wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział 6

Hej kochani ;) Strasznie was przepraszam że rozdział dopiero dziś, skoro miał być w sobotę.
Niestety miałam drobne opóźnienie, w dodatku wenę znalazłam zagłodzoną za moją szafą, dziś w nocy.
Zapewne rozdział byłby szybciej, gdybym nie musiała latać z kosiarką, ale to tak poza tematem xD
No więc jeszcze raz was przepraszam, zwłaszcza że rozdział taki nijaki....
I jak zapewne część z was zauważyła, dodałam zakładkę o nazwie "Pytania :)".
Jest to oficjalny ask bloga, na którym możecie pytać o wszystko mnie, ale także bohaterów opowiadania ;)
Działa to na zasadzie - Myślisz sobie "Kurna, co z tą Hope jest nie tak? No czemu nie kocha Draco?!" więc idziesz i pytasz ją "Ty! Hope! Czemu nie kochasz Draco?! Spowiadaj się, ale to już!".
I wtedy jest duża szansa że nasza gwiazdka ci odpisze ;) A co odpisze, to się sami przekonajcie xD
Z uwagi że jest godzina 7:50, będe pisać do was ten wstęp jak osoba niedorozwinięta psychicznie, ponieważ dla mnie jest to NOC, i powinnam jeszcze słodko spać w moim ukochanym łóżeczku.
Ale się zawzięłam i wstałam xD Wszystko dla was ;* Miłego czytania ;>

- Jak to zaręczyny? Przecież dopiero co był z Lavender? – zapytałam zdziwiona. Pansy zaczęła się uspokajać.
- Bo… Bo my byliśmy zaręczeni od urodzenia… Ale mieliśmy z Draco układ… - zaczęła Pansy, gdy już była w stanie rozmawiać.
Zaaranżowane małżeństwo? No świetnie, nie ma to jak kochający rodzice którzy wybierając ci partnera …
- Jaki?
- Wiedzieliśmy że i tak będziemy musieli się pobrać, ale Draco chciał trochę poznać życia. Zobaczyć jak to jest.. No wiesz…
- I zgodziłaś się na to? – zapytałam zszokowana – A jeśliby się zakochał czy coś w tym stylu?
- Znam, a raczej znałam Draco. Dla niego te dziewczyny nic nie znaczyły, to były zabawki. Ale gdy dzisiaj do niego poszłam… Draco powiedział że zrobił coś głupiego i że musi to odkręcić, i że nie może się ze mną ożenić. – powiedziała Pansy załamującym się głosem. Palant z tego Malfoy, niech no ja go dorwę..
- Pansy, nie przejmuj się. Nie warto, naprawdę. Zobaczysz że ten ćwok wróci do ciebie na kolanach.
Pansy znowu zaszkliły się oczy więc szybko ją objęłam.
- Nie warto Pansy. Połóż się i prześpij, dobrze ci to zrobi.
Dziewczyna o dziwo mnie posłuchała i położyła się na łóżku.
- Dziękuję – powiedziała i zamknęła oczy. Uśmiechnęłam się i wróciłam do swojego łóżeczka.

*Oczami Draco*
Koniec. Wolność.
Teraz muszę naprawić to co zrobiłem. Co ja tak właściwie zrobiłem?
To nielogiczne. Muszę się ogarnąć zanim przyjdzie Blaise.
Sprawa do uporządkowania numer 1 – Kim jest dla mnie ta dziewczyna?
Sprawa numer dwa – co ja z sobą robię?
Sprawa numer trzy – Co ja robię ze swoim życiem?
Minęły dwa miesiące. Niecałe dwa miesiące odkąd Hope zjawiła się w Hogwarcie a moje życie już jest rozwalone.
Nalałem sobie whisky do szklanki i wypiłem ją duszkiem.
Zaręczyny z Pansy zerwane. W sumie dlaczego?
Przecież to wkurzająca szatynka z oczami szczeniaka nic dla mnie nie znaczy. Nawet jej nie lubię!
Chociaż nijak nie zmienia to faktu że ta dziewczyna działa na mnie w przerażający sposób…
Na Salazara, płakałem przez nią! To jest chore!
To dziwne uczucie pustki gdy nie ma jej blisko jest chore. To jak mam ochotę zabić mojego najlepszego przyjaciela gdy jej dotyka jest chore.
Ale przecież…. Ona nic dla mnie nie znaczy?
A co jeśli znaczy?
W tej chwili pozwoliłem sobie na wolność mojego serca. W tej jednej sekundzie pozwoliłem wypłynąć swoim uczuciom z dna mojego serca i zalać mnie całego.
Właśnie dlatego zerwałem zaręczyny. Bo chcę być blisko tej niesamowitej dziewczyny. Tak niewinnej w tym co robi, tak uroczej i swobodnej…
Z rozmyślań wyrwał mnie Blaise, który wparował do pokoju jak huragan.
- Stary, musimy pogadać – zacząłem.
-No koniecznie. Słuchaj musze ci coś powiedzieć koniecznie. – odparował, uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Dawaj pierwszy – powiedzieliśmy w tym samym momencie. Blaise zaczął się śmiać.
- Więc tak. Zakochałem się. Z wzajemnością – powiedział, niemal promieniując szczęściem.
- W kim? – zapytałam, zamierając w bezruchu. Chyba znałem już odpowiedź.
- W Hope.
Poczułem się jakby Blaise wylał na mnie wiadro zimnej wody.
- To dobrze – wydusiłem z siebie, starając się zabrzmieć naturalnie.
- Fantastycznie – uśmiechnął się szeroko.
No dobra, w końcu to mój przyjaciel. Powinienem się cieszyć że jest szczęśliwy. Przecież i tak nic nie czuję do Hope. Nie, nic do niej nie czuję.
- A co ty mi chciałeś powiedzieć? – zapytał ciekawie.
- Że… Że Hope chyba się w tobie zabujała – powiedziałem z uśmiechem.
- Widzisz stary! Mówiłem, głupi ma zawsze szczęście ! – zawołał radośnie i poszedł do łazienki.
- W takim razie jestem geniuszem… - mruknąłem i wypiłem resztę whisky z butelki.

