czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział 21

- Conor, SKARBIE, może przedstawisz mi swoją koleżankę - w przeciągu kilku sekund znalazłam się przy Conorze i wsunęłam mu rękę pod ramie, przez co prawie upuścił tą blond lalkę.
Mój chłopak w ostatniej chwili zdążył ją podtrzymać, lecz nieco ją odsunął.
- Abbey, to jest Hope. Hope, to jest Abbey - Conor przedstawił nas sobie nieco niechętnie, sama nie wiem czemu.
- Miło mi cię poznać - blondynka uśmiechnęła się sztucznie i wyciągnęła w moją stronę dłoń. Spojrzałam najpierw na jej rękę, potem na nią. No chyba sobie żartuje.
- Conor, musimy chyba już iść, nie sądzisz? - delikatnie pociągnęłam Conora w stronę Wielkiej Sali.
- Ale poczekajcie, musicie mi koniecznie pokazać szkołę! Coni nie uwierzysz, ale przysłali mnie na wymianę z Beauxbatons na cały semestr! Conor, pokażesz mi którędy iść do dyrektora?
- Nie, Conor, idziemy już do Wielkiej Sali! - powtórzyłam z naciskiem, piorunując dziewczynę wzrokiem.
- Hope, Abbey sama nie trafi... Szybko do ciebie dołączę - tłumaczył, delikatnie wyplątując się z mojego uścisku.
Zanim zdążyłam zareagować, Abbey chwyciła Conora za rękę i pociągnęła przed siebie. A podobno nie wie dokąd iść.
- A nie mówiłem że tak to się skończy? - nagle koło mnie pojawił się Draco.
- Przestań - burknęłam odwracając się do niego plecami.
- Ale przecież cię ostrzegałem. Widzisz? Abbey to jego była. Rozstali się jakiś czas temu, w dziwnych okolicznościach.
- To nic nie znaczy.
- Dobrze wiesz że oszukujesz samą siebie. Hope, proszę cię, przestań ślepo wierzyć we wszystko co on mówi albo robi! - Draco zaczął się denerwować.
- Draco, to twój kuzyn! Dlaczego tak źle o nim mówisz? Nie rozumiem tego - spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Kiedyś sam mówił że Conor jest w porządku, a teraz...
- Bo jeśli on cię skrzywdzi, to będę musiał go zabić. - Draco z grobową miną patrzył mi prosto w oczy.
- Co..?
- Nic Hope, nie przejmuj się - mówiąc to ruszył w kierunku Wielkiej Sali.
Nieco mnie przeraziła ta rozmowa...

*

- Widział pan Conora? - po skończonej uczcie natychmiast podeszłam do dyrektora który powinien widzieć go ostatni. Przecież ta cała Abbey powinna tu przyjść razem z dyrektorem.
- Nie, niestety. Był u mnie jakiś czas temu z Abbey Clifford, uczennicą z wymiany.
- Nie wie pan gdzie potem poszli? - dopytywałam, rozglądając się po sali.
- Nie, przykro mi. Przepraszam ale muszę już iść. - mówiąc to dyrektor delikatnie się uśmiechnął i powoli się oddalił.
Muszę go znaleźć. Nie wiem co ta obrzydliwa dziewczyna zrobiła mojemu chłopakowi, ale przysięgam że jak ją dorwę to pożałuje że w ogóle pomyślała żeby tu przyjechać.
 Ruszyłam w stronę biblioteki z nadzieją że ich tam znajdę. Przeszłam chyba już cały zamek...
Nie myliłam się.
Siedzieli przy jednym ze stołów i przeglądali jakąś książkę, zaśmiewając się w najlepsze.
- Conor - rzuciłam, podchodząc do nich z mordem w oczach - Możesz mi wyjaśnić czemu nie było cię na uczcie powitalnej?
- Hope! Co ty tu robisz? - chłopak natychmiast się podniósł. Nawet nie chciałam komentować tego szoku na jego twarzy.
- Ja? Ja cię szukam, podobnie jak Draco, Pansy, Blaise i Theo.
- Mój kuzynek się martwi? Ciekawe.
- Hope, nie bądź zła na niego, to moja wina - blondynka siedząca przy Conorze zaczęła go bronić.
- W to nie wątpię - warknęłam, odwracając się na pięcię i ruszając przed siebie.
- Hope, zaczekaj! - Conor od razu ruszył za mną i złapał mnie za rękę - Co ci jest?
- Nic. Baw sie dalej ze swoją byłą - mruknęłam i mu się wyrwałam, wybiegając z biblioteki.

*

- Hope, proszę cię, nie złość się na mnie - mój chłopak już chyba drugą godzinę stał pod drzwiami mojego pokoju.
- Słuchaj, albo go wpuścisz albo stąd wywalisz, nie dam rady słuchać tego lamentu ani sekundy dłużej! - Pansy była już na skraju wyczerpania nerwowego.
- Nie mogę Pansy, muszę go ignorować - burknęłam, nakrywając się na głowę poduszką.
- Nie możesz?! Ty nie możesz! Dobra! W takim razie ja mogę! - zawołała i machnięcięm różdżki otworzyła drzwi, zbyt nagle aby chłopak utrzymał równowagę, przez co jak długi wpadł do pokoju.
- A teraz będziecie tu siedzieć do póki sie nie ogarniecie! - wściekła Pansy wymaszerowała z pokoju i kilkoma zaklęciami nas zamknęła.
- Hope? - Conor ostrożnie do mnie podszedł - Pierwszy dzień szkoły a ty już obrażona?
- Ja obrażona? Skąd. - warknęłam, zasłaniając kotary dookoła łóżka.
- Hope, nie zachowuj się jak... Zaraz... Ty jesteś zazdrosna! - wykrzyknął, wsuwając głowę między zielone kotary, przez co zarobił ode mnie poduszką.
- Właśnie że nie jestem! - wrzasnęłam i rzuciłam się na niego z zamiarem uduszenia go drugą poduszką.
Chłopak nic sobie nie robił z mojego ataku, jedynie zaśmiewał się w najlepsze.
- Skarbie, wiesz że jestem silniejszy - Conor w mgnieniu oka przygwoździł mnie do podłogi.
- Nic mnie to nie obchodzi. Leć sie popisywać przed Abbey - burknęłam, odwracając głowę na bok.
- Tu cię boli - mój chłopak roześmiał się jeszcze bardziej i jedną ręką złapał mnie za oba nadgarstki, drugą za to odwrócił moją twarz tak abym musiała na niego patrzeć.
- Słuchaj uważnie. Abbey. To. Przeszłość.
- I oczywiście dla przeszłości olałeś swoją pierwszą ucztę w Hogwarcie?!
- To nie było tak... - westchnął zrezygnowany, widocznie nie mając siły na dalszą kłótnię - Hope, jesteś moją dziewczyną i powinnaś mi ufać, tak jak ja ufam tobie.
- Ale ja się nie prowadzam z moim byłym!
- Bo ma już dziewczynę!
- Czy ty coś sugerujesz? - syknęłam, mrużąc oczy. Mój chłopak wstał ze mnie i jednym ruchem postawił mnie na nogi.
- Nie, Hope. Nie ważne. Przestańmy już, co? Widzisz co się dzieje? Pierwszy dzień szkoły a my już skaczemy sobie do gardeł. - Conor delikatnie mnie do siebie przyciągnął i przytulił. Trzymał mnie tak abym mogła się swobodnie poruszać, czułam że daje mi wolny wybór - przytulić się czy wyjść.
- Nie chcę się kłócić - westchnęłam i objęłam go za szyję.
- Ja też.

***

Taki krótki rozdział 21... Niestety, ale MUSIAŁAM go skończyć w taki właśnie sposób, aby rozdział 22 mógł się pojawić znacznie szybciej :)

Moi kochani czytelnicy!
Dziś ten blog kończy roczek :D Nie mogę uwierzyć że naprawdę minął rok odkąd Hope jest ze mną.. To naprawdę niesamowite uczucie, wierzcie mi :D Jestem dumna że jakoś tam dalej jedziemy, że wciąż to piszę... Każdy mój poprzedni blog umierał po miesiącu, góra trzech... Tutaj też bywało różnie, ale postanowiłam zrobić gruntowny remont bloga. Niebawem pojawi się nowy szablon, rozdziały będą dodawane częściej...
Chcę wam podziękować za to że przez ten cudowny rok byliście ze mną, czytaliście i komentowaliście...
każdy komentarz to naprawdę duża motywacja do dalszego pisania. Dziękuję <3
A teraz podsumowanie...

                                                 Rozdziały : 21 + Prolog
                                                 Miniaturki : 2
                                                 Komentarze : 199
                                                 Wyświetlenia : 11,577

Jeszcze raz dziękuję z całego serca ^^ Kocham was !!

( Przypominam wam o moim drugim blogu, na którym pojawił się Chapter 5 :) )




What u think about Dramione Blog?

piątek, 4 lipca 2014

Rozdział 20

"-...1!...
Odetchnęłam jakby z ulgą i w chwili gdy fajerwerki wystrzeliły w górę, złączyłam nasze usta w ostatnim pocałunku ubiegłego roku, i pierwszym nadchodzącego."

