niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział 5

Więc, tak jak obiecałam - rozdział 5.
Od teraz, rozdziały będą dodawane co tydzień w soboty. Sami popatrzcie, gdyby rozdziały były codziennie to za półtora miesiąca musielibyśmy się pożegnać xD Rozdziałów będzie około 50, chociaż tak naprawdę to nie wiem, bo gdy ja zaczynam coś pisać to staje się zżyta z tą postacią i nie umiem jej tak zostawić ;/ . Więc spokojna głowa xD Jak na razie cieszcie się rozdziałem 5 ;>


Przygotowania do pierwszego meczu trwały. Treningi mieliśmy dwa razy w tygodniu i za każdym razem Blaise opieprzał mnie że za szybko łapię znicz, na co Draco tłukł go miotłą.
Czułam rosnącą sympatię do tych dwóch półgłówków . Nie wiem co bym zrobiła bez nich i Pansy.
Pansy została moją najlepszą przyjaciółką po tym jak we dwie zostałyśmy na szlabanie u Sprouse.
Przez przypadek zniszczyłam jakąś cenną sadzonkę profesorki, ale Pansy wzięła winę na siebie.
I tak jej nie uwierzyła , ale szlaban odsiedziałyśmy we dwie.
Natomiast Draco starał się mnie za wszelką cenę unikać. Dwa razy przyłapałam go na tym że się na mnie gapi , ale za każdym razem gdy próbowałam nawiązać kontakt , uciekał .
Siebie natomiast przyłapałam na tym że myśląc o nim , pojedyncze łzy skapują po moich policzkach, czego byłam zupełnie nieświadoma.
- Hej Kwiatuszku – rzucił Blaise , wchodząc do naszego dormitorium.
- Hej . Co cię sprowadza? – zapytałam , poprawiając się na łóżku i gestem dłoni wskazując aby usiadł.
- A tak przyszedłem pogadać. Byłaś świetna na ostatnim treningu – pogratulował mi.
- Dzięki . Ale to nic takiego – powiedziałam skromnie.
- Przeciwnie. Ogólnie , to chciałem zapytać  czy czujesz coś do Smoka. – wypalił nagle.
- CO?  - zapytałam mocno zdziwiona.
- No czujesz czy nie? – zaśmiał się.
- Lubię go , to wszystko – odpowiedziałam speszona.
- Spoko. Ślicznie wyglądasz gdy się tak rumienisz. – stwierdził i odgarnął mi kosmyk włosów za ucho.
Milczałam. Blaise tylko wpatrywał mi się w oczy , jakby się nad czymś zastanawiając.
- I tak pójdę do piekła – szepnął ledwie dosłyszalnie i pochylił się nade mną. Nie cofnęłam się , zbyt zaskoczona by cokolwiek zrobić. Diabeł delikatnie dotknął moich warg .
Emocje wzięły nade mną górę i również delikatnie natarłam na jego usta. Chłopak przyciągnął mnie do siebie i zaczął mnie całować.
Nie myślałam nad tym co robię , nie myślałam wtedy nawet jak człowiek. Wiedziałam że właśnie całuję się z Blaisem , ale nie przyszło mi to nawet do głowy. Nie potrafię tego opisać.
Jakiś wewnętrzny instynkt działał za mój mózg, w ogóle nie miałam nad nim kontroli.
Kierowałam się podstawowymi uczuciami , tym że było mi ciepło i przyjemnie , że czułam się bezpieczna , niczym więcej.
Objęłam Blaise za szyję , oddając pocałunki gdy nagle drzwi do pokoju z impetem się otwarły. Odskoczyłam od Blaise’a , próbując opanować drżenie i urywny oddech. W drzwiach ku mojej uldze nie stał Mafoy , tylko Pansy której szczęka z hukiem pieprznęła o podłogę.
Spojrzałam na jąkającego coś Blaise’a. Dopiero teraz zauważyłam postać za Pansy.
No tak . Jak mogłoby to być inaczej przecież to od początku byłoby za łatwe . Draco.
- Draco.. Stary ja… - zaczął Blaise.
- Gratuluje – powiedział tamten i zniknął na schodach. Nigdy nie zapomnę wyrazu jego twarzy.
Ból i udręka jakie się na niej malowały , wypaliły w moim sercu swoje ogniwo  zupełnie jakby były rozżarzonym żelazem. Pansy pobiegła za przyacielem
Spojrzałam na równie ponurego Blaise’a.
- Co teraz? – zapytałam.
- Nie wiem Hope. Wiem tylko że… że cię kocham – wyszeptał. Wzruszona tym wyznaniem, przytuliłam się do niego. A niewątpliwie też coś do niego czułam , nie wiedziałam tylko co. Uznałam że to pewnie też miłość.
- O co chodziło Draco? – zapytałam.
- Nie mam pojęcia. On twierdzi że nic do ciebie nie czuje. – powiedział
- W takim razie co to było.. – mruknęłam , niekoniecznie czekając na odpowiedź.
- Hope.. Może to za szybko , ale… Zostaniesz moją dziewczyną? – zapytał Blaise. Uśmiechnęłam się na wspomnienie pocałunku i przelotnie cmoknęłam go w usta.
- Tak. – powiedziałam i objęłam go za szyję.
Chłopak znacznie się rozpogodził. Spojrzałam na zegar. Było już po 23.
Blaise widocznie też to zauważył.
- Będę się zbierał. – powiedział i zmierzwił mi włosy. – Dobranoc Kwiatku.
- Dobranoc – odpowiedziałam i chłopak zniknął za drzwiami.
Skierowałam się do łazienki i szybko się wykąpałam. Przebrałam się w piżamę i wróciłam do łóżka , zastanawiając się kiedy wróci Pansy.
Dziewczyna wróciła po dwunastej. Bez słowa weszła do łóżka i odwróciła się do mnie plecami.
- Dobranoc Pansy – powiedziałam. Nie odpowiedziała. 

