piątek, 6 grudnia 2013

Prezent! Miniaturka!

Wesołych Mikołajków! Tak jak obiecałam – prezent, który da wam moja prawa ręka
Panna Malfoy ! Chwała Bogu jej za to, że ma internet...
Jest to moja pierwsza miniaturka Dramione xD
Kocham was ^^



Otworzyłam skrzynkę mojego mag’maila.  O  Merlinie, odpisał.

Do: white.whitchs@mag.com
Od: heart.breaker@mag.com

Droga white.whitchs,
Twój ostatni mail wywarł na mnie spore wrażenie.  Naprawdę, aż tak ostro pogrywasz?
Ja, gdybym mógł cię zobaczyć, zapewne spłonąłbym z nadmiaru uczuć. Prawdziwa z ciebie lwica.
Jestem pod wrażeniem twojej pogody ducha, mimo takiego małżonka…  Chociaż, prawdę mówiąc, moja żona również nie grzeszy intelektem i subtelnością. Ostatnio, niemal wyskoczyła z mugolskiego samochodu, bo zobaczyła kapelusz „o którym marzyła całe życie, i to wcale nie jest tak jak z tamtym ostatnim!” . Tak więc rozumiem twój ból. A co u ciebie?
                                                                                                                                     Pozdrawiam,
                                                                                                                                        heart.breaker

Zaśmiałam się w duchu, zadowolona z kolejnej wiadomości. Odkąd poznałam heart.breaker’a moje poranki były odrobinę mniej monotonne i znienawidzone niż zawsze. Był niesamowity w swojej prostocie i szczerości, zawsze pisał to o czym akurat myślał.


Do: heart.breaker@mag.com
Od: white.whitchs@mag.com

Drogi heart.breaker
Nawet nie wiesz jak mi ulżyło, gdy dowiedziałam się, że nie tylko ja mam takie „szczęście” w miłości. Mimo, że mój mąż nie wyskoczył nigdy z auta, zapewniam, że jest równie inteligentny. Któregoś razu nie mogłam mu wytłumaczyć dlaczego właściwie świnie nie latają. Dotarłam do niego argumentem „bo nie mógłbyś złapać obiadu”.  Na wszystkie inne reagował całkowitym wyparciem.  Pociesza mnie fakt, iż prawie nigdy nie ma go w domu, przeważnie lata gdzieś po mieście z przyjaciółmi. Naprawdę, mam dość jego zachowania, boję się, że to niedługo skończy się rozwodem. Nie wiem jak zareagują na to dzieci.
                                                                                                                                          Pozdrawiam,
                                                                                                                                               white.whitchs

Już na początku naszej znajomości z Heart’em, jak zwykłam go nazywać, ustaliliśmy sobie pewne zasady. Żadnych imion, żadnych zdjęć. Zostajemy absolutnie anonimowi.
Taka rozmowa z kimś kto cię nie zna, bardzo pomaga. Nie ma tego wstydu przed wyznaniem jakiejś głupoty, wiesz, że cię nie oceni tak jak na przykład mąż czy przyjaciółka.
W mailu do heart.breakera zawarłam moje ostatnie obawy. Ron już od dawna ma mnie gdzieś, teraz liczy się dla niego tylko nasza córka. Wiem, że ma na kogoś na boku, ale nie robię awantur ze względu na małą. Kocha ojca i jest do niego przywiązana, ja już dawno przestałam patrzeć na swojego męża takimi kategoriami.
Heart był akurat online, odpisał niemal od razu.

Do: white.whitchs@mag.com
Od: heart.breaker@mag.com

Droga white.whitchs
Doskonale cię rozumiem. Jestem w takiej samej sytuacji jak ty. Moja żona to pusta idiotka, wiem, że nie da mojemu synowi takiej matczynej opieki, którą mieć powinien. Ba, ona mu nie da żadnej opieki. Mały jest bardziej odpowiedzialny od niej. Obawiam się, że również czeka mnie rozwód.
Nawet nie wiesz ile znaczą dla mnie te nasze rozmowy. Cieszę się, że cię poznałem. 
                                                                                                                                              Pozdrawiam,
                                                                                                                                                      heart.breaker

Po przeczytaniu tej wiadomości zrobiło mi się cieplej na sercu. Heart.breaker stał się nieodłącznym elementem mojego dnia, gdy nie otrzymałam od niego żadnej wiadomości, zaczynałam się niepokoić.
Ciężko było mi się przed sobą przyznać, że na kimś z sieci, zależy mi bardziej niż na własnym mężu. To okropne uczucie, na które jednak nie miałam wpływu. Przecież to nie moja wina, że z Heart’em rozmawiam (mimo że przez mag’maila) częściej niż z Ronem. 

Do: heart.breaker@mag.com
Od: white.whitchs@mag.com

Drogi heart.breaker
Bardzo miło mi to słyszeć (czy raczej czytać..). Również się cieszę że cię poznałam. Jesteś lepszym słuchaczem niż mój małżonek.
Jak przygotowania do świąt? Zapewne nie zdziwisz się gdy ci powiem, że to ja wszystko muszę przygotować (mój mąż w tym czasie ogląda „bardzo najważniejsze mecze w całym jego życiu!”). Muszę jeszcze kupić coś dla małej. Jakieś pomysły?
                                                                                                                                     Pozdrawiam,
                                                                                                                                                      white.whitchs

Niemal zupełnie zapomniałam o prezencie dla Rona. Mimo mało przychylnych stosunków i naszej nieco oziębłej relacji, co roku kupuję mu jakiś drobiazg, tak jak on mi. Chociaż w zeszłym roku Ron poszedł na całość i podarował mi samochód. Śliczny, czerwony, na posrebrzanym kółeczku, idealnie komponujący się z kluczami od mieszkania. 
Zamknęłam komputer i spojrzałam na stos papierów zalegających na moim biurku. Większość z nich to zapewne były kolejne prośby od Kingsleya, reszta to zażalenia od mojego szefa. Nigdy nie zgadniecie kto jest moim szefem…. Największy dupek w całym Ministerstwie. Zgadza się, Draco Malfoy.  
Nagle drzwi od mojego gabinetu się otworzyły, stanęła w nich moja sekretarka, Lucy.
- Pani Weasley, szef wzywa. – powiedziała cicho i zamknęła drzwi. Kolejna okazja do wysłuchiwania wiecznych pretensji szefuńcia. Bosko.
- Przekaż naszej blondynce, że już idę, i że ma się pozbyć okresu zanim przyjdę – mruknęłam, mijając biurko Lucy.
Lucy była młoda, miała góra 20 lat, jeszcze nie do końca weszła w dorosłe życie. Ja w jej wieku miałam na głowie ratowanie świata, a nie papierkową robotę i spotkania ze znajomymi przy kawie. Chociaż nie powiem, podczas biwaku w górach gdy poszukiwaliśmy horkruksa, zdarzało nam się wypić zimną kawę.
- Szef wzywał . – mruknęłam, wchodząc do wielkiego jak mój salon gabinetu Malfoya.
- Owszem Weasley. Wiesz, że nadal nie mogę się przyzwyczaić do twojego nazwiska? – zakpił, a ja obojętnie wzruszyłam ramionami.
- Masz coś ważnego, czy znowu mam słuchać jak to twoja fryzjerka spieprzyła ci grzywkę? – zapytałam, siadając w fotelu naprzeciwko blondyna.
- Owszem mam. I dla twojej wiadomości, moja fryzjerka nigdy nie spieprzyła mi grzywki. – prychnął rozbawiony – Ale wracając do tematu. Kingsley ostatnio zwrócił mi uwagę na temat pełnionego przez ciebie stanowiska.
Zesztywniałam. Kingsley chyba nie kazałby Malfoyowi mnie wywalić?
- Tak więc, wedle jego woli postanowiłem cię awansować. Twoje miejsce zajmie ta przygłupia Lorelayne. Natomiast ty… - uśmiechnął się złośliwie – zostaniesz moją asystentką.
- Chyba zwariowałeś! – krzyknęłam, zrywając się na równe nogi. – Nigdy w życiu!
- Spokojnie Weasley.  Masz raczej mały wybór. Lorelayne już dostała te fuchę, więc albo zostaniesz moją asystentką, albo do widzenia.
- Ty … - zabrakło mi słów aby dać upust mojej wściekłości. W głowie natomiast zaświtała mi pewna myśl. Momentalnie się opanowałam i uśmiechnęłam się do szefa przymilnie.
- Jak sobie szef życzy. To będzie dla mnie zaszczyt – zaświergotałam pogodnie i opuściłam gabinet Malfoya, który przybrał komiczny wyraz twarzy kota srającego na kaktusie.
- Granger ! – usłyszałam wrzask wkurzonego Malfoya.
- Tak, szefie? – zapytałam grzecznie, odwracając się do blondyna .
- Jako moja asystentka, masz się prezentować jak kobieta, nie obojniak. Zrób coś z tym sianem na głowie i oddaj babci te szmaty. Jasne? – zapytał, szybko odzyskując fason.
- Jak słońce. Aha, szefie, powiedz mi jak uzyskałeś ten kolor włosów? Użyłeś 100 procentowego spirytusu? Bo marzę o takim od dawna, ale każda fryzjerka powtarza mi że przy takim utlenieniu włosów, wypala się też mózg. – zaświergotałam. Malfoy przybrał na twarzy wyjątkowo paskudny odcień czerwieni.  Zadowolona wróciłam do jeszcze swojego biura.
Z westchnieniem zebrałam kupę papierzysk i zaczęłam je przeglądać. Muszę się z tym wyrobić do 18, potem wypadałoby pójść po świąteczne zakupy…