W tej chwili nie istniało nic poza nami, liczyliśmy się tylko my, nasza chwila. Nie obchodziło mnie kto nas zobaczy, kto co sobie pomyśli.
Nerwy opuściły mnie dokładnie w tym momencie gdy Conor objął mnie w pasie i odwzajemnił pocałunek, delikatnie muskając moje wargi swoimi. W moim brzuchu ożyło istne stado rozszalałych motyli, co uczyniło ten moment jeszcze piękniejszym.
- To jest mój prezent? - zapytał Conor, niemal nie rozłączając naszych ust.
- Tak - mruknęłam, wtulając się w niego i chłonąc jego cudowny zapach.
Żadne z nas już się nie odezwało, staliśmy tak wtuleni w siebie, czując że do szczęścia nie potrzeba nam już nic więcej.
Nie zwracaliśmy uwagi na rozbłyskające raz po raz sztuczne ognie, na oklaski, na krzyki ludzi zebranych dookoła, nie istniała dla nas euforia panująca na terenie ogrodu ani zdziwione spojrzenia.
- Hope - usłyszałam podekscytowany głos przyjaciółki która właśnie do nas podbiegła. Tuż za nią stał Blaise, trzymając ich dłonie splecione razem.
- Gratulacje - uśmiechnęłam się szeroko na ich widok. Conor również podzielał mój entuzjazm, tylko inaczej go okazywał. Już jakiś czas temu zorientowałam się że teraz już chyba mój chłopak ma.. hm.. problem z okazywaniem uczuć.
- Dzięki - uśmiechnął się Blaise - Wam też.
- Dziwnie się porobiło - zaśmiałam się, wtulając się w Conora. Stałam teraz tyłem od niego, a on obejmował mnie od tyłu, opierając się o moją głowę.
- Przecież wiesz że zawsze będę cie kochał - Blaise posłał mi zniewalający uśmiech. - Jesteś jak moja młodsza siostra i to się nigdy nie zmieni. I chyba zawsze tak było.
- Masz rację - uśmiechnęłam się szeroko. To chyba była prawda, Blaise był dla mnie jak starszy brat którego nigdy nie miałam. Wcześniej też go kochałam, tylko nie potrafiłam nazwać tego uczucia.
- A tak w ogóle widział ktoś Smoka? - zapytała nagle Pansy.
- Conor... Myślisz że on... - przerwałam, widząc jego minę. Nagle moje spojrzenie powędrowało do okna sypialni Draco, gdzie teraz paliło się światło.
- Porozmawiam z nim - mruknął Conor.
- To nie jest dobry pomysł - wtrącił Zabini - Hope by się załamała jakby cię zabił... Ja z nim pogadam.
Mówiąc to, Blaise puścił Pansy i ruszył w stronę domu.
- Hope, słuchaj, jeżeli ty.. ty nie... - zaciął się Conor, nie mogąc nic z siebie wydusić.
- Nie. Niczego nie żałuję, słyszysz? - powiedziałam, patrząc mu w oczy.
- Naprawdę jesteś wyjątkowa - uśmiechnął się i mocno mnie objął. Wtuliłam twarz w zagłębienie jego szyi i poczułam jak zaczynamy się delikatnie kołysać.
- Myślisz że Draco się trzyma? - zapytałam po kilku minutach.
- Nie wiem, naprawdę. Słyszałem że zerwał zaręczyny z Parkinson.
- Tak... Ja... My.. Mieliśmy taki okres... Draco był mi bardzo bliski.
- Co się zmieniło? - zapytał Conor, zmienionym tonem.
- Poznałam ciebie.
Conor nie odpowiedział, tylko mocniej mnie przytulił.
- Idziesz ze mną zobaczyć co u Draco? - zapytałam po kilku kolejnych minutach.
- Idź sama. Mnie raczej nie chce teraz widzieć.
Wyswobodziłam się z objęć chłopaka i po prostu teleportowałam się pod drzwi sypialni Malfoya.
Właśnie unosiłam rękę żeby zapukać, gdy usłyszałam podniesiony głos Dracona.
- Co on ma czego ja nie mam?! - zawołał rozdzierającym serce głosem.
- Stary, to tak nie działa. Wiesz o tym bardzo dobrze.
- To jak?! Czemu wybrała jego? Czemu to z nim się migdaliła o północy?!
- Nie mów o niej w ten sposób - powiedział ostrzegawczym tonem Blaise.
- Przecież to.. to zwykły ćpun! Przestępca! A to jego wolała!
- Widocznie tak musiało być, rozumiesz? Smoku...
- Co Smoku, no co Smoku ?! Taka jest prawda! Wybrała tego ćpuna!
- To twoja rodzina, Draco!
- Żadna rodzina. Nienawidzę go. Zawsze był tym lepszym, zawsze dostawał to czego chciał, zawsze! Nawet ONA na to poleciała!
- Hope nie jest głupia, poza tym... Widziałem dzisiaj jej wyraz twarzy. Zależy jej na nim.
- Pytanie brzmi, czy jemu na niej również ! - wrzasnął - Pamiętasz to kretynkę, Alyss? Było z nią dokładnie tak samo!
- Z tą różnicą, że Hope wyciągnął z gówna. Słyszałeś co mówił.
- No i co z tego! Dałeś się na to nabrać, tak jak Hope. Ale, ona zawsze była naiwna, do końca wierzyła że jej debilny kuzyn jest dobry, a teraz ta idiotka dała się nabrać na gierki tego szmaciarza.
Nie wytrzymałam. Z całej siły pchnęłam drzwi, aż te z hukiem trzasnęły o ścianę. Głowy obydwu chłopaków natychmiast obróciły się w moją stronę.
- Ta naiwna idiotka, wierzyła również że ty jesteś kimś więcej niż bufonem z arystokratycznej rodziny! Ale wiesz co? Jesteś zwykłym dupkiem, który nie potrafi się pogodzić z tym że ktoś jest lepszy od niego, że nie zawsze masz to czego chcesz! I choćbyś był ostatnim chłopakiem na ziemi, nie chciałabym z tobą być!
- Ah tak?! A ta noc, kiedy błagałaś mnie żebym z tobą został?! Kiedy pozwalałaś mi się obcałowywać?!
- Pragnę ci przypomnieć, że byłam pijana! - wrzasnęłam.
- Więc teraz jesteś zwykłą szmatą skoro obcałowujesz już trzeciego kolesia !
Poczułam się jakby chłopak wymierzył mi mocny policzek. Nagle zostałam odepchnięta na bok i wylądowałam przy Blaisie.
- Nigdy więcej nie waż się tak jej nazwać - powiedział Conor, tonem lodowatym jak najmroźniejsze lody Akrtyki. Draco w odpowiedzi jedynie się roześmiał, po czym gwałtownie zamilkł, gdy pięść mojego chłopaka wylądowała na jego nosie. Coś przeraźliwie chrupnęło i z nosa blondyna spłynęła krew.
- Nigdy. - powtórzył Conor stojący nad trzymającym się za twarz i klącego na cały świat kuzyna.
- Wiesz stary, pomógłbym ci gdyby on nie miał racji - westchnął Blaise kręcący głową z niedowierzaniem.
- Nie warto - prychnął Conor, podchodząc do nas.
- Nie przejmuj się nim, okej? Dla mnie mogłabyś całować się z całą armią, jeżeli tylko będziesz szczęśliwa.
- Dziękuję - rozczuliłam się i przylgnęłam do niego.
- Twoja dziewczyna cię szuka - rzucił Conor, obejmując mnie. - No i szczęśliwego Nowego Roku.
- Wzajemnie - uśmiechnął się Blaise, puszczając do mnie oczko.
- Wiesz... Mam pomysł - powiedział Conor gdy już zeszliśmy na dół. Widząc jego zabawny wyraz twarzy od razu się rozpogodziłam.
- Zamieniam się w słuch.
- Wrócimy do domu, napijemy się dobrego szampana i przetańczymy resztę nocy.
- Iiii? - dopytywałam, czując że to nie koniec atrakcji jakie mnie czekają.
- No wiesz.. Jeśli to dla ciebie za mało... - mruknął, przyciągając mnie do siebie. Objęłam go za szyję i Conor zaczął delikatnie mnie całować, składając na moich ustach jeden pocałunek po drugim.
Przymknęłam oczy, pozwalając mu pogłębić pocałunek.
- Idziemy do domu? - wyszeptał w moje usta, na co ja jedynie chwyciłam go za krawat i przyciągnęłam do siebie.
- Uznaję to za tak - mruknął i poczułam charakterystyczne drżenie powietrza wokół nas.
Gdy wylądowaliśmy w jego mieszkaniu, Conor oderwał się ode mnie i szybko zdjął marynarkę i krawat, przy okazji różdżką włączając stereo i przygaszając światła.
Ja natomiast pozbyłam się butów i zbędnych ozdób, równocześnie podchodząc do lodówki i wyciągając z niej najlepsze wino jakie znalazłam. Swoją drogą to ciekawe że prawie połowa lodówki mojego chłopaka jest zapełniona alkoholami, ale czegoś takiego jak mleko już tam nie znajdziesz.
- Jak tam? - zawołał do mnie z drugiego końca salonu mój chłopak.
- Szukam kieliszków - odkrzyknęłam, przegrzebując wszystkie szafki.
- Trzecia wisząca od lodówki w prawo - zaśmiał się, podchodząc do mnie od tyłu.
- Wybacz, ale nie zaglądam ci do każdej szafki po kolei żeby się dowiedzieć gdzie co jest.
- A może powinnaś? - wyszeptał mi do ucha takim tonem, jakby właśnie proponował mi cokolwiek grzesznego...  Poczułam jak jego dłonie oplatają mnie w pasie i szybko się do niego odwróciłam, przy okazji odstawiając wino na blat.
- Czy ty coś sugerujesz? - zapytałam, szczerząc się jak wariatka. Nie moja wina że tak na mnie działał...
- A nawet jeśli? - Conor delikatnie musnął ustami moje ucho, zjeżdżając niżej wzdłuż szczęki.
Zanim zorientowałam się co się dzieje Conor wyprowadził mnie z kuchni na środek salonu. Wszystkie meble były elegancko poustawiane pod ścianami, została jedynie wieża.
- Co powiesz na pierwszy taniec w tym roku? - zapytał, ponownie wyciągając różdżkę.
- Z przyjemnością - dygnęłam lekko, widząc jego wyciągniętą w moją stronę dłoń.
Gdy tylko chłopak przyciągnął mnie do siebie, w pokoju rozbrzmiała muzyka *włącz*
Conor objął mnie delikatnie w pasie, prowadząc mnie do walca.
- Nie umiem tańczyć - przyznałam się, czując że się rumienię.
- Nie musisz. Daj się poprowadzić.
Tak zrobiłam. Po kilku cichych jęknięciach, gdy przez przypadek nadepnęłam Conorowi na nogę, zaczęłam ogarniać o co chodzi i jak się poruszać. Szło mi to dość opornie, lecz w końcu udało nam się normalnie zatańczyć w miarę normalnie.
- Dobrze ci idzie - pochwalił mnie, delikatnie mnie obracając.
- Mam dobrego nauczyciela - uśmiechnęłam się, czując się jak prawdziwa księżniczka na balu.
Za każdym razem gdy z nim byłam, tak się czułam. Jakby Conor był moim wyśnionym księciem z bajki który uwolnił mnie ze strasznej wieży. I w jego oczach widziałam tak prawdziwe i szczere uczucie, że żadna rzecz na świecie nie mogła się z tym równać. Jego uśmiech, gdy mnie widział, jego każdy czuły i delikatny gest, to wszystko było tak niepozorne i naturalne... Draco nie miał pojęcia jak bardzo się mylił, oceniając Conora w taki a nie inny sposób.
- Lubię tą piosenkę - powiedział w końcu Conor.
- Ja też. Ale jest bardzo smutna... - odparłam, wsłuchując się w słowa piosenki. Mój chłopak nagle zastygł w bezruchu, świdrując mnie spojrzeniem, po czym uniósł nasze ręce splecione razem i delikatnie pocałował obie moje dłonie.
- Nie pozwolę żeby nasza historia tak się skończyła - oświadczył z mocą w głosie. Na twarzy miał wymalowaną absolutną pewność i czystą namiętność. Wyraz jego oczu i twarzy obudził we mnie pewną strunę która do tej pory pozostawała uśpiona.
- Czemu tak mi się przyglądasz? - zapytał z delikatnym uśmiechem, gdy ja nie potrafiłam się nawet ruszyć.
- Bo... Bo nie chcę żeby to się kiedykolwiek skończyło. Bo.. - zacięłam się i nagle go puściłam, cofając się kilka kroków.
- Hej, co jest? - zmartwił się nagle Conor, idąc za mną. Usiadłam na kanapie i wyjęłam swojego papierosa z torebki.
- Nic - potrząsnęłam głową i odpaliłam fajkę. Kolor jej zdobienia ze złotego zmienił się w granatowy, a w ustach poczułam najmocniejsze Marlboro jakie paliłam.
- Przecież widzę - chłopak szturchnął mnie łokciem w bok.
- Naprawdę, nic. - odparłam, siląc się na uśmiech i unikając jego wzroku.
- Gadaj, albo załaskoczę cię na śmierć - zagroził, szykując się do ataku.
- Ja.. boje się. - wydusiłam w końcu, podnosząc na niego spojrzenie.
- Czego? - zapytał, marszcząc brwi.
- Że... Że to się skończy. Że zastąpisz mnie kimś innym. Że nadejdzie taki dzień, kiedy nie będę pamiętać kto to Conor Malfoy. Że to tylko sen i obudzę się za szybko... W moim życiu wszystko ma tendencję do szybkiego pierdolenia się. - mówiłam powoli, czując piekące łzy w kącikach oczu. - Nie chcę stracić kolejnej ważnej osoby...
- Nie mów tak, słyszysz? - Conor potrząsnął mną delikatnie po czym przyciągnął mnie do siebie - Nie możesz tak myśleć. A doskonale wiem co czujesz, sama przecież wiesz. Ale mimo to, nie dopuszczam do siebie myśli że nie zestarzeję się u twego boku. Bez naszych wygłupów, wspólnego palenia, robienia wsi w miejscach publicznych. Bez codziennych problemów.
Poczułam jak pierwsza łza spływa po moim policzku, jego słowa wzruszyły mnie doszczętnie.
- Dziękuję - wymamrotałam, gdy chłopak otarł mi ją kciukiem.
- Twoi rodzice chcieliby żebyś była szczęśliwa. - uśmiechnął się.
- Jak to chcieliby? - prychnęłam zdziwiona, opierając się o niego wygodniej. Kątem oka zauważyłam że kolor papierosa z granatu przeszedł w zieleń, a moje płuca wypełnił gryzący dym charakterystyczny tylko dla jednej rośliny.
- Chcą - poprawił się szybko, szczerząc się jak głupek. Zmrużyłam podejrzliwie oczy ale nie drążyłam tematu.
- Właśnie ! Muszę im wysłać sowę z życzeniami! - przypomniałam sobie, wstając z kanapy.
- Przykro mi ale najbliższa sowiarnia jest w Hogwarcie - uświadomił mnie Conor, ponownie ciągnąc mnie na miejsce.
- Na Salazara... Hogwart .. - jęknęłam na samą myśl o rychłym powrocie do szkoły. - Jutro muszę wracać.
- Musimy - poprawił mnie mój chłopak, szczerząc się jeszcze bardziej.
- Jak to "musimy"? - zapytałam szczerze zdziwiona.
- No chyba nie sądzisz że puściłbym cię samą do tej szkoły pełnej niewyżytych samców?! - oburzył się, patrząc na mnie ze zgorszeniem.
- Kto tu jest niewyżyty - prychnęłam, wywracając oczami. - Wracasz do szkoły?
- Tak. Będę z tobą na jednym roku bo Dumbledore kazał mi powtórzyć drugie półrocze 6 roku.
- Muszę mu kiedyś podziękować. - mruknęłam, wchodząc mojemu chłopakowi na kolana.
- Oj musisz - zachichotał - zanudziłabyś się tam na śmierć beze mnie.
- Z całą pewnością. Zastanawia mnie tylko jak to się może udać - Ty, Draco i Potter w jednej szkole? Nie ma opcji.
- Damy radę, mała, co ty się przejmujesz. - zaśmiał się uroczo, a w jego niebieskich oczach dostrzegłam dziwne błyski - Mojego kuzyna dałem radę nauczyć szacunku do starszych, to i twojego nauczę.
- Jemu to nikt nie pomoże - prychnęłam, przybliżając się jeszcze bardziej.
- Widzisz, a Draco narzeka na mnie. Chyba nie jestem taki okropny, co?
- Absolutnie. Jesteś najcudowniejszy na całym świecie - uśmiechnęłam się.
- No ja myślę. W razie gdybyś miała jakieś wątpliwości, mogę ci to bardzo łatwo udowodnić.
- A jak? - zapytałam, przekrzywiając głowę na bok.
- A tak - mruknął i złączył nasze usta w czułym acz namiętnym pocałunku, tak słodkim i przepełnionym uczuciami że nie dało się nie rozpłynąć pod jego wpływem. Mimowolnie wplotłam palce w jego gęste włosy i przylgnęłam do niego całym ciałem.
- Śpij dzisiaj ze mną - poprosił, gdy zabrakło mu oddechu.
- Tylko grzecznie - mruknęłam rozbawiona, dając mu tym samym do zrozumienia że jeszcze trochę sobie poczeka aż zbliżymy się do siebie na tyle by do czegoś mogło dojść.
- A myślałaś że co? Ktoś tu ma sprośne myśli.. - zaśmiał się, ponownie mnie całując. Po chwili Conor wziął mnie na ręce, tak aby nie przerwać pocałunku i zaniósł do swojej sypialni. Jedyne co zdążyłam zauważyć to to, że łóżko ma jeszcze większe niż moje.
Brunet wyjął różdżkę z kieszeni i jednym machnięciem zmienił moją sukienkę w krótkie spodenki i za długą koszulkę, sam natomiast został w samych dresach.
- Czy ty nie masz czegoś takiego jak bluzka? - zapytałam, przyłapując się na tym że uważnie przyglądam się jego umięśnionemu ciału. Nie czekając na odpowiedź wgramoliłam się pod kołdrę, zajmując przy tym najlepszą poduszkę.
- A po co mi? Poza tym, wiem że kochasz ten widok - chłopak puścił mi oczko i położył się obok mnie.
- Nie pochlebiaj sobie - prychnęłam, lecz kpiarski uśmiech szybko zniknął z mojej twarzy gdy usta mojego chłopaka zaczęły delikatnie obcałowywać moją szyję.
- Czekaj, nie mogę... - zreflektowałam się, gdy tylko zorientowałam się co Conor robi - Jak ja się pokażę w szkole ! - jęknęłam, zdając sobie sprawę że mam teraz na szyi elegancką malinkę.
- Chcesz, mogę ci zrobić drugą do pary - zaoferował się, pochylając się w moją stronę.
- Nie. Obrażam się za to - fuknęłam i odwróciłam się do niego plecami, udając śmiertelnie obrażoną.
- Przepraszam... Ale do twarzy ci z nią - wymruczał Conor wprost do mojego ucha i przysunął się do mnie, kładąc mi rękę na brzuchu.
- Kłamiesz - mruknęłam, wciąż się nie odwracając.
- Nie kłamię. Jeżeli poprawi ci to nastrój, też mi możesz zrobić. - zachichotał, łaskocząc mnie delikatnie.
- Nie zniżę się do twojego poziomu - westchnęłam i minimalnie się odwróciłam.
- Dlaczego? - zapytał podejrzliwie.
- Bo nie.
- Ale dlaczego?
- Bo nie! - zawołałam, odwracając się gwałtownie.
- Aha! Ty po prostu nie umiesz robić malinki! - zawołał triumfalnie z bananem na twarzy.
- Nie prawda! Umiem!
- Nie umiesz!
- Umiem!
- Nie umiesz!
- Umiem! Tylko po prostu jeszcze nigdy tego nie robiłam, ale umiem!
- To pokaż! - zażądał, uśmiechając się cwaniacko.
- Dobra - odparłam z pewnością siebie po czym usiadłam na nim okrakiem. Za to że we mnie nie wierzy, należy mu się nauczka.
- Jesteś pewien? - zapytałam, tworząc w głowie zarys planu.
- A co, tchórzysz? - uśmiechnął się wyzywająco na co ja tylko prychnęłam.
Położyłam swoje dłonie na klatce piersiowej Conora i powoli przejechałam nimi do góry i w dół, masując jego po kolei jego barki i brzuch. Następnie zaczęłam palcem wodzić po jego mięśniach brzucha, a widząc jego reakcję na mój delikatny dotyk zachciało mi się śmiać. Jego mięśnie na przemian się napinały i rozluźniały, a oddech nieco mu przyspieszył. Uśmiechnęłam sie pod nosem i pochyliłam w jego stronę, lecz zamiast go pocałować w usta, przygryzłam delikatnie płatek jego ucha, po czym delikatnie je pocałowałam. Zjechałam ustami trochę niżej, na szczękę a potem od razu na obojczyk i ramię, nie przestając przy tym go masować.
W końcu złożyłam na jego szyi jeden subtelny pocałunek, powoli i bardzo delikatnie go pogłębiając. Gdy przejechałam językiem po gorącej skórze chłopaka, usłyszałam błagalny niemal jęk.
Uniosłam się z powrotem i ponownie oparłam dłonie na jego brzuchu.
- Coś mówiłeś? - zapytałam uwodzicielskim tonem.
- Jeżeli w ciągu trzech sekund ze mnie nie zejdziesz, nie ręczę za siebie - wysapał. Uśmiechnęłam się triumfalnie i zaczęłam się delikatnie wiercić, tak żeby jeszcze bardziej go zirytować.
Nagle chłopak podniósł się do góry, niemal mnie z siebie zrzucając, jednak zanim zdążyłam choćby drgnąć, jego ramiona oplotły mnie w pasie a jego usta bezbłędnie odnalazły moje.
Uśmiechnęłam się i wygodniej ułożyłam w jego ramionach i tym samym przerywając pocałunek.
- Dobranoc - wyszeptałam, wtulając się w niego. Mój chłopak oparł się o stertę poduszek i zaczął się delikatnie bawić moimi włosami.
- Dobranoc, mała - usłyszałam jeszcze jego głos zanim zasnęłam.