Obudziły mnie promienie słońca wpadające do pokoju. Pansy krzątała się sprzątając swoje rzeczy.
- Dobry – mruknęłam, lecz dziewczyna brunetka zupełnie mnie zignorowała.
- Pansy, o co ci chodzi? – zapytałam.
- Serio się nie domyślasz? – prychnęła , nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.
- No nie?
- Zastanów się, wtedy pogadamy Florence. – powiedziała i wyszła. Po raz pierwszy zwróciła się do mnie po nazwisku.
Ogarnęłam się i zeszłam do Wielkiej Sali. Zobaczyłam że moje miejsce obok Draco i Blaise’a zajęła jakaś blondynka . Poczułam delikatne ukłucie w sercu i usiadłam na początku stołu koło nijeakiego Max'a.
Dopiero teraz Blaise zorientował się że już jestem i natychmiast się do mnie dosiadł.
- Trzeba było przyjść –powiedział .
- Nie miałam ochoty – odpowiedziałam.
- Ta blondyna , to Lavender Brown. Nowa dziewczyna Draco . – powiedział.
- Cieszę się – odparłam.
- Hope… Jeśli… Jeśli nie jesteś pewna tego co było wczoraj , to ja nie będę zły.
- Jestem pewna Blaise . – odpowiedziałam i przytuliłam się do niego. 
- Spokojnie Hope. Przemyśl to – powiedział tylko i również mnie objął .
Może Blaise miał racje. Może nie byłam tego pewna i tylko chciałam zrobić teraz na złość Smokowi.
A Blaise w żadnym wypadku nie zasługiwał na to żeby go wykorzystać w ten sposób.
Westchnęłam i odsunęłam się od chłopaka. W milczeniu zajęłam się śniadaniem. Dzisiaj mecz , zajęć nie było. Za godzinę mamy ostatni trening przed i musimy dać z siebie wszystko , nie miałam dzisiaj czasu na rozmyślanie . No to będzie czas po meczu.