W mugolskim centrum handlowym był ogromny tłok. W sumie nie powinnam się dziwić, zawsze znajdzie się ktoś kto zapomniał o prezencie dla starej siostry, swojej babki, córki….
Skierowałam się do sklepu z zabawkami dla dzieci. Moja mała Jass uwielbiała mugolskie zabawki, zwłaszcza lalki i misie.
Po całym sklepie biegały rozwrzeszczane dzieci, a przerażeni rodzice próbowali je złapać i przy okazji coś kupić. Sformułowanie „Chodź tu, bo Mikołaj nie przychodzi do niegrzecznych dzieci” dawno wyszło z obiegu, teraz wszędzie można było usłyszeć „ Chodź tu, bo dostaniesz lanie!”.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem, patrząc jak jeden malec próbuje wejść na regał, a jego mama rozmawia przez telefon.
Skierowałam się do działu dla dziewczynek. Na szczęście wcześniej zaopatrzyłam się w mugolską walutę.  Już dawno się zorientowałam, że jeden złoty galeon to około 10 funtów, więc na brak gotówki nie narzekałam.  
Moją uwagę przykuła duża szklana gablota. Stał w niej duży, drewniany domek dla lalek. Ręcznie rzeźbiony i zdobiony. Coś pięknego. Cały w żywych kolorach. Nawet malutka zastawa pokryta była pięknymi różami, a na łóżkach leżały haftowane narzuty. Laleczki miały za to całe szafy wypełnione ubrankami szytymi na miarę. Miały nawet włosy i rzęsy! Istny majstersztyk.
  Jass byłaby nim zachwycona, umarłaby ze szczęścia.
Spojrzałam na cenę. Na Merlina…  Przecież tych biednych mugoli nigdy nie byłoby stać na coś takiego… Dla tych gorzej sytuowanych to były dwie wypłaty… Niemal 2000 funtów.  
Przywykłam do tego, że Jass jest rozpieszczona i dostaje wszystko o czym inne dzieci mogłyby tylko zamarzyć, ale jest to głównie wina Rona. Rozpieszcza ją jak królewnę, przelał całą miłość jaka w nim była na nią. Dzięki Bogu Jass ma trochę oleju w tej 7 letniej główce i nie zachowuje się jak te okropne bachory. Jest grzeczna, spokojna. Dziecko aniołek.
- Przepraszam – zaczepiłam pracownicę sklepu przebraną za elfa. Minę miała morderczą, widocznie miała dość zarozumiałych mamusiek, które co chwila o coś proszą.
- Czy ten domek jest na sprzedaż? – zapytałam.
- Tak – mruknęła.
- W takim razie chciałabym go kupić. – powiedziałam, a kobieta wlepiła we mnie zdziwione spojrzenie. 
- Oczywiście, proszę za mną. – powiedziała nieco ożywionym tonem i poprowadziła mnie w stronę kas.
Domek miał być dostarczony w wigilię, dowóz okazał się gratis. Połowa ceny była do zapłaty teraz, druga połowa przy odbiorze. Bez mrugnięcia okiem podałam kasjerce 1000 funtów i podpisałam jakieś papiery. Z uśmiechem wyszłam ze sklepu. Skierowałam się w stronę kawiarni. Nagle zatrzymałam się przed sklepem z ubraniami.
Może ten tleniony palant miał rację? Może faktycznie straciłam swoją kobiecość? Przez 10 lat małżeństwa nie miałam nawet czasu na takie problemy. Spojrzałam na swoje obgryzione paznokcie i zniszczone skórki. Z bólem serca zauważyłam, że faktycznie, mój wełniany sweterek i spódnica nadawałyby się dla mojej babci…  Może najwyższy czas coś ze sobą zrobić? 
Weszłam do sklepu i zaczęłam spacerować między wieszakami. Musiałam patrzeć na rzeczy, których nie chciałabym kupić i właśnie je kupić.
W końcu z całym naręczem odkrytych bluzek i krótkich kolorowych spódniczek poszłam do przebieralni. W duchu podziękowałam Bogu za to, że po ciąży się nie roztyłam i wciąż mogłam pochwalić się zgrabną figurą. Założyłam pierwszy zestaw i przyjrzałam się sobie w lustrze.
Różowa bluzka na ramiączkach z koronkowym gorsetem do tego ładna i czarna dżinsowa spódniczka.  Wyglądałam jak idiotka, ale o to chyba chodziło. Spojrzałam na skórzane pantofle i mimowolnie się skrzywiłam. Kolejny element garderoby do wymiany….
Zabrałam ciuchy i szybko za nie zapłaciłam.
W sklepie obok zaczęłam przymierzać różne buty, w końcu zdecydowałam się na czarne szpilki. 
Ku mojemu zdziwieniu, podobały mi się moje nowe rzeczy i to jak w nich wyglądałam. 
Wyszłam z wielkiego molocha i ruszyłam do samochodu. Pora wrócić do domu i zrobić obiad dla Jass.
Chociaż… Może faktycznie poszłabym do fryzjera? No bo czemu nie?
Tak też zrobiłam. Nie chciałam, żeby mój mąż przeżył zawał na mój widok, toteż tylko podcięłam końcówki i zlikwidowałam przedziałek na środku. Fryzjerka uparła się żeby mi je delikatnie wyprostować więc w końcu się zgodziłam. Efekt był … ciekawy. Wyglądałam zupełnie jak nie ja. I to mi się podobało.

- Kochanie, idź się pobaw na górę. Mamusia musi się położyć – powiedziałam do Jass i dałam jej buziaka w czubek głowy. Dziewczynka pobiegła do swojego pokoju, a ja położyłam się na kanapie w salonie z komputerem na kolanach.  Odruchowo najpierw sprawdziłam pocztę.

Do: white.whitchs@mag.com
Od : heart.breaker@mag.com

Droga white.whitchs
Sam mam podobny problem. Muszę coś kupić synowi i nie mam pojęcia co.
Muszę ci powiedzieć, że to był okropny dzień… Nienawidzę swojej pracy. Teraz mamy zmiany etatowe, normalnie tylko skakać ze szczęścia. Będę teraz pracował z jakąś nieogarniętą starą panną.
Muszę się napić Whisky…. Też chcesz?
                                                                                                                              Pozdrawiam,
                                                                                                                                         heart.breaker

Oj tak, co ja bym dała teraz za lampkę Whisky…
Pocieszył mnie fakt, że nie tylko ja będę miała nowe towarzystwo w pracy i to na pewno nie takie jakiego bym sobie życzyła.
Pamiętam jak poznałam Hearta. Akurat przyszła do mnie Ginny i zaczęła mi opowiadać o jakimś cudownym nieznajomym, którego poznała przez internet. Jej małżeństwo z Harrym również wisiało na włosku, Harry zmienił się nie do poznania. Woda sodowa uderzyła mu do głowy.
Ginny pokazała mi tę niesamowitą stronę i kazała mi się zarejestrować. Byłam ciekawa, więc chętnie przystanęłam na ten rozkaz. Niestety wszyscy faceci na których trafiałam oferowali tylko jedno. Aż któregoś razu trafiłam na heart.breaker’a. Okazał się naprawdę miłym facetem. Piszę z nim tak już od jakiś 3 miesięcy i muszę przyznać, że jest świetny. Zabawny, miły, potrafi pocieszyć i wesprzeć. Gdyby tylko mój mąż był chociaż w połowie taki jak on… 

Do: heart.breaker@mag.com
Od: white.whitchs@mag.com

Drogi heart.breaker
Uwierz mi, wiem co czujesz. Sama miałam małe przemeblowanie w pracy i trafiłam na seksistowskiego pijaka… Musisz być dzielny :D Ja mam zamiar pokazać temu dupkowi gdzie jego miejsce i nie dać się zrujnować psychicznie.
A co do Whisky – chętnie.
                                                                                                                                   Pozdrawiam,
                                                                                                                                    white.whitchs

Od: heart.breaker@mag.com
Do: white.whitchs@mag.com

Droga white.whitchs
Współczuję i życzę powodzenia :D
Skoro oboje mamy ochotę na dobrą Whisky, to może byśmy się gdzieś spotkali? Proponuję jutro o 19 w „Dragon’s Hell”, to przy skrzyżowaniu Highway Street i Forward’u.
                                                                                                                               Pozdrawiam,
                                                                                                                                          heart.breaker

Zamarłam. Szybko chwyciłam telefon.
- Ginny! On chce się spotkać ! – powiedziałam z niedowierzaniem, gdy ruda już odebrała.
- To super! Może nie okaże się takim idiotą jak ten mój – prychnęła.
- Ginny! Co ja mam zrobić… Jutro pracuję do późna, a przecież ten palant Malfoy mnie nie puści!
Chciałam iść. Zobaczyć kim jest ten tajemniczy heart.breaker, poznać go…
- To przełóż spotkanie – zaproponowała.
- Nie, wtedy pomyśli, że się migam.  Gin, zrób coś ! – błagałam ją przez telefon.
- Pójdę za ciebie – westchnęła.
- Dziękuję! Dzięki dzięki dzięki! – zawołałam, czując się jak szczęśliwa nastolatka, mimo prawie 30.
- Nie ma sprawy. Gdzie i o której? – zapytała. Podałam jej adres z maila.
- Wpadnę do ciebie do biura godzinkę wcześniej i ustalimy co i jak. Muszę kończyć, DJ płacze – rzuciła i się rozłączyła. DJ był w wieku Jass, ale mimo to był dużo wrażliwszy i nadal widoczna była różnica w ich zachowaniu. 

Do: heart.breaker@mag.com
Od: white.whitchs@mag.com

Drogi heart.breaker
Z przyjemnością się z tobą spotkam. Jutro o 19 byłoby idealnie .
                                                                                                                                           Pozdrawiam,
                                                                                                                                                            white.whitchs

Podekscytowana pobiegłam na górę, szykować sobie  ubrania na jutrzejszy dzień. Robiło się już późno, musiałam jeszcze naszykować ubranka i położyć ją spać. Ron zapewne znów wróci w nocy albo prześpi się u Pottera.


