Dedykacja dla mojej kochanej Gabe, Panny Malfoy i Lav. :>
Oto link do strony na fb :D I już nie męczcie o mojego fb ;) https://www.facebook.com/pages/Hope-Florence/567326783321938
~*~
*Hope*
- i tak to się właśnie skończy - rzucił Malfoy.
Podniosłam na niego umęczone spojrzenie.
- Nienawidzę cie - wychrypiałam, czując jak gardło pali mnie żywym ogniem.
- Ojej, naprawdę? - zapytał, robiąc smutną minę. - W takim razie, tego nie będziesz chciała. - westchnął i podniósł stojącą obok niego butelkę wody.
Odkręcił ją i powoli wylał na podłogę .
- Ojej. Wypadek. - mruknął i rzucił mi pustą butelkę. Następnie podszedł do mnie i się pochylił.
- I co teraz powiesz? - warknął. Uniosłam głowę i splunęłam mu w twarz. Chłopak starł ślinę niedbałym gestem i uniósł moją głowę do góry.
- To poważny błąd. - syknął.
Szybkim ruchem wyciągnął różdżkę.
- Crucio - warknął.
*Harry*
W pomieszczeniu rozbrzmiał przeraźliwy krzyk Hope, dziewczyna wiła się konwulsyjnie po podłodze.
- 20 minut powinno nauczyć cię posłuszeństwa. - stwierdziłem i machnąłem ponownie różdżką.
Wyszedłem z chaty, czując jak zaczynam się zmieniać. Już po paru sekundach przybrałem swoją naturalną postać i skierowałem się do zamku. Jeszcze przez chwilę słyszałem krzyk Hope, potem wyłoniłem się z lasu.
Wszedłem do zamku i poczułem jak ktoś pchnął mnie na ścianę.
- Malfoy - warknąłem . Tleniony kretyn mierzył mnie wściekłym spojrzeniem.
- Gdzie ona jest. - zapytał lodowatym tonem.
- Gdzie jest kto? - zrobiłem niewinną minę.
- Nie udawaj debila którym jesteś. Gdzie jest Hope - Malfoy uderzył mną o ścianę.
- Radzę ci zabrać te łapy. Dotknij mnie jeszcze raz a gwarantuję ci że zamkną cię w Azkabanie. Dyrektor tego dopilnuje. Nic na mnie nie masz, przykro mi blondasku. - uśmiechnąłem się złośliwie.
- Ty kanalio! - wrzasnął, i mocniej trzasnął mną o ścianę. - Gdzie ona jest !
- Poszukaj jej sobie, śmieciu. Nawet jeżeli ją znajdziesz... - nie zdążyłem dokończyć, gdy pięść Malfoya wymierzyła prawy sierpowy. Uśmiechnąłem się, czując jak strużka krwi ścieka mi z nosa.
- Pożałujesz tego. A raczej, ona pożałuje że to zrobiłeś. - syknąłem i wyrwałem się blondynowi sięgającemu po różdżkę. Wiedziałem że w tej chwili nie zawahałby się mnie zabić.
Momentalnie teleportowałem się do pokoju wspólnego Gryffindoru.
Ron i Hermiona podbiegli do mnie przerażeni.
- Co ci się stało - zapytali niemal jednocześnie.
- Potknąłem się - uśmiechnąłem się.
- Ty niezdaro - mruknęła Granger i odeszła. To było dziwne, nigdy nie zostawiała Rona samego.
- Co jej? - zapytałem, uważnie przyglądając się Ronowi.
- Ja tam nic nie wiem - rzucił, napychając sobie usta ciastkiem.
Idiota, pomyślałem.
- Mionuś, co się stało. - zapytałem, podchodząc do dziewczyny. Granger spojrzała na mnie wilkiem.
- Nic co musiałbyś wiedzieć Harry. A teraz żegnam - powiedziała i zabrała książkę którą akurat czytała. Nawet nie oglądając się za siebie poszła do pokoju.
Hmm... to dziwne.
Wziąłem ze stolika szklankę wódki i usiadłem na kanapie.
Minęły już 4 dni. Hope czuje się całkiem nieźle, jeszcze nie traci przytomności. Co gdyby przedłużyć jej wakacje? A co... Zaraz.
W głowie zaświtała mi genialna myśl. Ona nie ma się mnie bać. Ona ma się mnie bać i mnie nienawidzić. A jak ją dobrze znam, może zacząć coś kombinować.
