- Królewno, gotowa? - zapytał Conor, wchodząc do mojej sypialni.
- Tak - uśmiechnęłam się, poprawiając włosy. Lekko je natapirowałam i zostawiłam rozpuszczone, tak żeby pasowały do mojego stroju.
- To idziemy - uśmiechnął się na mój widok. Podeszłam do niego kołysząc biodrami i chwyciłam go pod ramię które wystawił. Przyznam szczerze, że teleportacja w szpilkach nie należy do najprostszych, zwłaszcza gdy lądujesz kilka centymetrów nad ziemią.
Dziś Conor obiecał zabrać mnie na drugą najlepszą imprezę w moim życiu. Gdy zapytałam jaka była pierwsza, roześmiał się i odparł że ten Sylwester.
- Dokąd idziemy? - zapytałam, gdy zimne powietrze uderzyło w moje ciało. Może to jednak nie był genialny pomysł założyć krótkie spodenki w grudniu...
- Zobaczysz. - mruknął, zerkając na mnie.
- A czemu się nie teleportujemy? Albo nie użyjemy kominka? Czegokolwiek? - marudziłam, szczelnie opatulając się kurtką.
- Bo utożsamiamy się z mugolami. - prychnął - Nie jęcz, zaraz będzie ci cieplej.
- A niby jak masz zamiar to sprawić?
- Pojedziemy samochodem. Jechałaś kiedyś samochodem, prawda?
- Pewnie że tak. Ale od kiedy ty masz samochód? - zapytałam zdziwiona.
- Od zawsze. - prychnął i podszedł do starego jak świat Mustanga GT.
- Ty żartujesz, prawda? - zapytałam z przerażeniem w głosie.
- Nie, czemu?
- Przecież ten trup nawet nie odpali.
- Żebyś się nie zdziwiła. Wsiadaj - rzucił i otworzył mi drzwi od strony pasażera. Starałam się ignorować przeraźliwy zgrzyt który temu towarzyszył.
- Gotowa na jazdę życia? - zapytał Conor, gdy już odpalił.
- O ile to przeżyję.. - mruknęłam bardziej do siebie niż do niego.
- Dramatyzujesz - roześmiał się - Te maleństwo śmiga jak szalone! Tylko czasem ma problem z hamulcami...
Żartuję! - sprostował szybko, gdy wbiłam w niego przerażone spojrzenie.
Serce biło mi jak oszalałe, gdy silnik wydał przerażający wizg który najwyraźniej ucieszył Conora.
- Uspokój się, on naprawdę dobrze działa. Masz, zapal sobie - zachichotał i rzucił w moją stronę paczkę fajek.
Wciąż zerkając na Conora wsadziłam papierosa między wargi i powoli go odpaliłam.
- Skoro tak twierdzisz - mruknęłam i zaciągnęłam się dymem.
Rozluźnienie przyszło od razu, gdy tylko drapiący gardło dym opuścił moje płuca.
- Mocne - zauważyłam, zaciągając się jeszcze głębiej.
- Wiem.
Dalszą część drogi pokonaliśmy w milczeniu, Conor starał się nie dopuścić do rozpadu samochodu, a ja delektowałam się dymem papierosowym.
- Jesteśmy – rzucił chłopak i wysiadł z samochodu, po czym
obszedł samochód i otworzył mi drzwi.
- Zapraszam – uśmiechnął się, podając mi ramię. Zadrżałam z zimna i z przykrością stwierdziłam że pada śnieg.
- Byłam tu już kiedyś – zauważyłam, patrząc na neonowy szyld.
- Nie sądzę – prychnął – To miejsce dla VIP’ów, stałych bywalców.
Zignorowałam jego brak wiary w moje imprezowe możliwości i skupiłam się na otoczeniu. Mogłabym przysiąc że znam to miejsce, tych ochroniarzy przy wejściu, tą okolicę.
- Conor! – zawołał łysy dres spod wejścia – Stary, ile czasu cię tu nie widziałem!
- Siema młody! – Conor widocznie ucieszył się na widok „znajomego”. – Wiesz, miałem sporo na głowie.
- No właśnie widzę że nie próżnowałeś – roześmiał się dresiarz, zerkając na mnie – A co z Alyss?
- Jaką Alyss? – wtrąciłam nieco ostrzejszym tonem niż planowałam. Rumieńce i zakłopotanie na twarzy Malfoya mówiły same za siebie.
- Ekhm.. Taka znajoma.. – wymamrotał, posyłając mordercze spojrzenie do kumpla. – Chodź, wejdziemy, zimno ci pewnie…
- Już mniej. Naprawdę, z chęcią porozmawiam jeszcze z twoim kolegą – zaoponowałam, spoglądając to na jednego to na drugiego.
- Jestem Tom, ale dla ciebie mała, mogę być kimkolwiek zechcesz – starałam się nie skrzywić widząc jego obleśną łapę lądującą na moim ramieniu.
- Miło z twojej strony – uśmiechnęłam się i objęłam Toma w pasie. – No, Tom, może opowiesz mi coś o tej ALYSS?
- Dobra, zrozumiałem – warknął Conor, wyglądając jakby zaraz miał zamordować swojego kolegę – Rozstaliśmy się kilka miesięcy temu, nie widziałem jej od tamtej pory.
- Ale przecież miesiąc temu… - wtrącił Tom ale natychmiast umilkł, widząc lodowate spojrzenie Conora. Tak, ta mimika twarzy jest chyba u Malfoy’ów dziedziczna.
- Ja się będę żegnał – Tom puścił mnie natychmiast i cofnął kilka kroków. – Szczęśliwego Nowego Roku i tak dalej… - wymamrotał i szybko się oddalił.
- Ciekawie się zapowiada – powiedziałam i nie zwracając uwagi na błagalne spojrzenie Conora weszłam do środka.
Muzyka była nie do przekrzyczenia, nie słyszałam nawet własnych myśli, cała podłoga drżała od basów.
Teraz już miałam pewność, że znam tę salę, tylko nie potrafię sobie przypomnieć skąd.
Skierowałam się do baru, gdzie tworzył się mały tłumek.
- Nowa? – usłyszałam wyraźny głos jakiegoś mężczyzny, mimo że nikt tu się nie odzywał. No tak. Przecież to magiczny klub.
- Tak. Kim jesteś? – zapytałam, rozglądając się na boki.
