął mnie w pasie i mocno przytulił.
Kątem oka zauważyłam znikającą na schodach blond czuprynę. Blaise pochwycił moje spojrzenie.
- Draco nie może sobie wybaczyć tego co się stało. Obwinia się , bo zabrał ci różdżkę. Sądzi że gdybyś ją miała , obroniłabyś się – powiedział Diabeł.
- W takim razie dlaczego patrzy na mnie z taką nienawiścią? – zapytałam.
Blaise pokręcił głową .
- Źle to czytasz – westchnął – on nienawidzi siebie. Nie ciebie. On po prostu nie może na ciebie patrzeć , bo widzi wtedy ciebie w objęciach Notta. I sądzi że to jego wina.
Więc to tak…
- Pogadaj z nim . Chłopak się załamał gdy dowiedział się że zmieniasz dom. Swoją drogą , ciekawe co Potter zrobił że przekonał starego Dropsa …
Uśmiechnęłam się blado i powoli ruszyłam do dormitorium chłopców.
Gdy stanęłam pod drzwiami , zrobiłam głęboki wdech i zapukałam. Odpowiedziała mi cisza.
Weszłam do pokoju.
- Draco?
Chłopak stał przy oknie , plecami do mnie. Nie zareagował.
- Draco , ja…
- Cicho. – powiedział. Dopiero teraz zauważyłam że chłopak się trzęsie. Zupełnie jakby się śmiał albo… płakał. Podeszłam do niego i położyłam mu dłoń na plecach.
- On mógł cie zgwałcić. I pewnie by to zrobił … - szepnął załamującym się głosem.
- Nic się nie stało – powiedziałam. Chłopak nagle się odwrócił , miał zaszklone oczy.
- Nie rozumiesz? – syknął – Przeze mnie mogłaś tam nawet zginąć. Przez moją głupotę.
Spojrzałam na niego ze smutkiem. Fakt , miał rację , no ale nie o to chodzi.
- Nie wybaczyłbym sobie tego do końca życia – szepnął i ponownie odwrócił się do okna.
Nie wiedziałam o co mu chodzi , przecież on mnie nawet nie lubił.
- Draco , już wszystko w porządku.
- Zmieniasz dom – zauważył.
No tak. Teraz już zupełnie nie wiedziałam co mam myśleć o tej sytuacji.
- Nie wiem. Nic nie jest jeszcze pewne.
- Naprawdę? – zapytał… jakby z nadzieją?
- Naprawdę. No chodź , daj miśka – powiedziałam weselej i wyciągnęłam do niego ręce. Chłopak uśmiechnął się i mnie objął. Położyłam głowę w zagłębieniu jego szyi.
Było mi dobrze, czułam się bezpieczna.
Draco zaczął gładzić moje włosy i się nimi bawić. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Powiesz mi o co chodzi z tą miotłą? – zapytał nagle.
- Nie. Czy ty nigdy nie odpuszczasz?
- Nie.
Westchnęłam.
- Przecież wiem że nie boisz się latać. Widzę jak na nas patrzysz podczas treningów. Znasz się na Quidditchu, i to dobrze. Powiedz mi – prosił.
- No dobra – mruknęłam w końcu. Wyswobodziłam się z jego uścisku i usiadłam na kanpie. 
- Przez trzy lata, byłam szukającą w klubie. Na 28 rozegranych meczy, tylko 2 razy nie znalazłam znicza. Raz, gdy drugi szukający na nim usiadł, i drugi raz podczas finału.
Nasi pałkarze byli zbyt zajęci pilnowaniem ścigających. Jeden z zawodników przeciwnej drużyny rzucił we mnie tłuczkiem. Trafił mnie w ramie . Mimo to, utrzymałam się na miotle. Ale całkowicie straciłam nad nią panowanie. Wleciałam prosto na trybuny. Nikomu nic się nie stało , ale na tym meczu była moja młodsza siostra , Cleo. Miała wtedy 6 lat. Była z rodzicami na samej górze i przestraszyła się że mi się coś stało. Wyrwała się mamie i po prostu zaczęła skakać po ławkach , żeby do mnie dobiec. W pewnym momencie straciła równowagę , noga wpadła jej w szczelinę i uderzyła głową i sam kant ławki. Niemal roztrzaskała sobie czaszkę. Nie dało się jej uratować.
Draco patrzył na mnie w milczeniu. Tym razem nie płakałam. Już wylałam wszystkie łzy za Cleo. Teraz pozostała tylko pamięć i szacunek. 
- Obwiniasz się za jej śmierć , prawda? – zapytał po chwili.
- Obwiniałam się przez dwa lata. Wtedy zrobiłam kilka głupich rzeczy…
Draco spojrzałam na mnie zdziwiony.