*I wracamy do perspektywy Hope….*
[…]
Obudziłam się gdy pierwsze promienie słońca zaczęły razić moje oczy.
Przeciągnęłam się z uśmiechem. Czułam się naćpana życiem, inaczej tego nie opiszę. Jakieś takie wewnętrzne szczęście rozsadzało mnie od środka.
- Dzieńdoberek Pans. – zawołałam wesoło, podchodząc do dziewczyny i wskakując jej na łóżko.
Pansy jęknęła przeciągle i przykryła się na głowę kołdrą.
- Czyżby kacyk? – zapytałam i zaczęłam z niej ściągać kołdrę. Dziewczyna chwilę protestowała ale w końcu udzielił się jej mój dobry humor.
- To co, masz już sukienkę na bal? – zapytała ożywiona. Bal? Jaki znowu bal?!
- Ekhem… No nie… - mruknęłam – a kiedy jest ten bal?
- W Halloween.
No pięknie. Czyli mam dwa dni na znalezienie sobie sukienki.
- A ty masz już sukienkę? – zapytałam.
Pansy energicznie pokiwała głową.
- Pokażesz?
- Nie. To będzie niespodzianka. Za długo się nad nią napracowałam – zaśmiała się.
- No ale co jeśli ja będę miała identyczną?
- Spokojnie. Pomogę ci wybierać więc dopilnuje żeby tak się nie stało .
Wywróciłam oczami i ubrałam się w szatę. Zawsze gdy zakładałam na siebie ubranie w barwach domu węża rozpierała mnie duma i pewność siebie.
Wyjrzałam za okno. Widok zabierał dech w piersiach. Jako że byliśmy pod ziemią, właściwie pod jeziorem, widziałam podwodny świat. Słońce próbujące przebić się przez taflę wody, szmaragdowo błękitną barwę wody …
W tej chwili poczułam się Ślizgonką bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Teraz czułam to całym sercem i nikt ani nic tego nigdy nie zmieni.

