piątek, 4 lipca 2014

Rozdział 20

"-...1!...
Odetchnęłam jakby z ulgą i w chwili gdy fajerwerki wystrzeliły w górę, złączyłam nasze usta w ostatnim pocałunku ubiegłego roku, i pierwszym nadchodzącego."

W tej chwili nie istniało nic poza nami, liczyliśmy się tylko my, nasza chwila. Nie obchodziło mnie kto nas zobaczy, kto co sobie pomyśli.
Nerwy opuściły mnie dokładnie w tym momencie gdy Conor objął mnie w pasie i odwzajemnił pocałunek, delikatnie muskając moje wargi swoimi. W moim brzuchu ożyło istne stado rozszalałych motyli, co uczyniło ten moment jeszcze piękniejszym.
- To jest mój prezent? - zapytał Conor, niemal nie rozłączając naszych ust.
- Tak - mruknęłam, wtulając się w niego i chłonąc jego cudowny zapach.
Żadne z nas już się nie odezwało, staliśmy tak wtuleni w siebie, czując że do szczęścia nie potrzeba nam już nic więcej.
Nie zwracaliśmy uwagi na rozbłyskające raz po raz sztuczne ognie, na oklaski, na krzyki ludzi zebranych dookoła, nie istniała dla nas euforia panująca na terenie ogrodu ani zdziwione spojrzenia.
- Hope - usłyszałam podekscytowany głos przyjaciółki która właśnie do nas podbiegła. Tuż za nią stał Blaise, trzymając ich dłonie splecione razem.
- Gratulacje - uśmiechnęłam się szeroko na ich widok. Conor również podzielał mój entuzjazm, tylko inaczej go okazywał. Już jakiś czas temu zorientowałam się że teraz już chyba mój chłopak ma.. hm.. problem z okazywaniem uczuć.
- Dzięki - uśmiechnął się Blaise - Wam też.
- Dziwnie się porobiło - zaśmiałam się, wtulając się w Conora. Stałam teraz tyłem od niego, a on obejmował mnie od tyłu, opierając się o moją głowę.
- Przecież wiesz że zawsze będę cie kochał - Blaise posłał mi zniewalający uśmiech. - Jesteś jak moja młodsza siostra i to się nigdy nie zmieni. I chyba zawsze tak było.
- Masz rację - uśmiechnęłam się szeroko. To chyba była prawda, Blaise był dla mnie jak starszy brat którego nigdy nie miałam. Wcześniej też go kochałam, tylko nie potrafiłam nazwać tego uczucia.
- A tak w ogóle widział ktoś Smoka? - zapytała nagle Pansy.
- Conor... Myślisz że on... - przerwałam, widząc jego minę. Nagle moje spojrzenie powędrowało do okna sypialni Draco, gdzie teraz paliło się światło.
- Porozmawiam z nim - mruknął Conor.
- To nie jest dobry pomysł - wtrącił Zabini - Hope by się załamała jakby cię zabił... Ja z nim pogadam.
Mówiąc to, Blaise puścił Pansy i ruszył w stronę domu.
- Hope, słuchaj, jeżeli ty.. ty nie... - zaciął się Conor, nie mogąc nic z siebie wydusić.
- Nie. Niczego nie żałuję, słyszysz? - powiedziałam, patrząc mu w oczy.
- Naprawdę jesteś wyjątkowa - uśmiechnął się i mocno mnie objął. Wtuliłam twarz w zagłębienie jego szyi i poczułam jak zaczynamy się delikatnie kołysać.
- Myślisz że Draco się trzyma? - zapytałam po kilku minutach.
- Nie wiem, naprawdę. Słyszałem że zerwał zaręczyny z Parkinson.
- Tak... Ja... My.. Mieliśmy taki okres... Draco był mi bardzo bliski.
- Co się zmieniło? - zapytał Conor, zmienionym tonem.
- Poznałam ciebie.
Conor nie odpowiedział, tylko mocniej mnie przytulił.
- Idziesz ze mną zobaczyć co u Draco? - zapytałam po kilku kolejnych minutach.
- Idź sama. Mnie raczej nie chce teraz widzieć.
Wyswobodziłam się z objęć chłopaka i po prostu teleportowałam się pod drzwi sypialni Malfoya.