Weszłam pewnym krokiem do ministerstwa. Wiedziałam, że nikt mnie nie pozna, z moją sekretarką włącznie. Sama też bym siebie nie poznała. Miałam na sobie czarną spódniczkę, szafirową, koronkową bluzkę na ramiączka i czarną marynarkę z rękawami do łokci. Specjalnie wstałam pół godziny wcześniej żeby wyprostować włosy i zrobić sobie makijaż (nie ukrywam faktu, że gdy w końcu znalazłam kosmetyczkę, była mocno zakurzona) , jakiego nie miałam nawet na ślubie. Użyłam czerwonej szminki, tuszu do powiek, podkładu i różu. Efekt był muszę przyznać taki jaki sobie zamierzyłam. Postanowiłam również zdjąć starą złotą obrączkę – jedyny dowód, który sprawiał, że miałam męża.  Zastąpiłam ją srebrnym pierścionkiem z zielonym oczkiem, na drugiej ręce pobrzękiwały mi bransoletki. Stukot wysokich obcasów dodawał mi pewności siebie, a bardzo jej teraz potrzebowałam. 
Uśmiechnęłam się w duchu, widząc jak kilku facetów patrzy na mnie z zalotnym spojrzeniem.
- Na które piętro, panno… - zapytał niejaki doradca prezesa Urzędu Transportu Magicznego.
- Granger. Na 5 poproszę . – uśmiechnęłam się delikatnie. Facet stwierdził, że robię sobie z niego żarty, bo nie miał najmniejszego zamiaru uwierzyć, że jestem sobą.
- Dzięki Bary – powiedziałam, puszczając mu oczko gdy wysiadałam z windy. Bary’emu szczęka opadła do samej ziemi gdy zorientował się że faktycznie jestem Hermioną Granger. No, Weasley.
Wiedziałam gdzie mieści się mój nowy gabinet, poprosiłam Lucy o przeniesienie mi tam wszystkich niezbędnych rzeczy. Miałam pracować dokładnie naprzeciwko Malfoya. Tak naprawdę, cały czas mogłam go widzieć, bo ściany łączące gabinet z korytarzem były przeszklone, podobnie jak ta która wychodziła na miasto. Była to elegantsza część Ministerstwa, zwłaszcza odkąd Malfoy się tu dorwał…
Niestety, musiałam się sama przed sobą przyznać, że cieszył mnie ten awans. Im bliżej stanowiska prezesa jestem, tym lepiej.  A jako asystentka Malfoya, mogę go stąd wywalić na zbity pysk. Przecież kto by winił biedną asystentkę za nieudacznictwo szefa? No i zawsze nadarzy się opcja żeby napluć mu do kawy…
- A pani do kogo? – zapytał ochroniarz, zastępując mi drogę. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Ja tu pracuję – powiedziałam – właśnie zostałam asystentką pana prezesa Międzynarodowego Urzędu Prawa Czarodziejów. Moje nazwisko Granger. – umyślnie użyłam panieńskiego nazwiska, nikt nie mógł się przyzwyczaić do Weasley. Chyba już do końca życia będę Granger.
- Najmocniej przepraszam. – mruknął ochroniarz, sprawdzając mój dowód. Już po chwili przesunął się na bok, gestem dłoni wskazując żebym szła dalej.  Uśmiechnęłam się promiennie do mojej nowej sekretarki, która … no cóż, wyglądała raczej jak kolejna dziwka Malfoya, nie sekretarka.
- Witam, szefowo! – przywitała się ze mną entuzjastycznie.
- Czy pan Malfoy już zaszczycił nas swoją obecnością? – zapytałam nieco sarkastycznie. Dziewczyna nieco się speszyła.
- Emm.. Pana Malfoya jeszcze nie ma. 
- Dziękuję. Czy mogłabyś przekazać temu palantowi, żeby ruszył swój kościsty zadek do mojego biura gdy już raczy przyjść? – zapytałam. Musiałam od razu przyzwyczaić moją sekretarkę do nieskrywanej niechęci do mojego szefa. Inaczej mogłaby się mocno zdziwić widząc mnie i Malfoya wrzeszczących na siebie, a następnie Malfoya opuszczającego mój gabinet przez okno.  A tak będzie tylko w lekkim szoku.
- O-oczywiście – wydusiła z siebie.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się do dziewczyny i weszłam do swojego nowego miejsca pracy. Musiałam przyznać że ten gabinet był dużo bardziej przestronny i elegancki. Nawet idiota musiałby to przyznać. W końcu, w starym gabinecie nie miałam wielkiej, skórzanej sofy, eleganckiego stolika do kawy i barku z alkoholem pod ścianą… 
Usiadłam w fotelu i puściłam w ruch metalowe kulki stojące na biurku. Możliwe ,że mi się tu spodoba, o ile ten idiota „mój szef” nie będzie zbyt często zaszczycał mnie swoją obecnością.
Zauważyłam na biurku zdjęcie mojej malutkiej córeczki która śmiała się do mnie z huśtawki. Moja kochana Lucy poustawiała mi wszystko na biurku tak jak w starym gabinecie. Nie zapomniała nawet mojej starej podstawce pod kubek .
Zerknęłam na elegancki stosik papierów. Było ich cztery razy mniej niż co godzinę w starym gabinecie.  Szybko przejrzałam dokumenty. Prośby o rozpatrzenie, opisowe podania…. Takie rzeczy można załatwić w pół godziny.
Tak, zdecydowanie polubię tę pracę.

- Pani Granger, pan Malfoy wzywa do siebie – moja sekretarka wsunęła głowę za drzwi. Natychmiast wstałam i ruszyłam do gabinetu tego patafiana.
- Dziękuję … Holly. – rzuciłam, ukradkiem zerkając na jej identyfikator.
Stanęłam pod drzwiami. Wdech, wydech. Granger, pamiętaj, że chcesz zatrzymać tę pracę, żeby wykopać stąd tego dupka, pomyślałam i weszłam do gabinetu. Malfoy stał do mnie tyłem, oglądając jakiś bohomaz wiszący na ścianie.
- Malfoy – powiedziałam, próbując panować nad głosem, aby nie okazywać mojej nienawiści do niego.
- Witaj Granger. Jak ci się podoba nowe biuro? – zapytał, nawet na mnie nie patrząc.
- Myślałam że będzie raczej przypominało jaskinię pełną nietoperzy, ale tak też może być.  – mruknęłam. Malfoy odwrócił się do mnie i na mój widok uśmiechnął się perfidnie.
- Widzę że wzięłaś sobie do serca moją prośbę – powiedział, taksując mnie od góry do dołu. Starałam się ignorować fakt, iż szczególnie uważnie przyjrzał się mojemu dekoltowi . W przeciwnym razie natychmiast rzuciłabym na niego szczególnie paskudne zaklęcie.
- Owszem – powiedziałam słodko. Granger, pamiętaj, że przelew krwi nie zapewni ci awansu…
- Wyglądasz całkiem nieźle. Prawie nie zauważyłem tych obgryzionych paznokci. – prychnął i machnął różdżką w moją stronę. Tak jak podejrzewałam, moje nowiutkie paznokcie pokrywał czarny lakier.
- Siadaj. Kawy? – zapytał przymilnie.  Skinęłam głową. Malfoy usiadł po drugiej stronie biurka i nonszalancko wskazał na elegancką filiżankę .
- Dziękuję – upiłam łyk kawy – Skąd wiedziałeś jaką piję? – zapytałam zdziwiona. Machnął lekceważąco ręką.
- Ja wiem wszystko o wszystkich. – zaśmiał się.  Delektowałam się pyszną kawą, starając się nie myśleć o paradoksie jakim było to, że Malfoy za pierwszym razem przygotował mi taką kawę jaką lubię a mój mąż, po 10 latach małżeństwa nadal ma z tym problem. 
- Słuchaj Granger. Ja wiem co ty kombinujesz. Nie rób takiej zdziwionej miny, nie jestem idiotą. Nie wykopiesz mnie z tego stanowiska, chyba, że zostaniesz nową kochanką Kingsleya. I zanim teraz wyrzucisz mnie przez to okno, to posłuchaj. Mam propozycję. – powiedział, patrząc na mnie badawczo. Opanowałam swoje emocje po wzmiance o mojej rzekomej zdradzie Rona.
- Mów zanim wyciągnę różdżkę. – mruknęłam.
- Zróbmy tak. Ja cię nie zniszczę na tym stanowisku, a ty będziesz po prostu dobrą asystentką. – uśmiechnął się. Odwzajemniłam jego uśmiech.
- Albo po prostu zrobię co w mojej mocy żebyś wyleciał stąd na zbity pysk, a ty nic na to nie poradzisz. Nigdy w życiu nie dopuszczę żebyś został chociażby szoferem Ministra. – powiedziałam, wciąż się do niego uśmiechając. Malfoy wstał i podszedł do barku. Wyciągnął z niego butelkę Ognistej i bez słowa napełnił dwie szklanki. Podszedł do mnie i wcisnął mi szklankę do ręki. Następnie pchnął mnie na fotelu w stronę szyby. Przysunął mnie tak blisko okna jak tylko to było możliwe i położył mi dłonie na ramionach.
- Spójrz – powiedział i rozległym ruchem ręki pokazał miasto przed nami. – Widzisz? To, to wszystko może być nasze. – powiedział mi prosto do ucha. Zadrżałam, czując jego oddech na swojej szyi.
- Całe miasto może paść nam do stóp. Razem. Twój upór i inteligencja, i mój spryt i przebiegłość mogą sprawić, że cały ten pokręcony świat będzie nam jadł z rąk. Ty i ja. – szeptał, niemal dotykając mojego ucha swoimi wargami. Był zdecydowanie za blisko, poczułam jak serce mi wali.
Nie bije szybko, tylko powoli i mocno, jakby ogromny młot tłukł mi w piersiach.
Nagle otrząsnęłam się z tego i oblałam Malfoya jego Whisky. Facet zaklął siarczyście, a ja poderwałam się z fotela.
- Wiesz Malfoy, jeden potwór w Ministerstwie nam wystarczy. Ja się nim nie stanę – warknęłam i ruszyłam w stronę drzwi. Blondyn chwycił mnie za nadgarstek i przyciągnął mnie do siebie.
Teraz, to już był zdecydowanie ZA BLISKO. Wpatrywał mi się uporczywie w oczy, jakby próbując mnie prześwietlić .
- Puść mnie – zażądałam, a on tylko prychnął pogardliwie. – Czy też teraz wyzywasz mnie od szlam?
Wpatrywałam się w niego z nieskrywaną odrazą.
- Nie, moja asystentko. Ten etap już za mną, dojrzałem. Ty zresztą również. – mruknął, przyglądając mi się z jakimś ogniem w oczach.
- Jesteś takim samym bydlakiem jakim byłeś kiedyś. – warknęłam i szarpnęłam się w jego ramionach. Blondyn okazał silniejszy niż można było podejrzewać.
- Daj spokój. Jesteśmy przecież dorośli. – mruknął. Miałam wielką ochotę na niego napluć, a następnie wypchnąć przez okno
- Widzę jak bardzo chciałabyś mnie teraz zabić Granger – uśmiechnął się .
Blondyn poluzował trochę uścisk i mogłam już ruszyć ręką. Powoli, uważnie na niego patrząc czy aby niczego nie podejrzewa, sięgnęłam po moją różdżkę. 
Szarpnęłam różdżkę z podszewki i dźgnęłam nią Malfoya w pierś. Tleniony natychmiast mnie puścił z miną zdziwienia, jednak szybko się otrząsnął. Podniósł ręce w geście poddaństwa i powoli się cofnął.
Przyparłam go do szklanej ściany.
- Masz okazję mnie wykończyć – powiedział cicho, nadal patrząc mi w oczy.
Wciąż celowałam w niego różdżką, jednak teraz ręka nieco mi opadła.
- Szkoda mi spędzić 25 lat w Azkabanie za zabicie kogoś takiego jak ty. – mruknęłam i opuściłam różdżkę. Następnie szybko wycofałam się z jego biura i trzasnęłam drzwiami, nakładając na nie wszystkie możliwe bariery. 
Z poczuciem beznadziei opadłam na skórzaną kanapę i ponownie machnęłam w stronę szklanych ścian które natychmiast pokryły się sztucznym szronem. 
- Accio Szampan – mruknęłam i chwyciłam butelkę. Nalałam sobie ekskluzywnego alkoholu do kieliszka i upiłam spory łyk. Ten Malfoy będzie mi kiedyś płacił za terapeutę…