- Prawie się zagłodziłam na śmierć. Myślałam wtedy , że to będzie dostateczna kara.
- O Boże… - szepnął.  Draco usiadł koło mnie i przyciągnął mnie do siebie. Wtuliłam się w jego tors.
- Wiesz Hope… - zaczął – Nigdy nie sądziłem że jakaś dziewczyna mnie zmieni.
- To znaczy?
- Chodzi mi o whisky. Nadal ją lubię , ale nie potrzebuję jej tak często. Dziękuje ci za to.
Uśmiechnęłam się i oparłam głowę  na jego ramieniu. Chłopak patrzył mi w oczy , w końcu nie unikał mojego spojrzenia. Te oczy… po prostu nie pozwalały oderwać ci od nich wzroku. 
Draco zaczął powoli pochylać się w moją stronę. Wstrzymałam oddech…
- Żyjecie jeszcze tu…O rany! Sorry , już nie przeszkadzam ! – zawołał Blaise . Momentalnie odsunęłam się od blondyna. Blaise zniknął za drzwiami , ale cały nastrój prysł.
- Chyba będę lecieć. – powiedziałam wstając.
- Tak… Co z tym domem? Zostań z nami , Blaise mnie zamęczy – prosił.
- Nie wiem jak mam to wytłumaczyć Harry’emu.
- My to załatwimy. – zaoferował się. Widząc moje spojrzenie szybko się zreflektował – żadnych ofiar.
- Właśnie , co Blaise zrobił z… - urwałam.
- Nieco zmienił mu pamięć. Teraz jest niegroźny .
Uśmiechnęłam się i wróciłam do sypialni. Pansy już spała. Po cichutku wślizgnęłam się do łóżka.
- Dobranoc Pansy – powiedziałam cicho. 

- Co powiedzieliście Harry’emu? – zapytałam , jedząc kanapkę.
- Że żartowałaś i dał się nabrać. – odpowiedział Blaise , wzruszając ramionami .
- Był na tyle głupi i uwierzył?
- Prawie się popłakał. – dodał Draco , wsuwając jajecznicę.
Biedny Harry. Mimo wszystko to mój kuzyn…
- Spokojnie Kwiatku. Właśnie , przychodzisz na dzisiejsze przesłuchanie? – zapytał Blaise.
- Ja… Nie wiem – spojrzałam na Smoka. Chłopak kiwnął głową z uśmiechem. – Przyjdę.
- Wspaniale ! W końcu zobaczę latające kwiatki ! – ucieszył się. Wywróciłam oczami i wróciłam do jedzenia kanapki. Nagle zauważyłam biegnącego w moim kierunku Notta i o mało nie zerwałam się z miejsca z krzykiem
- Spokojnie Hope. Jest okey – uspokoił mnie Draco. Postanowiłam mu zaufać blondynowi , w końcu już dwukrotnie mnie uratował.
- Hope ! Jak się cieszę że cię widzę ! Mam coś dla ciebie ! – krzyknął Nott i wyciągnął w moim kierunku bukiet róż. Z wahaniem przyjęłam prezent, patrząc jak Nott prędko się oddala.
- Co mu zrobiłeś Blaise? – zapytałam.
- Sprawiłem że już nigdy nie będzie taki sam. – odpowiedział wymijająco.  Postanowiłam nie drążyć tematu.
- Cieszę się że pogodziłaś się z Malfoyem – szepnęła do mnie Pansy. Spojrzałam na nią z uśmiechem a potem przeniosłam wzrok na wyraźnie zadowolonego blondyna.
- A , no i bardzo was przepraszam za wczoraj – powiedział Blaise, próbując zamaskować wredny uśmieszek – nie sądziłem że będziecie potrafili w zgodzie porozmawiać więcej niż 10 minut, a co dopiero… No wiecie…
- Daruj sobie Diable. Do niczego nie doszło. Prawda, Hope? – zapytał Smok.
- No pewnie. – potwierdziłam. Przecież tylko prawie się całowaliśmy…
Diabeł teatralnie wywrócił oczami.
- W każdym razie, mam pomysł na rekrutację szukającego – Diabeł zmienił temat – może my będziemy normalnie grać, a tych kilku szukających będzie musiało znaleźć znicz?
- Dobry pomysł. – powiedziałam.
- Wiem.  – zacmokał Blaise.
- Co mamy pierwsze? – zapytała Pansy.
- Transumtację. – odpowiedział jej Malfoy. No tak, zapomniałam że tę nieszczęsną transmutację mamy razem.
- Nie wiem jak wy, ale ja się zbieram – powiedziałam  i wstałam od stołu równocześnie z Malfoyem.
Diabeł i Pansy zaczęli się śmiać, dołączając do nas.
- Oj zamknijcie się – mruknęłam , kierując się w stronę Sali.