W wielkiej Sali usiadłam obok Blaise’a lecz chłopak niemal od razu wziął mnie na kolana. Objęłam go za szyję i oparłam się o jego głowę, głaszcząc go przy tym po krótkich włoskach.
- Głodna? – zapytał Diabeł który ostatnio nie zachowywał się jak Diabeł. Zniknęły gdzieś sprośne żarty i dogryzanie wszystkim, miłość do Severusa również wyparowała.
Brakowało mi tego starego Diabła który teraz zamienił się w czułego romantyka.
- Nie bardzo – uśmiechnęłam się do niego. Blaise odwzajemnił uśmiech i zabrał się za kawę.
Spojrzałam na Pansy która udawała że nie widzi Smoka który niemal bezczelnie się na nią gapił.
- Moi drodzy uczniowie ! – zawołał nagle brodaty dyrek. Wszyscy zwrócili na niego swoje jeszcze zaspane spojrzenia.
- Jak zapewne wiecie – kontynuował – niebawem odbędzie się Bal z okazji Halloween. Tego roku, tematem przewodnim jest nowoczesny renesans. Dziewczęta są proszone ubrać typowo balowe suknie, a panowie smokingi. Dodatkowo, w tym roku będą obowiązywały inne zasady odnośnie par. Tym razem to panie proszą panów . Jedzcie, zanim ostygnie. – uśmiechnął się i ponownie usiadł.
- No kotku, kogo zaprosisz? – zapytał przymilnie Blaise. Gdzie się podział Kwiatek?
- Nie wiem, może Erniego? – odparłam ze śmiechem obserwując jego zawiedzioną minę.
- No wiesz co… - mruknął.
- Oj żartuje przecież – parsknęłam – Blaise, pójdziesz ze mną na bal? – zapytałam z przekąsem.
- No pewnie że tak kochanie . – powiedział i cmoknął mnie w policzek.  Wywróciłam oczami i usiadłam obok niego, wciąż jednak się w niego wtulając.
- Pansy, idziemy do Hogsmeade? – zapytałam.
- Jasne. – odparła beznamiętnie. Przyjrzałam się jej uważnie. Dziewczyna była jakby przybita, dobry humor z rana się ulotnił. Szturchnęłam ją w spojrzałam wymownie na Malfoya. Pansy niemal niezauważalnie skinęła głową.
- Misiaczku, napijesz się kawusi? – zapytał Blaise. No nie wytrzymam.
- Nie misiaczku, dziękuję. Pans, chodź , muszę wziąć kilka rzeczy z pokoju. – powiedziałam i szybko wyswobodziłam się z uścisku chłopaka. Brunetka natychmiast poderwała się z miejsca i ruszyłyśmy w stronę wyjścia.
Hogsmeade dawno nie było tak pełne życia. Mnóstwo dziewczyn biegało w tę i z powrotem w poszukiwaniu idealnej sukni oraz butów. Pansy ku mojemu zdziwieniu pociągnęła mnie w boczną alejkę.
Stanęłyśmy przed małym sklepem z zakurzonymi szybami przez które ledwie było widać wnętrze. Pansy z uśmiechem weszła do środka, a nasze przybycie zaanonsował dzwonek przyczepiony do drzwi. W pomieszczeniu było chyba ze 100 najróżniejszych i najdziwniejszych sukienek.  W powietrzu unosił się przypominający mi dzieciństwo zapach starości i kobiecych perfum. Poczułam łzy napływające mi do oczu gdy rozpoznałam perfumy swojej babci. Kurrara.
Pamiętam jakby to było wczoraj. Przed gwiazdką zapytałam babci co chciałaby dostać. Babcia zaczęła się śmiać i powiedziała że laurkę i buziaka. W końcu udało mi się z niej wyciągnąć że perfumy których nie ma już w sprzedaży więc to nieco zgasiło mój zapał, ale nie odpuściłam. Odwiedziłam 5 perfumerii w tym dwie mugolskie. Znalazłam je właśnie w jednej z ludzkich drogerii. Zapakowałam i ustawiłam pod choinką. Wiedziałam że babcia się ucieszy.
Gdy babcia rozpakowała perfumy z papieru ozdobnego, po prostu się rozpłakała ze wzruszenia. Babcia mocno mnie wtedy przytuliła. Nie sądziłam że ostatni raz wtedy świętujemy jej urodziny… Nie pozwoliłam łzom wypłynąć. Teraz miałam wybrać idealną sukienkę i miałam być szczęśliwa. Babcia by tego bardzo chciała.
Z rozmyślań wyrwała mnie pulchna kobieta która weszła do pomieszczenia.
- Witaj Pansy ! – ucieszyła się na widok brunetki i mocno ją uściskała.
- Witaj Gertrude – zaśmiała się Pansy i wskazała mnie dłonią.
- To jest moja przyjaciółka, Hope – grzecznie się uśmiechnęłam.
- Witaj kochanie! – kobieta uśmiechnęła się do mnie serdecznie.
- Zakładam że przyszłyście po nowe suknie? – powiedziała. Pansy i ja skinęłyśmy głową.
- W takim razie, Pansy ty pierwsza bo twoje wymiary już znam.
Gertrude zniknęła za drzwiami a ja zaczęłam przeglądać wieszaki.
Te suknie naprawdę były zaskakujące. Jedne błyszczące jak z poliestru, inne z milionem bufek i falbanek, a jeszcze inne miały z tysiąc piór i cekinów. Zapewne w tym sklepie ubierają się wszystkie te dziwne starsze panie z kasą…
Moje powątpiewanie odnośnie znalezienia tu znośnej kreacji rozwiała bezpowrotnie Gertude.
Kobieta wnosiła właśnie zaklęciem manekina na którym wisiało… arcydzieło. To nie była sukienka, to było coś za co wielcy projektanci tacy jak Dior, Versace albo Armani dali by się pokroić. Tak, ci mugolscy projektanci byli dla mnie wzorem. W naszym świecie, górowały właśnie suknie tego typu co znalazłam na wystawie u Gertude.
- To jedno z naszych najlepszych dzieł, nie sądzisz? – powiedziała starsza pani a szatynka energicznie pokiwała głową.
- Pomagam Gertrude przy nowych sukniach. – powiedziała Pansy widząc moje zdziwione spojrzenie.
- Kochanie, idź ją przymierz a ja w tym czasie zajmę się twoją koleżanką.
Pansy zniknęła z manekinem za drzwiami jak sądzę przebieralni .
- Ależ z ciebie kruszynka! – zawołała Gertrude, obwiązując mnie w tali sznurkiem. Uśmiechnęłam się ale tego nie skomentowałam.
- Chyba mam coś specjalnie dla ciebie. A nawet dwa cosie. – zaśmiała się i przywołała kolejne dwa manekiny. Te były przykryte płachtą, lecz miałam nadzieję że dla mnie Gertrude znajdzie coś równie imponującego jak dla Pansy. 

- Oto model numer jeden. – powiedziała i płachta zniknęła. Sukienka była przepiękna, owszem, lecz nie była tak spektakularna jak ta szatynki. 
- A to numer dwa.
Tak. To było dokładnie to.
- Wiem że te suknie są dużo skromniejsze niż ta Pansy, ale do ciebie po prostu nie pasuje taki przepych. Uwierz mi że w jednej i drugiej będziesz wyglądać zjawiskowo. – zapewniła mnie.
 
- Dziękuję pani, naprawdę. Ta – wskazałam na dłuższą kreacją –jest niesamowita. Po prostu przepiękna.