- Nie ważne. Tu nikogo nie obchodzi kim jesteś ani co tu robisz. Weź drinka – dopiero teraz się zorientowałam że barman trzyma kieliszek wyciągnięty w moją stronę. Szybko go od niego wzięłam i upiłam łyka. Niby zwykła wódka z colą, ale miała mocniejszy smak niż jakikolwiek alkohol jaki do tej pory miałam okazję spróbować.
- Na mój koszt – głos ponownie rozbrzmiał w mojej głowie.
- Dzięki. Chcesz zatańczyć? – zapytałam, zanim zdążyłam lepiej przemyśleć tą propozycję.
- Jasne. Odwróć się. – z lekkim wahaniem spełniłam jego prośbę. – A teraz spójrz w lewo.
Wtedy go zauważyłam. Wysoki, dobrze zbudowany z czarnymi zmierzwionymi włosami. Chłopak uśmiechał się szeroko i właśnie ruszył w moim kierunku.
- Hope? Gdzie jesteś? Nie mogę cię znaleźć – usłyszałam głos Conora, przez który zakręciło mi się w głowie.
- Może lepiej zastanów się gdzie Alyss? – warknęłam, starając się zamknąć umysł tak żeby żadne myśli z zewnątrz nie mogły się do niego dostać.
- Ty jesteś zazdrosna! – prychnął rozbawiony – Idę do ciebie, słonko.
- Nie słonkuj mi tu! I wcale nie jestem zazdrosna – obruszyłam się i w tej samej chwili poczułam jak ktoś mną potrząsa.
- Chodź, zatańczymy – powiedział swobodnym tonem brunet i pociągnął mnie na środek parkietu.
Muzyka była głośna, ale aż porywała do tańca, hipnotyzowała do tego stopnia że ciało samo tańczyło.
- Kto to jest? Co to za fagas! Hope! – zupełnie zignorowałam chłopaka, w pełni pochłaniając się w tańcu. Tak, chciałam mu zrobić na złość.
Lekko zadrżałam gdy ciepłe dłonie mojego partnera przyciągnęły mnie do niego i spoczęły na moich biodrach. Dopasowaliśmy się do wspólnego rytmu i nawet nie przeszkadzała mi świadomość że brunet zjeżdża swoimi rękoma na moją pupę.
- Twoja sprawa. Tylko żebyś potem nie żałowała. – usłyszałam głos… czyjś, na pewno męski ale nie pamiętam czyj, po czym zupełnie odpłynęłam. Wszystko zaczęło mieć wyraźniejsze barwy, niemal neonowe, cała sala wirowała mi przed oczyma w zawrotnym tempie i zdawało mi się że tylko ja i chłopak za mną stoimy w miejscu.
Nagle brunet obrócił mnie przodem do siebie i zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować poczułam jego usta na swojej szyi. Moje dłonie instynktownie go objęły, zmniejszając odległość między nami.
- Może wyjdziemy? - zaproponował, unosząc mnie do góry.
- Tak – mruknęłam tylko i oplotłam go nogami w pasie. Sala nagle zamieniła się w jakiś okropny pokój mieniący się tysiącem świateł. Przymknęłam oczy czując jak nagle zapadam się w puchową pościel a brunet przywiera do mnie swoim ciałem, a jego wargi odnalazły moje, wpijając się w nie z dziwną namiętnością którą natychmiast mu odpowiedziałam.
- Poczekaj chwilę, królewno. Zaraz wrócę, a ty się napij – uśmiechnął się i wskazał głową na butelkę wody stojącą na szafce nocnej. Nagle poczułam się bardzo spragniona, czułam się jakbym miała istną Saharę w ustach. Powoli się podniosłam i natychmiast chwyciłam butelkę, wypijając ją jednym tchem.
Zanim się zorientowałam co się dzieje, butelka wypadła mi z ręki a ja bezwładnie opadłam na łóżko, całe ciało zaczęło mi strasznie ciążyć, zupełnie jakby było z betonu. Nie miałam siły nawet drgnąć czy mrugnąć.
- Lepiej? – brunet nagle zjawił się tuż obok mnie, z tą różnicą że eleganckie czarne spodnie i aksamitną koszulę zamienił na stary dres. Nie odpowiedziałam, zdawało mi się że nawet nie wiem jak.
- Nie jest ci za gorąco? Chodź, zdejmiemy z ciebie te grube szmaty – zaproponował i nie czekając na moją odpowiedź uniósł mnie trochę do góry i zsunął mi z ramion bluzę.
Nagle usłyszałam huk, ciężar ciała chłopaka nagle zniknął. Nie mogłam nawet zobaczyć co się dzieje, moje oczy były utkwione w jednym miejscu, a powieki nagle zaczęły mi opadać.
Słyszałam jakieś dźwięki, docierające do mnie jak przez mgłę, nie rozróżniałam żadnego głosu czy brzmienia, po prostu zapadałam się w sobie.
Gdy wszystko zaczęło się oddalać, zobaczyłam nad sobą czyjąś twarz, zastygłą w strachu i łzach.
- Myśl! Myśl! – usłyszałam, gdy ogarnęła mnie zupełna ciemność. O co temu komuś chodziło? Chciałam spać, cen wydawał się teraz dobrym wyjściem, dość już świateł i kolorów, jestem zmęczona…
- Hope skup się! Zaraz zdejmę z ciebie urok, ale musisz się skupić!
Zignorowałam głos który wydawał mi się dziwnie znajomy i zaczęłam odpływać, zupełnie jakby moja dusza opuszczała ciało, czułam się wolna i wyzwolona jak nigdy wcześniej.
Ten stan nie trwał długo, gdy ostro mną szarpnęło. Gwałtownie otworzyłam oczy, siadając w miejscu i łapiąc duże hausty powietrza. Nie mogłam uspokoić oddechu, gdy ktoś zaczął mną potrząsać.
- Hope! Ziemia! – zawołał chłopak, siedzący przede mną. Spojrzałam na niego nieprzytomnie, z początku jego twarz wydawała mi się znajoma, ciepła…
- Conor – jęknęłam i rzuciłam się na niego – Boże tak cię przepraszam – zapłakałam, zdając sobie sprawę że płaczę i cała się trzęsę ze strachu.
- Nie przepraszaj słońce. Nie twoja wina że ten skurwiel cię otruł. – chłopak zamknął mnie w szczelnym uścisku i zaczął mną delikatnie kołysać.
- Ja nie chciałam… - bąknęłam, uczepiając się go najmocniej jak potrafiłam. Ciepło bijące od niego dawało poczucie bezpieczeństwa którego teraz tak bardzo potrzebowałam.
- Wiem. Już wszystko w porządku, jestem przy tobie – wyszeptał do mojego ucha.