- Jak myślisz, jak będzie się nazywało ich dziecko? – zapytał Blaise Pansy.
- Zapewne Hopen Malfoy – odpowiedziała.
- Ja chce ! – wrzasnął chłopak nagle. Spojrzałam na niego jak na kretyna, którym chyba w rzeczywistości był.
- Co chcesz?
- Być chrzestnym – wyszczerzył się do nas – Zobaczycie, będę najlepszym wujkiem na świecie !
- W to nie wątpię – powiedziałam – Pytanie brzmi kiedy sam zostaniesz ojcem , co Blaise?
- Ja to się nie spieszę. Poza tym , sami wiecie że jestem kryptogejem.
Mimowolnie zaczęłam się śmiać , Draco też.
Dotarliśmy pod Salę do transmutacji.
-Hope , siadaj tutaj – powiedział Blaise , odsuwając dla mnie krzesło. Uśmiechnęłam się i usiadłam między Blaisem a Smokiem.
- Na dzisiejszych zajęciach będziecie musieli przetransmutować kamień w kryształ. Wskazówki znajdziecie na stronie 42 . – powiedziała profesorka i usiadła za swoim biurkiem.
Otworzyłam podręcznik i zaczęłam czytać owe niezbędne wskazówki.
Trzeba było samemu skonstruować zaklęcie niewerbalne , bazując na tym co już wiemy.
Na próbę machnęłam kilkakrotnie różdżką. Kamień zmienił się w łupek kwarcu.
- Jak to zrobiłaś? – zapytał zdziwiony Blaise.
- Wrodzony talent – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Albo utalentowana różdżka – mruknął do siebie Draco.
- Słucham?
- Nic , tak sobie głośno myślę .
Wzruszyłam ramionami i obejrzałam się , ciekawa jak sobie radzą inni.
Panna Granger właśnie szamotała się z myszką w którą zmieniła swój kamień, Neville przed sobą miał białą różę, natomiast Ron… Ron zamienił kamień w węgiel.
Wróciłam do pracy.
Po jakiś 5 minutach w końcu udało mi się stworzyć idealny kryształ, postanowiłam jednak na nim nie kończyć swojej pracy. Uniosłam go w powietrze i zaczęłam szlifować. Gdy uzyskałam żądany kształt , opuściłam go delikatnie na biurko. Przede mną  leżał kryształowy złoty znicz.
- Panno Florence ! – zawołała McZdziwiona. – Czy mogę…? – zapytała , podchodząc do mojego stanowiska. Skinęłam głową a profesorka delikatnie podniosła znicz.
- To doskonała kopia. Wręcz perfekcyjna – zachwycała się.
Zauważyłam że Draco również szlifuje swój kamień. Po chwili w jego dłoni spoczęło małe, kryształowe serduszko . Było przepiękne .
- Panno Florence, pozwolę sobie wykonać mały eksperyment , dobrze?
- Jasne. – zgodziłam się.
Kobieta machnęła ręką i mój kryształ… wzbił się w powietrze. Jak prawdziwy znicz.
Kryształ przeleciał po całej Sali z zawrotną prędkością po czym spoczął w moich dłoniach, wciąż łopocząc skrzydełkami.
- Masz niezwykły talent Hope. Nie każdy kryształ da się ożywić. – powiedziała i wróciła na swoje miejsce.
Spojrzałam na swój kryształ.
- To nie kwestia talentu tylko uczucia – powiedział Draco.
- Jak to? – zapytała zdziwiona.
- Tęsknisz za tym. Kochasz to. Quidditch to całe twoje życie. – stwierdził.
Zaczęłam zastanawiać się nad prawdziwością tych słów. Draco być może miał racje…
Chłopak w tym czasie zaczął formować nowy kształt ze swojego kryształu.
Stworzył skomplikowany wzór w motywie kwiatów i winogron , po czym uformował z niego stojak w którym umieścił mój znicz.
- Taki prezent – powiedział , stawiając to przede mną.
- Śliczny – oceniłam.
- Oj Smoku… - westchnął Blaise. Odwróciłam się w jego stronę.
- Co udało ci się stworzyć Diable? – zapytałam , zerkając u przez ramie.
- Nic. – mruknął niezadowolony. Uśmiechnęłam się i chwyciła jego nadgarstek. Wykonałam jego ręką ruch który miał mu ułatwić transmutację. 
-Ci który udało się opanować tę sztukę , mają wolne. Reszta , proszę ćwiczyć w wolnym czasie – zarządziła wiedźma na koniec lekcji.
- Co teraz? – zapytałam.
- Wolne. Ta lekcja dzisiaj była zamieniona z eliksirami i trwała w sumie 160 minut. Nie zauważyłaś?