- Przymierz ją – ponagliła mnie nagle Pansy, która właśnie pojawiła się w pokoju.
Wyglądała cudownie w tej sukni, była do niej perfekcyjnie dopasowana.
Zajęłam jej miejsce i machnięciem różdżki sprawiłam że suknia znalazła się na mnie. 
Gertrude miała absolutną rację. Wyglądałam świetnie, mimo iż nie często to przyznaje.
Już widziałam siebie na tym balu, w odpowiedniej fryzurze, butach…
Wyszłam z kanciapy dostojnym krokiem i zrobiłam obrót.
- Wow. Ślicznie. – powiedziała Pansy. Ze wzruszeniem podbiegłam do Gertrude i mocną ją przytuliłam.
- Dziękuję ! Dziękuję, dziękuję, dziękuję! – zawołałam i wycałowałam starszą panią.
- Dobrze, już dobrze kochanie. Podobają się wam sukienki?
- Są idealne – powiedziałam, równocześnie z Pansy.
- W takim razie na koszt firmy. – rzuciła kobieta i zanim zdążyłyśmy zaprotestować, rozpłynęła się w powietrzu.
- Czuję się jak Kopciuszek… - szepnęłam.
- O tak. Gertrude to idealna wróżka chrzestna. - uśmiechnęła się szatynka - Chodźmy już. Jeszcze trzeba by kupić jakieś buty.
- Nie zapłacimy?
Pansy pokręciła głową.
- Gertrude wtedy się obrazi. Kiedyś tak zrobiłam, i na następny bal poszłam w zwykłej bluzce i spódnicy, bo Gertty nie chciała mi nic sprzedać.
Zaczęłam się śmiać i szybko przywróciłam swoje ubranie a suknię przeteleportowałyśmy do zamku.
Z Pansy zachowywałyśmy się jak 5-latki.
 Wpadłyśmy roześmiane do zamku, szturchając się i popychając. Naprawde, dawno się tak nie ubawiłam na zakupach.
- Hope, dobrze się czujesz? – zapytał Blaise stając przede mną i patrząc na mnie dziwnie.
- Wręcz wspaniale – zaśmiałam się. Pansy zaczęła się śmiać jeszcze bardziej, łapiąc się za brzuch.
- Blaise od kiedy jesteś taki? Jeszcze tydzień temu zacząłbyś się śmiać i zacząłbyś nas rozśmieszać aż byśmy się popłakały. – zapytałam, nagle tracąc cały dobry humor.
- Ale teraz sądze że skoro jesteśmy razem to powinienem się o ciebie troszczyć i ktoś tu musi być odpowiedzialny, skoro ty najwyraźniej nie będziesz. – mruknął. Wywróciłam oczami i go objęłam, patrząc mu prosto w oczy.
- Będę. Ale też potrzebuję zabawy – powiedziałam. Blaise uśmiechnął się złowieszczo.
- Zabawy, tak? – mruknął i szybkim ruchem wziął mnie na ręce i przerzucił sobie przez ramię. Zaczęłam krzyczeć i się wyrywać lecz chłopak nie zwrócił na to uwagi. Pędził ze mną przez zamek aż dotarliśmy do łazienki. Chłopak postawił mnie na ziemi i zniknął.
- Blaise! – krzyknęłam, szukając go wzrokiem.
- A kuku ! – zawołał za mną i wrzucił mnie do basenu. Szybko wynurzyłam się na powierzchnie i zdałam sobie sprawę że ciecz otaczająca mnie dookoła to bynajmniej nie woda.
- Zamorduję cię jak stąd wyjdę ! – wrzasnęłam i zaczęłam pełznąć do wyjścia. Oblizałam usta i stwierdziłam że byłam cała w syropie klonowym.
- Nie złość się, złość piękności szkodzi koteczku – zaśmiał się i pstryknięciem ręki wyczarował setki najróżniejszych poduch wokół nas. Szybko złapałam jedną z nich i gdy zamachnęłam się na Blaise’a, całe pierze wyleciało prosto na mnie.
Blaise pękał ze śmiechu a ja straciłam równowagę i wpadłam prosto w dziurawe poduszki.
Byłam cała w pierzu. Miałam piórka wszędzie, nawet tam gdzie nie powinnam.
Przetarłam twarz i rzuciłam się na Blaise’a który szybko wziął nogi za pas.
- Cip-cip kurczaczku ! – krzyczał, wybiegając z łazienki. Niewiele myśląc pogoniłam za nim.
I w tej chwili stwierdziłam, że wszyscy już najwidoczniej wrócili z Hogsmeade, z czego Diabeł doskonale zdawał sobie sprawę.
- Zabije cię Zabini ! – krzyczałam, wciąż go goniąc. Nie zwracałam uwagi na pękających ze śmiechu ludzi wokół nas.
Blaise skręcił raptownie, więc ślizgając się jak na lodzie, nie wyrobiłam w zakręt i wpadłam prosto w objęcia… Draco Malfoya.
- No proszę. – rzucił chłopak i odsunął się ode mnie na długoś ręki. Blaise w tym czasie zniknął mi z oczu.
- Zabiję go, no zamorduję – warknęłam i wyrwałam się w kierunku w którym wyparował Zabini.
- Czyżby to sprawka naszego Diabełka? – zaczął się śmiać blondyn.
- A jak myślisz? – zapytałam z przekąsem.
Blondyn dosłownie zwijał się ze śmiechu. Postanowiłam ukrócić mu ten jego śmieszek.
- Dracuś… Przytulasek ! – krzyknęłam i prędko go wyściskałam. Chłopak z paniką zaczął się wyrywać i gdy w końcu mu się to udało, prawie połowa syropu z moich ciuchów i piór była już na nim.
- To pomordujemy go razem – zaśmiał się. Chłopak machnięciem różdżki wyczarował jajko.
- Po co ci to? – zapytałam podejrzliwie.
- Do jajecznicy – powiedział i z pełną bezczelnością rozbił mi je na głowie.
- Ty… Ty…
- Ja wiem. – uśmiechnął się. Wtedy wpadłam na ciekawy pomysł.
- W sumie, nie mam ci za złe – powiedziałam przymilnie – Jajko to dobra odżywka do włosów.
- No widzisz – chłopak wydawał się nic nie podejrzewać.
Wyciągnęłam powoli różdżkę.
- Mutatio ! – wrzasnęłam, celując w jak na razie blondyna. Chłopak z przerażeniem złapał się za włosy.
- Nie zrobiłaś tego – wysyczał.
- Owszem. – uśmiechnęłam się patrząc na rudą czuprynę blondyna.
- Hope. – warknął i rzucił się na mnie w tej samej chwili gdy ja się odsunęłam. Chłopak poleciał jak długi, dodatkowo sunąc po korytarzu śladem syropu klonowego.
Zaczęłam się śmiać, tak jak dawno już się nie uśmiałam na widok rudzielca.
- I co mój drogi? Nadal jesteś taki wesoły? – zawołałam. Draco wstał patrząc na mnie z mordem w oczach.
- Pasujecie do siebie z Diabłem – mruknął.
Ruszyliśmy w kierunku dormitorium.
- O co chodziło z Pansy? Ona się załamała. – powiedziałam po chwili.
- Ja… byłem pijany. Muszę ją przeprosić. – odpowiedział. Spojrzałam na niego z powątpiewaniem, lecz postanowiłam nie drążyć tematu.
- Kogo zaprosiłaś na bal? – zapytał.
- Blaise’a a kogo. – zaśmiałam się. Chłopak wydał się speszony.
- Słyszałem że ze sobą chodzicie.
- Tak. Od wczoraj. – uśmiechnęłam się.
Rudzielec w zamyśleniu pokiwał głową. Resztę drogi do dormitorium pokonaliśmy w milczeniu.