Więc gdyby Malfoy ją znalazł, ona pomyślałaby że znów przyszedł na małą sesyjkę z nią sam na sam. I wtedy... Mogła by zechcieć mu uciec.
Nie zawahałaby się użyć siły.
Mógłbym się pozbyć tego tlenionego kretyna, nawet nie brudząc sobie rąk...
To był genialny plan, jednak nie zgadzał się z moją pierwotną ideą. On ma cierpieć. Ma umierać z bólu, powoli, widząc jak jego słodka, mała Hope wariuje ze strachu przed nim.
O tak.
Upiłem łyk wódki, czując jak płyn rozgrzewa mnie od środka.
Chyba odwiedzę tej nocy moją kuzyneczkę.
*Hope*
Draco stał nade mną z szyderczym uśmiechem.
- Miłej nocy skarbie - powiedział, zapinając koszulę i wychodząc z chaty.
Resztką sił podniosłam się z podłogi. Spojrzałam nieprzytomnie na posłanie. Nigdy nie czułam się bardziej upokorzona, jak.. jak śmieć, wrak człowieka. Nawet nie czułam się jak człowiek.
Byłam głodna, było mi przeraźliwie zimno, każda część mojego ciała bolała jak po potrąceniu przez auto. W kilka ran wdało się zakażenie, cuchnęłam.
Równie dobrze mogłabym teraz umrzeć.
Łzy spłynęły po moich policzkach, zostawiając na nich jasne ślady.
Jednak ból ciała, wciąż nie dorównuje temu w sercu, pomyślałam.
Uświadomiłam sobie że, kochałam go. Naprawdę kochałam Draco, a teraz...
Opadłam bezsilnie na ziemię, nie mogąc utrzymać się na rękach. Jedynym co mi teraz pozostało, była myśl, że wytrzymam jeszcze góra dwa dni bez jedzenia i wody. Potem to wszystko się skończy.
Obudziło mnie szturchanie. Powoli otworzyłam powieki, nie czując, nie myśląc. Nie mogłam. Wtedy jedyne co mogłam, to tylko być, pozbawiona możliwości czegokolwiek poza tym.
Zobaczyłam nad sobą twarz dziewczyny. Coś mi mówiło że ją znam, lecz nie mogłam jej rozpoznać.
Widziałam jak porusza ustami, ale nie słyszałam co mówi. Ponownie zamknęłam oczy, uznając że to nic ważnego.
Dziewczyna była jednak uparta. Poczułam coś chłodnego na ustach, zorientowałam się że to jakaś ciecz spływająca po mojej twarzy. Może to trucizna?
- ... oczy - usłyszałam, głos pochodzący jakby z daleka. Nie chciałam żeby ta dziewczyna mnie męczyła, chciałam spać. Natręt jednak nie dawał za wygraną.
Uchyliłam powieki, licząc że w ten sposób zagwarantuje sobie spokój. Zapłakana twarz patrzyła na mnie z przerażeniem, nie mogła zrozumieć o co mi chodzi.
Tym razem jakaś inna siła zmusiła mnie do zamknięcia oczu, mimo że chciałam pokazać szatynce że chcę zasnąć.
Gdzie ja jestem?
Byłam na plaży. To ewidentnie była plaża.
Piękne lazurowe morze rozciągało się aż po horyzont. Czułam na twarzy podmuchy ciepłego wiatru, a piach przyjemnie grzał mi stopy. Podeszłam do wody i zobaczyłam w niej swoje odbicie.
Znów byłam sobą. Miałam piękne puszyste włosy, zadbaną cerę i żadnych zadrapań. Nie mogłam w to uwierzyć.
- Pięknie tu, prawda? - usłyszałam i odwróciłam się. Nie mogłam uwierzyć....
- Babcia - szepnęłam i rzuciłam się jej na szyję.
- Cześć kochanie - powiedziała i mocno mnie objęła. Zaczęłam płakać ze szczęścia, że znów mogę jej dotknąć, powiedzieć jak bardzo ją kocham.
- Ja też cię kocham Hopciu - powiedziała babcia i odsunęła mnie na długość ramienia.
- Posłuchaj mnie uważnie kochanie. - poprosiła i spojrzała na mnie uważnie. - Mam tylko jedną szansę na widzenie z tobą. Uznałam że to jest odpowiedni moment. - mówiła.