Przebierałam się w strój na mecz , gdy do szatni wpadła zrozpaczona Lavender.
- On mnie nie chce !!! – wrzeszczała . Nie rozumiałam o co jej chodzi , ale nie bardzo mnie to interesowało. Zdążyłam się zorientować że Lavender jest pusta i głupia.
- Lavender nie wiem czemu przyszłaś z tym akurat do mnie , ale nie jestem odpowiednią osobą. – powiedziałam sucho i wyszłam z szatni.
Wzięłam miotłę i stanęłam za Blaisem.
- A oto reprezentacja Slytherinu ! Pragnę przypomnieć , że dom węża ma zupełnie nowego zawodnika jest to szukająca – Hope Florence ! – zawołał prowadzący . Tak jak myślałam , nie było jakiś gorących owacji. Nikt mnie tu nie znał. Wszyscy kojarzą mnie jako nową.
Mecz się rozpoczął. Szukający Ravenclawu zaczął krążyć nad boiskiem. A ja zaczęłam szukać dogodnej pozycji na obserwację. Zatrzymałam się tuż tablicy wyników. Tak jak prosił Blaise , pozwoliłam im zdobyć trochę punktów. Obserwowałam zaciętą grę, w której Rav nie miał szans. Krukoni mieli dość dobrą taktykę, wina leżała po stronie mioteł. Gdyby byli trochę szybsi , na pewno gra byłaby bardziej wyrównana.
 Gdy dobili do setki , ja właśnie szybowałam po znicz. Za nim ktokolwiek się zorientował że go zauważyłam , znicz już spoczywał w mojej dłoni.
- Brawa dla szukającej Florence ! Zdobyła znicz i dzięki temu dom węża zwycięża 250 do 40 ! – krzyczał prowadzący a tłum zaczął szaleć. Wylądowaliśmy i wymieniliśmy uściski dłoni. Był to szybki mecz , stosunkowo prosty. Cho , szukająca Rav, była żadnym wyzwaniem. Wiedziałam że dostała to stanowisko tylko dlatego że nikt inny nie chciał.
- Brawo ! – krzyknął Blaise , biorąc mnie w ramiona. Cała drużyna zaraz była przy mnie , krzycząc z radości. Nott wziął mnie na barana skandując głośno moje nazwisko. Takim sposobem zaniósł mnie aż do zamku , gdzie tłum Ślizgonów chciał mi pogratulować. Nikt się nie spodziewał że zupełnie nowa dziewczyna, tak niepozorna , w dodatku której nigdy nie widzieli na miotle , wygra ten mecz.
- Impreza ! – zarządzili chłopcy i natychmiast włączyli muzykę. Wódka i inne trunki zaczęły się pojawiać na stołach w gigantycznych ilościach. Jako że byłam wschodzącą gwiazdą domu węża, nie mogłam opuścić imprezy. Każdy chciał zamienić ze mną chociaż słowo, zatańczyć albo się napić. Najgorsze było to ostatnie , ponieważ już po niecałej godzinie byłam równo podcięta.
Zauważyłam Smoka , pijącego whisky prosto z butelki. Podeszłam do niego i ze złością wyrwałam mu butelkę którą następni rzuciłam w kąt. Butelka się rozbiła, ale nikt się tym specjalnie nie przejął.
- Co ty robisz ?! – krzyknął do mnie wnerwiony.
- Ty nie pijesz! – odkrzyknęłam mu w miarę normalnie. Język mi się jeszcze nie plątał i dzięki Bogu.
- Nie twoja pieprzona sprawa co ja robie ! – wrzasnął .
- Mam to gdzieś ! Nie będziesz pił ! – odwrzasnęłam mu.
- Właśnie że będę ! – zawołał i chwycił byle którą butelkę, prędko przytykając ją sobie do ust. Skoczyłam na niego i zaczęłam się z nim siłować o butelkę. W pewnym momencie chłopak mnie od siebie odepchnął. Straciłam równowagę i upadłam na podłogę, dziwnie wykręcając sobie kostkę.
Jęknęłam z bólu a chłopak przy mnie klęknął.
- Boże przepraszam… - jęknął i wyciągnął do mnie rękę , chcą obejrzeć nogę. Odruchowo się cofnęłam.
- Boże, Hope nie bój się mnie – powiedział płaczliwie i chwycił moją kostkę.
- Skręcona – powiedział po wstępnych oględzinach.
- Chodź , opatrzę ci ją. – powiedział i wziął mnie na ręce. Nie mając wielkiego wyboru objęłam go za szyję. Blondyn był wyższy od Blaise’a , i dużo silniejszy.