*********************************************************

- Wstawaj, śpiochu - ze snu wyrwał mnie cichy głos bruneta.
- Jeszcze chwilka - jęknęłam, przewracając się na drugi bok.
- Nie-e. - zaprotestował i ściągnął ze mnie kołdrę. Krzyknęłam cicho i gwałtownie obkręciłam się w lewo i poczułam jak kończy mi się łóżko. Pisnęłam i z hukiem zwaliłam się na podłogę. Natychmiast się rozbudziłam, czując jak okropnie boli mnie tyłek.
- W porządku? - zapytał Conor, wychylając się zza łóżka. Jęknęłam boleśnie na co chłopak tylko się roześmiał i wyciągnął ręce w moją stronę. Po chwili zostałam wciągnięta z powrotem na ogromne łoże.
- Boli - mruknęłam, robiąc nieszczęśliwą minę.
- Mój głupolek - zachichotał i wyciągnął rękę w stronę mojej pupy, najpewniej chcąc ją rozmasować, na co od razu strzeliłam go po łapie.
- Chciałem dobrze - bronił się, wciąż chichocząc.
- Zrzuciłeś mnie! - oburzyłam sie, dźgając go w pierś.
- Nie prawda! Sama spadłaś!
- Chciałbyś - prychnęłam, złażąc z łóżka - Ruszaj się, nie chcę się spóźnić!
- Od kiedy ty jesteś taka punktualna? - zdziwił się Conor, nakrywając się poduszką na głowę.
- Od zawsze! To ty masz na mnie zły wpływ.
- Ja na ciebie?!
- Tak!
- Chyba na odwrót! - prychnął, niechętnie gramoląc się z łóżka. Uśmiechnęłam się tryumfalnie i wyszłam z sypialni, kierując się do kuchni.
KAWA.
To jedyne o czym byłam w stanie myśleć w tej chwili.
- Chcesz kawę? - krzyknęłam, wstawiając czajnik i wyjmując z szafki dwa czerwone kubki.
- Nie, dzięki - rzucił Conor z uśmiechem i wyjął z kieszeni dresów paczkę fajek.
- A może ty się skusisz? - uśmiechnął się zadziornie i wystawił papierosy w moją stronę.
Zerknęłam najpierw na niego, potem na paczkę... Zanim nad tym pomyślałam, mój chłopak już odpalał mi mojego papierosa od swojego.
Mój chłopak.
Merlinie, jak to brzmi... Moi rodzice na pewno w to nie uwierzą... Ciekawe czy go polubią...
- To co? Może będziemy się już zbierać? - zaproponowałam, zerkając na zegarek.
- Aż tak ci się spieszy? - zapytał, zalewając kawę gorącą wodą.
- Wolę nie mieć problemów - wyjaśniłam, zabierając mu kubek.
- Grzeczna niunia - zachichotał, szturchając mnie w bok - A tak poza tym, to czemu aż tak ci zależy na szkole?
- To że do niej chodzę nie znaczy że mi zależy. - usiadłam na kanapie i powoli upiłam łyk kawy.
- Owszem, znaczy. Ja rzuciłem szkołę i dobrze mi się żyje.
- Nawet nie myśl o tym żeby przekonać mnie do rzucenia szkoły - powiedziałam, domyślając się do czego zmierza ta rozmowa - Mowy nie ma.
- Dobrze dobrze, spokojnie. Tak tylko mówię. - chłopak uniósł dłonie w obronnym geście.
- Maruda - mruknęłam i wyciągnęłam różdżkę.
Po kilku sekundach miałam już na sobie szkolny mundurek, podobnie jak Conor.
- Nienawidzę tych szmat - burknął, szarpiąc za krawat.
- Przyzwyczaisz się - zapewniłam go i sprawnie zawiązałam mu szaro-zielony krawat z którym się męczył.
- A śniadanie? - zaoponował, gdy zauważył że chcę już wychodzić.
- Zjemy w szkole. Conor, przestań to odwlekać. W końcu i tak będziemy musieli iść.
- Ale lepiej później niż teraz.
- Wcale że nie lepiej. Już, do kominka - zarządziłam, wpychając go do środka.

***

Wyłoniliśmy się z kominka w Wielkiej Sali, specjalnie  podłączonego na potrzeby uczniów wracających z ferii świątecznych.  Większość uczniów i grona pedagogicznego była już w szkole, brakowało jedynie pierwszych i drugich roczników.
- Jak myślisz, wytrzeźwieli już? – mruknął do mnie rozbawiony Conor, wskazując chwiejącą się na nogach profesor Sprout i pochrapującego Hagrida.
- Nie sądzę – prychnęłam.
- Matko, szczerze ci powiem że tęskniłem za tym miejscem – westchnął chłopak, chłonąc widok i no cóż… zapach szkoły. W całej Sali dało się odczuć specjalny, delikatnie zwietrzały zapach a la Vodka
0 5 lub Whiskey&Gabbana.
- Przed chwilą nawet nie chciałeś wyjść. – odwróciłam się do skwaszonego Dracona stojącego niedaleko nas.
- Hej Draco – uśmiechnęłam się do niego serdecznie, próbując nie wywoływać napiętej atmosfery.
- Na pewno – przytaknął Conor, obojętnym tonem. Zaraz za blondynem zauważyłam Blaise’a i Pansy co chwila na siebie zerkających. Mimowolnie się uśmiechnęłam, przypominając sobie parę przyjaciół w Sylwestra.
Widać dobrze im było razem.
- Conor? - usłyszałam jakiś kobiecy głos tuż za sobą - Conor!
- Abbey! - mój chłopak wydawał się mocno zszokowany widokiem jakiejś blondynki.
- Matko, Conor nie wierzę że to ty ! - owa Abbey po prostu wskoczyła Conorowi w ramiona, na co we mnie się zagotowało.
Kim do jasnej ciasnej jest ta tleniona Abbey?!




Dam dam dam ^^ Wracam do was z 20 rozdziałem ^^
Mam nadzieję że ktoś tu jeszcze został i zaglądniecie :)
Jeżeli ktoś jeszcze nie widział, to u Brooklyn pojawił się Chapter 4 :**
21 rozdział w najbliższej przyszłości <3
Kocham was wizardy ^^