O matko ! Nigdy bym nie powiedziała że aż tyle czasu minęło !
- Teraz mamy wolne. Diable , pora na rekrutację – powiedział Draco i uśmiechnął się do mnie złowrogo.
Ruszyliśmy na boisko. Było tam już kilka osób, w tym również Nott.
- Draco , ja nie biorę udziału. – powiedziałam do niego gdy Pansy poszła szukać jakiejś koleżanki której imienia nie zapamiętałam.
- Dlaczego? – zapytał zdziwiony .
- Nie mam miotły .
- Daj spokój. Weź naszą drużynową. Mamy dwie w zapasie – prychnął i sam poszedł mi po miotłę. Uśmiechnęłam się widząc cudowny przedmiot w dłoniach blondyna.
- Najnowszy model – powiedział z dumą. Uśmiechnęła się i wsiadłam na miotłę.
-Nie przesadź jak na pierwszy lot . – poprosił. Uśmiechnęłam się i odepchnęłam się od ziemi.
To pierwszy raz od tamtego dnia. Leciałam nisko i stosunkowo powoli , lecz w miarę jak wyczułam możliwości miotły i samą miotłę , zaczęłam lecieć szybciej.
Po chwili już całkowicie dałam się ponieść temu wspaniałemu uczuciu za którym tak tęskniłam.
Wolność.
Już dawno nie czułam się taka wyzwolona , taka szczęśliwa. Zauważyłam że reszta drużyny zaczęła trening. Czyli znicz już jest w ruchu.
Nie starałam się go zauważyć, chciałam znaleźć pozycję ze światłem. Wtedy zobaczę jego blask.
Moja konkurencja miotała się po boisku jak w ukropie , ja natomiast spokojnie czekałam na swojej pozycji.

* Oczami Draco *
Co chwila zerkałem w stronę Hope, lecz dziewczyna uparcie tkwiła w tym samym miejscu.
Emanował od niej spokój i zdecydowanie, wyglądała jak mściwa bogini na wietrze.
Gdy kolejny raz przerzuciłem kafel przez obręcz , Hope zanurkowała.
Leciała prosto i szybko , jak jastrząb który zauważył swoją ofiarę. Leciała prosto w ziemie , niemal pod kątem prostym . Serce mi zamarło. Rozbije się! Leciała za szybko, nie ma szans żeby udało się jej wyprowadzić miotłę !
Prędko skierowałem się w jej stronę. Wiedziałem że nie zdążę, dziewczyna w sekundach zbliżała się do ziemi. Byłem przerażony.
Pół metra od ziemi szarpnęła miotłą tak mocno , że myślałem że złamie trzonek. Udało się jej.
Odetchnąłem z ulgą i dostrzegłem mały , złoty przedmiot w jej dłoni.
- Złapany ! – krzyknęła i podleciała w moją stronę.
- Proszę bardzo kapitanie – powiedziała i rzuciła znicz w moją stronę. Szatynka spiralą opadała na ziemię. Kilka osób już zebrało się wkoło niej , by pogratulować jej zwycięstwa.
Wylądowałem tuż przy niej. Policzki miała zaróżowione z ekscytacji, twarz jej promieniowała.
Na miotle czuła się jak ryba w wodzie, i to było widać.
- Gratulacje. Oficjalnie zostałaś nowym szukającym naszej drużyny. – powiedziałem z uśmiechem.
- Dziękuję – powiedziała z wdzięcznością. Miałem dziwne wrażenie że dziękuje mi za coś więcej niż przyjęcie do drużyny .
-Nie ma za co – odpowiedziałem . Hope uśmiechnęła się do mnie uroczo , pokazując przy tym dołeczki w policzkach.
- Hope , mam prośbę , daj nam najpierw nabić trochę punktów w meczu , dopiero potem łap znicz. – poprosił Blaise.
- Spoko Blaise , dam ci pogwiazdorzyć – odparła i zsiadła z miotły. Wyciągnęła ją w moją stronę , lecz pokręciłem głową.
- Jest twoja. To prezent – powiedziałem. Dziewczyna ze łzami  w oczach rzuciła mi się na szyję. Roześmiałem się i ją objąłem.
- Dziękuję ci Smoku. Za wszystko – szepnęła.
- Cała przyjemność po mojej stronie – odszepnąłem i pocałowałem ją w czubek głowy. Blaise rzucił mi wymowne spojrzenie które zignorowałem.
Wiedziałem że to co robię jest złe. Wiedziałem że nie mogę zakochać się Hope i nie mogę pozwolić jej zakochać się we mnie. Nie mogę do tego dopuścić.

piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 3

No i jest ! Rozdział 3 jak się patrzy ;3 Z dedykacją dla Fleur ;* Oraz dla wszystkich komentujących - wasze komentarze po prostu są niesamowite , jak nic innego motywują do pisania ;3 Bardzo , bardzo , bardzo dziękuję za te ciepłe słowa w komentarzach i wiadomościach prywatnych ;3 Miłej lektury wizardy ^^


To już 4 trening na którym byłam. Drużyna węża była dobra , naprawdę dobra , chociaż widziałam drobne luki. Na przykład , Theo i Blaise , najlepiej dogadują się na odległość , gdy nie muszą współpracować , natomiast Crabbe idealnie dogaduje się z Pansy.
- Koniec na dzisiaj – zarządził Draco i cała drużyna poleciała w stronę szatni. Sam Draco wylądował przede mną.
- O co chodzi z tym że się boisz latać? – zapytał.
- Po prostu się boje. Przepraszam , śpieszę się – ucięłam i pośpiesznie oddaliłam się w stronę szczęśliwej Pansy.
- Jak ci się podobało?
- Świetnie gracie – powiedziałam z przekonaniem.
- Tak , tylko nadal nie mamy szukającego. – wtrącił Blaise.
- Na pewno kogoś znajdziecie – zapewniłam chłopaka.
- Jasne . Minęły już prawie trzy tygodnie , zaraz zaczną się rozgrywki . Musimy zorganizować przesłuchanie. – zarządził.
- Dobry pomysł . – zgodziła się Parkinson. Wydaje mi się , czy ona sama ma ochotę na to stanowisko…?
- W piątek. Kwiatku , spróbujesz swoich sił?
- Nie , lepiej nie. Jestem beznadziejna .
- To już się nie boisz? – zapytał zadziornie.
Uśmiechnęłam się i wskazałam na Dracona szybującego w powietrzu.
- Z nim w drużynie ? Nigdy. – zaśmiałam się. Blondyn zataczał nad nami coraz większe koło , pokonując je coraz szybciej.
- On jest dosyć ekscentryczny , ale to wspaniały kumpel.
- Chodźmy już do zamku . Już późno , a jutro idziemy do Hogsmeade . – powiedziała Pansy.
Faktycznie , prawie zapomniałam.
- Odwiedzimy naszą kochaną Rosmertę ! – zawołał Blaise.
- A Draco znowu wypije jej cały zapas ognistej whisky – mruknęłam. Smok słynął z swojego zamiłowania do ognistej , prawie tak bardzo jak z braku umiaru w jej piciu.
- Spokojnie Kwiatku , twój rycerz będzie trzeźwy jak McWieczna-Dziewica podczas libacji. Dopilnujemy go.
Uśmiechnęłam się pod nosem widząc nieświadomego Dracona idącego w naszym kierunku.
   Gry wróciliśmy już do zamku , Draco od razu podszedł do baru.  Wywróciłam oczami i ruszyłam za nim. Natychmiast chwyciłam butelkę whisky.
- Oddaj ! – zaprotestował blondyn.
- Biedny Kwiatek… - mruknął Diabeł , widząc jak chowam butelkę za plecami.
- Nie-e. – pokręciłam głową.
- Oddaj mi tą butelkę – powiedział spokojnie Draco. Z uśmiechem wyjęłam różdżkę tak aby Smok tego nie zauważył. Za plecami dotknęłam różdżką butelki i wyszeptałam zaklęcie.
- Proszę cię bardzo – odpowiedziałam z uśmiechem i oddałam chłopakowi pustą butelkę. 
Draco patrzył na mnie z oburzeniem .
- Moja whisky – wydukał przez zaciśnięte zęby.
- Była , owszem. Spróbuj choć jednego wieczoru się nie upić?
Blondyn wziął głęboki wdech i po chwili wypuścił powietrze z płuc.
- Tak . Nic się nie stało – powiedział po chwili. Uśmiechnęłam się triumfalnie i zobaczyłam Blaise’a którego szczęka właśnie pierdolnęła o podłogę i poszła na spacer.
- Można? Można ! – powiedziałam radośnie i tanecznym krokiem podeszłam do Blaise’a.
- Zamknij buzię złociutki , bo jeszcze much się najesz. A na sucho są niesmaczne – rzuciłam i ręką domknęłam usta Diabełka.
- Co … ona….- wykrztusił. Widać wydarzenie sprzed chwili , doszczętnie nim wstrząsnęło. Pansy również była dość zaskoczona , ale opanowała się o wiele szybciej od Diabła.
- Ogarnij się Diable. To tylko whisky – stwierdził Draco i wzruszył ramionami.
- Dzisiaj nikt nic nie pije , chyba że wodę. – zarządziłam.
- Zagrajmy w coś. – powiedziała Pansy – Np. w prawdę czy wyzwanie.
Wszyscy ochoczo przystanęli na tą propozycję , nawet Smok.