- Dziękuję – spojrzałam na niego. Był upiornie blady i miał delikatnie zaczerwienione oczy. Również drżał.
- Bałem się o ciebie. Jak zniknęłaś, myślałem że zwariuję – powiedział, siląc się na uśmiech.
- Przepraszam – wymamrotałam, spuszczając wzrok.
- Wracamy do domu, czy chcesz zostać? – zapytał, pomagając mi wstać.
- Może wrócimy?
- Cokolwiek zechcesz – uśmiechnął się i złapał mnie w pasie. Powietrze wokół nas zadrżało i w następnej sekundzie staliśmy już w salonie.
- A co z twoim samochodem? – zapytałam, przypominając sobie że jegogruchot
auto zostało przed klubem.
- Nic mu nie będzie, jest ubezpieczony. Jak ktoś go ukradnie to jeszcze mu podziękuję – machnął lekceważąco ręką i podszedł do lodówki.
- Wina? – zaproponował, wyciągając butelkę słodkiego, czerwonego wina.
- Ale tylko trochę – zgodziłam się, siadając na kanapie i zrzucając z nóg niewygodne buty.
Gdy Conor usiadł obok mnie i podał mi kieliszek napełniony tylko do połowy, włączyłam telewizor.
- Nie jesteś zmęczona? – zapytał, wskazując na zegarek. Minęła 1 w nocy.
- Nie bardzo. A ty?
- Też nie. To co, obejrzymy jakiś film? – zasugerował, zabierając mi pilota.
- Jasne. – upiłam mały łyk zimnego alkoholu – Może jakąś komedię?
- Mówisz masz. Trzy czarownice i pogrzeb? A może „Moja wiedźma wychodzi za mąż”?
- To drugie – zdecydowałam i oparłam głowę na ramieniu Conora.
*Conor*
W połowie filmu zorientowałem się że Hope śpi jak zabita. Uśmiechnąłem się widząc uśmiech błąkający się jej po twarzy i delikatnie ją podniosłem. Dziewczyna przekręciła się w moich ramionach ale spała dalej więc ostrożnie zaniosłem ją do jej sypialni i ułożyłem pod kołdrą.
Gdy upewniłem się że wciąż smacznie sobie śpi, wymknąłem się z pokoju i zacząłem nakładać ochronne zaklęcia na jej pokój i cały dom, tak aby nikt nie mógł tu wejść, choćby próbował czołgiem sforsować drzwi.
Wyszedłem z domu i po raz ostatni sprawdziłem wszystkie zabezpieczenia – wszystko jest tak jak powinno.
Ulice świeciły pustkami, tylko gdzieniegdzie pod ścianą siedział jakiś pijany bezdomny. Swoją drogą to ciekawe że tacy ludzie na jedzenie nie mają nigdy, a na wódkę zawsze coś się znajdzie…
Rozejrzałem się i wszedłem w boczną alejkę, skąd teleportowałem się prosto pod willę mojego kuzynka. Wolałem teleportować się jakiś kawałek od domu, żeby nikt nie nabrał jakiś podejrzeń.
- Panicz Conor – zapiszczał skrzat otwierając mi drzwi zanim jeszcze zdążyłem zapukać.
- Jest mój przygłupi kuzyn? – zapytałem, wchodząc do hallu.
- Dobry Pan Malfoy jest w pokoju na górze, u Panicza Blaise’a. – zapiszczało ponownie stworzenie i zniknęło. Z jakiegoś nieznanego mi powodu wszystkie skrzaty należące do mojej ciotki nazywały Dracona „Dobrym Panem”, co według mnie było absolutnie irracjonalne.
Mój kuzyn faktycznie siedział u swojego czarnoskórego kumpla, ich dzikie wrzaski słychać było już na początku korytarza. Ciekaw jestem co oni tam wyprawiają…
Stanąłem pod drzwiami do pokoju i zapukałem.
- Czego tu? – warknął mój kuzyn, plując przy tym na wszystko dookoła.
- Również się cieszę że cię widzę – rzuciłem i minąłem go w drzwiach.
- Od kiedy ty umiesz pukać? – zapytał zdziwiony Zabini, robiąc mi miejsce na skórzanej sofie.
- Mnie, w przeciwieństwie do tego tu debila – wskazałem palcem na oplutego blondyna – nauczono kultury osobistej i nie wpierdalam się komuś do pokoju jak jakiś dzikus.
- Po co żeś tu przylazł? – zapytał nieco spokojniejszym tonem Draco, stając pod ścianą naprzeciwko mnie.
- Porozmawiać. Życzyć ci udanego Sylwestra. Popatrzeć jak zapluwasz sobie podłogę – wymieniałem, uważnie przyglądając się jak przez twarz mojego kuzyna przechodzą wszystkie odcienie czerwieni.
- Lubię tego gościa – zaśmiał się Zabini, nie mogąc się nacieszyć wkurwem przyjaciela.
- Coś jeszcze? – zapytał Draco, zaciskając zęby tak wyraźnie że aż mu się zmarszczki zrobiły na twarzy.
- Tak. Generalnie chciałem się zapytać czy znacie jakiś czarnowłosych czubów.
- Co ty pierdolisz – jęknął blondyn, teatralnym gestem załamując ręce.
- Kurwa gówno. Hope napadł jakiś psychol, dzisiaj w klubie.
- W jakim klubie?! Jaki psychol?! I co ona tam w ogóle robiła?! I gdzie ty byłeś, zaliczałeś jakąś szmatę na boku?! – wrzeszczał nagle wściekły Draco.
- Byłem z nią kurwa! Jeśli sądzisz że zostawiłbym ją tam samą, to się kurwa grubo mylisz. Zostawiła mnie bo się obraziła, jasne?!
- O co się obraziła?! Co jej zrobiłeś! – syknął mój kuzyn z rządzą mordu na twarzy.
- Nic jej nie zrobiłem, więc z łaski swojej się uspokój. Dowiedziała się że miałem byłą i tyle! Ja jej chyba nie robię afer o to że chodziła z Zabinim!
- TY nie jesteś jej chłopakiem !! – wydarł się Draco.
- Ty z tego co wiem też nie – prychnąłem – A teraz jeśli pozwolisz, chciałbym się dowiedzieć czy znacie potencjalnego dupka który mógłby zrobić coś takiego.
Mój kuzyn posłusznie umilkł i wbił spojrzenie w Blaise’a.
- Nott? – bardziej zapytał czarnoskórego niż stwierdził cokolwiek.
- Nie ma opcji – Blaise pokręcił tylko głową – Zadbałem o to.