Czytam/Doceniam = KOMENTUJĘ

niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 19

Do sylwestra został jeden dzień, i jak na razie nie spotkałam żadnego z moich przyjaciół. Widocznie Draco już odpuścił.
- Królewno, gotowa? - zapytał Conor, wchodząc do mojej sypialni.
- Tak - uśmiechnęłam się, poprawiając włosy. Lekko je natapirowałam i zostawiłam rozpuszczone, tak żeby pasowały do mojego stroju.
- To idziemy - uśmiechnął się na mój widok. Podeszłam do niego kołysząc biodrami i chwyciłam go pod ramię które wystawił. Przyznam szczerze, że teleportacja w szpilkach nie należy do najprostszych, zwłaszcza gdy lądujesz kilka centymetrów nad ziemią.
Dziś Conor obiecał zabrać mnie na drugą najlepszą imprezę w moim życiu. Gdy zapytałam jaka była pierwsza, roześmiał się i odparł że ten Sylwester.
- Dokąd idziemy? - zapytałam, gdy zimne powietrze uderzyło w moje ciało. Może to jednak nie był genialny pomysł założyć krótkie spodenki w grudniu...
- Zobaczysz. - mruknął, zerkając na mnie.
- A czemu się nie teleportujemy? Albo nie użyjemy kominka? Czegokolwiek? - marudziłam, szczelnie opatulając się kurtką.
- Bo utożsamiamy się z mugolami. - prychnął - Nie jęcz, zaraz będzie ci cieplej.
- A niby jak masz zamiar to sprawić?
- Pojedziemy samochodem. Jechałaś kiedyś samochodem, prawda?
- Pewnie że tak. Ale od kiedy ty masz samochód? - zapytałam zdziwiona.
- Od zawsze. - prychnął i podszedł do starego jak świat Mustanga GT.
- Ty żartujesz, prawda? - zapytałam z przerażeniem w głosie.
- Nie, czemu?
- Przecież ten trup nawet nie odpali.
- Żebyś się nie zdziwiła. Wsiadaj - rzucił i otworzył mi drzwi od strony pasażera. Starałam się ignorować przeraźliwy zgrzyt który temu towarzyszył.
- Gotowa na jazdę życia? - zapytał Conor, gdy już odpalił.
- O ile to przeżyję.. - mruknęłam bardziej do siebie niż do niego.
- Dramatyzujesz - roześmiał się - Te maleństwo śmiga jak szalone! Tylko czasem ma problem z hamulcami...
Żartuję! - sprostował szybko, gdy wbiłam w niego przerażone spojrzenie.
Serce biło mi jak oszalałe, gdy silnik wydał przerażający wizg który najwyraźniej ucieszył Conora.
- Uspokój się, on naprawdę dobrze działa. Masz, zapal sobie - zachichotał i rzucił w moją stronę paczkę fajek.
Wciąż zerkając na Conora wsadziłam papierosa między wargi i powoli go odpaliłam.
- Skoro tak twierdzisz - mruknęłam i zaciągnęłam się dymem.
Rozluźnienie przyszło od razu, gdy tylko drapiący gardło dym opuścił moje płuca.
- Mocne - zauważyłam, zaciągając się jeszcze głębiej.
- Wiem.
Dalszą część drogi pokonaliśmy w milczeniu, Conor starał się nie dopuścić do rozpadu samochodu, a ja delektowałam się dymem papierosowym.
- Jesteśmy – rzucił chłopak i wysiadł z samochodu, po czym obszedł samochód i otworzył mi drzwi.
- Zapraszam – uśmiechnął się, podając mi ramię. Zadrżałam z zimna i z przykrością stwierdziłam że pada śnieg.
- Byłam tu już kiedyś – zauważyłam, patrząc na neonowy szyld.
- Nie sądzę – prychnął – To miejsce dla VIP’ów, stałych bywalców.
Zignorowałam jego brak wiary w moje imprezowe możliwości i skupiłam się na otoczeniu. Mogłabym przysiąc że znam to miejsce, tych ochroniarzy przy wejściu, tą okolicę.
- Conor! – zawołał łysy dres spod wejścia – Stary, ile czasu cię tu nie widziałem!
-  Siema młody! – Conor widocznie ucieszył się na widok „znajomego”. – Wiesz, miałem sporo na głowie.
- No właśnie widzę że nie próżnowałeś – roześmiał się dresiarz, zerkając na mnie – A co z Alyss?
- Jaką Alyss? – wtrąciłam nieco ostrzejszym tonem niż planowałam. Rumieńce i zakłopotanie na twarzy Malfoya mówiły same za siebie.
- Ekhm.. Taka znajoma.. – wymamrotał, posyłając mordercze spojrzenie do kumpla. – Chodź, wejdziemy, zimno ci pewnie…
- Już mniej. Naprawdę, z chęcią porozmawiam jeszcze z twoim kolegą – zaoponowałam, spoglądając to na jednego to na drugiego.
- Jestem Tom, ale dla ciebie mała, mogę być kimkolwiek zechcesz – starałam się nie skrzywić widząc jego obleśną łapę lądującą na moim ramieniu.
- Miło z twojej strony – uśmiechnęłam się i objęłam Toma w pasie. – No, Tom, może opowiesz mi coś o tej ALYSS?
- Dobra, zrozumiałem – warknął Conor, wyglądając jakby zaraz miał zamordować swojego kolegę – Rozstaliśmy się kilka miesięcy temu, nie widziałem jej od tamtej pory.
- Ale przecież miesiąc temu… - wtrącił Tom ale natychmiast umilkł, widząc lodowate spojrzenie Conora. Tak, ta mimika twarzy jest chyba u Malfoy’ów dziedziczna.
- Ja się będę żegnał – Tom puścił mnie natychmiast i cofnął kilka kroków. – Szczęśliwego Nowego Roku i tak dalej… - wymamrotał i szybko się oddalił.
- Ciekawie się zapowiada – powiedziałam i nie zwracając uwagi na błagalne spojrzenie Conora weszłam do środka.
Muzyka była nie do przekrzyczenia, nie słyszałam nawet własnych myśli, cała podłoga drżała od basów. 
Teraz już miałam pewność, że znam tę salę, tylko nie potrafię sobie przypomnieć skąd.
Skierowałam się do baru, gdzie tworzył się mały tłumek.
- Nowa? – usłyszałam wyraźny głos jakiegoś mężczyzny, mimo że nikt tu się nie odzywał. No tak. Przecież to magiczny klub.
- Tak. Kim jesteś? zapytałam, rozglądając się na boki.
- Nie ważne. Tu nikogo nie obchodzi kim jesteś ani co tu robisz. Weź drinkadopiero teraz się zorientowałam że barman trzyma kieliszek wyciągnięty w moją stronę. Szybko go od niego wzięłam i upiłam łyka. Niby zwykła wódka z colą, ale miała mocniejszy smak niż jakikolwiek alkohol jaki do tej pory miałam okazję spróbować.
- Na mój koszt – głos ponownie rozbrzmiał w mojej głowie.
- Dzięki. Chcesz zatańczyć? – zapytałam, zanim zdążyłam lepiej przemyśleć tą propozycję.
- Jasne. Odwróć się. – z lekkim wahaniem spełniłam jego prośbę. A teraz spójrz w lewo.
Wtedy go zauważyłam. Wysoki, dobrze zbudowany z czarnymi zmierzwionymi włosami.  Chłopak uśmiechał się szeroko i właśnie ruszył w moim kierunku.
- Hope? Gdzie jesteś? Nie mogę cię znaleźćusłyszałam głos Conora, przez który zakręciło mi się w głowie. 
- Może lepiej zastanów się gdzie Alyss?warknęłam, starając się zamknąć umysł tak żeby żadne myśli z zewnątrz nie mogły się do niego dostać.
- Ty jesteś zazdrosna!prychnął rozbawiony – Idę do ciebie, słonko.
- Nie słonkuj mi tu!  I wcale nie jestem zazdrosna 
obruszyłam się i w tej samej chwili poczułam jak ktoś mną potrząsa.
- Chodź, zatańczymypowiedział swobodnym tonem brunet i pociągnął mnie na środek parkietu.
Muzyka była głośna, ale aż porywała do tańca, hipnotyzowała do tego stopnia że ciało samo tańczyło.
- Kto to jest? Co to za fagas! Hope!zupełnie zignorowałam chłopaka, w pełni pochłaniając się w tańcu. Tak, chciałam mu zrobić na złość.
Lekko zadrżałam gdy ciepłe dłonie mojego partnera przyciągnęły mnie do niego i spoczęły na moich biodrach. Dopasowaliśmy się do wspólnego rytmu i nawet nie przeszkadzała mi świadomość że brunet zjeżdża swoimi rękoma na moją pupę.
- Twoja sprawa. Tylko żebyś potem nie żałowała. – usłyszałam głos… czyjś, na pewno męski ale nie pamiętam czyj, po czym zupełnie odpłynęłam. Wszystko zaczęło mieć wyraźniejsze barwy, niemal neonowe, cała sala wirowała mi przed oczyma w zawrotnym tempie i zdawało mi się że tylko ja i chłopak za mną stoimy w miejscu.
Nagle brunet obrócił mnie przodem do siebie i zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować poczułam jego usta na swojej szyi. Moje dłonie instynktownie go objęły, zmniejszając odległość między nami.
- Może wyjdziemy?  - zaproponował, unosząc mnie do góry.
- Takmruknęłam tylko i oplotłam go nogami w pasie. Sala nagle zamieniła się w jakiś okropny pokój mieniący się tysiącem świateł. Przymknęłam oczy czując jak nagle zapadam się w puchową pościel a brunet przywiera do mnie swoim ciałem, a jego wargi odnalazły moje, wpijając się w nie z dziwną namiętnością którą natychmiast mu odpowiedziałam.
- Poczekaj chwilę, królewno. Zaraz wrócę, a ty się napijuśmiechnął się i wskazał głową na butelkę wody stojącą na szafce nocnej. Nagle poczułam się bardzo spragniona, czułam się jakbym miała istną Saharę w ustach. Powoli się podniosłam i natychmiast chwyciłam butelkę, wypijając ją jednym tchem.
Zanim się zorientowałam co się dzieje, butelka wypadła mi z ręki a ja bezwładnie opadłam na łóżko, całe ciało zaczęło mi strasznie ciążyć, zupełnie jakby było z betonu. Nie miałam siły nawet drgnąć czy mrugnąć.
- Lepiej?brunet nagle zjawił się tuż obok mnie, z tą różnicą że eleganckie czarne spodnie i aksamitną koszulę zamienił na stary dres. Nie odpowiedziałam, zdawało mi się że nawet nie wiem jak.
- Nie jest ci za gorąco? Chodź, zdejmiemy z ciebie te grube szmaty – zaproponował i nie czekając na moją odpowiedź uniósł mnie trochę do góry i zsunął mi z ramion bluzę. 
Nagle usłyszałam huk, ciężar ciała chłopaka nagle zniknął. Nie mogłam nawet zobaczyć co się dzieje, moje oczy były utkwione w jednym miejscu, a powieki nagle zaczęły mi opadać.
Słyszałam jakieś dźwięki, docierające do mnie jak przez mgłę, nie rozróżniałam żadnego głosu czy brzmienia, po prostu zapadałam się w sobie.
Gdy wszystko zaczęło się oddalać, zobaczyłam nad sobą czyjąś twarz, zastygłą w strachu i łzach.
- Myśl! Myśl!usłyszałam, gdy ogarnęła mnie zupełna ciemność. O co temu komuś chodziło? Chciałam spać, cen wydawał się teraz dobrym wyjściem, dość już świateł i kolorów, jestem zmęczona…
- Hope skup się! Zaraz zdejmę z ciebie urok, ale musisz się skupić!
Zignorowałam głos który wydawał mi się dziwnie znajomy i zaczęłam odpływać, zupełnie jakby moja dusza opuszczała ciało, czułam się wolna i wyzwolona jak nigdy wcześniej.
Ten stan nie trwał długo, gdy ostro mną szarpnęło. Gwałtownie otworzyłam oczy, siadając w miejscu i łapiąc duże hausty powietrza. Nie mogłam uspokoić oddechu, gdy ktoś zaczął mną potrząsać.
- Hope! Ziemia! – zawołał chłopak, siedzący przede mną. Spojrzałam na niego nieprzytomnie, z początku jego twarz wydawała mi się znajoma, ciepła…
- Conor – jęknęłam i rzuciłam się na niego – Boże tak cię przepraszam – zapłakałam, zdając sobie sprawę że płaczę i cała się trzęsę ze strachu.
- Nie przepraszaj słońce. Nie twoja wina że ten skurwiel cię otruł. – chłopak zamknął mnie w szczelnym uścisku i zaczął mną delikatnie kołysać.
- Ja nie chciałam… - bąknęłam, uczepiając się go najmocniej jak potrafiłam. Ciepło bijące od niego dawało poczucie bezpieczeństwa którego teraz tak bardzo potrzebowałam.
- Wiem. Już wszystko w porządku, jestem przy tobie – wyszeptał do mojego ucha.
- Dziękuję – spojrzałam na niego. Był upiornie blady i miał delikatnie zaczerwienione oczy. Również drżał.
- Bałem się o ciebie. Jak zniknęłaś, myślałem że zwariuję – powiedział, siląc się na uśmiech.
- Przepraszam – wymamrotałam, spuszczając wzrok.
- Wracamy do domu, czy chcesz zostać? – zapytał, pomagając mi wstać.
- Może wrócimy?
- Cokolwiek zechcesz – uśmiechnął się i złapał mnie w pasie.  Powietrze wokół nas zadrżało i w następnej sekundzie staliśmy już w salonie.
- A co z twoim samochodem? – zapytałam, przypominając sobie że jego gruchot auto zostało przed klubem. 
- Nic mu nie będzie, jest ubezpieczony. Jak ktoś go ukradnie to jeszcze mu podziękuję – machnął lekceważąco ręką i podszedł do lodówki.
- Wina? – zaproponował, wyciągając butelkę słodkiego, czerwonego wina.
- Ale tylko trochę – zgodziłam się, siadając na kanapie i zrzucając z nóg niewygodne buty.
Gdy Conor usiadł obok mnie i podał mi kieliszek napełniony tylko do połowy, włączyłam telewizor.
- Nie jesteś zmęczona? – zapytał, wskazując na zegarek. Minęła 1 w nocy.
- Nie bardzo. A ty?
- Też nie. To co, obejrzymy jakiś film? – zasugerował, zabierając mi pilota.
- Jasne. – upiłam mały łyk zimnego alkoholu – Może jakąś komedię?
- Mówisz masz. Trzy czarownice i pogrzeb? A może „Moja wiedźma wychodzi za mąż”?
- To drugie – zdecydowałam i oparłam głowę na ramieniu Conora.