- Zaczynam. Draco , prawda czy wyzwanie ? – zapytała Pansy gdy każdy znalazł już sobie miejsce.
- Prawda.
- Która dziewczyna w szkole ci się podoba?
- Żadna. Kocham tylko Diabła – powiedział i cmoknął w kierunku przyjaciela.
- Moja kolej. Hope , prawda czy wyzwanie? – zapytał Diabeł.
- Wyzwanie – powiedziałam odważnie , chociaż zaraz pożałowałam swojej decyzji. Ten błysk w oku blondyna mógł człowieka przerazić…
- W takim razie… Pocałuj Smoka.
Postukałam się w głowę i spojrzałam na niego z politowanie.
- Prędzej świnie zaczną latać Diabełku.
Chłopak wzruszył ramionami i machnął różdżką. Na środku pokoju pojawiła się świnia która przeraźliwie kwiląc wzbiła się w powietrze.  Ręce mi opadły.
- Mówisz masz – powiedział rozbawiony. Westchnęłam i podeszłam do blondyna. Próbowałam odczytać cokolwiek z jego twarzy , lecz dla mnie pozostawała ona niezapisaną kartą.
- Co ty na to? – zapytałam .
- Diabła nie przechytrzysz . – powiedział po prostu i wstał. Dopiero teraz tak naprawdę zwróciłam uwagę na to jak dobrze chłopak jest zbudowany.
Wyrobione mięśnie ładnie rysowały się pod koszulą która i tak była na nim opięta. Był ode mnie wyższy o jakieś 10cm , może 15.
Uśmiechnęłam się i wspinając się na palce , delikatnie cmoknęłam go w policzek.
Chłopak ostentacyjnie zrobił zawiedzioną minę .
- Kiepsko to wyszło. – stwierdził Blaise.
- Precyzuj , kochanie. – powiedziałam i usiadłam na kanapie.
- Dobra Blaise , prawda czy wyzwanie – zapytałam.
- Wyzwanie Kwiatuszku .
- Okej. Pocałuj Severuska , jutro , w Hogsmeade. W usta. – zaznaczyłam.
Blaise’owi momentalnie zrzedła mina a Draco zaczął się śmiać.
- Masz za swoje durny bucu ! – zaśmiewał się Smok.
- Teraz już wiesz , że Kwiatków się nie drażni – powiedziałam z wyższością.
- O rany.. – mruknął.
- Pansy , prawda czy wyzwanie – zreflektował się nagle.
- Prawda. Przy was bałabym się wziąć wyzwanie.
- Nie ufasz mi? – zapytał zawiedziony Diabeł.
- Za grosz.
- Dobra , w takim razie prawda. Czy to prawda że całowałaś się z Ronem? – zapytał. Spojrzałam zdziwiona na czerwoną jak burak Pansy.
- Tak – szepnęła wstydliwie. Niemożliwe! Pansy i RON?! Fuuuuuuu!
- Moja kolej. Dracze , prawda czy… - powiedziała brunetka.
- Wyzwanie.
- Zamień się w dziewczynę.
Draco uśmiechnął się przebiegle i wyciągnął różdżkę. Machnął nią kilkakrotnie i po chwili naszym oczom ukazała się seksowna blondynka. Moment. Czy ja właśnie pomyślałam o Draco w kategorii seksowności…?
- I jak ? Diabełku , jak ci się podobam ? – zapytał. Diabeł oblizał usta .
- Mrrr , ty kocie ty – powiedział , robiąc koci gest dłonią.
- Przykro mi , nie umawiam się z kryptogejami – powiedział Draco i odwrócił się od Blaise’a.
Draco znów przybrał swoją postać.
- Dużo lepiej – powiedział zadowolony.
Uśmiechnęłam się mimowolnie , widząc z powrotem Draco-chłopaka.
- Dla Hope. Prawda czy wyzwanie?- zapytał .
- Wyzwanie.
- Poleć ze mną na miotle.
O nie. Co za podstępna gadzina no…
- Nie. – odmówiłam hardo.
- Musisz. – uśmiechnął się.
- Nie. – powtórzyłam z mocą
- W takim razie daj fant. – zażądał.
- Jaki? – zapytałam podejrzliwie.
- Różdżka. – powiedział po chwili namysłu.
- Oszalałeś. Nie oddam ci różdżki ! – zawołałam.
- W takim razie polecisz ze mną na miotle.
Spojrzałam na niego nienawistnie i wyciągnęłam różdżkę z kieszeni. Wyciągnęłam ją w jego kierunku.
- Wsadź sobie ją w tyłek , tleniony – powiedziałam i wcisnęłam mu ją do ręki, po czym wyszłam z pokoju. Słyszałam ożywioną rozmowę za swoimi plecami , ale nic mnie to nie obchodziło. Weszłam do dormitorium i rzuciłam się na łóżko.