Właśnie unosiłam rękę żeby zapukać, gdy usłyszałam podniesiony głos Dracona.
- Co on ma czego ja nie mam?! - zawołał rozdzierającym serce głosem.
- Stary, to tak nie działa. Wiesz o tym bardzo dobrze.
- To jak?! Czemu wybrała jego? Czemu to z nim się migdaliła o północy?!
- Nie mów o niej w ten sposób - powiedział ostrzegawczym tonem Blaise.
- Przecież to.. to zwykły ćpun! Przestępca! A to jego wolała!
- Widocznie tak musiało być, rozumiesz? Smoku...
- Co Smoku, no co Smoku ?! Taka jest prawda! Wybrała tego ćpuna!
- To twoja rodzina, Draco!
- Żadna rodzina. Nienawidzę go. Zawsze był tym lepszym, zawsze dostawał to czego chciał, zawsze! Nawet ONA na to poleciała!
- Hope nie jest głupia, poza tym... Widziałem dzisiaj jej wyraz twarzy. Zależy jej na nim.
- Pytanie brzmi, czy jemu na niej również ! - wrzasnął - Pamiętasz to kretynkę, Alyss? Było z nią dokładnie tak samo!
- Z tą różnicą, że Hope wyciągnął z gówna. Słyszałeś co mówił.
- No i co z tego! Dałeś się na to nabrać, tak jak Hope. Ale, ona zawsze była naiwna, do końca wierzyła że jej debilny kuzyn jest dobry, a teraz ta idiotka dała się nabrać na gierki tego szmaciarza.
Nie wytrzymałam. Z całej siły pchnęłam drzwi, aż te z hukiem trzasnęły o ścianę. Głowy obydwu chłopaków natychmiast obróciły się w moją stronę.
- Ta naiwna idiotka, wierzyła również że ty jesteś kimś więcej niż bufonem z arystokratycznej rodziny! Ale wiesz co? Jesteś zwykłym dupkiem, który nie potrafi się pogodzić z tym że ktoś jest lepszy od niego, że nie zawsze masz to czego chcesz! I choćbyś był ostatnim chłopakiem na ziemi, nie chciałabym z tobą być!
- Ah tak?! A ta noc, kiedy błagałaś mnie żebym z tobą został?! Kiedy pozwalałaś mi się obcałowywać?!
- Pragnę ci przypomnieć, że byłam pijana! - wrzasnęłam.
- Więc teraz jesteś zwykłą szmatą skoro obcałowujesz już trzeciego kolesia !
Poczułam się jakby chłopak wymierzył mi mocny policzek. Nagle zostałam odepchnięta na bok i wylądowałam przy Blaisie.
- Nigdy więcej nie waż się tak jej nazwać - powiedział Conor, tonem lodowatym jak najmroźniejsze lody Akrtyki. Draco w odpowiedzi jedynie się roześmiał, po czym gwałtownie zamilkł, gdy pięść mojego chłopaka wylądowała na jego nosie. Coś przeraźliwie chrupnęło i z nosa blondyna spłynęła krew.
- Nigdy. - powtórzył Conor stojący nad trzymającym się za twarz i klącego na cały świat kuzyna.
- Wiesz stary, pomógłbym ci gdyby on nie miał racji - westchnął Blaise kręcący głową z niedowierzaniem.
- Nie warto - prychnął Conor, podchodząc do nas.
- Nie przejmuj się nim, okej? Dla mnie mogłabyś całować się z całą armią, jeżeli tylko będziesz szczęśliwa.
- Dziękuję - rozczuliłam się i przylgnęłam do niego.
- Twoja dziewczyna cię szuka - rzucił Conor, obejmując mnie. - No i szczęśliwego Nowego Roku.
- Wzajemnie - uśmiechnął się Blaise, puszczając do mnie oczko.
- Wiesz... Mam pomysł - powiedział Conor gdy już zeszliśmy na dół. Widząc jego zabawny wyraz twarzy od razu się rozpogodziłam.
- Zamieniam się w słuch.
- Wrócimy do domu, napijemy się dobrego szampana i przetańczymy resztę nocy.
- Iiii? - dopytywałam, czując że to nie koniec atrakcji jakie mnie czekają.