*Conor*

W połowie filmu zorientowałem się że Hope śpi jak zabita. Uśmiechnąłem się widząc uśmiech błąkający się jej po twarzy i delikatnie ją podniosłem. Dziewczyna przekręciła się w moich ramionach ale spała dalej więc ostrożnie zaniosłem ją do jej sypialni i ułożyłem pod kołdrą.
Gdy upewniłem się że wciąż smacznie sobie śpi, wymknąłem się z pokoju i zacząłem nakładać ochronne zaklęcia na jej pokój i cały dom, tak aby nikt nie mógł tu wejść, choćby próbował czołgiem sforsować drzwi.
Wyszedłem z domu i po raz ostatni sprawdziłem wszystkie zabezpieczenia – wszystko jest tak jak powinno.
Ulice świeciły pustkami, tylko gdzieniegdzie pod ścianą siedział jakiś pijany bezdomny. Swoją drogą to ciekawe że tacy ludzie na jedzenie nie mają nigdy, a na wódkę zawsze coś się znajdzie…
Rozejrzałem się i wszedłem w boczną alejkę, skąd teleportowałem się prosto pod willę mojego kuzynka. Wolałem teleportować się jakiś kawałek od domu, żeby nikt nie nabrał jakiś podejrzeń.
- Panicz Conor – zapiszczał skrzat otwierając mi drzwi zanim jeszcze zdążyłem zapukać.
- Jest mój przygłupi kuzyn? – zapytałem, wchodząc do hallu.
- Dobry Pan Malfoy jest w pokoju na górze, u Panicza Blaise’a. – zapiszczało ponownie stworzenie i zniknęło. Z jakiegoś nieznanego mi powodu wszystkie skrzaty należące do mojej ciotki nazywały Dracona „Dobrym Panem”, co według mnie było absolutnie irracjonalne.
Mój kuzyn faktycznie siedział u swojego czarnoskórego kumpla, ich dzikie wrzaski słychać było już na początku korytarza. Ciekaw jestem co oni tam wyprawiają…
Stanąłem pod drzwiami do pokoju i zapukałem.
- Czego tu? – warknął mój kuzyn, plując przy tym na wszystko dookoła.
- Również się cieszę że cię widzę – rzuciłem i minąłem go w drzwiach.
- Od kiedy ty umiesz pukać? – zapytał zdziwiony Zabini, robiąc mi miejsce na skórzanej sofie.
- Mnie, w przeciwieństwie do tego tu debila – wskazałem palcem na oplutego blondyna – nauczono kultury osobistej i nie wpierdalam się komuś do pokoju jak jakiś dzikus.
-  Po co żeś tu przylazł? – zapytał nieco spokojniejszym tonem Draco, stając pod ścianą naprzeciwko mnie.
- Porozmawiać. Życzyć ci udanego Sylwestra. Popatrzeć jak zapluwasz sobie podłogę – wymieniałem, uważnie przyglądając się jak przez twarz mojego kuzyna przechodzą wszystkie odcienie czerwieni.
- Lubię tego gościa – zaśmiał się Zabini, nie mogąc się nacieszyć wkurwem przyjaciela. 
- Coś jeszcze? – zapytał Draco, zaciskając zęby tak wyraźnie że aż mu się zmarszczki zrobiły na twarzy.
- Tak. Generalnie chciałem się zapytać czy znacie jakiś czarnowłosych czubów.
- Co ty pierdolisz – jęknął blondyn, teatralnym gestem załamując ręce.
- Kurwa gówno. Hope napadł jakiś psychol, dzisiaj w klubie.
- W jakim klubie?! Jaki psychol?! I co ona tam w ogóle robiła?! I gdzie ty byłeś, zaliczałeś jakąś szmatę na boku?! – wrzeszczał nagle wściekły Draco.
- Byłem z nią kurwa! Jeśli sądzisz że zostawiłbym ją tam samą, to się kurwa grubo mylisz. Zostawiła mnie bo się obraziła, jasne?!
- O co się obraziła?! Co jej zrobiłeś! – syknął mój kuzyn z rządzą mordu na twarzy.
- Nic jej nie zrobiłem, więc z łaski swojej się uspokój. Dowiedziała się że miałem byłą i tyle! Ja jej chyba nie robię afer o to że chodziła z Zabinim!
- TY nie jesteś jej chłopakiem !! – wydarł się Draco.
- Ty z tego co wiem też nie – prychnąłem – A teraz jeśli pozwolisz, chciałbym się dowiedzieć czy znacie potencjalnego dupka który mógłby zrobić coś takiego.
Mój kuzyn posłusznie umilkł i wbił spojrzenie w Blaise’a.
- Nott? – bardziej zapytał czarnoskórego niż stwierdził cokolwiek.
- Nie ma opcji – Blaise pokręcił tylko głową – Zadbałem o to.
- A ten jej przychlaśnięty kuzyn? Smrotter? – wtrąciłem, przypominając sobie że Hope również ma kuzyna.
- Potter… Cóż… To całkiem możliwe, ale gdyby dyr się dowiedział to byłby skończony… - mruknął Zabini.
- Ktoś jeszcze?
- Czekaj… Nie kojarzę żeby ktoś ze szkoły był do tego zdolny…  - zastanawiał się mój kuzyn.
- Jeżeli coś wam wpadnie do głowy to mnie powiadomcie. Nie zdążyłem zabić tamtego skurwiela więc chcę to naprawić – rzuciłem lekkim tonem i ruszyłem w kierunku drzwi.
- Conor! – zawołał za mną mój kuzyn. Przystanąłem i odwróciłem się przez ramię.
- Co robisz w Sylwestra?
- Idę z Hope na imprezę. – odparłem nieco milszym tonem.
- Ja… Myślałem że może wpadlibyście tutaj?
- Rozważymy to. – mruknąłem i zniknąłem za drzwiami.
- Jesteś cholernie zazdrosny, prawda? – usłyszałem głos Blaise’a, nieco przytłumiony ale wciąż wyraźny.
- Niby czemu? – warknął mój kuzyn.
- Bo w nocy wciąż mamroczesz jej imię.
Powoli odszedłem od drzwi, przetrawiając wszystko czego się dowiedziałem. Cóż… Już dawno się domyśliłem że Draco zakochał się w Hope... Wcześniej nie był takim paranoicznym dupkiem. W sumie był spoko, jak razem piliśmy w klubie…
Ale Hope sama wybierze. Obaj mamy równe szanse, z tym że mój kuzyn do końca zwariuje jeżeli dostanie kosza…


*Hope*

Gdy otworzyłam oczy, zegarek wskazywał 13:20, a mimo to wciąż byłam zmęczona i najchętniej nie wychodziłabym z łóżka. 
Powoli zwlekłam się z łóżka, przeglądając się przy okazji w lustrze. Przez rozmazany makijaż wyglądałam jak rozczochrana panda.
- Conor? – zawołałam sennie, wychodząc z pokoju.
- Jestem królewno – z łazienki naprzeciwko mojego pokoju wyszedł Conor ubrany w same dresy – Wyspana?
- Nie bardzo.. – mruknęłam, przecierając dłonią twarz.
- Po takiej nocy wcale ci się nie dziwię. – uśmiechnął się i wskazał na kuchnię. – Śniadanie czeka.
- A może tak poranny papieros? – zaproponowałam z nadzieję w głosie. 
- Przyznaj się że ci się skończyły – roześmiał się.
- Obiecałeś że mi jeszcze takie zrobisz!
- Wiem, pamiętam o tym. W końcu nie dałem ci porządnego prezentu na gwiazdkę.. – mówiąc to zniknął na końcu korytarza.
- Jak to? – zawołałam za nim – A lustro?
- Jakie lustro? – odkrzyknął mi z drugiego końca mieszkania.
Zaraz. 
Jeżeli lustra nie przysłał Conor… to kto?
- Nie ważne – odparłam i usiadłam na kanapie.
- Zamknij oczy – polecił, czając się za ścianą. Natychmiast je zamknęłam. – Wystaw dłonie.
Po kilku sekundach w moich rękach spoczęła średniej wielkości paczka owinięta w srebrno-zielony papier z ogromną kokardą na górze.
- Wiesz że nie musiałeś? Naszyjnik jest naprawdę piękny i serio to…
- Otwórz i nie marudź – jęknął chłopak – Jaka dziewczyna nie lubi prezentów ja się pytam?!
Uśmiechnęłam się pod nosem i ostrożnie zdjęłam papier okrywający srebrne pudełko.
- Mam się bać? – zapytałam, delikatnie łapiąc za pokrywę.
- Sama oceń – prychnął i spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem.
Powoli uniosłam wieczko. W środku, na aksamitnej zielonej poduszce leżał… papieros.
Wyglądał jak normalny papieros, oprócz tego że był inkrustowany złotym wzorem, takim samym jak na zapalniczce.
- To nie jest zwykły papieros. – wyjaśnił Conor, podnosząc prezent do góry – Nigdy się nie wypali. Intensywność mocy zależy od twoich potrzeb, typ tytoniu również. Możesz palić zwykłą nikotynę, marihuanę albo cokolwiek sobie zamarzysz.
- Sam to zrobiłeś? – zapytałam, przypominając sobie ostatnie wynalazki Conora.
- Trochę mi to zajęło, ale tak. – uśmiechnął się. – Podoba się?
- Bardzo – uśmiechnęłam się i objęłam go za szyję – Też mam dla ciebie prezent.
- Jaki? – zapytał, obejmując mnie w pasie.  Bezceremonialnie wpakowałam mu się na kolana, na co tylko się zaśmiał.
- Wieczorem się dowiesz. Miałam ci dać go wcześniej, ale skoro dziś sylwester…
- Ja dałem ci teraz, to nie fer! – grymasił niezadowolony.
- Nie marudź – zachichotałam, układając głowę w zagłębieniu jego szyi.
- Cokolwiek zechcesz – mruknął, gładząc mnie po włosach. – Draco zaprosił nas na Sylwestra.
- Jak to? – zapytałam, marszcząc brwi. – Kiedy z nim rozmawiałeś?
- Przysłał list. Chcesz iść?
- Ja… Nie wiem… - odpowiedziałam nieco zdezorientowana. Jeżeli pójdziemy, nieco pokrzyżuje mi to plany..
- Myślę że możemy iść. W końcu to twój przyjaciel a mój kuzyn, prawda?
- Od kiedy ty jesteś taki za nim, hmm? – zapytałam, dźgając go w pierś.
- Nie wiem. Wiesz, świąteczne cuda, te sprawy – uśmiechnął się i puścił mi oczko.
- Głupek – zachichotałam i oparłam się o niego ponownie.
- Cały dzień tak przesiedzimy? – zapytał po kilku minutach.
- A co, źle ci? – prychnęłam, zerkając na niego .
- Na Merlina, skąd! Po prostu pomyślałem że może znowu wybierzemy się do Harrods’a.
- Obawiam się że ochrona dostałaby zawału – roześmiałam się na samo wspomnienie naszej małej wycieczki po Londynie.
- Oj tam, bez przesady. Poza tym, na Salazara, która dziewczyna nie chce iść do centrum handlowego?!
- Ja – roześmiałam się – Ale w sumie, jeżeli idę z tobą, to czemu nie. Daj mi chwilę – zawołałam i w mgnieniu oka zerwałam mu się z kolan.
- Dam ci tyle ile będziesz chciała – uśmiechnął się uroczo a ja ze wszystkich sił starałam się nie wyszczerzyć jak idiotka.
W biegu wpadłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic, po czym umyłam zęby i zaczęłam rozczesywać włosy, co wcale nie było takie proste jak mogłoby się wydawać.
Gdy wyglądałam w miarę przyzwoicie, założyłam szlafrok i podeszłam do ogromnej szafy z której Conor kazał mi korzystać. Jego mama miała figurę bardzo podobną do mojej więc dużo rzeczy na mnie pasowało. Większość rzeczy zostawiłam u Malfoya w domu.
Gdy ubranie miałam już na sobie, ponownie weszłam do łazienki i zaczęłam się malować. Zrobiłam sobie cienkie kreski, delikatnie wytuszowałam rzęsy i użyłam szarego cienia do powiek żeby podkreślić kolor oczu. Zamiast czerwonej szminki użyłam brzoskwiniowego błyszczyku i jasnego pudru.  Czas miałam całkiem niezły, wyszykowanie się zajęło mi tylko 37 minut.
- To dokąd idziemy? – zapytałam, wychodząc z pokoju. Conor miał na sobie ciemne jeansy i czarną bluzę z nadrukiem jakiejś drużyny sportowej.
- Może do muzeum? Słyszałem że w muzeum figur woskowych jest teraz fajna wystawa. Tym razem użyjemy kominka podłączonego do muzeum, no chyba że wolisz komunikacją miejską.
- Zdecydowanie kominek. – odparłam. 

Conor pokiwał głową na znak zgody i złapał mnie za rękę, po czym zgarnął szczyptę proszku z pojemniczka  i rzucił do kominka.
- Muzeum Figur Woskowych, Londyn. - powiedział i wkroczyliśmy w płomienie. Poczułam tak dobrze już znane szarpnięcie w okolicach brzucha i zobaczyłam tunel wirujący dookoła nas. Każda jaśniejsza plamka to jedno wejście do kominka z którego ktoś właśnie korzysta.