- Wiem co się dzieje teraz z tobą na ziemi. Wiem jak bardzo cierpisz. Ale według mnie to jeszcze nie twój czas, kochanie. Musisz zdecydować. Musisz wybrać czy tam wracasz, czy pójdziesz ze mną tam - babcia wskazała coś za moimi plecami.
Dopiero teraz zauważyłam że za nami rozciąga się miasto z białego marmuru. Zauważyłam dzieci biegające po zielonej trawie, tak szczęśliwe że przyjemnie było na to patrzeć.
- Musisz sama zdecydować.
- Muszę wybierać teraz? - zapytałam. Wiedziałam że jeśli postanowię wrócić na ziemię, to nie wiadomo kiedy znów zobaczę babcię.
- Tak kochanie. Przykro mi. - powiedziała i mocno mnie objęła. Wtuliłam się w nią, czując znajomy zapach.
Zdawałam sobie sprawę jak niewiele osób dostaje szansę wyboru.
- Bardzo cię kocham babciu - powiedziałam.
- Wiem kochanie. Pamiętaj że ja zawsze przy tobie będę.
- Wracaj już. Przysięgam że zawsze będę przy tobie.
Przytuliłam się do babci i poczułam że się oddalamy. Babcia stała na brzegu i machała mi na pożegnanie.
Miałam nadzieję że to dobra decyzja.
Może to jednak była zła decyzja. Może należało zostać tam gdzie byłam...
- ... proszę.
Otworzyłam oczy. Nade mną stała Pansy.
- Hope, powiedz coś - płakała - Myślałam że nie żyjesz!
Dziewczyna zanosiła się od płaczu.
- Ja...wody.. - wychrypiałam. Dziewczyna natychmiast podała mi całą butelkę wody, którą wypiłam na raz.
- Zabiorę cię stąd, obiecuję - płakała. Nagle Pansy zamarła. Usłyszałyśmy kroki.
- Uciekaj - szepnęłam, nie mogąc wydobyć z siebie głośniejszego dźwięku.
Pansy zerwała się na równe nogi.
- Zabiorę cię stąd, zabiorę - powtarzała i wybiegła. Położyłam się na podłodze.
Wiedziałam co oznaczają te kroki, nauczyłam się je rozpoznawać.
- Jak tam moja królewna? - zapytał Draco, siadając na stołku.
- Dobrze, dziękuję - powiedziałam. Mnie samą zadziwiła moc mojego głosu.
- Ooo, widzę że odzyskujemy siły. Jak to możliwe? - zapytał, zirytowany.
Milczałam.
- Miałaś może gości? - zapytał, wstając. Pokręciłam przecząco głową. Draco zaśmiał się chrapliwie.
- Nie ładnie tak kłamać - powiedział i podniósł butelkę. O rany.. Pansy ją zostawiła.
- Parkinson tu była prawda. - bardziej stwierdził niż pytał. Nie był zadowolony.
- Ale wiesz co? To nie była twoja wina, prawda? Więc niby czemu miałbym cię za to karać? A, już wiem czemu. Bo Pansy nie mogę - warknął i wycelował we mnie różdżką. Podświadomie się skuliłam.
- Boimy się, co? - zaśmiał się.
- Nie bardzo podobają mi się te odwiedziny. Dlatego postanowiłem cię przenieść gdzie indziej.
Zamarłam. O nie. O nie, nie, nie....
- Jutro przeniosę cię w lepsze miejsce. Znaj moje miłosierdzie. - powiedział i uśmiechnął się złośliwie.
- Pakuj się - rzucił i roześmiał się okrutnie, po czym wyszedł, zostawiając za sobą otwarte drzwi.
Wiatr wpadał do środka, na zewnątrz lało.
Ten deszcz, był jakby obietnicą lepszego życia. W końcu dawał życie roślinom i zmywał bród z powierzchni ziemi.
Podniosłam się na czworaka i powoli ruszyłam do wyjścia. Zakręciło mi się w głowie, lecz szłam dalej. Wyszłam na zewnątrz i opadłam na ziemię . Ciepły deszcz był jak najwspanialszy prysznic świata .
Po chwili jednak znów się podniosłam i brnęłam dalej.
Nie miałam pojęcia w którą stronę iść. Rany bolały niemiłosiernie, ból przyćmiewał mi wszystko.