- No wiesz.. Jeśli to dla ciebie za mało... - mruknął, przyciągając mnie do siebie. Objęłam go za szyję i Conor zaczął delikatnie mnie całować, składając na moich ustach jeden pocałunek po drugim.
Przymknęłam oczy, pozwalając mu pogłębić pocałunek.
- Idziemy do domu? - wyszeptał w moje usta, na co ja jedynie chwyciłam go za krawat i przyciągnęłam do siebie.
- Uznaję to za tak - mruknął i poczułam charakterystyczne drżenie powietrza wokół nas.
Gdy wylądowaliśmy w jego mieszkaniu, Conor oderwał się ode mnie i szybko zdjął marynarkę i krawat, przy okazji różdżką włączając stereo i przygaszając światła.
Ja natomiast pozbyłam się butów i zbędnych ozdób, równocześnie podchodząc do lodówki i wyciągając z niej najlepsze wino jakie znalazłam. Swoją drogą to ciekawe że prawie połowa lodówki mojego chłopaka jest zapełniona alkoholami, ale czegoś takiego jak mleko już tam nie znajdziesz.
- Jak tam? - zawołał do mnie z drugiego końca salonu mój chłopak.
- Szukam kieliszków - odkrzyknęłam, przegrzebując wszystkie szafki.
- Trzecia wisząca od lodówki w prawo - zaśmiał się, podchodząc do mnie od tyłu.
- Wybacz, ale nie zaglądam ci do każdej szafki po kolei żeby się dowiedzieć gdzie co jest.
- A może powinnaś? - wyszeptał mi do ucha takim tonem, jakby właśnie proponował mi cokolwiek grzesznego...  Poczułam jak jego dłonie oplatają mnie w pasie i szybko się do niego odwróciłam, przy okazji odstawiając wino na blat.
- Czy ty coś sugerujesz? - zapytałam, szczerząc się jak wariatka. Nie moja wina że tak na mnie działał...
- A nawet jeśli? - Conor delikatnie musnął ustami moje ucho, zjeżdżając niżej wzdłuż szczęki.
Zanim zorientowałam się co się dzieje Conor wyprowadził mnie z kuchni na środek salonu. Wszystkie meble były elegancko poustawiane pod ścianami, została jedynie wieża.
- Co powiesz na pierwszy taniec w tym roku? - zapytał, ponownie wyciągając różdżkę.
- Z przyjemnością - dygnęłam lekko, widząc jego wyciągniętą w moją stronę dłoń.
Gdy tylko chłopak przyciągnął mnie do siebie, w pokoju rozbrzmiała muzyka *włącz*
Conor objął mnie delikatnie w pasie, prowadząc mnie do walca.
- Nie umiem tańczyć - przyznałam się, czując że się rumienię.
- Nie musisz. Daj się poprowadzić.
Tak zrobiłam. Po kilku cichych jęknięciach, gdy przez przypadek nadepnęłam Conorowi na nogę, zaczęłam ogarniać o co chodzi i jak się poruszać. Szło mi to dość opornie, lecz w końcu udało nam się normalnie zatańczyć w miarę normalnie.
- Dobrze ci idzie - pochwalił mnie, delikatnie mnie obracając.
- Mam dobrego nauczyciela - uśmiechnęłam się, czując się jak prawdziwa księżniczka na balu.
Za każdym razem gdy z nim byłam, tak się czułam. Jakby Conor był moim wyśnionym księciem z bajki który uwolnił mnie ze strasznej wieży. I w jego oczach widziałam tak prawdziwe i szczere uczucie, że żadna rzecz na świecie nie mogła się z tym równać. Jego uśmiech, gdy mnie widział, jego każdy czuły i delikatny gest, to wszystko było tak niepozorne i naturalne... Draco nie miał pojęcia jak bardzo się mylił, oceniając Conora w taki a nie inny sposób.
- Lubię tą piosenkę - powiedział w końcu Conor.
- Ja też. Ale jest bardzo smutna... - odparłam, wsłuchując się w słowa piosenki. Mój chłopak nagle zastygł w bezruchu, świdrując mnie spojrzeniem, po czym uniósł nasze ręce splecione razem i delikatnie pocałował obie moje dłonie.