Nasze wyjście do muzeum wyglądało następująco - weszliśmy, zaczęliśmy zwiedzać po czym Conor połapał się że jest tu wystawa o jakimś boysbandzie dla nastolatek, więc za wszelką cenę musieliśmy tam iść. Gdy mój szanowny kolega już dopchał się do figur, zaczął wrzeszczeć i piszczeć, po czym przeskoczył przez czerwone linki odgradzające zwiedzających od eksponatów i zaczął obściskiwać każdą figurę po kolei. Gdy interweniowała ochrona, ten za nic nie chciał puścić rzeźby którą trzymał i koniec końców prawa ręka niejakiego Nialla Horana już nigdy nie wróci na swoje miejsce. Kiedy ludzie zorientowali się że Conor jakimś cudem oderwał rękę od tego biedaka, cała horda dziewczyn się na niego rzuciła zupełnie jakby miały ochotę rozedrzeć go na strzępy, i koniec końców ochrona zamiast nas wyrzucić na zbity pysk, pomagała nam bezpiecznie wyjść.
Potem skoczyliśmy na miasto coś zjeść ( tak, Conor stwierdził że najbardziej luksusowa knajpa jaką zna to Nando's ) i o dziwo tam nikt ręki nie stracił.
Wróciliśmy do domu ok. 19, więc miałam jakąś godzinę na przebranie się w coś bardziej "sylwestrowego".
Conor również postanowił ubrać się bardziej odświętnie. Zajrzałam do niego gdy właśnie szukał koszuli.
Po przekopaniu całej szafy, w końcu byłam gotowa. Z włosów zrobiłam delikatne fale i spięłam je na prawy bok, tak że z lewej strony zostało tylko kilka kosmyków.
- Gotowa? - zapytał Conor, najwyraźniej koczując u mnie pod drzwiami. Rzuciłam ostatnie spojrzenie w stronę lustra i stwierdziłam że nic już nie poprawię.
- Tak - zawołałam i drzwi od pokoju się otworzyły.
- Wow... - jęknął na mój widok.
- Ty też... wow - wydusiłam z siebie, całkowicie oniemiała na jego widok. Miał na sobie kremową koszulę i marynarkę, do tego bezwładnie przewieszony krawat. Po raz pierwszy i chyba ostatni widziałam go w pantoflach i spodniach od garnituru.
- Wyglądasz absolutnie przepięknie - powiedział, podchodząc do mnie.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się i poczułam że się rumienię.
- Idziemy? - zapytał w końcu chłopak, obejmując mnie.
- A może zostaniemy w domu? Sami - uśmiechnęłam się do niego w najbardziej uwodzicielski sposób na jaki potrafiłam się zdobyć.
- Obiecałem mu że będziemy - mruknął bez przekonania. Zaśmiałam się cicho i chwyciłam jego krawat i szybko go zawiązałam.
Tym razem to ja teleportowałam nas do domu Draco. Impreza już trwała w najlepsze, mimo że było dopiero po 20.
- Hope ! - pisnęła na mój widok Pansy i rzuciła mi się na szyję. Objęłam przyjaciółkę, miałam nadzieję że Blaise też gdzieś tu jest.
- Cudna kiecka - powiedziała z uznaniem, dokładnie przyglądając się mojej kreacji.
- Twoja też - przyznałam, widząc jej suknię.
- Gdzie Blaise i Draco? - zapytałam, próbując przekrzyczeć hałas.
- Przy barze. Blaise robi za barmana i całkiem nieźle mu idzie - prychnęła Pans i wskazała na drugi koniec zatłoczonego salonu.
- Chcesz coś do picia? - zapytał Conor odsuwając się kawałek.
- Poproszę. - rzuciłam i ruszyłam z Pansy do tańca.
We dwie przetańczyłyśmy bite dwie godziny, w międzyczasie dołączył do nas Draco z którym Conor jak widać zakopał topór wojenny. Blaise natomiast spełniał się w roli barmana, szykując dla nas coraz dziwniejsze drinki.
- Zaraz północ! - wrzasnął ktoś z tłumu i wszyscy jak na zawołanie spojrzeli na ogromny zegar ścienny wiszący nad wyjściem do ogrodu.
Zostało ledwie kilka minut, wszyscy zaczęli wychodzić do ogrodu. Chłopaki przygotowali pokaz magicznych fajerwerków który każdy chciał zobaczyć.
Nagle zdałam sobie sprawę że nie widzę nigdzie Pansy i Blaise'a który w końcu zostawił na chwilę bar.
Zamiast nich zauważyłam idącego w moją stronę Conora. Momentalnie się rozpromieniłam i ruszyłam w jego kierunku.
- Zaraz Nowy Rok - uśmiechnął się, obejmując mnie ramieniem.
- Szybko zleciało - przyznałam - Widziałeś Pans?
- Tak. Jest dość zajęta - roześmiał się i wskazał za fontannę. Spojrzałam w tamtą stronę i po prostu mnie zamurowało. Ogarnęła mnie fala tak wielkiej radości że wybuchnęłam szczerym śmiechem, szczęśliwa że Pansy... No właśnie, Pansy! Pansy całowała się z Blaisem! Wydawali się tak pochłonięci sobą, że nawet bomba atomowa by ich nie rozdzieliła.
- 10! - ktoś zaczął odliczanie. Spojrzałam na Conora który utkwił we mnie spojrzenie.
- Chcę pożegnać ten rok z tobą - powiedziałam, czując że serce wali mi jak oszalałe.
-...7!...
- Nie wyobrażam sobie że Nowy Rok mógłby się zacząć bez ciebie - odparł, przytulając mnie.
Patrzyłam mu w oczy, denerwując się bardziej niż kiedykolwiek, cała się trzęsłam i nie potrafiłam opanować oddechu.
- ..3!..
Wiedziałam co chcę zrobić, wiedziałam że to dobra decyzja, że tylko z nim czuję się w ten sposób.
-...2!..
Conor patrzył mi w oczy jakby to była ostatnia rzecz jaką miałby zobaczyć, widziałam miłość wymalowaną na jego twarzy.
-...1!...
Odetchnęłam jakby z ulgą i w chwili gdy fajerwerki wystrzeliły w górę, złączyłam nasze usta w ostatnim pocałunku ubiegłego roku, i pierwszym nadchodzącego.



Jestem naprawdę zadowolona z tego rozdziału, jest dokładnie taki jak chciałam :)
Jeżeli wam również się podoba - komentujcie, to naprawdę ważne, bynajmniej dla mnie :P
Czasem mam wrażenie że już nie mam dla kogo pisać, przyznam wam się. Wyświetleń na blogu przybywa po 100 na rozdział a potem jest ich zaledwie kilka dziennie, komentarzy też kiedyś było jakby więcej... Może mi się tylko wydaje, albo dramatyzuję...
No już nie gadam więcej :> Jak po egzaminach? Mi poszło chyba dość dobrze ^^
Dedykacja : Dla mildredred, Panny Malfoy oraz M.

Widzieliście już Chapter 3? Jeżeli nie to tam również zapraszam :D
No i nie wiem czy widzieliście już "Projekt Hogwart" ! Jest to blog założony po to żeby połączyć wszystkie blogi o HP jakie są w blogosferze, nie tylko Dramione :) Jeżeli chcecie dołączyć, zapraszam :)