- Jesteś pewna że to dobry pomysł? – zapytała Pansy.
- Na bank. Zresztą, kremowe baleriny są dużo wygodniejsze niż szpilki – wzdrygnęłam się na wspomnienie mojego ostatniego spaceru w szpilkach.
- A najlepiej trampki… - mruknęła szatynka.
- No ba. Ej, w sumie to nikt nie zauważy ! – zaśmiałam się a Pansy teatralnym gestem załamała ręce.
- Siadaj, muszę cie uczesać – mruknęła i posadziła mnie na krześle.
- Nie przesadź okey? – powiedziałam z obawą. Pansy uśmiechnęła się lekko i zabrała się za lokowanie moich włosów.
Gdy skończyła, moje włosy wcale nie przypominały moich włosów.
Piękne loki otaczały moją twarz, układając się jak nigdy wcześniej. Niby to tylko loki, ale wyglądały przepięknie.
Z makijażem też postanowiłam nie przesadzać, dlatego Pansy użyła tylko trochę różu na moich policzkach, tuszu do rzęs, złotego cienia do powiek i delikatnej szminki.
Następnie założyłam suknię.
- Czegoś mi tu brakuje. – powiedziała szatynka, obdchodząc mnie dookoła. Po chwili zniknęła w łazience.
- Załóż. – poleciła, podając mi pudełeczko ze złotym naszyjnikiem. 
Gdy kolia spoczęła na mojej szyi, przypomniałam sobie o małym pudełeczku na dnie mojego kufra.
Ku niezadowoleniu Pansy uklękłam przy łóżku i otworzyłam kufer, przerzucając rzeczy.
Jest.
Otworzyłam pudełeczko i zobaczyłam pierścionek. 
Nie był to byle jaki pierścionek.
Był to pierścionek zaręczynowy mojej babci, który podarowała mi w lutym. Przypomniałam sobie tamtą chwilę, obraz niemal stanął mi przed oczami.
Byliśmy w odwiedzinach u cioci, wtedy bywaliśmy tam co weekend. Babcia była już wtedy chora.
- Hoppy, chodź na chwilę – zawołała mnie. Usiadłam obok babci która właśnie szukała  czegoś w swojej szkatułce. Wtedy w drzwiach stanął tata, ciekawy o co chodzi.
W końcu babcia wyciągnęła piękny złoty pierścionek i wsunęła go na mój palec.
- Nie mogę babciu, naprawdę .. – zaczęłam ze wzruszeniem lecz babcia uciszyła mnie machnięciem ręki.
- Ten pierścionek dostałam od twojego dziadka na zaręczyny. Równo 40 lat temu. Już wtedy obiecałam sobie, że ten pierścionek podaruję swojej wnuczce, właśnie w tym dniu.
Widziałam łzy w oczach babci i mocno się do niej przytuliłam. Wtedy jeszcze babcia miała siłę siedzieć i mnie obejmować, dlatego jedyną myślą w mojej głowie było zapamiętać ten uścisk na zawsze. Bo potem może już nie być okazji żeby tak się przytulić.
Gdy wiedziałam że za sekundę się rozpłaczę, wydusiłam z siebie że ciocia mnie chyba woła i wybiegłam z pokoju. Tata zabronił płakać przy babci, dlatego gdy tylko minęłam ojca w drzwiach, rozpłakałam się jak małe dziecko.
Założyłam pierścionek na mój serdeczny palec i podniosłam się z podłogi.
- Pansy, szykuj się – rzuciłam i usiadłam na łóżku. Szatynka z radością pobiegła do łazienki.
Gdy w końcu z niej wyszła, wyglądała zjawiskowo. Włosy miała wysoko spięte, kilka kosmyków opadało na jej twarz, idealnie podkreślając kości policzkowe. Mimo że jej makijaż był mocno, to wydawał się jakby stworzony do tej sukni i nie rzucał się w oczy. Uwagę przykuwała szmaragdowa kolia. 
- Gotowa? – zapytałam. Pansy skinęła głową.