- Nie pozwolę żeby nasza historia tak się skończyła - oświadczył z mocą w głosie. Na twarzy miał wymalowaną absolutną pewność i czystą namiętność. Wyraz jego oczu i twarzy obudził we mnie pewną strunę która do tej pory pozostawała uśpiona.
- Czemu tak mi się przyglądasz? - zapytał z delikatnym uśmiechem, gdy ja nie potrafiłam się nawet ruszyć.
- Bo... Bo nie chcę żeby to się kiedykolwiek skończyło. Bo.. - zacięłam się i nagle go puściłam, cofając się kilka kroków.
- Hej, co jest? - zmartwił się nagle Conor, idąc za mną. Usiadłam na kanapie i wyjęłam swojego papierosa z torebki.
- Nic - potrząsnęłam głową i odpaliłam fajkę. Kolor jej zdobienia ze złotego zmienił się w granatowy, a w ustach poczułam najmocniejsze Marlboro jakie paliłam.
- Przecież widzę - chłopak szturchnął mnie łokciem w bok.
- Naprawdę, nic. - odparłam, siląc się na uśmiech i unikając jego wzroku.
- Gadaj, albo załaskoczę cię na śmierć - zagroził, szykując się do ataku.
- Ja.. boje się. - wydusiłam w końcu, podnosząc na niego spojrzenie.
- Czego? - zapytał, marszcząc brwi.
- Że... Że to się skończy. Że zastąpisz mnie kimś innym. Że nadejdzie taki dzień, kiedy nie będę pamiętać kto to Conor Malfoy. Że to tylko sen i obudzę się za szybko... W moim życiu wszystko ma tendencję do szybkiego pierdolenia się. - mówiłam powoli, czując piekące łzy w kącikach oczu. - Nie chcę stracić kolejnej ważnej osoby...
- Nie mów tak, słyszysz? - Conor potrząsnął mną delikatnie po czym przyciągnął mnie do siebie - Nie możesz tak myśleć. A doskonale wiem co czujesz, sama przecież wiesz. Ale mimo to, nie dopuszczam do siebie myśli że nie zestarzeję się u twego boku. Bez naszych wygłupów, wspólnego palenia, robienia wsi w miejscach publicznych. Bez codziennych problemów.
Poczułam jak pierwsza łza spływa po moim policzku, jego słowa wzruszyły mnie doszczętnie.
- Dziękuję - wymamrotałam, gdy chłopak otarł mi ją kciukiem.
- Twoi rodzice chcieliby żebyś była szczęśliwa. - uśmiechnął się.
- Jak to chcieliby? - prychnęłam zdziwiona, opierając się o niego wygodniej. Kątem oka zauważyłam że kolor papierosa z granatu przeszedł w zieleń, a moje płuca wypełnił gryzący dym charakterystyczny tylko dla jednej rośliny.
- Chcą - poprawił się szybko, szczerząc się jak głupek. Zmrużyłam podejrzliwie oczy ale nie drążyłam tematu.
- Właśnie ! Muszę im wysłać sowę z życzeniami! - przypomniałam sobie, wstając z kanapy.
- Przykro mi ale najbliższa sowiarnia jest w Hogwarcie - uświadomił mnie Conor, ponownie ciągnąc mnie na miejsce.
- Na Salazara... Hogwart .. - jęknęłam na samą myśl o rychłym powrocie do szkoły. - Jutro muszę wracać.
- Musimy - poprawił mnie mój chłopak, szczerząc się jeszcze bardziej.
- Jak to "musimy"? - zapytałam szczerze zdziwiona.
- No chyba nie sądzisz że puściłbym cię samą do tej szkoły pełnej niewyżytych samców?! - oburzył się, patrząc na mnie ze zgorszeniem.
- Kto tu jest niewyżyty - prychnęłam, wywracając oczami. - Wracasz do szkoły?
- Tak. Będę z tobą na jednym roku bo Dumbledore kazał mi powtórzyć drugie półrocze 6 roku.
- Muszę mu kiedyś podziękować. - mruknęłam, wchodząc mojemu chłopakowi na kolana.
- Oj musisz - zachichotał - zanudziłabyś się tam na śmierć beze mnie.
- Z całą pewnością. Zastanawia mnie tylko jak to się może udać - Ty, Draco i Potter w jednej szkole? Nie ma opcji.