- Pani Granger, ma pani gościa. – usłyszałam połączenie od Holly.
- Wpuść ją – powiedziałam, przytrzymując guzik. Już po chwili do mojego biura wpadła szczęśliwa Ginny.
- Aleś się urządziła! – zawołała z wejścia i rzuciła się na kanapę. 
Uśmiechnęłam się delikatnie i usiadłam po drugiej stronie stolika.
- To co, już dzisiaj dowiemy się kto jest twoim księciem z bajki? – zapytała, uśmiechając się promiennie. 
- Boję się Gin. – mruknęłam.
- Ale to chyba ja idę na spotkanie jakiegoś psychola z piłą łańcuchową.  – zaśmiała się.
- Właśnie, co mam mu powiedzieć? – dopytywała.
- Nie wiem. Zależy, kto to. Jeśli w porządku to po prostu się wczuj. Możesz grać mnie ile chcesz, możesz go sobie nawet wziąć, bo mnie ten palant wykończy w ciągu tygodnia – mruknęłam.
- Widzę że szefuńcio daje w kość? Spokojnie, to przecież Malfoy to jego życiowe powołanie. 
Przytaknęłam jej bez entuzjazmu.
- Na pewno wiesz gdzie to jest? – zapytałam.
- Tak. Sprawdziłam to w MagNecie i okazało się, że to najlepsza knajpa w Londynie. Musi być nadziany. 
- Oj Gin – westchnęłam.  Zerknęłam w stronę odczarowanych drzwi. Malfoy właśnie wychodził z biura i pospiesznie ruszył w stronę kominka podłączonego do sieci Fiuu. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 19, a ten palant już się zmywał z roboty. 
- Gin, leć już bo się spóźnisz. – powiedziałam, a dziewczyna zerwała się na równe nogi.
- Powodzenia – rzuciłam, a ona wyściskała mnie i pobiegła w stronę kominka. 
Ze zrezygnowaniem opadłam na kanapę.
ZARAZ.
- Ginny stój! – wrzasnęłam i pobiegłam za rudowłosą.
- Gin! – krzyczałam a rudowłosa stanęła tuż przed kominkiem.
- Stój – powiedziała. – Malfoy.
- No Malfoy i co z nim. – zapytała zdziwiona.
- Poszedł – uśmiechnęłam się przebiegle.
- No to co tu jeszcze stoisz, leć ! – zawołała – Ja powiem tej twojej sekretareczce co i jak. – zaśmiała się i niemal wepchnęła mnie do kominka.  Uśmiechnęłam się promiennie i pomachałam do rudej.
- Dragon’s Hell – powiedziałam i poczułam jak wir wciąga mnie i przenosi w pobliże lokalu.
Wylądowałam w eleganckim holu. Ściany były kremowe i złoto zdobione , przepych to drugie imię tej restauracji. Zerknęłam na swój strój i momentalnie wyciągnęłam różdżkę. Zastąpiłam moje ubranie czerwoną, elegancką sukienką a szpilki zmieniłam w złote sandałki. Poprawiłam jeszcze detale w postaci makijażu, lakieru do paznokci i biżuterii, tak aby wszystko chociaż względnie do siebie pasowało. Podeszłam do czarodzieja stojącego przy bramce.
- Witam. W czym mogę pomóc? – zapytał, patrząc na mnie wyniośle.
- Jestem tu z kimś umówiona – powiedziałam.
- Naturalnie, nazwisko rezerwacji poproszę. – powiedział i podszedł do złotej księgi.
- Breaker. – powiedziałam. Czarodziej przesunął palcem po karcie i w końcu zatrzymał się przy poszukiwanym nazwisku.
- Proszę za mną, madame . – powiedział i wskazał na salę. Była to piękna, przepiękna sala pełna złota i kryształów, jakby rodem wyjęta z jakiegoś włoskiego zamku.
Stres niemal odebrał mi dech. Bałam się tego, kogo zobaczę przy tym nieszczęsnym stoliku.  Serce waliło mi jak oszalałe.
- Proszę bardzo, madame – powiedział i odszedł. Miejsca tutaj były można by rzec zabudowane, tak więc każdy z gości miał odrobinę prywatności. Na drżących nogach zrobiłam kilka kroków w stronę miejsca , jak się okazało mój partner siedział tyłem do mnie, więc oboje mieliśmy niespodziankę.
- Nie wierzę, że to ty – powiedziałam, gdy ten stanął naprzeciwko mnie.
- A jednak. Też ciężko mi uwierzyć, że tak interesująca kobieta to ty. – powiedział, kłaniając mi się.
- Daruj sobie. Wybacz, ale chyba wrócę do pracy, zapomniałam czegoś – mruknęłam i zrobiłam krok w tył. 
- Proszę, zostań. – powiedział i przysunął się w moją stronę. – Chociaż daj mi szansę.
Nie wierzę, że to robię…
Pozwoliłam się posadzić naprzeciw Dracona.
- Więc… White Whitchs? – zapytał z uśmiechem.
- Heart Breaker? – zaśmiałam się. Widziałam po jego minie, że się starał.
Jestem pewna, absolutnie pewna że gdyby na 5 roku Hogwartu, ktoś powiedział Malfoyowi, że za paręnaście lat będzie siedział w eleganckiej restauracji ze mną to chyba by go rzucił na pożarcie piraniom. Wygłodzonym i zmutowanym.
- Wiesz, nigdy bym nie powiedział, że można z tobą normalnie porozmawiać. A co dopiero pokazać się w eleganckiej knajpie – powiedział.
- To samo mogę powiedzieć o tobie. Swoją drogą, co na to twoja żona?
- Pansy wyjechała do Buenos Aires. – mruknął niezadowolony.
- A co z twoim synem? – zapytałam zdziwiona.
- Siedzi z mamką. Mam zaufaną kobietę, która bardzo go lubi.
- Współczuję. Moja Jass chodzi do mugolskiego przedszkola.
- Odważna decyzja – mruknął. – A jak tam twoje relacje z małżonkiem?
- Nawet nie wspominaj. Ron ciągle do późna siedzi gdzieś z Charlie.
- Z kim? – zapytał, unosząc jedną brew.
- Ze swoją przyjaciółką. – odparłam, odważnie patrząc mu w oczy.
- Żartujesz. Twój mąż ma przyjaciółkę i ty na to pozwalasz? – zapytał, dziwnie akcentując słowo przyjaciółka. 
- Słuchaj, daj spokój, proszę cię… 
- Spokojnie, Hermiono. Napij się – powiedział i przesunął w moją stronę szklaneczkę Ognistej. Upiłam łyka obrzydliwego alkoholu i natychmiast ją odstawiłam. 
- Oj Hermiona, Hermiona… Czemu tak dajesz sobą pomiatać?
- Ja wcale nie… - zaczęłam, ale Draco zbył mnie machnięciem ręki. 
- Oczywiście. Czy ty zanegujesz wszystko co ja powiem?
- Ja nie neguję wszystkiego.. – umilkłam. Zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę, robię właśnie na odwrót. Draco najwyraźniej zauważył moje zmieszanie, bo uśmiechnął się z zadowoleniem.
Blondyn wstał i podszedł do mnie z cwaniackim uśmieszkiem.
- Zatańczysz? – zapytał, wyciągając do mnie rękę. Przyjrzałam mu się z wahaniem, ale podałam mu dłoń.
Mój szef (nigdy się nie przyzwyczaję, że to właśnie Malfoy nim został…) pociągnął mnie na parkiet i zdecydowanym ruchem obrócił mnie wokół własnej osi.
 - Kiedy ostatnio wyszłaś gdzieś z tym Wieprzlejem? – zapytał.
- Zamkniesz się kiedyś? – mruknęłam, mimowolnie się uśmiechając.  Malfoy przyciągnął mnie do siebie i objął mnie w pasie. Przytuliłam go niepewnie, czując jak blondyn prowadzi mnie do walca.