Kocham was xx

                                                           Doceniam = Komentuję

czwartek, 10 kwietnia 2014

Rozdział 18

- Jak mogłaś! - wrzasnął Draco, patrząc na mnie z ogniem w oczach. - JAK MOGŁAŚ!
- Nie wrzeszcz na nią! - odwrzasnął mu Conor, stając przede mną.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić! - blondyn zrobił się czerwony z wściekłości i szybkim ruchem wyciągnął różdżkę przed siebie.
- Schowaj tego badyla, bo sobie krzywdę zrobisz - warknął Conor, upewniając się że stoję tuż za nim.
- Odsuń się od niego, Florence. Teraz miej chociaż tyle cywilnej odwagi żeby się przyznać - powiedział przerażająco lodowatym głosem Draco. Powoli wyszłam zza Conora, dając mu do zrozumienia że ma mnie teraz za sobą nie chować.
- Draco... - zaczęłam, łamiącym się głosem - Nigdy nie chciałam żeby tak wyszło, rozumiesz?
- Ach tak? - syknął ironicznie, nagle stając tuż przede mną - Więc zachowałaś się jak zdzira przez przypadek?
- Nie mów tak do niej ! - warknął ostrzegawczo Conor, celując w niego różdżką.
- Ojej, twój kochaś się pogniewa - Draco uśmiechnął się z taką złośliwością że aż mnie zmroziło. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Nigdy.
- Wyjaśnij mi chociaż dlaczego to zrobiłaś. Dlaczego kurwa.
- Draco, posłuchaj, to naprawdę nie miało tak wyjść! - powiedziałam, czując wielką gulę w gardle. - Rozumiesz? Nigdy nie chciałam cię skrzywdzić. Kocha... - silne uderzenie w twarz sprawiło że nie dokończyłam zdania. W ułamku sekundy straciłam równowagę, upadłam na ziemię czując ogromny ból w okolicach wargi. Zdałam sobie sprawę że mam rozciętą wargę dopiero gdy poczułam metaliczny smak krwi w ustach.
- Ty skurwielu! - wrzasnął Conor, rzucając się na blondyna. Spojrzałam się na kotłujących się na podłodze chłopaków, obaj wymierzali ciosy niemal zupełnie na oślep, obaj nienawidzili się tak bardzo że gotowi byli zabić. Po raz pierwszy w życiu bałam się obydwu. Bałam się lodowatej furii w ich oczach, żądzy mordu wymalowanej na ich twarzach.
- Przestańcie - załkałam, próbując się podnieść. Dopiero teraz zauważyłam że płaczę. - Błagam, przestańcie!
Ani Draco ani Conor nie zwrócili na mnie najmniejszej uwagi.
- Przestańcie ! Conor! - rzuciłam się w ich stronę, próbując ich rozdzielić. Któryś z nich natychmiast mnie odepchnął, na tyle mocno bym poleciała kilka kroków do tyłu. Widziałam jak krew leci z nosa Draco, Conor miał rozcięty łuk brwiowy.
- Zabiję cię - syknął Draco, próbując jedną ręką znaleźć różdżkę. Conor natychmiast zrobił to samo.
- Nie! - wrzasnęłam przerażona, czując jak wszystkie siły mnie opuszczają. Wiedziałam że przegrałam.
Conor był szybszy, odsunął się od Draco na długość ramienia i wycelował w niego różdżką.
- Crucio - syknął jadowicie a blondyn w konwulsjach padł na ziemie. Jego krzyk wyrył się w mojej głowie niczym wypalony gorącym żelazem. Przed oczami niemal stanął mi obraz ich śmierci, widziałam do czego prowadzi ich zawziętość i dzika złość. Łzy leciały mi po twarzy, rozmazując mi obraz.
Kątem oka zauważyłam że Draco wyciąga różdżkę i drżącą ręką celuje w Conora.
- Przestańcie w tej chwili ! - wrzasnęłam resztką sił i wyciągnęłam różdżkę - Natychmiast!
Conor na sekundę odwrócił się w moją stronę, delikatnie opuszczając różdżkę. Ten moment roztargnienia wystarczył Draco żeby się podnieść i unieść wyżej różdżkę.
- Nie! - wrzasnęłam dziko, pokonując dystans między nami w jedną setną sekundy, dokładnie w tej chwili gdy zielony promień światła trafił w jego serce.
Zaczęłam przeraźliwie krzyczeć gdy chłopak osunął się na ziemię, tuż obok mnie. Opadłam na ziemię, tuląc go do siebie.
- Hope... - jęknął Draco, pochodząc do mnie i kładąc rękę na ramieniu. Wrzasnęłam jeszcze głośniej, zanosząc się histerycznym płaczem. Wszystkie uczucia nagle we mnie wybuchły. Nienawiść, miłość, rozpacz, żal, wściekłość... Chciałam zniszczyć wszystko co mnie otaczało z czystej rozpaczy, obrócić w pył tego kto ważył się rozdzielić mnie i Conora.
 Conor. Conor. Conor.
Jego twarz pojawiła się w mojej głowie, wszystkie wspomnienia naszych wspólnych chwil zalały każdy fragment mojego połamanego serca, każde wspomnienie jego ust, jego dłoni, jego ramion dających mi azyl.... Conor...
- Nienawidzę cię! - wrzasnęłam rozpaczliwie, tuląc głowę martwego chłopaka do swojej piersi. Odsunęłam go delikatnie od siebie i pocałowałam go po raz ostatni, po raz ostatni poczułam jego cudowne wargi na swoich.
Draco siłą zaczął odciągać mnie od Conora, lecz gdy tylko jego dłoń wyślizgnęła się z mojej, poczułam jakby całe moje ciało się rozpadło. Dopiero teraz Conor odszedł. Dopóki przy nim byłam, to był tu ze mną, zostałabym z nim tu już na zawsze, gdyby nie...
Gdyby nie on.
- Zobacz co zrobiłeś! - wrzasnęłam najgłośniej jak tylko potrafiłam - Jesteś potworem!
Nagle wytrąciłam różdżkę z dłoni blondyna który najwyraźniej nie był na to przygotowany, bo drewniany przedmiot wyleciał w powietrze niczym rakieta.
- Hope, teraz już nikt nie będzie nam przeszkadzał - powiedział Draco, patrząc na mnie z mieszaniną przerażenia, rozpaczy i  czułości na twarzy.
Spojrzałam na Conora leżącego niedaleko nas, ponownie czując jak pęka mi serce. Wyrwałam się z objęć Draco i rzuciłam się po jego różdżkę, zanim ten zdążył jakkolwiek zareagować.
On nie żył. On naprawdę nie żył.
On już nigdy się do mnie nie uśmiechnie, nigdy nie spojrzy na mnie z miłością wielką jak sam Olimp, nigdy nie nazwie mnie królewną, nigdy mnie nie obejmie, nigdy mnie nie pocałuje, nigdy już nie sprawi że cały świat będzie w zasięgu ręki, nigdy... Bo odszedł na zawsze.
- Avada Kedavra - szepnęłam, ruszając w stronę Conora.
Usłyszałam przeraźliwy krzyk Draco, gdy moja głowa opadła na pierś jego kuzyna a ja po raz ostatni splotałam nasze dłonie razem.
Potem była już tylko ciemność.
- Hope!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Hope! Hope! HOPE! - poczułam jak ktoś mocno mną potrząsa, moja głowa latała bezwładnie na wszystkie strony. Zamrugałam kilka razy, czując jak wraca mi wzrok.
- Hope do cholery jasnej! - wrzeszczał Draco, próbując mnie docucić.
Było mi przeraźliwie gorąco, czułam że mam twarz mokrą od łez a oddychanie sprawiało mi taką trudność, jakby na moich piersiach ktoś położył betonowy blok.
- Co... - jęknęłam, przykładając rękę do głowy w której mi huczało. Spojrzałam półprzytomnie na wszystkich zebranych dookoła mnie ludzi. Podniosłam się z podłogi, gdy świat wokół mnie zawirował i ktoś w ostatniej chwili mnie złapał, zanim znów bym opadła na ziemię.
- Boże święty, Hope! - jęknął Draco, podtrzymując mnie w pionie - Co ci jest? Jak się czujesz?
- Ja.. Wody - wychrypiałam, zdając sobie sprawę że usta mam wysuszone na wiór, zupełnie jakbym miała w nich Saharę. Ktoś, najpewniej Narcyza, natychmiast podał mi dużą szklankę pełną chłodnej wody, tak cudownie orzeźwiającej...
- Co się stało? - zapytałam, czując powolny napływ energii do mojego ciała.
- Spojrzałaś w lustro i odleciałaś - powiedział nerwowym tonem Blaise, klęczący tuż obok.
- Dziewczyno, myśleliśmy że nie żyjesz! - jęknęła Pansy - Przez chwilę nie oddychałaś!
- Naprawdę? - zdziwiłam się, patrząc na ich zmartwione twarze.
- No. Moja mama już miała cię teleportować do Munga. - mruknął zażenowany Draco. Zachichotałam, widząc minę jego i jego matki. Oni naprawdę aż tak się martwili?
- Nic mi nie jest - powiedziałam, siląc się na uśmiech.
- Na pewno? Może lepiej się połóż - powiedział Blaise, pomagając mi wstać. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością i oparta o jego ramie zostałam posadzona w fotelu.
- Musimy coś zrobić z tym dziadostwem - zarządził blondyn, wyczarowując białą płachtę która zakryła zwierciadło.
- Najpierw musimy się dowiedzieć od kogo ono jest. I gdzie jest Conor? - zapytałam, nagle przypominając sobie o nim. Zauważyłam jak Draco spogląda na Pansy, ta z kolei rzuca porozumiewawcze spojrzenie do Blaise'a.
- Halo? - rzuciłam, przyglądając się im badawczo.
- Conor wrócił już do domu. - odpowiedział w końcu Blaise.
- Jak to? Dlaczego? Dlaczego się nie pożegnał? Kiedy wyjechał? - zapytałam, nagle odnajdując siły na tyle by poderwać się z fotela.
- Spokojnie - Draco spojrzał mordercze spojrzenie Zabiniemu - Musiał już wracać, po prostu.
Nagle mnie olśniło.
- Co mu powiedziałeś? Co mu nagadałeś?! - warknęłam, stając przed blondynem.
- Nic. Czy to zawsze musi być moja wina?! - syknął Malfoy, patrząc na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- W tym wypadku tak! - burknęłam. - A teraz przepraszam was, ale niestety muszę już się pożegnać. Dziękuję za wspaniałą kolację, pani Malfoy. - uśmiechnęłam się do kobiety która wycofała się na tyły salonu razem z mężem, po czym nawet nie patrząc na któregoś z moich przyjaciół teleportowałam się prosto do salonu Conora.
- Conor? - zawołałam, rozglądając się po mieszkaniu. Odpowiedziała mi głucha cisza.
Zaczęłam zaglądać do pokoi, po kolei przeszukując dom. Gdy pchnęłam drzwi prowadzące do łazienki, cichy krzyk wyrwał mi się z gardła.
- Ty kretynie! - wrzasnęłam, podchodząc do ledwo przytomnego chłopaka leżącego w wannie. Wokół niego walały się butelki po wódce i niedopałki joint'ów.
- Hope? - wymamrotał, podnosząc się na łokciach. Był ledwo żywy.
- Anioł Stróż - prychnęłam, łapiąc go w pasie i pomagając mu się wywlec z wanny
- Wiedziałem - czknął żałośnie i złapał się mnie kurczowo. - Chcesz bucha? - zapytał, wyciągając w moją stronę papierosa wypalonego prawie do płowy.
- Nie. Ty już też nie. - natychmiast wyjęłam niedopałek z jego ręki i wrzuciłam z powrotem do wanny.
- Co ci strzeliło do tego pustego łba, żeby tak się urządzić? - zapytałam oskarżycielskim tonem, gdy Conor usiadł na łóżku w sypialni w której niedawno spałam.
- Koteczku... Nie złość się... - wymamrotał sennie i opadł na poduszki.
- Accio apteczka - powiedziałam, wyciągając różdżkę. Po chwili przede mną znalazła się biała walizeczka pełna różnych eliksirów i ziołowych okładów.
- Idiota - westchnęłam, siadając obok niego i układając mu na czole biały ręczniczek nasączony eliksirem Słodkiego Snu i Szybkiego Trzeźwienia. Zapewni mu to choć odrobinę spokoju którego najwyraźniej u Malfoya nie zaznał.
Gdy upewniłam się że Conor śpi, po cichu wyszłam do kuchni. Ostatnio panował tu nienaganny porządek, natomiast teraz kuchnia przypominała ssyp na śmieci. Brudne talerze, szklanki, opakowania po chipsach i pizzy... Widać było że brak w tym domu kobiecej ręki, chłop jak to chłop, dopóki brud sam sobie nie pójdzie to nie ma z nim problemu...
Umycie wszystkich naczyń i ogarnięcie kuchni zajęło mi około godziny, muszę przyznać że nigdy jeszcze nie musiałam skrobać kuchenki paznokciami żeby pozbyć się zaschniętych resztek kurczaka.
Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, więc gdy wytarłam już kurze w całym salonie i porządnie wywietrzyłam, podeszłam do małego regału na którym zalegał stos książek. Mogłabym przysiąc że wcześniej ich tu nie było...
Zaraz... To nie są książki... To albumy...
Zdjęcia były poukładane chronologicznie, w jednym albumie znalazłam dziesiątki zdjęć młodej pary z małym zawiniątkiem, potem trochę większe zawiniątko, aż w końcu zawiniątko samo stało przy poręczy łóżeczka. Były tam chyba wszystkie rodzinne zdjęcia jakie Conor miał...
Ostatni album był zapełniony tylko do połowy, ich ostatnie wspólne zdjęcie było zrobione nieco ponad dwa lata temu, na wakacjach... To straszne jak szybko odchodzą ci których naprawdę kochamy, dlatego powinniśmy korzystać z każdej chwili jaka jest nam dana aby powiedzieć im ile dla nas znaczą.
- Hope? - usłyszałam przytłumiony głos Conora i pospiesznie odstawiłam album na półkę.
- Jestem - zawołałam, idąc w jego kierunku - Jak się czujemy?
- Całkiem nieźle, dzięki - chłopak uśmiechnął się blado i podniósł się z łóżka. - Sorry.
- Nie ma sprawy, każdy może mieć gorsze chwile. - powiedziałam - Głodny?
- Bardzo. - Conor skinął głową, patrząc na mnie z szerokim uśmiechem.
- To teraz się tłumacz. Czemu się nie pożegnałeś? - zapytałam, wyjmując z lodówki szynkę i ser.
- Blond frecia mnie wywalił. I chyba złamałem mu nos... - rzucił obojętnie i stanął obok mnie. - Co robisz?
- Tosty. - odpowiedziałam i wsadziłam pierwsze kanapki do tostera. - Serio wolałeś posłuchać Draco niż się ze mną pożegnać? - zapytałam, starając się nie pokazywać smutku.
- Kochanie, dla ciebie zrobiłbym wszystko, wiesz o tym. - Conor podszedł do mnie i zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, przyciągnął mnie do siebie.
- To dlaczego..
- Bo musiałem. Gdybym nie wyszedł, nie wiem jak nasza rozmowa by się skończyła, rozumiesz? Wiem że gdybym coś zrobił temu dupkowi, skrzywdziłbym cię. A tego bym sobie nie wybaczył. - powiedział, patrząc mi w oczy. Mimowolnie się uśmiechnęłam, czując ciepło rozlewające mi się po ciele.
- Jesteś kochany - powiedziałam naprawdę wzruszona.
- Tak mówią - zaśmiał się cicho i oparł się czołem o moją głowę.
- Mogę zostać u ciebie do Sylwestra? - zapytałam, czując jak wali mi serce.
- Możesz zostać u mnie jak długo zechcesz, księżniczko. - odparł, delikatnie mną kołysząc. Wtuliłam się w niego i zamknęłam oczy.
Czułam się jak w domu.


                                                                                                        ~*~

Ojeej :P Blog już jest pełnoletni XD 18 rozdział *^* Jest krótki, to fakt, ale jestem z niego naprawdę zadowolona, jest w nim dużo emocji, tak jak lubię :) Nie chciałam zostawiać was z niczym, na długi rozdział musielibyście długo poczekać.. A tu... Zwłaszcza końcówka mi się podoba xD Co wy myślicie o Conorze i Hope? Może bardziej widzicie ją z Draco? A może z Blaisem? Bardzo was proszę o udział w ankiecie, chciałabym znać wasze zdanie :) Przemyślcie to i zagłosujcie :33
Kocham ^^

piątek, 28 marca 2014

Miniaturka

Witajcie.... Dziś zamiast rozdziału - miniaturka. Musiałam ją napisać, po prostu musiałam. Mam ogromną nadzieję że się wam spodoba, naprawdę. No i co sądzicie o nowym wyglądzie bloga? Lepszy ten czy poprzedni? Jeżeli poprzedni bardziej wam odpowiada, zmienię. Jest to miniaturka pisana z perspektywy Hermiony, zupełnie innej niż ta z kanonu. Nie do końca opisałam wszystko tak jak miałam zamiar, ale po prostu nie miałam siły... Wybaczcie mi, proszę.

Dedykacja:
Jednej jedynej osobie która znała moją duszę na wylot, rozumiała mnie bez słów i zawsze sprawiała że moje serce biło mocniej i pewniej.





                                                                                                                                                  9 luty 2013

Drogi pamiętniku,
Nie radzę sobię. Mam już dość wszystkiego, całe te bagno mnie przytłacza. Mam dość bycia tą gorszą, tą biedną i głupią.
Nigdzie nie ma dla mnie miejsca. W świecie czarodziei jestem tylko szlamą, w świecie moich rodziców jestem dziwadłem. To chyba boli bardziej niż bycie szlamą... Moi rodzice kazali mi nie wracać na ferie do domu. Nawet nie chcę... Nie chcę widzieć tych pogardliwych spojrzeń i uwag... Od własnych rodziców...


                                                                                                                                               24 luty 2013
Drogi pamiętniku,

Ferie spędziłam w domu.
Rodzice się rozwodzą, tata się wyprowadził tego dnia którego przyjechałam.
Powiedział że nie ma zamiaru mieszkać z opętanym dzieckiem. Że nie jestem jego córką.
Całe ferie spędziłam w pokoju, nie wychodziłam prawie w ogóle. Nie chciałam patrzeć na pustkę którą po sobie zostawił. A mama... kazała mi si wynosić, powiedziała że to przeze mnie się rozstała z ojcem.
Nie mam siły nic więcej pisać...


                                                                                                                                           10 marca 2013

Drogi pamiętniku,

Dzisiejszy dzień był okropny... Przyszła sowa od mamy, napisała że Brad ( jej nowy chłopak ) ma się o mnie nie dowiedzieć, że jestem już pełnoletnia i nie musi mnie utrzymywać. A wczoraj doszły wszystkie rzeczy które jeszcze zostawiłam w domu.
Wiesz jakie to uczucie być sierotą, mimo że masz rodziców?
Nie da się tego opisać... I nie wytrzymałam. Uciekłam z ostatniej lekcji, akurat z eliksirów i zamknęłam się w łazience prefektów.
I wtedy to zrobiłam. Nie chciałam. Ale dało mi to ulgę... Zupełnie jakby we krwi która spływała po mojej ręce zamknięte były wszystkie problemy... Inaczej tego nie opiszę... Wiedziałam że to w jakiś sposób złe, ale to było tak cudowne uczucie... Ten ból, jako ostatnia rzecz na świecie nad którą mam kontrolę, jedyna rzecz która jest rzeczywista...