- Damy radę, mała, co ty się przejmujesz. - zaśmiał się uroczo, a w jego niebieskich oczach dostrzegłam dziwne błyski - Mojego kuzyna dałem radę nauczyć szacunku do starszych, to i twojego nauczę.
- Jemu to nikt nie pomoże - prychnęłam, przybliżając się jeszcze bardziej.
- Widzisz, a Draco narzeka na mnie. Chyba nie jestem taki okropny, co?
- Absolutnie. Jesteś najcudowniejszy na całym świecie - uśmiechnęłam się.
- No ja myślę. W razie gdybyś miała jakieś wątpliwości, mogę ci to bardzo łatwo udowodnić.
- A jak? - zapytałam, przekrzywiając głowę na bok.
- A tak - mruknął i złączył nasze usta w czułym acz namiętnym pocałunku, tak słodkim i przepełnionym uczuciami że nie dało się nie rozpłynąć pod jego wpływem. Mimowolnie wplotłam palce w jego gęste włosy i przylgnęłam do niego całym ciałem.
- Śpij dzisiaj ze mną - poprosił, gdy zabrakło mu oddechu.
- Tylko grzecznie - mruknęłam rozbawiona, dając mu tym samym do zrozumienia że jeszcze trochę sobie poczeka aż zbliżymy się do siebie na tyle by do czegoś mogło dojść.
- A myślałaś że co? Ktoś tu ma sprośne myśli.. - zaśmiał się, ponownie mnie całując. Po chwili Conor wziął mnie na ręce, tak aby nie przerwać pocałunku i zaniósł do swojej sypialni. Jedyne co zdążyłam zauważyć to to, że łóżko ma jeszcze większe niż moje.
Brunet wyjął różdżkę z kieszeni i jednym machnięciem zmienił moją sukienkę w krótkie spodenki i za długą koszulkę, sam natomiast został w samych dresach.
- Czy ty nie masz czegoś takiego jak bluzka? - zapytałam, przyłapując się na tym że uważnie przyglądam się jego umięśnionemu ciału. Nie czekając na odpowiedź wgramoliłam się pod kołdrę, zajmując przy tym najlepszą poduszkę.
- A po co mi? Poza tym, wiem że kochasz ten widok - chłopak puścił mi oczko i położył się obok mnie.
- Nie pochlebiaj sobie - prychnęłam, lecz kpiarski uśmiech szybko zniknął z mojej twarzy gdy usta mojego chłopaka zaczęły delikatnie obcałowywać moją szyję.
- Czekaj, nie mogę... - zreflektowałam się, gdy tylko zorientowałam się co Conor robi - Jak ja się pokażę w szkole ! - jęknęłam, zdając sobie sprawę że mam teraz na szyi elegancką malinkę.
- Chcesz, mogę ci zrobić drugą do pary - zaoferował się, pochylając się w moją stronę.
- Nie. Obrażam się za to - fuknęłam i odwróciłam się do niego plecami, udając śmiertelnie obrażoną.
- Przepraszam... Ale do twarzy ci z nią - wymruczał Conor wprost do mojego ucha i przysunął się do mnie, kładąc mi rękę na brzuchu.
- Kłamiesz - mruknęłam, wciąż się nie odwracając.
- Nie kłamię. Jeżeli poprawi ci to nastrój, też mi możesz zrobić. - zachichotał, łaskocząc mnie delikatnie.
- Nie zniżę się do twojego poziomu - westchnęłam i minimalnie się odwróciłam.
- Dlaczego? - zapytał podejrzliwie.
- Bo nie.
- Ale dlaczego?
- Bo nie! - zawołałam, odwracając się gwałtownie.
- Aha! Ty po prostu nie umiesz robić malinki! - zawołał triumfalnie z bananem na twarzy.
- Nie prawda! Umiem!
- Nie umiesz!
- Umiem!
- Nie umiesz!
- Umiem! Tylko po prostu jeszcze nigdy tego nie robiłam, ale umiem!
- To pokaż! - zażądał, uśmiechając się cwaniacko.
- Dobra - odparłam z pewnością siebie po czym usiadłam na nim okrakiem. Za to że we mnie nie wierzy, należy mu się nauczka.
- Jesteś pewien? - zapytałam, tworząc w głowie zarys planu.