- A ten jej przychlaśnięty kuzyn? Smrotter? – wtrąciłem, przypominając sobie że Hope również ma kuzyna.
- Potter… Cóż… To całkiem możliwe, ale gdyby dyr się dowiedział to byłby skończony… - mruknął Zabini.
- Ktoś jeszcze?
- Czekaj… Nie kojarzę żeby ktoś ze szkoły był do tego
zdolny… - zastanawiał się mój kuzyn. - Zapraszam – uśmiechnął się, podając mi ramię. Zadrżałam z zimna i z przykrością stwierdziłam że pada śnieg.
- Byłam tu już kiedyś – zauważyłam, patrząc na neonowy szyld.
- Nie sądzę – prychnął – To miejsce dla VIP’ów, stałych bywalców.
Zignorowałam jego brak wiary w moje imprezowe możliwości i skupiłam się na otoczeniu. Mogłabym przysiąc że znam to miejsce, tych ochroniarzy przy wejściu, tą okolicę.
- Conor! – zawołał łysy dres spod wejścia – Stary, ile czasu cię tu nie widziałem!
- Siema młody! – Conor widocznie ucieszył się na widok „znajomego”. – Wiesz, miałem sporo na głowie.
- No właśnie widzę że nie próżnowałeś – roześmiał się dresiarz, zerkając na mnie – A co z Alyss?
- Jaką Alyss? – wtrąciłam nieco ostrzejszym tonem niż planowałam. Rumieńce i zakłopotanie na twarzy Malfoya mówiły same za siebie.
- Ekhm.. Taka znajoma.. – wymamrotał, posyłając mordercze spojrzenie do kumpla. – Chodź, wejdziemy, zimno ci pewnie…
- Już mniej. Naprawdę, z chęcią porozmawiam jeszcze z twoim kolegą – zaoponowałam, spoglądając to na jednego to na drugiego.
- Jestem Tom, ale dla ciebie mała, mogę być kimkolwiek zechcesz – starałam się nie skrzywić widząc jego obleśną łapę lądującą na moim ramieniu.
- Miło z twojej strony – uśmiechnęłam się i objęłam Toma w pasie. – No, Tom, może opowiesz mi coś o tej ALYSS?
- Dobra, zrozumiałem – warknął Conor, wyglądając jakby zaraz miał zamordować swojego kolegę – Rozstaliśmy się kilka miesięcy temu, nie widziałem jej od tamtej pory.
- Ale przecież miesiąc temu… - wtrącił Tom ale natychmiast umilkł, widząc lodowate spojrzenie Conora. Tak, ta mimika twarzy jest chyba u Malfoy’ów dziedziczna.
- Ja się będę żegnał – Tom puścił mnie natychmiast i cofnął kilka kroków. – Szczęśliwego Nowego Roku i tak dalej… - wymamrotał i szybko się oddalił.
- Ciekawie się zapowiada – powiedziałam i nie zwracając uwagi na błagalne spojrzenie Conora weszłam do środka.
Muzyka była nie do przekrzyczenia, nie słyszałam nawet własnych myśli, cała podłoga drżała od basów.
Teraz już miałam pewność, że znam tę salę, tylko nie potrafię sobie przypomnieć skąd.
Skierowałam się do baru, gdzie tworzył się mały tłumek.
- Nowa? – usłyszałam wyraźny głos jakiegoś mężczyzny, mimo że nikt tu się nie odzywał. No tak. Przecież to magiczny klub.
- Tak. Kim jesteś? – zapytałam, rozglądając się na boki.
- Nie ważne. Tu nikogo nie obchodzi kim jesteś ani co tu robisz. Weź drinka – dopiero teraz się zorientowałam że barman trzyma kieliszek wyciągnięty w moją stronę. Szybko go od niego wzięłam i upiłam łyka. Niby zwykła wódka z colą, ale miała mocniejszy smak niż jakikolwiek alkohol jaki do tej pory miałam okazję spróbować.
- Na mój koszt – głos ponownie rozbrzmiał w mojej głowie.
- Dzięki. Chcesz zatańczyć? – zapytałam, zanim zdążyłam lepiej przemyśleć tą propozycję.
- Jasne. Odwróć się. – z lekkim wahaniem spełniłam jego prośbę. – A teraz spójrz w lewo.
Wtedy go zauważyłam. Wysoki, dobrze zbudowany z czarnymi zmierzwionymi włosami. Chłopak uśmiechał się szeroko i właśnie ruszył w moim kierunku.
- Hope? Gdzie jesteś? Nie mogę cię znaleźć – usłyszałam głos Conora, przez który zakręciło mi się w głowie.
- Może lepiej zastanów się gdzie Alyss? – warknęłam, starając się zamknąć umysł tak żeby żadne myśli z zewnątrz nie mogły się do niego dostać.
- Ty jesteś zazdrosna! – prychnął rozbawiony – Idę do ciebie, słonko.
- Nie słonkuj mi tu! I wcale nie jestem zazdrosna – obruszyłam się i w tej samej chwili poczułam jak ktoś mną potrząsa.
- Chodź, zatańczymy – powiedział swobodnym tonem brunet i pociągnął mnie na środek parkietu.
Muzyka była głośna, ale aż porywała do tańca, hipnotyzowała do tego stopnia że ciało samo tańczyło.
- Kto to jest? Co to za fagas! Hope! – zupełnie zignorowałam chłopaka, w pełni pochłaniając się w tańcu. Tak, chciałam mu zrobić na złość.
Lekko zadrżałam gdy ciepłe dłonie mojego partnera przyciągnęły mnie do niego i spoczęły na moich biodrach. Dopasowaliśmy się do wspólnego rytmu i nawet nie przeszkadzała mi świadomość że brunet zjeżdża swoimi rękoma na moją pupę.
- Twoja sprawa. Tylko żebyś potem nie żałowała. – usłyszałam głos… czyjś, na pewno męski ale nie pamiętam czyj, po czym zupełnie odpłynęłam. Wszystko zaczęło mieć wyraźniejsze barwy, niemal neonowe, cała sala wirowała mi przed oczyma w zawrotnym tempie i zdawało mi się że tylko ja i chłopak za mną stoimy w miejscu.
Nagle brunet obrócił mnie przodem do siebie i zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować poczułam jego usta na swojej szyi. Moje dłonie instynktownie go objęły, zmniejszając odległość między nami.
- Może wyjdziemy? - zaproponował, unosząc mnie do góry.