W jego dormitorium , posadził mnie delikatnie na łóżku i zdjął mi but. Zaczął masować mi kostkę , co chwila zerkając na mnie czy przypadkiem nie boli. Potem poszedł po maść i bandaż. 
Sprawnie obandażował mi nogę.
- Przepraszam cię Hope – powiedział w końcu , siadając na łóżku.
Milczałam. Alkohol powoli opuszczał moją krew , widziałam że u Smoka jest podobnie.
- Dlaczego mnie nienawidzisz? – zapytałam , gdy zorientowałam się że Draco na pewno nic nie powie.
- Co takiego? – zapytał szczerze zdziwiony.
- Przecież widzę jak na mnie patrzysz. Ciągle mnie unikasz , a gdy już musimy przebywać w jednym pomieszczeniu, udajesz że mnie nie znasz. Oczywiście nie licząc tych chwil gdy twoja choroba psychiczna daje o sobie znać i wtedy robimy coś głupiego, jak przytulanie i rozmawianie.
Po tych słowach odczułam ulgę. Pozbyłam się ciężaru który nosiłam od miesiąca.
- Posłuchaj , to nie tak Hope. To jakaś chora sytuacja. Nic do ciebie nie mam i tyle. Blaise się z tobą przyjaźni , Pansy też i okey. Ja chyba nie muszę , co? – powiedział, patrząc na mnie z politowaniem.
- Nie. Ale ty nawet nie próbowałeś mnie poznać. Niczego o mnie nie wiesz.
- Wiem więcej niż ci się wydaje.
- W takim razie zostaw tą wiedzę dla siebie. I wytłumacz mi coś. – poprosiłam.
- Co ?
- Co to było, wtedy w twoim dormitorium?
- Zwykła chwila słabości – powiedział, wzruszając ramionami – Mam słabość do ładnych dziewczyn. A nawet jeśli nie chce, to muszę przyznać że brzydka nie jesteś.
- W takim razie lepiej już pójdę. Nie chce żeby ta chmara ładnych dziewczyn pod twoimi drzwiami mnie rozszarpała – powiedziałam i nie czekając na jego odpowiedź, wyszłam z pokoju.
Nie zaczęłam płakać, nigdy nie byłam rozhisteryzowaną laską rodem z telenoweli.
Ta rozmowa coś mi uświadomiła.
Draco Malfoy to najbardziej podła gadzina w tej szkole, jeśli nie na tej planecie.
Wróciłam do salonu, gdzie impreza wciąż trwała w najlepsze. Rozejrzałam się po Sali.
Było więcej osób, niż jak wychodziłam. Kilkanaście osób przyszło z Huflepuff’u i Ravencalw’u
Zauważyłam Blaise’a stojącego za barem i natychmiast do niego podeszłam.
- Co tam Kwiatuszku? – zapytał wesoło.
- Nic ciekawego. Mówiłam ci już że cię uwielbiam Diable?
- Obiło się kilka razy o uszy – wyszczerzył się. Chłopak podrzucił butelkę po czym zręcznie ją złapał i nalał mi alkohol do kieliszka.
- Co to? – zapytałam.
- Sok, który nie ma w sobie ani procenta alkoholu, ale upijesz się nim szybciej niż wiadrem whisky.
Zaciekawiona upiłam mały łyczek.
- Truskawkowy – zauważyłam.
- Wiem. To mój wynalazek – powiedział z dumą.
- Magik z ciebie – zaśmiałam się.
- Poczekaj, zaraz wyciągnę królika z kapelusza. Ojć, nie mam kapelusza! Może być z kieszeni? – zapytał i sięgnął do kieszeni swojej kamizeli od jakiegoś garniaka. Po chwili zaczął z niej wyciągać związane chustki, całe mnóstwo.
- Gdzieś tu powinien być… - mruczał pod nosem. W końcu wyciągnął małego pluszowego króliczka uwiązanego na końcu tej dziwacznej liny.
Nie powiem, ten mały pokaz zrobił na mnie ogromne wrażenie, dlatego zaczęłam bić brawo za cały tłum gapiów. Diabeł ukłonił mi się do pasa i sam upił spory łyk ze szklanki.
- Zatańczysz? – zapytał, obchodząc bar i wyciągając do mnie rękę. Akurat leciał jakiś wolny kawałek.
- Z chęcią – odparłam, podając mu dłoń.
Chłopak poprowadził mnie na parkiet i okręcił mnie wokół własnej osi. Zaśmiałam się i zadowoleniem zauważyłam że Blaise jest świetnym tancerzem. Chociaż, czego innego mogłam się po nim spodziewać. Ze wszystkiego czego się podejmował robił niesamowite show.