- A co, tchórzysz? - uśmiechnął się wyzywająco na co ja tylko prychnęłam.
Położyłam swoje dłonie na klatce piersiowej Conora i powoli przejechałam nimi do góry i w dół, masując jego po kolei jego barki i brzuch. Następnie zaczęłam palcem wodzić po jego mięśniach brzucha, a widząc jego reakcję na mój delikatny dotyk zachciało mi się śmiać. Jego mięśnie na przemian się napinały i rozluźniały, a oddech nieco mu przyspieszył. Uśmiechnęłam sie pod nosem i pochyliłam w jego stronę, lecz zamiast go pocałować w usta, przygryzłam delikatnie płatek jego ucha, po czym delikatnie je pocałowałam. Zjechałam ustami trochę niżej, na szczękę a potem od razu na obojczyk i ramię, nie przestając przy tym go masować.
W końcu złożyłam na jego szyi jeden subtelny pocałunek, powoli i bardzo delikatnie go pogłębiając. Gdy przejechałam językiem po gorącej skórze chłopaka, usłyszałam błagalny niemal jęk.
Uniosłam się z powrotem i ponownie oparłam dłonie na jego brzuchu.
- Coś mówiłeś? - zapytałam uwodzicielskim tonem.
- Jeżeli w ciągu trzech sekund ze mnie nie zejdziesz, nie ręczę za siebie - wysapał. Uśmiechnęłam się triumfalnie i zaczęłam się delikatnie wiercić, tak żeby jeszcze bardziej go zirytować.
Nagle chłopak podniósł się do góry, niemal mnie z siebie zrzucając, jednak zanim zdążyłam choćby drgnąć, jego ramiona oplotły mnie w pasie a jego usta bezbłędnie odnalazły moje.
Uśmiechnęłam się i wygodniej ułożyłam w jego ramionach i tym samym przerywając pocałunek.
- Dobranoc - wyszeptałam, wtulając się w niego. Mój chłopak oparł się o stertę poduszek i zaczął się delikatnie bawić moimi włosami.
- Dobranoc, mała - usłyszałam jeszcze jego głos zanim zasnęłam.

*********************************************************

- Wstawaj, śpiochu - ze snu wyrwał mnie cichy głos bruneta.
- Jeszcze chwilka - jęknęłam, przewracając się na drugi bok.
- Nie-e. - zaprotestował i ściągnął ze mnie kołdrę. Krzyknęłam cicho i gwałtownie obkręciłam się w lewo i poczułam jak kończy mi się łóżko. Pisnęłam i z hukiem zwaliłam się na podłogę. Natychmiast się rozbudziłam, czując jak okropnie boli mnie tyłek.
- W porządku? - zapytał Conor, wychylając się zza łóżka. Jęknęłam boleśnie na co chłopak tylko się roześmiał i wyciągnął ręce w moją stronę. Po chwili zostałam wciągnięta z powrotem na ogromne łoże.
- Boli - mruknęłam, robiąc nieszczęśliwą minę.
- Mój głupolek - zachichotał i wyciągnął rękę w stronę mojej pupy, najpewniej chcąc ją rozmasować, na co od razu strzeliłam go po łapie.
- Chciałem dobrze - bronił się, wciąż chichocząc.
- Zrzuciłeś mnie! - oburzyłam sie, dźgając go w pierś.
- Nie prawda! Sama spadłaś!
- Chciałbyś - prychnęłam, złażąc z łóżka - Ruszaj się, nie chcę się spóźnić!
- Od kiedy ty jesteś taka punktualna? - zdziwił się Conor, nakrywając się poduszką na głowę.
- Od zawsze! To ty masz na mnie zły wpływ.
- Ja na ciebie?!
- Tak!
- Chyba na odwrót! - prychnął, niechętnie gramoląc się z łóżka. Uśmiechnęłam się tryumfalnie i wyszłam z sypialni, kierując się do kuchni.
KAWA.
To jedyne o czym byłam w stanie myśleć w tej chwili.
- Chcesz kawę? - krzyknęłam, wstawiając czajnik i wyjmując z szafki dwa czerwone kubki.
- Nie, dzięki - rzucił Conor z uśmiechem i wyjął z kieszeni dresów paczkę fajek.