- Tak – mruknęłam tylko i oplotłam go nogami w pasie. Sala nagle zamieniła się w jakiś okropny pokój mieniący się tysiącem świateł. Przymknęłam oczy czując jak nagle zapadam się w puchową pościel a brunet przywiera do mnie swoim ciałem, a jego wargi odnalazły moje, wpijając się w nie z dziwną namiętnością którą natychmiast mu odpowiedziałam.
- Poczekaj chwilę, królewno. Zaraz wrócę, a ty się napij – uśmiechnął się i wskazał głową na butelkę wody stojącą na szafce nocnej. Nagle poczułam się bardzo spragniona, czułam się jakbym miała istną Saharę w ustach. Powoli się podniosłam i natychmiast chwyciłam butelkę, wypijając ją jednym tchem.
Zanim się zorientowałam co się dzieje, butelka wypadła mi z ręki a ja bezwładnie opadłam na łóżko, całe ciało zaczęło mi strasznie ciążyć, zupełnie jakby było z betonu. Nie miałam siły nawet drgnąć czy mrugnąć.
- Lepiej? – brunet nagle zjawił się tuż obok mnie, z tą różnicą że eleganckie czarne spodnie i aksamitną koszulę zamienił na stary dres. Nie odpowiedziałam, zdawało mi się że nawet nie wiem jak.
- Nie jest ci za gorąco? Chodź, zdejmiemy z ciebie te grube szmaty – zaproponował i nie czekając na moją odpowiedź uniósł mnie trochę do góry i zsunął mi z ramion bluzę.
Nagle usłyszałam huk, ciężar ciała chłopaka nagle zniknął. Nie mogłam nawet zobaczyć co się dzieje, moje oczy były utkwione w jednym miejscu, a powieki nagle zaczęły mi opadać.
Słyszałam jakieś dźwięki, docierające do mnie jak przez mgłę, nie rozróżniałam żadnego głosu czy brzmienia, po prostu zapadałam się w sobie.
Gdy wszystko zaczęło się oddalać, zobaczyłam nad sobą czyjąś twarz, zastygłą w strachu i łzach.
- Myśl! Myśl! – usłyszałam, gdy ogarnęła mnie zupełna ciemność. O co temu komuś chodziło? Chciałam spać, cen wydawał się teraz dobrym wyjściem, dość już świateł i kolorów, jestem zmęczona…
- Hope skup się! Zaraz zdejmę z ciebie urok, ale musisz się skupić!
Zignorowałam głos który wydawał mi się dziwnie znajomy i zaczęłam odpływać, zupełnie jakby moja dusza opuszczała ciało, czułam się wolna i wyzwolona jak nigdy wcześniej.
Ten stan nie trwał długo, gdy ostro mną szarpnęło. Gwałtownie otworzyłam oczy, siadając w miejscu i łapiąc duże hausty powietrza. Nie mogłam uspokoić oddechu, gdy ktoś zaczął mną potrząsać.
- Hope! Ziemia! – zawołał chłopak, siedzący przede mną. Spojrzałam na niego nieprzytomnie, z początku jego twarz wydawała mi się znajoma, ciepła…
- Conor – jęknęłam i rzuciłam się na niego – Boże tak cię przepraszam – zapłakałam, zdając sobie sprawę że płaczę i cała się trzęsę ze strachu.
- Nie przepraszaj słońce. Nie twoja wina że ten skurwiel cię otruł. – chłopak zamknął mnie w szczelnym uścisku i zaczął mną delikatnie kołysać.
- Ja nie chciałam… - bąknęłam, uczepiając się go najmocniej jak potrafiłam. Ciepło bijące od niego dawało poczucie bezpieczeństwa którego teraz tak bardzo potrzebowałam.
- Wiem. Już wszystko w porządku, jestem przy tobie – wyszeptał do mojego ucha.
- Dziękuję – spojrzałam na niego. Był upiornie blady i miał delikatnie zaczerwienione oczy. Również drżał.
- Bałem się o ciebie. Jak zniknęłaś, myślałem że zwariuję – powiedział, siląc się na uśmiech.
- Przepraszam – wymamrotałam, spuszczając wzrok.
- Wracamy do domu, czy chcesz zostać? – zapytał, pomagając mi wstać.
- Może wrócimy?
- Cokolwiek zechcesz – uśmiechnął się i złapał mnie w pasie. Powietrze wokół nas zadrżało i w następnej sekundzie staliśmy już w salonie.
- A co z twoim samochodem? – zapytałam, przypominając sobie że jego
- Nic mu nie będzie, jest ubezpieczony. Jak ktoś go ukradnie to jeszcze mu podziękuję – machnął lekceważąco ręką i podszedł do lodówki.
- Wina? – zaproponował, wyciągając butelkę słodkiego, czerwonego wina.
- Ale tylko trochę – zgodziłam się, siadając na kanapie i zrzucając z nóg niewygodne buty.
Gdy Conor usiadł obok mnie i podał mi kieliszek napełniony tylko do połowy, włączyłam telewizor.
- Nie jesteś zmęczona? – zapytał, wskazując na zegarek. Minęła 1 w nocy.
- Nie bardzo. A ty?
- Też nie. To co, obejrzymy jakiś film? – zasugerował, zabierając mi pilota.
- Jasne. – upiłam mały łyk zimnego alkoholu – Może jakąś komedię?
- Mówisz masz. Trzy czarownice i pogrzeb? A może „Moja wiedźma wychodzi za mąż”?
- To drugie – zdecydowałam i oparłam głowę na ramieniu Conora.
*Conor*
W połowie filmu zorientowałem się że Hope śpi jak zabita. Uśmiechnąłem się widząc uśmiech błąkający się jej po twarzy i delikatnie ją podniosłem. Dziewczyna przekręciła się w moich ramionach ale spała dalej więc ostrożnie zaniosłem ją do jej sypialni i ułożyłem pod kołdrą.
Gdy upewniłem się że wciąż smacznie sobie śpi, wymknąłem się z pokoju i zacząłem nakładać ochronne zaklęcia na jej pokój i cały dom, tak aby nikt nie mógł tu wejść, choćby próbował czołgiem sforsować drzwi.
Wyszedłem z domu i po raz ostatni sprawdziłem wszystkie zabezpieczenia – wszystko jest tak jak powinno.
Ulice świeciły pustkami, tylko gdzieniegdzie pod ścianą siedział jakiś pijany bezdomny. Swoją drogą to ciekawe że tacy ludzie na jedzenie nie mają nigdy, a na wódkę zawsze coś się znajdzie…
Rozejrzałem się i wszedłem w boczną alejkę, skąd teleportowałem się prosto pod willę mojego kuzynka. Wolałem teleportować się jakiś kawałek od domu, żeby nikt nie nabrał jakiś podejrzeń.