- Może wrócimy bardziej mugolskim sposobem? Co powiesz na spacer? – zaproponował Draco, puszczając mnie w drzwiach.
- Z przyjemnością. – rzuciłam. Wyszliśmy na dwór. Zrobiło się dużo chłodniej, a ja z przykrością zauważyłam że nie mam żadnej kurtki. Zadrżałam gdy chłodny wiatr przeszył mnie na wylot. Blondyn zerknął na mnie z ukosa i podał mi marynarkę, otulając mi nią ramiona. Marynarka była przyjemnie ciepła i pachniała jego wodą kolońską.
- O dziwo, dobrze się bawiłam – powiedziałam, patrząc blondynowi w oczy.
- Ja również – powiedział  i wystawił mi swoje ramię które z przyjemnością ujęłam.  
Szliśmy w milczeniu, co jakiś czas zerkając na siebie. To była całkiem przyjemna cisza.
Pokonaliśmy jakieś 20 ulic i skierowaliśmy się do parku.
Szliśmy powoli, ciesząc się pięknym krajobrazem. Księżyc w pełni, rozgwieżdżone niebo i kwitnące kwieciste krzewy. Przychodziłam tu często z Jass, lubiła spacerować wśród różanych alejek. Niedaleko stąd jest nasz dom.
- Hermiono… - zaczął Draco, gdy stanęliśmy niedaleko mojego domu.  – dziękuję.
- Za co? – spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- Za ten wieczór. Za to że white.whitchs podtrzymywała mnie na duchu przez tak długi czas, gdy moja żona biegała po pokazach mody. No i za to że w ogóle mnie nie zabiłaś mimo tych wszystkich głupich rzeczy, które robiłem w przeszłości.
Zatkało mnie. Draco Malfoy, największy łajdak na Ziemi, największy narcystyczny i egoistyczny dupek dla którego liczą się tylko pieniądze i dziwki, właśnie mi podziękował.
- Ja.. też dziękuję. Za to samo. – powiedziałam, czując jak rumieniec wpełza na moje policzki.
Draco spojrzał na mnie dziwnie i ujął moją twarz w swoje dłonie, po czym delikatnie pocałował mnie w policzek.
- Dobrej nocy, Granger. – wyszeptał. Spojrzałam na niego z bliżej nieokreślonym uczuciem.
- Dobrej nocy – odpowiedziałam po chwili i weszłam do mieszkania, wciąż czując jak w głowie mi huczy.
- Gdzie byłaś?! – zapytał zdenerwowany Ron w wejściu.
- W pracy. – powiedziałam i minęłam go, kierując się do kuchni.
- Nie było cię w pracy. Dzwoniła twoja sekretarka, że wcześniej wyszłaś i zostawiłaś torebkę. – warknął wkurzony Ron.
- Poszłam z Gin na kawę. Poza tym, co cię to obchodzi?! – warknęłam. Kim on był, żeby robić mi wyrzuty?
- To, że jestem twoim mężem! – powiedział, głośniej niżby wypadało. Zerknęłam na zegarek, było dobrze po 23.
- Zamknij się, obudzisz małą!
- Nie zamknę się do cholery! – wrzasnął. – Jesteś moją żoną i powinnaś siedzieć w domu i na mnie czekać!
- Obudzisz Jassmine! - zawołałam.
- Trudno! Co to za łach?! – wrzasnął wściekle i wskazał na marynarkę… O cholera.
- Marynarka. – powiedziałam spokojnie.
- Czyja! – darł się, robiąc się czerwony na twarzy.
- Toma, przyjaciela Gin. Dał mi, bo mi było zimno. – odpowiedziałam, cofając się do tyłu.
- To dla niego się tak odstawiłaś?! – zawołał, wskazując na sukienkę.
- Nie! Posłuchaj, przeginasz, masz natychmiast się uspokoić.
- Nie będziesz mi mówić co mam robić!
- Owszem będę! Kim ty jesteś żeby robić mi awantury o takie rzeczy?! Ronuś ma zły dzień bo Charlie nie chciała iść do łóżka?! – wrzasnęłam, naprawdę wściekła. Miałam dość takiego zachowania Rona. Przesadzał.
- Ty dziwko! – wrzasnął i zanim zdążyłam zareagować uderzył mnie w twarz. Upadłam na podłogę i dopiero teraz zauważyłam stojącą w drzwiach Jassmine.
- Mamusiu – powiedziała cichutko i podbiegła do mnie, niemal zasłaniając mnie swoim malutkim ciałkiem.
- Odsuń się od tej wywłoki! – darł się mój mąż. Mała Jass tylko mocniej się we mnie wtuliła, na co Ron jeszcze bardziej się wściekł.
- Jeszcze będziesz jej bronić?! Jesteś taka sama jak twoja matka! – wrzasnął i wyciągnął rękę w stronę mojej córki. W stronę mojego dziecka. Chciał ją skrzywdzić, chciał skrzywdzić moją maleńką córeczkę.
- Drętwota! – krzyknęłam i Ron zwalił się na podłogę. Objęłam Jass w pasie i w mgnieniu oka się teleportowałam. Jass płakała mi w koszulę gdy wylądowałyśmy przed domem Potterów.
Z trudem podniosłam się na nogi i zapukałam do drzwi. Światła w ich salonie wciąż się paliły, już po paru sekundach w drzwiach stanął Harry.
- Na Godryka , co ci się stało?! – zawołał, podtrzymując mnie pod ramie. Mała Jass rozpłakała się jeszcze bardziej.
- Czy.. mogłybyśmy tu przenocować? – zapytałam, czując jak robię się czerwona na twarzy. Ginny wyszła z kuchni i upuściła talerz na nasz widok.
- Jasne, że tak. Mój dom to twój dom. – powiedziała – Daj, położę małą . – zaproponowała i wzięła płaczącą Jassminę. Harry poprowadził mnie do salonu i delikatnie posadził na kanapie.
- Co się stało? – zapytał z troską w głosie.
- Ron. Znowu sobie coś ubzdurał – westchnęłam, czując jak piecze mnie dolna warga. 
- On się robi coraz gorszy. Mimo, że to mój przyjaciel, nie możesz pozwolić żeby cię tak traktował! – oburzył się.
- A co ja mam zrobić twoim zdaniem? Zostawić go? Jass potrzebuje ojca. Kocha go, nie rozumie jeszcze pewnych rzeczy.
- Twoja córka jest dużo rozumniejsza niż ci się wydaje. I może potrzebuje ojca, ale nie może oglądać takich scen jakie on urządza. Myślisz, że to dla niej dobre?
- Harry, ja wiem, ale… - zacięłam się. Nie wiedziałam co mu powiedzieć.
Prawda była taka, że już dawno chciałam odejść od Rona, ale się bałam. Bałam się zmian, tego czy sobie poradzę. Harry miał rację, Jassmine nie może dorastać w takim domu. 
- Widzisz. Teraz lepiej się połóż, marnie wyglądasz. Sypialnia gościnna zawsze jest do twojej dyspozycji. – powiedział i pomógł mi wstać. Uśmiechnęłam się do niego blado, dziękując Bogu że mam tak wspaniałych przyjaciół.