- A może ty się skusisz? - uśmiechnął się zadziornie i wystawił papierosy w moją stronę.
Zerknęłam najpierw na niego, potem na paczkę... Zanim nad tym pomyślałam, mój chłopak już odpalał mi mojego papierosa od swojego.
Mój chłopak.
Merlinie, jak to brzmi... Moi rodzice na pewno w to nie uwierzą... Ciekawe czy go polubią...
- To co? Może będziemy się już zbierać? - zaproponowałam, zerkając na zegarek.
- Aż tak ci się spieszy? - zapytał, zalewając kawę gorącą wodą.
- Wolę nie mieć problemów - wyjaśniłam, zabierając mu kubek.
- Grzeczna niunia - zachichotał, szturchając mnie w bok - A tak poza tym, to czemu aż tak ci zależy na szkole?
- To że do niej chodzę nie znaczy że mi zależy. - usiadłam na kanapie i powoli upiłam łyk kawy.
- Owszem, znaczy. Ja rzuciłem szkołę i dobrze mi się żyje.
- Nawet nie myśl o tym żeby przekonać mnie do rzucenia szkoły - powiedziałam, domyślając się do czego zmierza ta rozmowa - Mowy nie ma.
- Dobrze dobrze, spokojnie. Tak tylko mówię. - chłopak uniósł dłonie w obronnym geście.
- Maruda - mruknęłam i wyciągnęłam różdżkę.
Po kilku sekundach miałam już na sobie szkolny mundurek, podobnie jak Conor.
- Nienawidzę tych szmat - burknął, szarpiąc za krawat.
- Przyzwyczaisz się - zapewniłam go i sprawnie zawiązałam mu szaro-zielony krawat z którym się męczył.
- A śniadanie? - zaoponował, gdy zauważył że chcę już wychodzić.
- Zjemy w szkole. Conor, przestań to odwlekać. W końcu i tak będziemy musieli iść.
- Ale lepiej później niż teraz.
- Wcale że nie lepiej. Już, do kominka - zarządziłam, wpychając go do środka.

***

Wyłoniliśmy się z kominka w Wielkiej Sali, specjalnie  podłączonego na potrzeby uczniów wracających z ferii świątecznych.  Większość uczniów i grona pedagogicznego była już w szkole, brakowało jedynie pierwszych i drugich roczników.
- Jak myślisz, wytrzeźwieli już? – mruknął do mnie rozbawiony Conor, wskazując chwiejącą się na nogach profesor Sprout i pochrapującego Hagrida.
- Nie sądzę – prychnęłam.
- Matko, szczerze ci powiem że tęskniłem za tym miejscem – westchnął chłopak, chłonąc widok i no cóż… zapach szkoły. W całej Sali dało się odczuć specjalny, delikatnie zwietrzały zapach a la Vodka
0 5 lub Whiskey&Gabbana.
- Przed chwilą nawet nie chciałeś wyjść. – odwróciłam się do skwaszonego Dracona stojącego niedaleko nas.
- Hej Draco – uśmiechnęłam się do niego serdecznie, próbując nie wywoływać napiętej atmosfery.
- Na pewno – przytaknął Conor, obojętnym tonem. Zaraz za blondynem zauważyłam Blaise’a i Pansy co chwila na siebie zerkających. Mimowolnie się uśmiechnęłam, przypominając sobie parę przyjaciół w Sylwestra.
Widać dobrze im było razem.
- Conor? - usłyszałam jakiś kobiecy głos tuż za sobą - Conor!
- Abbey! - mój chłopak wydawał się mocno zszokowany widokiem jakiejś blondynki.
- Matko, Conor nie wierzę że to ty ! - owa Abbey po prostu wskoczyła Conorowi w ramiona, na co we mnie się zagotowało.
Kim do jasnej ciasnej jest ta tleniona Abbey?!




Dam dam dam ^^ Wracam do was z 20 rozdziałem ^^
Mam nadzieję że ktoś tu jeszcze został i zaglądniecie :)
Jeżeli ktoś jeszcze nie widział, to u Brooklyn pojawił się Chapter 4 :**
21 rozdział w najbliższej przyszłości <3
Kocham was wizardy ^^

Czytam/Doceniam = KOMENTUJĘ