Większość uczniów już była w Wielkiej Sali, teraz specjalnie przygotowanej na bal.
Pansy mocno pchnęła drzwi i muzyka zalała nas z każdej strony.
Nie było jak w bajce, że muzyka ucichła, wszyscy stanęli w nas wpatrzeni i nagle pojawia się cudowny książe . Jasne, kilka , kilkanaście osób stanęło jak wrytych na widok Pansy, ale gdy weszłam za nią, wszystko wróciło do normy. Czyli szału nie ma dupy nie urywa.
Koło szatynki już zebrał się tłum gapiów, dziewczyny piszczały przejęte skąd wytrzasnęła tą kieckę a chłopcy niemal ślinili się na jej widok. Ja natomiast zauważyłam Blaise’a który właśnie do mnie szedł.
Poczułam dziwny ścisk w żołądku gdy stanął naprzeciwko mnie.
- Wyglądasz… Bajecznie – szepnął. Uśmiechnęłam się podałam mu rękę.
Zaczęliśmy tańczyć. Kątem oka widziałam Pansy z tłumem adoratorów po jednej stronie Sali, a po drugiej wściekłego Smoka. No tak, nie ma się co dziwić, jego niedoszła żona właśnie ma do dyspozycji połowę Hogwartu.
Minęła już prawie połowa balu, a ja tańczyłam tylko z Blaisem. Modliłam się żeby ktoś w końcu postanowił mnie poprosić do tańca.
Moje modły w końcu zostały wysłuchane.
- Odbijany – usłyszałam i wylądowałam w ramionach… Harry’ego.
- Moja mała kuzynka – szepnął. Uśmiechnęłam się kwaśno.
- Kiedy ty tak wyrosłaś? – zapytał – Już nie jesteś dziewczynką, tylko kobietą. I to piękną .
Harry był już lekko podcięty, ale specjalnie mnie to nie zdziwiło. Od kiedy zauważył że cały świat go kocha i wszystko ujdzie mu na sucho, pił na potęgę. Staczał się.
- No widzisz Harry. – powiedziałam tylko. Potter oblizał usta i wlepił we mnie swoje pseudo magnetyczne gałki oczne.
- Wiesz Hope, tak ostatnio rozmawiałem z twoją matką, i stwierdziliśmy że pora ci coś powiedzieć.
- To znaczy? – zapytałam podejrzliwie.
- Twoi rodzice złożyli mi propozycję. I się zgodziłem.
- Mów jaśniej – poprosiłam, czując rosnącą gulę w żołądku.
- Na gwiazdkę się pobieramy Hope. – powiedział z radosnymi iskierkami w oczach.
- Słucham?! – wrzasnęłam przerażona, odsuwając się od chłopaka.
- Pobieramy się. W grudniu. – powtórzył.
- Po moim trupie! Pochrzaniło cię Potter! – krzyczałam, czując łzy w oczach.
- Twoi rodzice uważają że jestem idealnym kandydatem! Jestem Harry James Potter! Jestem Wybrańcem! I twoi rodzice doskonale o tym wiedzą! Zapewnię ci luksusy i świat o jakim ci się nie śniło! – powiedział władczo, chwytając mnie za łokieć i przyciągając do siebie. Gdy zorientowałam się co się dzieje, po prostu strzeliłam go w twarz. Ręka mnie zapiekła jakbym wsadziła ją do ognia, ale grunt że to jego to zabolało.
- Ty.. – warknął.
- Nie kończ bo zginiesz. Chodź Hope – warknął Draco, stający nagle między nami i chwytający mnie w pasie. Nadal zbulwersowana pozwoliłam się odciągnąć w bok Sali.
-Wybacz, ale Blaise jest zbyt pijany żeby cię ratować. Co Pottuś zrobił?– zapytał wciąż RUDY Malfoy z wściekłością w oczach.
- Nic takiego, oprócz tego że otumanił moich rodziców.
- Słucham?
- Wychodzę za niego za mąż – powiedziałam i poczułam łzy przerażenia w oczach.
- Hej , nie płacz. Blaise do tego nie dopuści, spokojnie. Poza tym, twoi rodzice nie mogą być tak głupi. – uspokajał mnie Smok.
- A gdzie w ogóle jest Blaise? – zapytałam.
- Upił się. To jego życiowy rekord, zdążył wypić dwie butelki ognistej whisky w niecałe dwie minuty.
- Wspaniale – mruknęłam.
Draco zaczął się nad czymś zastanawiać, lecz nie zdradził mi nad czym.
- W takim razie… zatańczymy? – zapytał po chwili. Skinęłam głową i ruszyliśmy na parkiet gdzie Blaise chwiał się na nogach u boku Lavender.
Nie zwróciłam na to zbytniej uwagi, ponieważ wiedziałam że gdy człowiek jest pijany robi różne głupie rzeczy.
Draco natomiast objął mnie w pasie i zaczął delikatnie prowadzić do walca.
- Ślicznie wyglądasz – powiedział.
- Dzięki. Jesteś o dziwo 3 osobą która mi to mówi – mruknęłam niezadowolona. Draco zaczął się śmiać.
- Serio nie zdziwiło cię to że mimo że wyglądasz jak grecka Afrodyta, nikt do ciebie nie podszedł? – zaśmiał się.
- Troszkę.