- Panicz Conor – zapiszczał skrzat otwierając mi drzwi zanim jeszcze zdążyłem zapukać.
- Jest mój przygłupi kuzyn? – zapytałem, wchodząc do hallu.
- Dobry Pan Malfoy jest w pokoju na górze, u Panicza Blaise’a. – zapiszczało ponownie stworzenie i zniknęło. Z jakiegoś nieznanego mi powodu wszystkie skrzaty należące do mojej ciotki nazywały Dracona „Dobrym Panem”, co według mnie było absolutnie irracjonalne.
Mój kuzyn faktycznie siedział u swojego czarnoskórego kumpla, ich dzikie wrzaski słychać było już na początku korytarza. Ciekaw jestem co oni tam wyprawiają…
Stanąłem pod drzwiami do pokoju i zapukałem.
- Czego tu? – warknął mój kuzyn, plując przy tym na wszystko dookoła.
- Również się cieszę że cię widzę – rzuciłem i minąłem go w drzwiach.
- Od kiedy ty umiesz pukać? – zapytał zdziwiony Zabini, robiąc mi miejsce na skórzanej sofie.
- Mnie, w przeciwieństwie do tego tu debila – wskazałem palcem na oplutego blondyna – nauczono kultury osobistej i nie wpierdalam się komuś do pokoju jak jakiś dzikus.
- Po co żeś tu przylazł? – zapytał nieco spokojniejszym tonem Draco, stając pod ścianą naprzeciwko mnie.
- Porozmawiać. Życzyć ci udanego Sylwestra. Popatrzeć jak zapluwasz sobie podłogę – wymieniałem, uważnie przyglądając się jak przez twarz mojego kuzyna przechodzą wszystkie odcienie czerwieni.
- Lubię tego gościa – zaśmiał się Zabini, nie mogąc się nacieszyć wkurwem przyjaciela.
- Coś jeszcze? – zapytał Draco, zaciskając zęby tak wyraźnie że aż mu się zmarszczki zrobiły na twarzy.
- Tak. Generalnie chciałem się zapytać czy znacie jakiś czarnowłosych czubów.
- Co ty pierdolisz – jęknął blondyn, teatralnym gestem załamując ręce.
- Kurwa gówno. Hope napadł jakiś psychol, dzisiaj w klubie.
- W jakim klubie?! Jaki psychol?! I co ona tam w ogóle robiła?! I gdzie ty byłeś, zaliczałeś jakąś szmatę na boku?! – wrzeszczał nagle wściekły Draco.
- Byłem z nią kurwa! Jeśli sądzisz że zostawiłbym ją tam samą, to się kurwa grubo mylisz. Zostawiła mnie bo się obraziła, jasne?!
- O co się obraziła?! Co jej zrobiłeś! – syknął mój kuzyn z rządzą mordu na twarzy.
- Nic jej nie zrobiłem, więc z łaski swojej się uspokój. Dowiedziała się że miałem byłą i tyle! Ja jej chyba nie robię afer o to że chodziła z Zabinim!
- TY nie jesteś jej chłopakiem !! – wydarł się Draco.
- Ty z tego co wiem też nie – prychnąłem – A teraz jeśli pozwolisz, chciałbym się dowiedzieć czy znacie potencjalnego dupka który mógłby zrobić coś takiego.
Mój kuzyn posłusznie umilkł i wbił spojrzenie w Blaise’a.
- Nott? – bardziej zapytał czarnoskórego niż stwierdził cokolwiek.
- Nie ma opcji – Blaise pokręcił tylko głową – Zadbałem o to.
- A ten jej przychlaśnięty kuzyn? Smrotter? – wtrąciłem, przypominając sobie że Hope również ma kuzyna.
- Potter… Cóż… To całkiem możliwe, ale gdyby dyr się dowiedział to byłby skończony… - mruknął Zabini.
- Ktoś jeszcze?
- Jeżeli coś wam wpadnie do głowy to mnie powiadomcie. Nie zdążyłem zabić tamtego skurwiela więc chcę to naprawić – rzuciłem lekkim tonem i ruszyłem w kierunku drzwi.
- Conor! – zawołał za mną mój kuzyn. Przystanąłem i odwróciłem się przez ramię.
- Co robisz w Sylwestra?
- Idę z Hope na imprezę. – odparłem nieco milszym tonem.
- Ja… Myślałem że może wpadlibyście tutaj?
- Rozważymy to. – mruknąłem i zniknąłem za drzwiami.
- Jesteś cholernie zazdrosny, prawda? – usłyszałem głos Blaise’a, nieco przytłumiony ale wciąż wyraźny.
- Niby czemu? – warknął mój kuzyn.
- Bo w nocy wciąż mamroczesz jej imię.
Powoli odszedłem od drzwi, przetrawiając wszystko czego się dowiedziałem. Cóż… Już dawno się domyśliłem że Draco zakochał się w Hope... Wcześniej nie był takim paranoicznym dupkiem. W sumie był spoko, jak razem piliśmy w klubie…
Ale Hope sama wybierze. Obaj mamy równe szanse, z tym że mój kuzyn do końca zwariuje jeżeli dostanie kosza…
*Hope*
Gdy otworzyłam oczy, zegarek wskazywał 13:20, a mimo to wciąż byłam zmęczona i najchętniej nie wychodziłabym z łóżka.
Powoli zwlekłam się z łóżka, przeglądając się przy okazji w lustrze. Przez rozmazany makijaż wyglądałam jak rozczochrana panda.
- Conor? – zawołałam sennie, wychodząc z pokoju.
- Jestem królewno – z łazienki naprzeciwko mojego pokoju wyszedł Conor ubrany w same dresy – Wyspana?
- Nie bardzo.. – mruknęłam, przecierając dłonią twarz.
- Po takiej nocy wcale ci się nie dziwię. – uśmiechnął się i wskazał na kuchnię. – Śniadanie czeka.
- A może tak poranny papieros? – zaproponowałam z nadzieję w głosie.
- Przyznaj się że ci się skończyły – roześmiał się.
- Obiecałeś że mi jeszcze takie zrobisz!
- Wiem, pamiętam o tym. W końcu nie dałem ci porządnego prezentu na gwiazdkę.. – mówiąc to zniknął na końcu korytarza.
- Jak to? – zawołałam za nim – A lustro?
- Jakie lustro? – odkrzyknął mi z drugiego końca mieszkania.