- Mogę? – zapytał Draco, wsuwając głowę za drzwi mojego gabinetu. Kiwnęłam głową i delikatnie się uśmiechnęłam.
- Co cię sprowadza? – zapytałam, gdy usiadł naprzeciwko mnie.
- Tak chciałem pogadać. Kawy? – zaproponował. Pokręciłam głową. Nie mogłam pić gorącego ze względu na pękniętą wargę która wciąż niemiłosiernie bolała. W duchu podziękowałam Merlinowi za zaklęcia tuszujące.
- Draco, to nie jest najlepsza chwila … - powiedziałam, dając mu do zrozumienia, że chcę aby wyszedł.
- Rozumiem. Jakby co, daj znać. – uśmiechnął się i wyszedł. Na korytarzu zatrzymał się zdziwiony i z niedowierzaniem pokręcił głową, po czym wrócił do siebie. W tej samej chwili zatrzeszczała moja elektroniczna sekretarka.
- Ma pani gościa – powiedziała Holly.
- Wpuść. – jęknęłam, czując jak zaczyna mnie boleć głowa.
Gdy do mojego gabinetu wszedł Ron z ogromnym bukietem róż, zerwałam się na równe nogi.
- Hermionko… - zaczął niepewnie. – Przepraszam cię kochanie.
Ron podszedł do mnie i padł na kolana, patrząc na mnie ze łzami w oczach.
- Kochanie, tak strasznie cię przepraszam. Jestem idiotą. Wybacz mi, błagam. – szlochał cicho, wpatrując się we mnie z miną męczennika.
- Ron, wstawaj – westchnęłam i położyłam róże na biurku. Ron poderwał się na równe nogi i wziął mnie w ramiona.
- Jesteś aniołem, Mionuś! – zawołał i pocałował mnie w usta. Głośno syknęłam, czując jak ból promieniuje mi z rany. Mój mąż natychmiast się zreflektował i zaczął przepraszać po czym najdelikatniej jak umiał dotknął moich warg.
- Wrócisz do domu z małą? – zapytał ze strachem.
- Jass chce nocować dzisiaj u cioci. Wymyśliły sobie babski wieczór.
- Ale ty wrócisz? – zapytał i kiwnęłam głową. W końcu nie mogę uciekać przed własnym mężem…
- Kocham cię, mój aniele. – szepnął i mocno mnie przytulił. Objęłam go za szyję, mając nadzieję, że już naprawdę ostatni raz muszę utykać się z tym ogromnym bukietem róż, które Ron mi wręczał po kłótni.  
- Idę, już ci nie przeszkadzam w pracy – uśmiechnął się i wyszedł z mojego biura. Gdy tylko zniknął mi z oczu, z głośnym westchnieniem usiadłam za biurkiem, chowając twarz w dłoniach.
Zerknęłam przez palce na róże. Były piękne, jak zawsze. Podniosłam bukiet i cicho krzyknęłam, czując jak ostry kolec przebija mi skórę. Cisnęłam bukiet jak najdalej od siebie i sięgnęłam po apteczkę.
- Daj, pomogę – usłyszałam i niemal krzyknęłam na widok Malfoya stojącego tuż przede mną.
Blondyn delikatnie ujął moją dłoń i machnięciem różdżki wyleczył mi ranę.
- Czym takim nagrabił sobie twój mąż? Przesolił zupę? – prychnął, wskazując na bukiet leżący na podłodze. Poczułam łzy wzbierające mi w oczach, ale szybko się opanowałam.
- Zgadłeś. Draco, proszę cię, daj mi spokój. – poprosiłam cicho, a on tylko wpatrywał się w moje usta.
- Granger.. – zaczął powoli i chwycił mnie za podbródek . Opuszkiem palca dotknął opuchniętej wargi, na co mimowolnie zadrżałam.
- Sukinsyn – warknął i machnął różdżką. Warga ponownie mnie zapiekła. Wiedziałam, że zdjął wszystkie zaklęcia rzucone na obolałe miejsce, i wiedziałam co zobaczył.
- Oj Granger… - westchnął i po prostu mnie przytulił. Objęłam go i pozwoliłam łzom wypłynąć. Wszystkie łzy które dzielnie hamowałam przy Gin i Jassmine, teraz swobodnie płynęły po mojej twarzy. 
- To stąd te wszystkie chwasty które ciągle zalegały po kątach twojego biura – mruknął.
- Daj spokój, błagam. Nie drąż. – wyszeptałam.
- Granger ty idiotko! – zawołał oburzony moją postawą. Chwycił mnie za ramiona i potrząsnął mną delikatnie. – Nie możesz dać się mu katować!
- Nie daję. Ron żałuje. Zawsze płacze gdy mnie przeprasza, kocha mnie – powiedziałam. To zdanie powtarzałam sobie za każdym razem gdy wieczorem kładłam się obok mojego męża, tak długo aż w końcu zaczęłam w nie wierzyć.
Draco prychnął lekceważąco.
- Posłuchaj, ten palant nie ma prawda cię tak traktować! Co z twoją córką?! Jeśli i na nią podniesie rękę? Co wtedy? – zapytał podchwytliwie, mimo, że chyba znał odpowiedź na to pytanie.
- Wtedy, pożałuje, że kiedykolwiek choćby o tym pomyślał – powiedziałam odważnie. Nie zawahałabym się użyć Avady gdyby tylko podniósł rękę na moją córkę.
- A wiesz, że może do tego dojść. Hermiono, on nie jest wart twojej miłości. Kochasz go w ogóle? Nie, nie kłam. Heart Breaker już zna odpowiedź – uśmiechnął się a ja powoli pokiwałam głową.
- Więc co cię trzyma?
- Ja… boję się – szepnęłam. – Boję się, że sobie nie poradzę. Z wychowaniem Jass, z utrzymaniem. Gdzie pójdziemy? Mieszkanie jest Rona…
 - Jesteś Gryfonką. Ty się niczego nie boisz, Granger. Pamiętasz jak w 3 klasie mnie znokautowałaś?
Zaśmiałam się na tamto wspomnienie. Wtedy, prędzej bym umarła niż bym zbliżyła się do Malfoya, teraz czułam ciepło bijące od jego ciała.
Oparłam głowę o jego pierś. To wszystko, to była prawda.
- Dam mu ostatnią szansę – zdecydowałam. – Każdy na nią zasługuje.
- Masz rację. – przytulił mnie i pogłaskał po włosach. Odetchnęłam z dziwną ulgą, czując się tak dobrze w jego ramionach. Nigdy bym nie pomyślała, że u najgorszego wroga znajdę spokój i ukojenie.
Draco odsunął mnie kawałek i spojrzał mi w oczy. Zapatrzyłam się w jego srebrne oczy, nawet nie zauważyłam gdy delikatnie przytknął swoje wargi do moich. Jego usta były cudownie chłodne, miękkie niczym aksamit.
Gdy oddałam jego pocałunek, cudowne ciepło rozlało się po całym moim ciele, zaczęłam drżeć. Byłam przerażona tym jak na niego reaguje, ale postanowiłam zaryzykować. W końcu nadeszła pora żeby przyznać się przed samą sobą, że ten platynowy przystojniak był cholernie pociągający nie tylko z wyglądu. Poznając Heart’a, poznałam prawdziwe oblicze tego na pozór oziębłego i podłego drania, który w rzeczywistości był spragniony czułości i ciepła drugiej osoby. 
Draco objął jedną dłonią w pasie, a drugą wplótł w moje włosy. Przylgnęłam do niego, chcąc aby ta chwila trwała jak najdłużej.
- Granger – wyszeptał w moje usta – Chyba się zakochałem.
To wyznanie podziałało na mnie jeszcze mocniej niż mogłabym przypuszczać. Nie zważając na obolałą wargę wpiłam się w jego usta jeszcze mocniej, zmniejszając dzielącą nas odległość do setnych milimetra. 
- Ty pieprzona kurwo! – usłyszałam. Odskoczyłam od Dracona najszybciej jak to było możliwe, ale ten był szybszy. Machinalnie zasłonił mnie sobą.
Moje serce stanęło, gdy rozwścieczony Ron wparował do biura. Zaczęłam trząść się z przerażenia, mimo, że teraz Draco trzymał mnie jedną ręką za sobą.
- Pierdolona dziwko! – wrzasnął i wyciągnął różdżkę, na co Malfoy zareagował tym samym.
- Wynoś się stąd Wieprzlej – warknął blondyn, napinając wszystkie mięśnie.
- To twój kochanek?! Ty zdziro! – darł się. – Odsuń się ty zapluty śmieciu!
- Wyjdź stąd – rozkazał blondyn, tonem mordercy.
- Bez niej nigdzie nie wyjdę! Ona jest moja! – wrzeszczał w amoku.
- Nie, nie jest.  Nudzisz mnie swoim wrzaskiem, więc wynocha. Nie powtórzę po raz kolejny.
- TY dziwko, ty pierdolona szmato, żebyś ty i twoja pieprzona córcia zdechły gdzieś jak najszybciej, ty… - wrzeszczał Ron i machnął w naszą stronę różdżką, starając się użyć zaklęcia niewerbalnego.
- „Expeliarmus”! – wrzasnął Malfoy i z jego różdżki wystrzelił czerwony płomień z siłą błyskawicy. Wrzasnęłam przeraźliwie, widząc jak Ron przelatuje przez cały hall i gabinet Malfoya, tłukąc wszystkie szyby. Siła, niemal boska, tego zaklęcia wyrzuciła Rona w powietrze tak mocno, że zbił sobą ostatnią napotkaną barierę i wypadł z gmachu Ministerstwa.
Poczułam łzy w oczach, widząc jak ciało mojego męża znika nam z oczu. Wszędzie zapanował chaos, ludzie z przerażeniem krzyczeli nie wiedząc co się dzieje. Wyrwałam się blondynowi i pobiegłam do jego gabinetu, zatrzymując się tuż przed rozwaloną w drobny mak szybą. Spojrzałam w dół i poczułam jak tracę równowagę. Silne dłonie natychmiast oplotły mnie w pasie i pociągnęły w tył.
Zobaczyłam ciało mojego męża rozrzucone na chodniku, zmienione w krwawą miazgę.
- Nie patrz na to. – poprosił cicho Draco, obracając mnie w swoją stronę. Wtuliłam się w niego i pozwoliłam poprowadzić w głąb pomieszczenia. Słyszałam wrzaski dobiegające z korytarza i z dworu. 
- Praca skończona, idziemy do domu – powiedział Malfoy i szybko nas teleportował.
Wylądowaliśmy w salonie mojego domu. Wszędzie panował bałagan, meble były poprzewracane, szkła walały się po podłodze. Nasz dom przypominał pobojowisko.
Draco zaniósł mnie do sypialni i posadził na łóżku.
- Już dobrze, spokojnie … - szeptał, kołysząc mnie w ramionach.
Ciężko było mi opisać szargające mną uczucia. Była to ulga, strach, rozpacz. Resztka miłości do Rona jaką w sobie miałam rozkazała mi rozpaczać, natomiast nienawiść na jaką zapracował przez ostatni rok, świętowała swoje małe zwycięstwo.
Po kilkunastu minutach rozdzwonił się mój telefon. Draco sięgnął po niego i odebrał.
- Tak, jestem jej przyjacielem, nie jest w stanie rozmawiać. Tak… Rozumiem… Dziękuję. – Draco rzucił telefon na łóżko.