Tak było i tym razem. Wirowaliśmy po całym parkiecie a ja śmiałam się jak szalona, nie wiem czy to przez to że tak świetnie się bawiłam czy przez ten sok.
Gdy muzyka przeszła do szybszej, Blaise perfekcyjnie zmienił styl naszego tańca.
Tańczyliśmy jak natchnieni, Blaise co i rusz mnie obracał lub pokazywał mi nowe figury taneczne.
- Gdzieś ty się tego nauczył –zapytałam zdyszana, gdy w końcu usiedliśmy.
-Oglądam za dużo telewizji – zaśmiał się – Te wszystkie programy taneczne i w ogóle.
Zaśmiałam się i chwyciłam szklankę, opróżniając ją do dna.
- Nie powinnaś tyle pić – zauważył Blaise.
- Sam lepszy nie jesteś, wiesz? – wytknęłam mu, wskazując na drugą już wypitą szklankę Diabła.
- Ja to ja – uśmiechnął się – Chodź, pokażemy tym ćwokom jak się tańczy prawdziwego walca – powiedział, wskazując na parkę która ewidentnie próbowała tańczyć walca. Uśmiechnęłam się i pozwoliłam się zaprowadzić chłopakowi na parkiet. Blaise objął mnie delikatnie.
- Nie umiem tańczyć walca – zaznaczyłam.
- Grunt że ja umiem. Po prostu daj się poprowadzić – powiedział. Uśmiechnęłam się. Blaise miał rację, znowu. Wspaniale tańczył, to był dla niego żaden problem że partnerka była łamagą.
 Spojrzałam na jego twarz która po prostu emanowała spokojem i radością.
W tej chwili czułam się jak księżniczka w sali balowej z suknią do ziemi. Widziałam kątem oka że niemal wszyscy zeszli z parkietu, robiąc nam miejsce i patrząc na nas ciekawie.
Nic jednak nie trwa wiecznie. W końcu muzyka ucichła, pozostawiając nas samych w salonie.
Bo nikogo oprócz nas nie było, był tylko Blaise i ja w tej magicznej chwili.
W tej samej chwili gdy Blaise się pochylił, ja wspięłam się na palce i się pocałowaliśmy.
Wciąż nie było nic więcej, tylko ta chwila. Nie było tych braw i aplauzów, wywrzeszczanych gratulacji.
Diabeł oparł się o mnie czołem, a nasze nosy się stykały więc czułam jego szybki oddech.
Miałam wrażenie że nawet czuję bicie jego serca.
- Kocham cię jak wariat – szepnął.
- Bo nim jesteś. Ale ja też cię kocham – powiedziałam i tym razem już nie miałam wątpliwości co do prawdy ukrytej w tych słowach.
Robiło się dosyć późno, dochodziła północ. Część osób, jak zwykle zresztą, już leżała pod stołami ewentualnie na stołach w towarzystwie porozwalanych butelek.
Jakież było moje zdziwienie gdy zobaczyłam wśród nich Pansy.
- Blaise, pomóż mi z nią – poprosiłam. Chłopak skinął głową i wziął dziewczynę na ręce.
- Poradzisz sobie? – zapytał, kładąc ją na łóżku w naszym dormitorium. Skinęłam głową.
- Kolorowych snów – powiedział Blaise i pocałował mnie w czoło.
- Nawzajem – odparłam i mocno go przytuliłam.
Gdy zamknęły się za nią drzwi, podeszłam do Pansy. Była mocno pijana i mamrotała coś przez sen.
Ruszyłam do komódki z naszymi lekami i zaczęłam szukać eliksiru orzeźwiającego.
Gdy w końcu go znalazłam, podeszłam do szatynki i zwilżyłam jej usta. Po chwili odzyskała przytomność i z głuchym jękiem zabrała mi buteleczkę, po czym duszkiem ją wypiła.
- Grzeczna dziewczynka – powiedziałam, widząc jak Pansy grzecznie połyka obrzydliwy płyn.
Gdy tylko oddała mi flakonik i umysł jej trochę otrzeźwiał, Pansy rozejrzała się po pokoju i zaczęła jej drżeć dolna warga. Zanim zdążyłam zareagować Pansy wybuchła głośnym i histerycznym płaczem.
- Co się stało? – zapytałam przestraszona, siadając przy niej. Pansy nie dała rady odpowiedzieć, więc objęłam ją i pozwoliłam wypłakać się jej na moją bluzkę.
- No już Pansy. Co się stało. – zapytałam delikatnie po jakiś 15 minutach.
- Draco zerwał zaręczyny – wyszeptała, nadal spazmatycznie zanosząc się płaczem. 