Zaraz.
Jeżeli lustra nie przysłał Conor… to kto?
- Nie ważne – odparłam i usiadłam na kanapie.
- Zamknij oczy – polecił, czając się za ścianą. Natychmiast je zamknęłam. – Wystaw dłonie.
Po kilku sekundach w moich rękach spoczęła średniej wielkości paczka owinięta w srebrno-zielony papier z ogromną kokardą na górze.
- Wiesz że nie musiałeś? Naszyjnik jest naprawdę piękny i serio to…
- Otwórz i nie marudź – jęknął chłopak – Jaka dziewczyna nie lubi prezentów ja się pytam?!
Uśmiechnęłam się pod nosem i ostrożnie zdjęłam papier okrywający srebrne pudełko.
- Mam się bać? – zapytałam, delikatnie łapiąc za pokrywę.
- Sama oceń – prychnął i spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem.
Powoli uniosłam wieczko. W środku, na aksamitnej zielonej poduszce leżał… papieros.
Wyglądał jak normalny papieros, oprócz tego że był inkrustowany złotym wzorem, takim samym jak na zapalniczce.
- To nie jest zwykły papieros. – wyjaśnił Conor, podnosząc prezent do góry – Nigdy się nie wypali. Intensywność mocy zależy od twoich potrzeb, typ tytoniu również. Możesz palić zwykłą nikotynę, marihuanę albo cokolwiek sobie zamarzysz.
- Sam to zrobiłeś? – zapytałam, przypominając sobie ostatnie wynalazki Conora.
- Trochę mi to zajęło, ale tak. – uśmiechnął się. – Podoba się?
- Bardzo – uśmiechnęłam się i objęłam go za szyję – Też mam dla ciebie prezent.
- Jaki? – zapytał, obejmując mnie w pasie. Bezceremonialnie wpakowałam mu się na kolana, na co tylko się zaśmiał.
- Wieczorem się dowiesz. Miałam ci dać go wcześniej, ale skoro dziś sylwester…
- Ja dałem ci teraz, to nie fer! – grymasił niezadowolony.
- Nie marudź – zachichotałam, układając głowę w zagłębieniu jego szyi.
- Cokolwiek zechcesz – mruknął, gładząc mnie po włosach. – Draco zaprosił nas na Sylwestra.
- Jak to? – zapytałam, marszcząc brwi. – Kiedy z nim rozmawiałeś?
- Przysłał list. Chcesz iść?
- Ja… Nie wiem… - odpowiedziałam nieco zdezorientowana. Jeżeli pójdziemy, nieco pokrzyżuje mi to plany..
- Myślę że możemy iść. W końcu to twój przyjaciel a mój kuzyn, prawda?
- Od kiedy ty jesteś taki za nim, hmm? – zapytałam, dźgając go w pierś.
- Nie wiem. Wiesz, świąteczne cuda, te sprawy – uśmiechnął się i puścił mi oczko.
- Głupek – zachichotałam i oparłam się o niego ponownie.
- Cały dzień tak przesiedzimy? – zapytał po kilku minutach.
- A co, źle ci? – prychnęłam, zerkając na niego .
- Na Merlina, skąd! Po prostu pomyślałem że może znowu wybierzemy się do Harrods’a.
- Obawiam się że ochrona dostałaby zawału – roześmiałam się na samo wspomnienie naszej małej wycieczki po Londynie.
- Oj tam, bez przesady. Poza tym, na Salazara, która dziewczyna nie chce iść do centrum handlowego?!
- Ja – roześmiałam się – Ale w sumie, jeżeli idę z tobą, to czemu nie. Daj mi chwilę – zawołałam i w mgnieniu oka zerwałam mu się z kolan.
- Dam ci tyle ile będziesz chciała – uśmiechnął się uroczo a ja ze wszystkich sił starałam się nie wyszczerzyć jak idiotka.
W biegu wpadłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic, po czym umyłam zęby i zaczęłam rozczesywać włosy, co wcale nie było takie proste jak mogłoby się wydawać.
Gdy wyglądałam w miarę przyzwoicie, założyłam szlafrok i podeszłam do ogromnej szafy z której Conor kazał mi korzystać. Jego mama miała figurę bardzo podobną do mojej więc dużo rzeczy na mnie pasowało. Większość rzeczy zostawiłam u Malfoya w domu.
Gdy ubranie miałam już na sobie, ponownie weszłam do łazienki i zaczęłam się malować. Zrobiłam sobie cienkie kreski, delikatnie wytuszowałam rzęsy i użyłam szarego cienia do powiek żeby podkreślić kolor oczu. Zamiast czerwonej szminki użyłam brzoskwiniowego błyszczyku i jasnego pudru. Czas miałam całkiem niezły, wyszykowanie się zajęło mi tylko 37 minut.
- To dokąd idziemy? – zapytałam, wychodząc z pokoju. Conor miał na sobie ciemne jeansy i czarną bluzę z nadrukiem jakiejś drużyny sportowej.
- Może do muzeum? Słyszałem że w muzeum figur woskowych jest teraz fajna wystawa. Tym razem użyjemy kominka podłączonego do muzeum, no chyba że wolisz komunikacją miejską.
- Zdecydowanie kominek. – odparłam.
Conor pokiwał głową na znak zgody i złapał mnie za rękę, po czym zgarnął szczyptę proszku z pojemniczka i rzucił do kominka.
- Muzeum Figur Woskowych, Londyn. - powiedział i wkroczyliśmy w płomienie. Poczułam tak dobrze już znane szarpnięcie w okolicach brzucha i zobaczyłam tunel wirujący dookoła nas. Każda jaśniejsza plamka to jedno wejście do kominka z którego ktoś właśnie korzysta.
Nasze wyjście do muzeum wyglądało następująco - weszliśmy, zaczęliśmy zwiedzać po czym Conor połapał się że jest tu wystawa o jakimś boysbandzie dla nastolatek, więc za wszelką cenę musieliśmy tam iść. Gdy mój szanowny kolega już dopchał się do figur, zaczął wrzeszczeć i piszczeć, po czym przeskoczył przez czerwone linki odgradzające zwiedzających od eksponatów i zaczął obściskiwać każdą figurę po kolei. Gdy interweniowała ochrona, ten za nic nie chciał puścić rzeźby którą trzymał i koniec końców prawa ręka niejakiego Nialla Horana już nigdy nie wróci na swoje miejsce. Kiedy ludzie zorientowali się że Conor jakimś cudem oderwał rękę od tego biedaka, cała horda dziewczyn się na niego rzuciła zupełnie jakby miały ochotę rozedrzeć go na strzępy, i koniec końców ochrona zamiast nas wyrzucić na zbity pysk, pomagała nam bezpiecznie wyjść.