- Podziękuj Blaise’owi. Gdy tylko pojawiłaś się na Sali, zaczął wszystkim mówić że jesteś jego dziewczyną i mają na ciebie nawet nie patrzeć.
Wlepiłam w niego zdziwione spojrzenie.
- Słucham? – zapytałam zdziwiona.
- No tak. Inaczej przyćmiłabyś nawet Pansy. Naprawdę wyglądasz zjawiskowo.
- Nie słodź Smoku. – szepnęłam .
- Nie byłeś wtedy pijany. – powiedziałam, patrząc na Smoka.
- Co?
- Wtedy, gdy zerwałeś zaręczyny. Nie byłeś pijany, bo gdy od ciebie wyszłam to byłeś trzeźwy.
Chłopak zamyślił się na chwilę i skinął głową.
- Tu mnie masz.
Uśmiechnęłam się triumfalnie.
- Wróć do Pansy. To wspaniała dziewczyna. – powiedziałam a Draco znowu się zamyślił.
- Masz rację. – powiedział po kilku minutach tańca.
- Czemu nie zmieniłeś koloru włosów? – zapytałam.
- Bo nie mogę. Rzuciłaś niezmywalne zaklęcie – powiedział z udawaną złością – Tylko ty możesz mnie odczarować.
Zaśmiałam się i wyciągnęłam z podszewki sukni różdżkę. Gertty była niezawodna.
Machnięciem odczarowałam chłopaka i z uśmiechem obserwowałam zmianę na jego włosach.
- Od razu lepiej – westchnął, przeczesując swoje platynowe włosy. 
- Pozer z ciebie – zaśmiałam się.
- Ale za to dobrze tańczę – stwierdził.
- Dlaszego tańszysz z moją dziewszynom? – zapytał bełkotliwie Blaise, wieszając się na ramieniu Dracona. Westchnęłam ciężko i spojrzałam błagalnie na Smoka.
- Spokojnie Blaise. Nic się nie stało. Ale Potter chce się z nią ożenić. – powiedział ze stoickim spokojem Smok.
- Sooooo?! – wrzasnął Diabeł – Chdzie on jes?!
Blaise ruszył w domniemanym kierunku Harry’ego. Niestety okazało się że Potter sam na niego wpadł.
- Odszep się od mohej dziewszyny ! – wrzasnął Diabeł i rzucił się na Harrego z pięściami. Potter pisnął przeraźliwie i skulił się pod wpływem ciosu. Z przerażeniem ruszyłam ku bijącej się dwójce, lecz Draco złapał mnie za nadgarstek.
- Zostaw ich. Nie pomordują się. – powiedział. Niepewnie go posłuchałam.
- Kiepsko udany ten bal. – powiedziałam ciężko.
- Chodź, przejdziemy się – rzucił Draco i wyprowadził mnie z Sali.
- Gdzie idziemy? – zapytałam.
- Niespodzianka. – odparł i poprowadził mnie na schody. Nie byłam jeszcze w tej części zamku, dlatego nie miałam zielonego pojęcia gdzie idziemy.
W końcu ruszyliśmy kręconymi schodami na górę.
- Zamknij oczęta – polecił blondyn wyciągając do mnie rękę. Z podejrzaną jak dla mnie ufnością podałam mu dłoń i zamknęłam oczy. Chłopak poprowadził mnie w wybranym kierunku i nagle poczułam przejmujące zimno. Wiatr był lodowaty, przenikał niemal do szpiku kości.
Draco chyba zauważył że zaczęłam dygotać bo opatulił nas otoczką ciepłego powietrza.
- Otwórz oczy – powiedział. Wykonałam polecenie a widok rozpościerający się po horyzont, zapierał dech w piersiach.
Przed nami rozciągało się niebo w całej okazałości, było nieskończoną nocą.
Podeszłam do balustrady, wciąż napawając się widokiem.
- Pięknie prawda? - zapytał chłopak. Kiwnęłam głową, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa.
Spojrzałam na otaczające nas gwiazdy i się uśmiechnęłam. Babcia tam gdzieś jest, czuwa nade mną.
Ale nie ma jej tu ze mną. I już nigdy nie będzie.
Ponure myśli znów zaczęły się panoszyć w mojej głowie i nic nie mogłam na to poradzić.
- O czym tak myślisz? - zapytał po kilku minutach Draco. Spojrzałam w dół, nieco się wychylając.
- Myślałeś kiedyś żeby tak stąd skoczyć? Wszystkie twoje problemy wtedy znikną - szepnęłąm, troche nie dowierzając że właśnie powiedziałam to co powiedziałam.
Draco gwałtownym ruchem odciągnął mnie od balustrady i postawił przodem do siebie.
- Nigdy, ale to nigdy, nie waż się tak mówić ani myśleć. Rozumiesz? - zapytał poddenerwowany.
- Tak - powiedziałam niechętnie. Draco trochę się rozluźnił i najwyraźniej wyczuł że coś mnie jednak męczy, bo bez żadnych zbędnych pytań po prostu mnie przytulił.
Również go objęłam, bo teraz, potrzebowałam po prostu ciepła drugiej osoby, a Blaise szalał gdzieś na dole, wypijając roczny zapas whisky Draco.
- Będzie dobrze - szepnął w moje włosy blondyn.
- Wiem. - odszepnęłam.
Draco cofnął się o pare milimetrów i spojrzał mi w oczy.
Pochylił się i ....