9 komentarzy:

  1. Boże Święty, końcówka mną wstrząsnęła ;o Ale rozdział super :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokładnie, Tenebris, końcówka jest... INTRYGUJĄCA,
    Cieszę się, że Hope jest z Blaise, niech tak zostanie, a Draco niech spada:)
    Twój blog jest GENIALNY
    Spotkanie z Hope tylko raz w tygodniu???:(, nie dałoby się częściej???

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały blog, mam nadzieje, że coś się zmieni i Hope będzie z Draco :D chociaż ubolewam na tym,że będe miała przyjemność czytać tak ciekawego bloga raz w tygodniu ; ____________ ;

    OdpowiedzUsuń
  4. Napięcie jak widzę wzrasta, czarownio. :D Blog naprawdę bardzo dobry. Błagam cię tylko o to żebyś mi powiedziała co w twojej wersji zdarzeń stało się z bliźniakami. :D Masz niesamowity dar do tworzenia akcji. <3 Czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział :) cieszę się, że Flo jest z Blaisem <3 ja wiedziałam, że tak będzie :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie podoba mi się. Nie podoba mi się, że kończysz w takim momencie! Czy Ty chcesz mnie mieć na sumieniu? Chyba tak, bo własnie umieram z ciekawości! Grr, czy ty masz sumienie? ;d Ale chyba Ci wybaczę, bo rozdział jest znakomity i w ogóle przecudowny! Kwiatuszek i Blaise, to takie Kwiatuszkowe i obrzydliwe zarazem xD Biedny Pansiaczek ;c *obejmuje ekran z nadzieją, że pocieszy Pansy* Moje biedactwo ;< Ona tyle cierpi, znajdź jej za to jakiegoś fajnego chłopaka. I najlepiej niech się nazywa Blaise Zabini. Idealnie by było xD A Hope niech ucieka do Dracona, który kocha Kwiatuszka :) Oł je! Nigdy nie lubiłam Lavender. Chociaż również jestem blondynką i cierpię na chorobę zwaną "blondynkowaty problem" to nie trawię tej postaci... Dobrze, że mój mąż jej nie chce :)
    Podsumowując rozdział jest obłędny :) Masz za dużo talentu. Oddaj mi go trochę, ok? Albo ja sama sobie ukradnę :) Wbiję do ciebie w nocy, jak będziesz spała i zabiorę ci go. BUAHAHHAHAHA *śmieje się jak Snape podczas stosunku z McSztywną*
    Życzę weny i całuję w dziubek,
    Twoja NAJWIĘKSZA fanka i największy debil zarazem, czyli Scarlett^^

    OdpowiedzUsuń
  7. dlaczego skończylaś w tym momencie?
    zajebiste to jest i nie moge przestać myśleć o twoim blogu, masz talent i to wielki!
    jak dla mnie to Hope powinna być z Draco, jakoś nie ufam Blaisowi i tym jego "kwiatuszku", ale z drugiej strony to współczuje Pansy (chociaz nigdy jej nie lubiłam. a tak poza tym to Draco jest szybki przed chwilą było że chodził z Lavender a na samym koncu piszesz że zerwał zaręczyny (i tu sie troche pogubiłam)
    nie moge sie doczekać następnej części tylko dleczego będziesz dodawła tylko raz w tygodniu? dlaczego nie 2 razy? nie przezyje bez tego, to moim powietrzem <3
    pisz pisz i nie przestawaj!!! ~A.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wow... *o* Świetnie piszesz! Cieszę się, że trafiłam na tego bloga... ^w^

    OdpowiedzUsuń
  9. OMG! Dlaczego kończysz na takim momencie?! Zaręczyny. Draco. Pansy. Ależ się ekscytuję!
    Gdy czytałam część z meczu Quiddicha to przyszło mi do głowy: Hope vs. Harry. To by było coś :D
    Ale mówmy o tym co się dzieje a nie co się mogło stać. Po raz kolejny jestem wniebowzięta! Piszesz bosko. Rozdział boski. TY jesteś booooska! Umiesz wywołać odpowiedni nastrój, co nie jest takie proste. Niezły pomysł z Lavender c: Tańce i alkohol też dobre połączenie. ^^
    Będę się starała czytać na bieżąco, ale jestem zajęta i mam niewiele czasu by sprawdzać. UWILBIAM CIĘ!!! Twoja najogromniejsza fanka ~Lunałka :3

    OdpowiedzUsuń