Potem skoczyliśmy na miasto coś zjeść ( tak, Conor stwierdził że najbardziej luksusowa knajpa jaką zna to Nando's ) i o dziwo tam nikt ręki nie stracił.
Wróciliśmy do domu ok. 19, więc miałam jakąś godzinę na przebranie się w coś bardziej "sylwestrowego".
Conor również postanowił ubrać się bardziej odświętnie. Zajrzałam do niego gdy właśnie szukał koszuli.
Po przekopaniu całej szafy, w końcu byłam gotowa. Z włosów zrobiłam delikatne fale i spięłam je na prawy bok, tak że z lewej strony zostało tylko kilka kosmyków.
- Gotowa? - zapytał Conor, najwyraźniej koczując u mnie pod drzwiami. Rzuciłam ostatnie spojrzenie w stronę lustra i stwierdziłam że nic już nie poprawię.
- Tak - zawołałam i drzwi od pokoju się otworzyły.
- Wow... - jęknął na mój widok.
- Ty też... wow - wydusiłam z siebie, całkowicie oniemiała na jego widok. Miał na sobie kremową koszulę i marynarkę, do tego bezwładnie przewieszony krawat. Po raz pierwszy i chyba ostatni widziałam go w pantoflach i spodniach od garnituru.
- Wyglądasz absolutnie przepięknie - powiedział, podchodząc do mnie.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się i poczułam że się rumienię.
- Idziemy? - zapytał w końcu chłopak, obejmując mnie.
- A może zostaniemy w domu? Sami - uśmiechnęłam się do niego w najbardziej uwodzicielski sposób na jaki potrafiłam się zdobyć.
- Obiecałem mu że będziemy - mruknął bez przekonania. Zaśmiałam się cicho i chwyciłam jego krawat i szybko go zawiązałam.
Tym razem to ja teleportowałam nas do domu Draco. Impreza już trwała w najlepsze, mimo że było dopiero po 20.
- Hope ! - pisnęła na mój widok Pansy i rzuciła mi się na szyję. Objęłam przyjaciółkę, miałam nadzieję że Blaise też gdzieś tu jest.
- Cudna kiecka - powiedziała z uznaniem, dokładnie przyglądając się mojej kreacji.
- Twoja też - przyznałam, widząc jej suknię.
- Gdzie Blaise i Draco? - zapytałam, próbując przekrzyczeć hałas.
- Przy barze. Blaise robi za barmana i całkiem nieźle mu idzie - prychnęła Pans i wskazała na drugi koniec zatłoczonego salonu.
- Chcesz coś do picia? - zapytał Conor odsuwając się kawałek.
- Poproszę. - rzuciłam i ruszyłam z Pansy do tańca.
We dwie przetańczyłyśmy bite dwie godziny, w międzyczasie dołączył do nas Draco z którym Conor jak widać zakopał topór wojenny. Blaise natomiast spełniał się w roli barmana, szykując dla nas coraz dziwniejsze drinki.
- Zaraz północ! - wrzasnął ktoś z tłumu i wszyscy jak na zawołanie spojrzeli na ogromny zegar ścienny wiszący nad wyjściem do ogrodu.
Zostało ledwie kilka minut, wszyscy zaczęli wychodzić do ogrodu. Chłopaki przygotowali pokaz magicznych fajerwerków który każdy chciał zobaczyć.
Nagle zdałam sobie sprawę że nie widzę nigdzie Pansy i Blaise'a który w końcu zostawił na chwilę bar.
Zamiast nich zauważyłam idącego w moją stronę Conora. Momentalnie się rozpromieniłam i ruszyłam w jego kierunku.
- Zaraz Nowy Rok - uśmiechnął się, obejmując mnie ramieniem.
- Szybko zleciało - przyznałam - Widziałeś Pans?
- Tak. Jest dość zajęta - roześmiał się i wskazał za fontannę. Spojrzałam w tamtą stronę i po prostu mnie zamurowało. Ogarnęła mnie fala tak wielkiej radości że wybuchnęłam szczerym śmiechem, szczęśliwa że Pansy... No właśnie, Pansy! Pansy całowała się z Blaisem! Wydawali się tak pochłonięci sobą, że nawet bomba atomowa by ich nie rozdzieliła.
- 10! - ktoś zaczął odliczanie. Spojrzałam na Conora który utkwił we mnie spojrzenie.
- Chcę pożegnać ten rok z tobą - powiedziałam, czując że serce wali mi jak oszalałe.
-...7!...
- Nie wyobrażam sobie że Nowy Rok mógłby się zacząć bez ciebie - odparł, przytulając mnie.
Patrzyłam mu w oczy, denerwując się bardziej niż kiedykolwiek, cała się trzęsłam i nie potrafiłam opanować oddechu.
- ..3!..
Wiedziałam co chcę zrobić, wiedziałam że to dobra decyzja, że tylko z nim czuję się w ten sposób.
-...2!..
Conor patrzył mi w oczy jakby to była ostatnia rzecz jaką miałby zobaczyć, widziałam miłość wymalowaną na jego twarzy.
-...1!...
Odetchnęłam jakby z ulgą i w chwili gdy fajerwerki wystrzeliły w górę, złączyłam nasze usta w ostatnim pocałunku ubiegłego roku, i pierwszym nadchodzącego.
Jestem naprawdę zadowolona z tego rozdziału, jest dokładnie taki jak chciałam :)
Jeżeli wam również się podoba - komentujcie, to naprawdę ważne, bynajmniej dla mnie :P
Czasem mam wrażenie że już nie mam dla kogo pisać, przyznam wam się. Wyświetleń na blogu przybywa po 100 na rozdział a potem jest ich zaledwie kilka dziennie, komentarzy też kiedyś było jakby więcej... Może mi się tylko wydaje, albo dramatyzuję...
No już nie gadam więcej :> Jak po egzaminach? Mi poszło chyba dość dobrze ^^
Dedykacja : Dla mildredred, Panny Malfoy oraz M.
Widzieliście już Chapter 3? Jeżeli nie to tam również zapraszam :D
No i nie wiem czy widzieliście już "Projekt Hogwart" ! Jest to blog założony po to żeby połączyć wszystkie blogi o HP jakie są w blogosferze, nie tylko Dramione :) Jeżeli chcecie dołączyć, zapraszam :)
Kocham was xx
Doceniam = Komentuję