- Hermiono, on żyje – powiedział. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- On żyje – powtórzył, a ja wypuściłam powietrze z płuc.
- Dzięki Bogu… - westchnęłam. Malfoy uniknie sprawy za morderstwo.
Draco przygarnął mnie do siebie, a ja wtuliłam się w niego z wdzięcznością.
- Wszystko się ułoży, zobaczysz. – wyszeptał.
- Muszę złożyć papiery… - mruknęłam.
- Pomogę ci. – zaproponował. – Sprawa wtedy szybciej pójdzie – puścił mi oczko. Zaśmiałam się cicho, znów widząc ten jego cwaniacki uśmieszek.
- Co teraz będzie? – zapytałam po chwili. 
- Nie mam pojęcia. Ale razem przez to przejdziemy – Draco spojrzał mi w oczy. Widziałam w nich czułość i miłość. Poczułam falę ciepła do tego pajacowatego blondyna. Uświadomiłam sobie w tej chwili, jak bardzo mi na nim zależało. 
- A co z twoją żoną? – zapytałam, bojąc się odpowiedzi.
- Wiesz… zapomniałem ci powiedzieć. Wczoraj dostaliśmy pismo z urzędu, że oficjalnie nie jesteśmy już małżeństwem. 
- A co z … - zamilkłam. Uświadomiłam sobie, że nie mam pojęcia jak się nazywa jego syn.
- Moim synem? Został ze mną. Mały James nienawidził matki. – uśmiechnął się.
- James? – powtórzyłam z niedowierzaniem.
- Tak. Przed Potterem bym się do tego nie przyznał, ale imponowali mi jego rodzice. Te poświęcenie na jakie się zdobyli…
- Oj Draco – uśmiechnęłam się z czułością.
- Wiesz jak ma Jass na drugie imię? – zagaiłam, uśmiechając się do niego.
- Lily? – zapytał, a ja pokręciłam głową.
- Narcyza. Zawsze lubiłam twoją matkę, a podczas wojny wiele poświęciła. Harry mi powiedział, że uratowała go, narażając życie, byle tylko dowiedzieć się czegoś o tobie. Wiele razy nadstawiała za ciebie głowę. – powiedziałam.
- Moja matka to wspaniała kobieta. Zmarnowała sobie życie u boku tego potwora, jakim był mój ojciec. – skrzywił się na wspomnienie Lucjusza. Jego ojciec był tyranem, który wykańczał psychicznie swoją rodzinę. 
- Wiesz… pomyślałem, że moglibyśmy razem spędzić święta… - zaproponował nieśmiało.
- Muszę porozmawiać z Jass. Zobaczę jak to przyjmie.. Muszę szybko znaleźć jakieś lokum, bo nie dam rady tu spędzić ani chwili.
- Wprowadź się do Malfoy Manor. Jest tam wystarczająco dużo miejsca, mała miałaby się z kim bawić. – zaproponował z nadzieją w głosie.
- Zgoda – odparłam po chwili zastanowienia. Wstałam i ostrożnie podeszłam do szafy. Machnięciem różdżki zmniejszyłam wszystko i zapakowałam do torebki. To samo zrobiłam ze wszystkimi innymi ważnymi rzeczami swoimi i Jassmine. 
- Idziemy po małą – zarządziłam i teleportowaliśmy się pod drzwi domu Ginny. Zapukałam i otworzyła mi przyjaciółka.
- Gin, przedstawiam ci mojego psychopatę z piłą mechaniczną – wskazałam na Dracona, który spojrzał na mnie wilkiem. Ginny otrząsnęła się z szoku i wskazała żebyśmy weszli do środka.
- Wiem o Ronie – powiedziała cicho.
- Tak… Jutro składam papiery rozwodowe. – mruknęłam.
- To dobrze. W razie czego, możecie zostać z małą ile chcecie – zaproponował Harry, stając przy drzwiach.
- Przykro mi, ale fuchę szlachetnego księcia już zająłem – uśmiechnął się Draco i objął mnie ramieniem. Ginny i Harry spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
- Mama! – pisnęła Jass i rzuciła mi się na szyję. Podniosłam mój skarb z ziemi i mocno ją przytuliłam.
- Kochanie, musimy porozmawiać o tatusiu. – powiedziałam. Draco wyczuł, że powinien nas zostawić, więc poszedł z Harrym i Ginny do salonu. Postawiłam córkę na podłodze i kucnęłam przed nią.
- Jass, posłuchaj mnie. Wyprowadzamy się od taty i zamieszkamy gdzieś indziej.
- U tego śmiesznego pana? – zapytała, wskazując na blondyna.
- Tak, dokładnie – uśmiechnęłam się.
- To dobrze. – mała przytuliła się do mnie – Tatuś cię uderzył, a mamusi nie wolno bić.
Nie spodziewałam się, że Jass przyjmie to tak lekko. Spodziewałam się łez i krzyków, a tymczasem ona chętnie na to przystanęła. 
- Mamusiu… Nie płacz już, proszę – poprosiła, widząc łzę płynącą po moim policzku.
- To łzy szczęścia. Cieszę się, że cię mam kochanie – powiedziałam i wtuliłam się w Jassmine.
Po chwili moja córka wyrwała mi się i pognała do salonu po czym wskoczyła Draco na kolana.
- Cześć – rzuciła – Jestem Jassmine.
Oparłam się o framugę drzwi, z uśmiechem patrząc na blondyna.
- Jestem Draco. Jesteś elfem? – zapytał, łaskocząc ją w bok. Mała roześmiała się radośnie.
- Tak! – zapiszczała i pokazała nam swoje spiczaste uszka. – Ciocia Gin mi zrobiła!
- Zmusiła mnie! – zaczęła się bronić ruda. 
- Do twarzy ci – powiedziałam i przytuliłam się do Draco. Jassmine szybko ułożyła się między nami. 
Draco objął mnie ramieniem, a ja wygodniej się w niego wtuliłam.
- Chyba szybko się przyzwyczaiła. – powiedziałam, głaszcząc główkę Jass. Mała położyła się wygodnie na moich i Draco nogach.
- Zasnęła – zauważył Draco.
- Nie chciała dziś spać. Czekała na ciebie – powiedziała Ginny.
- Będziemy się zbierać. Może zdążymy na kolacje. – zaproponował Draco . Przytaknęłam.
- Wpadnijcie na święta. Może pierwszego dnia? – rzuciła Ginny, gdy wstaliśmy .
Zerknęłam na Draco. W końcu to też jego decyzja.
- Pewnie. – uśmiechnął się. Cmoknęłam go w policzek i podniosłam małą z łóżka. 
- Dziękuję za wszystko, naprawdę. Nie wiem co bym bez was zrobiła – powiedziałam.
- Ja również dziękuję, za to że się nią opiekowaliście przez tak długi czas. – Draco objął mnie w pasie.
- Nie macie za co, naprawdę. Hermiona to prawie moja siostra. – powiedziała rudowłosa, uśmiechając się promiennie.
- Do widzenia – Draco uśmiechnął się do mnie i poczułam mrowienie na skórze. Mocniej złapałam Dracona i wylądowaliśmy w salonie na dworze Malfoyów.
- Daj, zaniosę małą do sypialni gościnnej. – zaproponował Draco i delikatnie wziął Jass na ręce.
Rozejrzałam się po salonie. Nie wiele się zmieniło odkąd ostatnim razem tu byłam. Nagle zauważyłam małego chłopca, patrzącego na mnie dużymi srebrnymi oczami.
- Cześć. Jestem Hermiona – przywitałam się z malcem.
- Nazywam się James Blaise Malfoy. – powiedział po chwili chłopiec. Oczy miał po tatusiu, co do tego nie było wątpliwości, natomiast dłuższe czarne włoski odziedziczył po Pansy.
- Bardzo miło mi cię poznać James. Lubisz ciasteczka? – zapytałam, a chłopiec pokiwał głową. Wyciągnęłam różdżkę i zaklęciem teleportowałam tu talerz ciasteczek, które wczoraj upiekłam.
- Częstuj się. To czekolada i rodzynki. – zachęciłam go i James wziął jedno.
- Pycha! – uśmiechnął się i natychmiast sięgnął po drugie ciastko.
- James – usłyszałam kobiecy głos z głębi korytarza. Podniosłam oczy na elegancką kobietę idącą w naszym kierunku i natychmiast się podniosłam.
- Babcia! – zawołał chłopczyk i podbiegł do kobiety z talerzem ciastek. – Są pycha!
- James, idź do kuchni popić ciastka, bo jeszcze się zakrztusisz.
Chłopiec pobiegł gdzieś korytarzem.
- Dzień dobry – powiedziałam. Narcyza Malfoy spojrzała na mnie uważnie.
- Witam. Co pani tu robi? – zapytała uprzejmie.
- Mamo! – zawołał Draco, stając obok mnie. – Jak się cieszę, że już się poznałyście.
- Draconie , wyjaśnij mi co się tu dzieje. I dlaczego jakieś dziecko leży w sypialni gościnnej?
- Mamo, musimy porozmawiać. – powiedział Draco i wskazał gestem na kanapę. Narcyza obrzuciła nas podejrzliwym spojrzeniem i usiadła naprzeciwko nas.
- Posłuchaj… Musisz wiedzieć, że Hermiona jest dla mnie ważna – mówiąc to, splótł nasze palce razem. – I potrzebuję jej, tak samo jak ona mnie. Jej mąż, teraz już były, był sukinsynem. Zgotował jej i jej córce piekło, musiałem je z tego wyciągnąć. Hermiona i Jassmine zamieszkają z nami. Kocham Hermionę.
Spojrzałam na twarz Draco. Każdy jej fragment potwierdzał jego słowa.
Wpatrywał się w matkę z napięciem, jakby od jej reakcji zależało jego życie. Spojrzałam nieśmiało na kobietę. Miała poważny wyraz twarzy, wyraźnie nad czymś myślała.
W następnej chwili roześmiała się serdecznie co natychmiast rozładowało atmosferę.
- Ale mieliście miny! Jakbym miała was za chwilę pożreć! – zaśmiała się i podeszła do nas.
- Kochanie, twoje szczęście jest dla mnie najważniejsze, wiesz przecież. – powiedziała, siadając obok mnie. – Mam nadzieję że mimo przykrych wspomnień, poczujesz się tu jak w domu. – uśmiechnęła się do mnie ciepło.
Chwilę później do pokoju wpadł roześmiany James, a za nim biegła krzycząca Jassmine. Jass gdy tylko zobaczyła starszą panią zatrzymała się jak zaczarowana i schowała się za Jamesem. 
- Witaj kochanie. Jestem Narcyza, babcia Jamesa. – powiedziała, uśmiechając się życzliwie. Mała wychyliła się nieśmiało zza chłopca i uśmiechnęła się do Narcyzy jednym ze swoich uroczych uśmiechów ukazujących dołeczki.
- To może być też twoja babcia – powiedział James. James jak na siedmiolatka był niesamowicie dojrzałym dzieckiem.
- Tak? – zapytała Jass, a mama Draco kiwnęła głową. Jass uśmiechnęła się szerzej i podeszła do Narcyzy. – Babcia – powiedziała, jakby smakując nowe słowo i objęła kobietę za szyję.
- Urocza mała – powiedziała Narcyza, obejmując nową wnuczkę. Spojrzałam na rozjaśnioną twarz Draco. Teraz już wszystko miało być tak jak powinno.