Głupi , zarozumiały kretyn…
- Czemu nie chciałaś z nim polecieć? – zapytała Pansy , wchodząc do sypialni.
- Bo nie – warknęłam i zeskoczyłam z łóżka , kierując się do łazienki. Czy oni naprawdę nie odpuszczą?!
Rozebrałam się i weszłam pod prysznic , w tej chwili tylko gorąca woda potrafiła przynieść mi w tej chwili spokój. Stopniowo zwiększałam temperaturę, aż woda zaczęła parzyć moją skórę.
Uwielbiam to uczucie, jakby woda zmywała wszystkie zmartwienia.
Mogłam tak stać wiecznie, lecz po dziesięciu minutach Pansy zaczęła dobijać się do drzwi łazienki.
Westchnęłam i wyszłam z pod prysznica. Szybko się wytarłam i przebrałam w piżamę.
- O co chodzi? – zapytałam , podchodząc do łóżka.
- Masz gościa – powiedziała.
- Kogo.
- Potter powiedział że musi natychmiast z tobą porozmawiać.
-Wpuść go. – mruknęłam niezadowolona.  Potter wpadł do pokoju jak burza , jakby w ogóle nie zauważał Pansy którą niemal staranował.
- Hope ! Mam świetne wieści ! – wrzasnął uradowany.
- To znaczy? – zapytałam ze znużeniem.
- Gadałem z Dumbledorem , możesz zmienić dom ! – wrzeszczał. Słucham?! Co to ma być w ogóle?!
- Popieprzyło cie? – krzyknęła Pansy.
- Nie mam zamiaru zmieniać domu. Poza tym , jak go przekonałeś? Zrobiłeś mu loda? – zapytałam z nagłą wściekłością.
- Nie , Hope , daj spokój ! To ostatnia szansa żeby cie wyrwać z tej patologii ! – krzyczał.
- Wynoś się stąd . I nie przychodź tu nigdy więcej. – zażądałam.
- Hope , przemyśl to. – zawołał , gdy Pansy wypychała go z pokoju.
- Popieprzyło go doszczętnie. – mruknęłam i położyłam się do łóżka.
Zasnęłam zanim usłyszałam odpowiedź Pansy.

- Co dla was? – zapytał Blaise , siadając przy stoliku w „Trzech Miotłach” .
- Dla mnie ognista – powiedział Draco. Rzuciłam mu zniesmaczone spojrzenie.
- Albo herbata – zreflektował się.
- Dobra , dla kretyna herbata , co dla pań?
- Dwa razy sok z dyni . – powiedziałam patrząc na Pansy. Skinęła głową. Zerknęłam w okno. Dziwne..
Po chwili Blaise wrócił z zamówieniem.
- Wiecie co , zaraz wrócę. Muszę coś zobaczyć . – powiedziałam , wstając i kierując się do drzwi.
Niemożliwe że to była ona…
- Cleo ?! – krzyknęłam , rozglądając się na wszystkie strony. Coś mignęło uliczkę dalej.
Szybko ruszyłam w tamtym kierunku.
- Cleo ! – krzyknęłam , widząc blask blond włosów na końcu zaułka. Podbiegłam w tamtą stronę.
Skręciłam w lewo . To nie mogła być Cleo , przecież ona nie żyje od 6 lat…
- Cleo! – krzyczałam . Nagle ją zobaczyłam.
Stała około dziesięciu metrów dalej. Zamarłam i rzuciłam się w stronę dziewczynki. Gdy niemal na nią wpadłam , zaczęła zmieniać postać. Stanęłam przerażona i zobaczyłam przed sobą… Notta.
- Nie ładnie , nie ładnie. To prawdziwa podłość udawać zmarłą siostrzyczkę – powiedział smutno, po czym wybuchnął śmiechem. Zaczęłam się cofać powoli , po czym rzuciłam się do ucieczki. Nott był szybszy i już po sekundzie trzymał mnie w żelaznym uścisku.
- Teraz Draco cię już nie uratuje – szepnął mi do ucha. Poczułam jak łzy napływają mi do oczu. Nie miałam różdżki. Nie miałam jak się bronić. 
-Nott , posłuchaj , puść mnie a nic nikomu się nie stanie – powiedziałam hardo.
Nagle mnie olśniło. Plakietka z wściekłym Harrym.
Blaise tydzień temu uświadomił mnie , że zaczarował te plakietki , tak aby w razie niebezpieczeństwa móc wezwać kogoś z nich.
- Przykro mi , ale nie mam ochoty. Jesteś śliczna gdy się boisz , wiesz? – szepnął i pocałował mnie w szyję.