Miałam nadzieję że idę w odpowiednim kierunku.
Przeszłam jeszcze kilka kroków, chata została kawałek w tyle.
- Wybierasz się dokądś? - usłyszałam i czyjeś ręce poderwały mnie do góry. Zawyłam z bólu, czując jak stare strupy pękają.
- Niegrzeczna dziewczynka - warknął Draco i wniósł mnie z powrotem do budynku po czym cisnął mną o ścianę.
Uderzyłam głową o ścianę, ból zasłonił mi świat czarną kurtyną.
*Pansy*
Łzy rozmazywały mi widok. Wpadłam do zamku i pędem ruszyłam w stronę pokoju wspólnego.
Gdy wbiegłam do środka, potknęłam się o dywan i upadłam. Czyjeś ciepłe dłonie natychmiast podciągnęły mnie do góry. Spojrzałam na Blaise'a i Draco.
- Co ci jest? - zapytał Blaise. Zaczęłam rozpaczliwie płakać, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Blaise przygarnął mnie do siebie i mocno przytulił.
- Już, już, co się stało. - Blaise pogłaskał mnie po plecach.
Pokręciłam przecząco głową. Nie mogłam im powiedzieć. Nie przy Draco.
- Pans, co jest - naciskał Draco.
- Przestań Smoku, dobijasz ją. - powiedział chłodno.
Draco wyszedł z pokoju.
- No już - szepnął Blaise, tuląc mnie do siebie. Przestałam płakać.
- Wiesz... tęsknie za Hope - wykrztusiłam z siebie.
- Ja też za nią tęsknię. Ale posłuchaj, Hope jest teraz z rodzicami, tam jest szczęśliwsza.
Zaczęłam płakać na nowo, poczułam się jak podła czarownica.
- Już dobrze. Możemy ją odwiedzić.
Wyrwałam się Zabiniemu i pobiegłam do swojej sypialni.
*
- Hope. Hope WSTAWAJ ! - usłyszałam czyjeś wrzaski. Otworzyłam oczy i sennie spojrzałam na stojącego nade mną blondyna.
- Prędko, zanim będzie za...
- Avada Kedavra! - usłyszałam i zielone światło rozświetliło pomieszczenie. Draco bez życia padł na podłogę obok mnie.Zaczęłam krzyczeć, przerażona spojrzałam na tajemniczy cień celujący we mnie różdżką.
Łzy płynęły po mojej twarzy, nie mogłam opanować drgawek. Spojrzałam na ciało Dracona. Na jego piękne oczy które już nigdy nie zalśnią swoim tajemniczym blaskiem. Na jego usta, które nigdy nie wypowiedzą mojego imienia w ten wyjątkowy sposób. Na jego ramiona które już nigdy nie zamkną mnie w żelaznym uścisku. Już nigdy nie dane będzie mi usłyszeć jego śmiechu, tego prawdziwego, którego tylko nielicznym dane było usłyszeć.
- Pa pa, kochanie - usłyszałam i zielone światło po raz drugi rozjaśniło ciemność noc.
*
Zerwałam się w miejscu z przeraźliwym wrzaskiem.
- Hej, co jest? - usłyszałam zaniepokojony głos... Draco. Bezmyślnie się na niego rzuciłam, wyjąc jak małe dziecko.
- Już dobrze, ciiii.... - szeptał, kołysząc mnie w ramionach i próbując mnie uspokoić. Ja natomiast trzęsłam się i histerycznie płakałam, nie mogąc zapanować nad emocjami.
- To tylko zły sen, już wszystko dobrze. Więcej nie dam ci alkoholu na noc - prychnął nieco rozbawiony Draco a ja zaczęłam płakać jeszcze żałośniej, tym razem z ulgi i szczęścia.
- Uspokój się bo obudzisz Blaise'a. Po tym Balu będzie miał poranek skacowanego, więc lepiej go nie drażnić..
Tuliłam tą tlenioną małpę jakby był ostatnią istniejącą rzeczą na ziemi, z całej siły obejmowałam go za szyję.
- Dusisz - wycharczał, delikatnie próbując się wyswobodzić..
- W dupie to mam! - wrzasnęłam nagle i bezpardonowo go pocałowałam.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Przysięgam że ten rozdział najbardziej mi się podoba ♥ No i jak, zaskoczeni?