* Epilog*

W salonie było nareszcie tak jak być powinno. Radośnie, ciepło, rodzinnie. Była Wigilia, przyjechali do nas Blaise z Ginny i Harry z Mią. W ciągu tych trzech tygodni, odkąd zamieszkałam z Draco, wiele się zmieniło w życiu naszych przyjaciół i naszym również.
Harry i Ginny rozstali się w zgodzie. Oboje tego chcieli, nie zmieniło to jednak faktu, że pozostali przyjaciółmi, prawdziwymi przyjaciółmi, którzy zawsze mogą na siebie liczyć. Kilka dni po mojej przeprowadzce do Malfoy Manor, odwiedziła nas Ginny i tak się dziwnie zdarzyło że był u nas akurat Blaise. Od razu się w sobie zakochali, potracili dla siebie głowy. Harry natomiast już dawno poznał Mię. Teraz oboje naprawdę byli szczęśliwi.
James i Jassmine bawili się nowymi zabawkami, a my siedzieliśmy na 3 kanapach, wesoło rozmawiając i popijając szampana.
Nagle Draco podniósł się z kanapy i stanął przede mną. Wszyscy umilkli, patrząc na nas z ciekawością. 
- Hermiono Jean Granger. – powiedział, powoli przede mną klękając – Kocham cię do szaleństwa. Nie wyobrażam sobie choćby jednego dnia bez ciebie i Jassmine. Kocham ją jak córkę, bo właśnie nią dla mnie jest. Jesteś dla mnie światłem, prowadzącym mnie przez życie. Bez ciebie, straciłoby ono sens. Jesteś najjaśniejszą gwiazdą na niebie, która wskazuje mi drogę we właściwym kierunku. Teraz dopiero widzę, że bez ciebie, błądziłem bez celu po tym świecie, szukając właśnie ciebie..
- Oświadcz się rzesz w końcu ! – zawołał zniecierpliwiony Blaise, wywołując tym salwę śmiechu.
- Wyjdziesz za mnie? – zapytał, otwierając pudełeczko z pierścionkiem .
Wszyscy patrzyli na mnie w napięciu, a ja czułam jak łzy wzruszenia i czystego szczęścia napływają mi do oczu.
- Tak. – powiedziałam z czułością, a Draco natychmiast porwał mnie w ramiona, kręcąc się ze mną dookoła po całym salonie.  Gdy w końcu mnie postawił, złączyliśmy nasze usta w namiętnym pocałunku.
- Myślę, że to dobra chwila żeby ci o czymś powiedzieć – powiedziałam cicho, a Draco spojrzał na mnie zdziwiony.
- Jestem w ciąży. – powiedziałam i zobaczyłam jak niepohamowana radość ogarnia mojego przyszłego męża.
- No nie ! – zawołała Ginny – Ukradła nam pomysł!
Spojrzałam na nią z uśmiechem.
- Jak to? – zapytałam.
- Też jestem w ciąży – powiedziała i spojrzała na Blaise’a.
- Czemu wszyscy tu są w ciąży, a ja nie mogę?! – zawołał Zabini. Ginny spojrzała na niego z wyrzutem.
- Blaise ty podła małpo. Miałeś się zacząć cieszyć! – mruknęła rudowłosa.
- To to ze mną?! – wrzasnął zdziwiony, a ona zamachnęła się na niego poduszką.
- Nie, z pewnym idiotą, który nie umie się zabezpieczać. No i kocham do szaleństwa.
- Który to?! – krzyknął zrywając się na równe nogi. – Zamorduję drania!
Nagle uświadomił sobie, że Ginny mówi o nim.
- Będziemy mieli małe wiewiórzątka! – zawołał nagle, gdy uświadomił sobie, że to o nim mówi panna Weasley. Natychmiast porwał moją przyjaciółkę w ramiona.
- Moja Wiewiórka! – zawołał szczęśliwy i podrzucił ją w powietrze po czym sprawnie złapał.
Draco poklepał przyjaciela po plecach.
- Powodzenia stary – uśmiechnął się.
- Tobie też. Masz w domu taką lwicę, że bym się bał lwiątka dotknąć żeby mnie nie pożarła – zaśmiał się Zabini. Fuknęłam na niego i zrobiłam obrażoną minę.
- I tak ją kocham – mruknął i pocałował mnie w nos, po czym porwał nasze dzieci na ręce.
- To jak cieszycie się z rodzeństwa? – zapytał nasze pociechy. Jassmine energicznie pokiwała głową, natomiast James wydawał się nieco przygaszony.
- Hej, synu co jest? – zapytał Draco.
- Wiesz tato… Jeżeli to będzie dziewczyna, to ja chyba nie wyrobię. Nie mogę być bohaterem na dwa etaty.. – mruknął, a ja zaczęłam się śmiać. James wczoraj oznajmił nam, że ma zamiar być najlepszym starszym bratem na świecie i że będzie zawsze bronił Jassmine.
- Oj synku… - rozczulił się Draco .
- Cały tatuś. Zawsze bronił uciśnionych i słabszych – westchnęłam, a wszyscy w pokoju roześmiali się jeszcze bardziej.
- Chyba nie w tym wcieleniu – wychrypiał Blaise. 
- Kochanie, jak ty mnie dobrze znasz – mruknął Draco i przytulił mnie mocno.
Wtuliłam się w niego z całej siły.
- Obiecaj, że do końca życia będziesz tylko mój – szepnęłam.
- Nie mogę. Są jeszcze nasze dzieci – odszepnął i pocałował mnie czule. 

*Chwila porodu*
- Obiecaj – wycharczałam przez zaciśnięte zęby, kurczowo trzymając się dłoni blondyna.
- Obiecuje – powiedział, niemal miażdżąc moje dłonie. Wkrótce potem lekarze wypędzili mojego męża z sali operacyjnej.


*Draco*
Siedziałem na tym cholernym korytarzu już 3 godzinę. Co oni tam robią tyle czasu! Co się do jasnej cholery dzieje! Nagle zauważyłem lekarza idącego w moim kierunku. Zerwałem się na równe nogi.
- Co z moją żoną? Co z dzieckiem? – zapytałem przerażony. Lekarz spojrzał na mnie umęczonym spojrzeniem.
- Ma pan śliczną córkę – uśmiechnął się lekarz i wskazał na białe drzwi na końcu korytarza. Pędem rzuciłem się we wskazanym kierunku.
Hermiona leżała na łóżku z maleńkim, różowym zawiniątkiem na rękach. Gdy tylko mnie zobaczyła, uśmiechnęła się promiennie. Podszedłem do niej powoli i spojrzałem na moją córeczkę.
- Malutka – szepnąłem rozczulony i dotknąłem policzka mojego śpiącego aniołka. Hermiona spojrzała na mnie z miłością.
- Jak ją nazwiemy? – zapytała cicho. Zerknąłem na buzię dziecka i nagle mała otworzyła oczy.
- Ma twoje oczy. Dokładnie takie same – wyszeptałem, czując łzy szczęścia.
- Nasze włosy. Ma złote włoski – westchnęła moja żona.
- Scarlett – powiedziałem cicho, i mała przeniosła na mnie swoje spojrzenie.
- Podoba się jej. Witaj mała Scarlett Ginewra Malfoy. – uśmiechnęła się Hermiona.
- Dzieci chcą zobaczyć bobaska – powiedziałem, przypominając sobie o naszych maluchach siedzących z babcią w bufecie. Jak na zawołanie drzwi powoli się otworzyły i stanęła w nich nasza parka z babcią.
Gestem pokazałem im aby podeszli.
- James, Jassmine, oto wasza siostrzyczka. Scarlett. – przedstawiłem im nowego członka rodziny.
- To możemy mieć też pieska? – zapytała Jass. Zaśmiałem się cicho.
- Możemy – wymieniłem z żoną krótkie spojrzenia.
- Wiesz, że na Sali obok Ginny właśnie urodziła trojaczki? Dwóch chłopaków i dziewczynkę. Starszy chłopiec nazywa się Dominic Dracon Zabini, młodszy Fillius Fred Zabini, a córka nazywa się Mara Hermiona Zabini – powiedziała moja mama. Zacząłem się śmiać.
- Tylko Blaise mógł nazwać syna Dominic – prychnąłem. Hermiona spojrzała z miłością, delikatnie ją pocałowałem.
Rodzina w komplecie.




Powiem szczerze,  że ta miniaturka, jest moim arcydziełem. Ubóstwiam ją. Jestem z niej dumna jak nie wiem. Tylko nie wiem czy wstawię epilog. Jest według mnie zbędny.

____________
Coś ode mnie, czyt. Panny Malfoy. Jak dla mnie kolejny epilog nie jest potrzebny. Miniaturka świetna - jednym słowem. Aha i jest zbetowana przeze mnie więc rewelacyjna. :)

8 komentarzy:

  1. O Boże!!!! *0*
    Jedna z najpiękniejszych miniaturek jakie w życiu cztałam! REWELACJA! <3
    Brak mi już słów normalnie! :3
    Kocham Dramione, no po prostu uwiwlbiam :**

    Pozdrawiam i życzę dalszych sukcesów w pisaniu *-*
    //Lav.

    OdpowiedzUsuń
  2. Matko święta *o* pochłonęłam tą miniaturkę . Tak, owszem, to arcydzieło najpiękniejsze na świecie :3 wybaczam brak rozdziału i bardzo dziękuje za taką wspaniałą pracę :* pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniałe. Zakochałam się *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie przepadam za Dramione ale to jest tak genialne że chyba zmienię zdanie. Dziękuje i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ważne że jest Draco <3
    Dawaj mi dalej tego albo Hope & Draco, bo umieram z ciekawości ;-; <3 / EPYLDŻEK

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakie to słodkie i śliczne!
    Bardzo podoba mi się moment spotkania Narcyzy z Hermioną.
    No i słodkie dzieciaczki!
    Tylko jedno "ale"....
    Ja bym się bardziej przejmowała imieniem Mara niż Domicicc :D

    OdpowiedzUsuń
  7. uwielbiam tą miniaturke <3 zdecydowanie masz z czego być dumna!zazdroszcze tak dobrego stylu pisania(oczywiscie w dobrym sensie) przeczytałam na jednym tchu <3

    OdpowiedzUsuń