Muszę tylko dotknąć plakietki.
Przesunęłam dłoń ku górze , czego Theo chyba nie zauważył. Złapałam za plakietkę.
- Blaise ! – wrzasnęłam , ściskając ją najmocniej jak umiałam.
- Nie usłyszy cię. Jest za daleko. – zaśmiał się i przycisnął mnie do ściany , tym razem jedną ręką wykręcając mi ręce za plecy. Drugą dłoń położył mi na piersi.
- Puść mnie ty zboczeńcu ! – krzyczałam. Chłopak natarczywym pocałunkiem zatkał mi usta, wciąż lubieżnie dotykając mojej klatki. Próbowałam się wyrwać , gdy wsunął mi rękę pod szatę.
Gdy pokonał wszystkie warstwy moich ubrań i dotknął brzucha , przeszedł mnie dreszcz i teraz już zaczęłam otwarcie płakać.
Niezrażony Theodor , zaczął przesuwać dłoń niżej. Blaise , gdzie jesteś…
To koniec , koniec…
- Wiesz , kochanie , dla ciebie to też może być przyjemne – mruczał .
Zamknęłam oczy , myśląc tylko o tym by umrzeć i już nie czuć tej jego wstrętnej łapy na moim ciele.
- Petrificus totalus ! – usłyszałam i Theodor osunął się na ziemię. Ulga jaką w tej chwili poczułam , odebrała mi wszystkie siły i niemal upadłam . Nie miałam odwagi otworzyć oczu , bałam się że gdy to zrobię , moje ocalenie okaże się snem na jawie.
- Hope ! Hope , słyszysz mnie?! – krzyczał najprawdopodobniej Blaise , i potrząsał moimi ramionami. Spojrzałam mu w twarz i łzy ponownie pociekły po moich policzkach. Chłopak był przerażony , prawie tak bardzo jak ja. W tej chwili do zaułka wpadli Malfoy i Pansy. Słyszałam jak Draco wrzeszczał coś niezrozumiale .
Blaise podniósł mnie z ziemi i przytulił.
- Ten parszywy gówniarz już nigdy cię nie dotknie , przysięgam. – powiedział , gładząc moje włosy.
- Co on jej zrobił? – wycedził Malfoy.
- Hope.. – szepnął Blaise – Co Nott… - urwał.
- On… wykręcił mi ręce do tyłu i zaczął mnie całować , a potem… potem wsadził mi rękę pod szatę… - wyszeptałam , ponownie czując ścisk w klatce . Czułam jak Blaise sztywnieje , jak napina się każdy jego mięsień.
- Zabije go – warknął i mnie puścił , szybko sięgając po różdżkę. Złapałam jego rękę patrząc na niego z przerażeniem.
- Nie ! Wiesz jakie będą tego konsekwencje – płakałam – on nie jest wart rujnowania ci życia.
- Draco , zabierz ją do zamku. Ja i Pansy zajmiemy się Nottem – rozkazał , nie zwracając na mnie uwagi.
Draco był myślami gdzie indziej. Patrzył w dal z kamienną twarzą i po chwili skinął głową.
- Chodź – powiedział i chwycił mnie za łokieć. Szybko mu przeszła delikatność…
- Sama dam radę – powiedziałam i wciąż pociągając nosem ruszyłam w stronę zamku.
Szliśmy w milczeniu. Gdy tylko dotarliśmy do lochów , Draco bez słowa ruszył w stronę swojego dormitorium. Nie rozumiałam jego zachowania. Czemu miał minę jakby miał mnie zaraz zabić , co ja mu zrobiłam?
Co ja tu robię … Co ja tu najlepszego robię…
Powinnam być teraz w domu , z rodzicami .
Usiadłam na dywanie przed kominkiem , wpatrując się w zielony ogień.
Nie chcę tu być , i nikt nie chce żebym tu była. Zwłaszcza Draco. Nie pasuję tu.
Patrzyłam tak na pomarańczowo złote języki ognia , które żyły własnym życiem , gdy przypomniałam sobie o wizycie mojego kuzyna. Może… Może Potter ma rację?
Niewiele myśląc wstałam i ruszyłam w stronę wieży Gryffindoru.
Gdy dotarłam do przejścia , uświadomiłam sobie że część osób jest jeszcze w Hogsmeade. A ja nie znam hasła.
- Wpuścisz mnie? – zapytałam kobiety z portretu.
- Nie mogę skarbie . – odparła.
- A czy mogłabyś zawołać tu Harry’ego?
- To mogę zrobić. – stwierdziła i zniknęła z ram obrazu.
Po chwili przejście się otworzyło.
- Hope? Co ty tu robisz? – zapytał zdziwiony.
- Nadal mogę zmienić dom? – zapytałam drżącym głosem.