No. A co zrobił to dowiecie się w krótce ^^
* Jak zapewne zauważyliście, pojawia się tu zaklęcie którego nie ma w HP. Tak będę robić, w zakładce "Zaklęcia" którą za chwilę utworzę, będe spisywać zaklęcia wymyślone przeze mnie na potrzeby bloga :) *


6 komentarzy:

  1. świetny rozdział! ;3 tylko trochę mnie martwi traktowanie Harry'ego z tym opowiadaniu bo ja jestem Gryfonką, ale to twoje opowiadanie i nie mam nic do tego tylko taką wzmiankę puściłam :D boże przerywasz w takim momencie no ale nie trudno sie domyślić chyba ze bedzie coś takiego "i... otarł moją łzę." albo "... wytarł resztke jedzienie z mojego policzka". Dobra wariuję, szkoda że tak późno bo regularnie wchodzę na bloga ;D a więc do pisania sa jeszcze wakacje masz czas :DDDDD <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a i napisałas ze to rozdział 7 a powiniem być 6 :D bo ostatni rozdział to 5 XD

      Usuń
  2. Heeeeeej!!! Rozdział cudny :D Tylko wkurzyłam się że przerwałaś w takim momencie -.-' Znając życie pewnie ją pocałuję w .... usta, policzek, nos, czoło czy co tam jeszcze się wymyśli XD Ale nie mogę się doczekać następnego rozdziału!!!!! Błagam, dodaj szybko 7 rozdział bo chyba wyskoczę przez okno XD
    Zapraszam również na mojego bloga
    rodzenstwo--potter.blogspot.com
    Pozdrawiam :*******

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :D Właśnie robię dla Ciebie szablon.
    Zrobiłam taki bardziej w rogu, ale nie tak jak na 952, bez obaw.
    Chciałabym zapytać, jaki napis ma znaleźć się na nagłówku? I czy w ogóle ma się znaleźć jakikolwiek?

    ~ Rosemond

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie myslalam nawet o napisie xd Hmmm.... moze cos * My heart will go on.... whatever you want ...* tylko jeden pod drugim nie obok siebie xd Co do szablonu to raz jeszcze wielkie dzieki ;3 Jesli dasz rade, to chcialabym tylko zeby linki w menu sie rozmywaly po najechaniu xd ale jakby co to nie musi tak byc ;D i sorry za bledy ale z tel pisze xd

      Usuń
  4. Wspaniały rozdział! Jak każdy z resztą ;* Zdziwiło mnie zachowanie Diabła (na początku). Myślałam, że będzie taki jak zawsze: zabawny, słodki, uroczy. A okazało się, że stał się nadopiekuńczym chłopakiem. Ale ja się cieszę c: Bardziej wolę Drope ;3 (nawet wymyśliłam nazwę parringu ^^)
    ŚLUB POTTERA Z HOPE! To mnie wstrząsnęło, muszę przyznać. Nie spodziewałam się kompletnie. Oni KOMPLETNIE do siebie nie pasują. Bardzo fajny pomysł z balem i sukniami ;) Wyobrażam sobie piękną Hope w tej zjawiskowej sukni... BOSKIE A taniec z Draco... uuuuu... podnieciłam się :3
    A tak w ogóle to.. CZEMU KOŃCZYSZ NA TAKIM MOMENCIE! Ja chcę następny rozdział! Ale kicia nie spiesz się ;*** pisz jak będziesz miała wenę. Ja poczekam c;
    Wracając do opowieści. Musze przyznać zdziwiła mnie myśl Hope w nocy. Samobójstwo? Wow.
    Rozdział zajebisty ;3 Tak jak każdy. Masz dar i wiem że go nie zmarnujesz. Jak będę miał czas to będę włazić na zakładkę "Pytania :)" i coś tam popiszę :D
    Życzę weny. Twoja fanka ~Lunałka

    OdpowiedzUsuń