                                                                                                                                         28 marzec 2013

Drogi pamiętniku,

Moje ręce wcale nie wyglądają jak moje ręce. Ja sama ich nie poznaje.
Są całe pokryte cienkimi lub grubymi kreskami, niektóre są jeszcze czerwone, inne ledwie widoczne. A mimo to, nie nienawidzę ich, o nie. W jakiś sposób pokochałam te blizny. Dają mi poczucie bezpieczeństwa, każda cięta linia to jedno przeżycie, jedna obelga, jedna łza która wsiąkła w poduszkę...
Mam dość. Definitywnie.
Żegnaj, pamiętniku.

                                                                                                                                       14 kwietnia 2013

Drogi pamiętniku,

Z moich ambitnych planów niewiele wyszło. Byłam już w łazience prefektów ( to moje ulubione miejsce ), miałam ze sobą żyletkę która wyczarowałam jakiś czas temu.. Byłam pewna tego co chcę zrobić...
Prawie mi się udało, lecz ktoś śmiał mi przerwać. Ktoś śmiał wejść do mojego azylu akurat teraz.
Zaczęłam już powoli tracić przytomność, gdy drzwi od mojej kabiny nagle wyleciały z zawiasów i wylądowały po drugiej stronie łazienki.
- Ty kretynko ! - wrzasnął jakiś chłopak, kucając przy mnie i łapiąc mnie za nadgarstki, próbując zatamować krwawienie. Próbowałam wyrwać mu swoje ręce, ale zamiast tego straciłam przytomność.
Zgadnij, w czyjej sypialni się obudziłam. Tak, dokładnie, Malfoya.
Gdy zauważył że się obudziłam, o dziwo nie wyzywał mnie od szlam, tylko usiadł obok mnie i tylko patrzył na moje ręce.
- Dlaczego? - zapytał w końcu, przerywając przygnębiającą, niemal grobową ciszę. Wtedy coś we mnie pękło, zaczęłam mu opowiadać wszystko co mi leżało na sercu. A on słuchał, nie przerywał mi, nie śmiał się, po prostu słuchał. Gdy skończyłam, on... mnie przytulił. Tulił mnie do siebie, a ja czułam się jak małe dziecko, gdy tak mną kołysał. Wspomnienia z dzieciństwa wróciły, piękne czasy gdy ja leżałam w łóżku a rodzice leżeli po bokach i czytaliśmy bajki.. Święta u dziadków, rodzina...
To wszystko prysło jak bańka mydlana, gdy tylko skończyłam 10 lat. Rodzice zaczęli się kłócić, obwiniać jedno drugie o to co się ze mną dzieję. O to że ich dziecko jest... dziwadłem. Odmieńcem.
Zanim się zorientowałam, zaczęłam płakać. Zbyt długo to w sobie dusiłam.

                                                                                                     
                                                                                                                                             26 maja 2013

Drogi pamiętniku,

Zaprzyjaźniłam się z Draco. Tak naprawdę. Od czasu tego incydentu w łazience, zmienił się nie do poznania. Traktuje mnie nie tylko jak kogoś równego sobie... Traktuje mnie jak siostrę.
Bez niego, bez tych godzinnych rozmów i spacerów, chyba bym zwariowała. On.. On potrafi sprawić że się uśmiecham. Obiecałam mu że już nigdy się nie potnę, i nie zrobię tego tylko ze względu na niego.
Gdy nie rozmawiam z nim przez pare godzin, zaczynam tęsknić, potrzebuję go jak powietrza. Potrzebuję jego ciepłych ramion w których zawsze znajdywałam ukojenie, spokój.
Cała szkoła niemal oszalała, gdy dzień po mojej rozmowie z Draco, pojawiłam się razem z nim na pierwszej lekcji i ze mną usiadł. Od tamtej pory z jego ust ani razu nie padło słowo "szlama", teraz z dnia na dzień wymyśla mi coraz słodsze przezwiska. Dzisiaj zostałam "królewną".
Czy naprawdę to możliwe że teraz już wszystko będzie dobrze? Że naprawdę będzie dobrze?

               
                                                                                                                                       11 czerwca 2013

Drogi pamiętniku,

Dziś... Dziś odbyłam chyba najbardziej niesamowitą rozmowę z Draco w całym moim życiu.
Byłam u niego wieczorem, gdy ten nagle mnie przytulił i wcale nie miał zamiaru mnie puścić.
- Hermiona... - zaczął powoli, patrząc na mnie z niepewnością - Kim ja dla ciebie jestem?
- Najlepszym przyjacielem na świecie - odpowiedziałam, wkładając w te słowa całe serce.
- Tylko? - dopytywał, świdrując mnie wzrokiem.
- Ja... Nie... - wyszeptałam, czując rumieńce na twarzy. Draco patrzył na mnie jakby chciał przewiercić mnie na wylot, odczytać moje myśli.
Potem... Nachylił się nade mną i mnie pocałował.
Pocałował mnie.
Nie umiem opisać szczęścia jakie wtedy czułam, wtedy po prostu... wybuchły we mnie miliony słońc. Mogłabym przenosić góry, gdyby tylko on tego zapragnął.
Już od pewnego czasu zdawałam sobie sprawę że coś do niego czuję, ale nawet w najpiękniejszych snach nie przypuszczałam że on to odwzajemnia.
Do tej pory się przytulaliśmy, trzymaliśmy za ręce, mieliśmy tematy naprawdę typowe tylko dla par, ale to wszystko było dla nas tak naturalne... nawet się nie zastanawialiśmy nad tym.
A nasz pocałunek trwał jeszcze długo potem... Aż w końcu zasnęliśmy, wtuleni w siebie.


                                                                                                                                             14 lipca 2013

Drogi pamiętniku,

Nie mogę uwierzyć że naprawdę to koniec Hogwartu. Że we wrześniu już tam nie wrócę, nie zobaczę więcej tych wszystkich twarzy na peronie 9 i 3/4...
Na razie wynajmuję mieszkanie w centrum Londynu, z oszczędności które mi zostały. Draco upierał się żeby się do niego wprowadziła, ale na razie jeszcze nie chcę. Mimo to i tak całe dnie spędzamy razem.
Kocham go, i wiem że on również mnie kocha. Modlę się żeby zostało tak na zawsze.


                                                                                                                                        17 sierpnia 2013

Drogi pamiętniku,

Pokłóciłam się z Draco. Bardzo... Od trzech dni nie mam z nim kontaktu, lecz dopiero teraz jestem w stanie napisać kilka zdań bez histerycznego płaczu.
To chyba nasz koniec. Powiedział że mnie nie chce...
I złamałam daną mu obietnicę, znów to zrobiłam... Tym razem z wściekłości i żalu... Bo to wszystko moja wina...
Nie dam rady napisać nic więcej.

                                                                                               
                                                                                                                                          4 września 2013

Drogi pamiętniku,

Draco zniknął z mojego życia.
Zabrał mi wszystko, co mi dał. Wszystko.
Nadzieję, wiarę, miłość...
Nie umiem się z tym pogodzić, nie po tym co razem przeszliśmy...
W głowie huczą mi jego obietnice... " Na zawsze razem, choćby nie wiem co, słyszysz kochanie?"
" Nic nas nie rozdzieli, Miona. Nikomu na to nie pozwolę. "

                                                               
             
                                                                                                                                       10 września 2013

Drogi pamiętniku,

Wciąż żadnej wiadomości od Draco.
Ale to nic.
Nic już nie ma znaczenia.
Nic już nie czuję, jestem wyzuta ze wszystkich emocji. Nawet już nie płaczę.
On i tylko on zostanie w moim sercu na zawsze.



                                                                                                                                       16 września 2013

Drogi pamiętniku,

Dziś w Proroku na pierwszej okładce było zdjęcie Draco.
Draco i Astorii.
Całujących się.
Przepraszam.
To zbyt wiele... To po prostu za dużo... Nie mogę, nie umiem, nie chcę tak żyć... Nie ze świadomością że straciłam jedyną osobę na ziemi która... była dla mnie wszystkim.

                                                                                                          ~*~

                                                                      Hermiona Granger nie żyje!
                           
             Hermiona Jean Granger, została znaleziona w swoim Londyńskim mieszkaniu
                           w dniu 18 września, przez swojego ukochanego, D. Malfoya.
      Nasza reporterka, Rita Skeeter, zdołała dowiedzieć się nieco więcej na temat tragedii. 

              "Draco pojechał do Hermiony, byli pokłóceni i chciał to naprawić. Miona mu nie
               otwierała, więc sam otworzył drzwi... Była w łazience... To takie straszne...

           Draco nie może się z tym pogodzić..." - opowiada przyjaciel młodego Malfoya.
   Na razie nie mamy kontaktu z Draconem, nie znamy dokładnych przyczyn tej tragedii.
       Udało nam się ustalić, że potomek Lucjusza Malfoya, od kilku dni nie opuszcza
 sypialni
 w Malfoy Manor. " Nigdy nie widziałem go w takim stanie... On naprawdę ją kochał, zrobiłby dla niej wszystko.. To się nie powinno tak skończyć  " - komentuje nasz informator.
    Czy Draco ma coś wspólnego ze śmiercią Panny Granger? A może to nie był przypadek? 
                                                 Będziemy informować was na bieżąco!
                    

                                               
                                                                              ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
                               
                                                                       http://brooklyn-wild.blogspot.com/ 
                                                                                        zapraszam :)

piątek, 21 marca 2014

Rozdział 17


Bez słowa odsunęłam się od Conora, gdy tylko wylądowaliśmy na ziemi.
Starałam się nie myśleć o tym co zaszło na miotle, za wszelką cenę nie chciałam dopuścić do siebie tej myśli.
- Hope... Ja rozumiem. - powiedział Conor, splatając nasze palce razem. Miał dużą i silną dłoń, jego dotyk... uspokajał.
Spojrzałam na niego z wdzięcznością, nie mogąc nawet uwierzyć że to dzieję się naprawdę. 
- Conor, nie chcę żeby dzisiaj coś poszło nie tak. Jest wigilia...
- Hej, słoneczko, rozchmurz się - uśmiechnął się Conor i wyjął z kieszeni papierosy. - Zapal skarbie.
- Ej, to są moje! - zauważyłam, pokazując mu różowego skręta.
- Fakt - zachichotał Conor, odpalając jednego. - Zrobię ci nowe, obiecuję.
- Trzymam za słowo - mruknęłam, ściskając w ustach papierosa i odpalając go moją ukochaną zapalniczką.
Poczułam natychmiastową ulgę, gdy dym podrażnił mi gardło. Spojrzałam na Conora i wypuściłam dym z ust, patrząc na niego z uśmiechem.
- A tak umiesz? - zachichotał chłopak i zaczął robić kółka z dymu.
- A umiem - zaczęłam się cicho śmiać i również wypuściłam kilka kółek. - A tak? - nabrałam dymu w płuca i wypuściłam go nosem.
- Popisujesz się - roześmiał się Conor i objął mnie ramieniem, prowadząc w stronę domu.
- Może - potwierdziłam, szturchając go w bok i również go obejmując.
- Gdzie wyście byli?! - wrzasnął Draco, stając przed nami w garniaku. - Nie ma was od dwóch godzin!
- Hej, spokojnie, Dracuś. - rzuciłam, mijając go w drzwiach. Chichotałam jak wariatka, tak samo jak Conor.
- Właśnie, DRACUŚ! - roześmiał się chłopak i oparł się nonszalancko o ścianę.
- Och, już wróciliście! - odwróciłam się w stronę zatroskanej matki Dracona. - Biegnijcie się przebrać!
- Chodź, królewno! Uratuję cię przed potwornym smokiem! - wrzasnął Conor i porwał mnie na ręce, wywołując tym samym kolejną salwę śmiechu. Pędziliśmy na górę, aż w końcu Conor wpadł do mojej tymczasowej sypialni i rzucił się ze mną na łóżko.
- Przestań! - zawyłam, gdy Conor zaczął mnie łaskotać, doprowadzając mnie tym do łez.
- Ale tylko dlatego że za chwilę będzie tu cała rodzina - mruknął, ściągając mnie z łóżka i prowadząc do szafy.
- Zaraz coś tu znajdziemy - rzucił, otwierając szafę. Była pusta.
- Idealna! - krzyknął, wyjmując z szafy wieszak. Roześmiałam się jeszcze bardziej, gdy Conor przyłożył do mnie wieszak - Będzie leżeć idealnie!
Zanim się zorientowałam, Conor wyciągnął różdżkę i zaczął nią wymachiwać przed wieszakiem.
- Jak ci się podoba? - zapytał, rozkładając zieloną sukienkę w całej jej okazałości. Kolejne machnięcie - sukienka już była na mnie. Leżała idealnie. Była bez rękawów, miała dekolt w kształcie serca, sięgała mi nieco nad kolano. Była prosta, i to chyba był jej największy atut.
- Co teraz... Buty! - Conor ponownie zamachał nade mną różdżką i na moich nogach nagle pojawiły się niebotycznie wysokie, czarne szpilki. Zmiana obuwia z trampek na szpilki była na tyle nagła, że gdyby nie szybka reakcja Conora, wylądowałabym na tyłku.
- Jeszcze tylko... - mamrotał sobie pod nosem, kręcąc się dookoła mnie i machając różdżką.
Po chwili w jego ręku spoczęło czarne pudełko.
Conor stanął przede mną i otworzył szkatułkę. Na czarnym aksamicie leżał okrągły wisiorek, czarny kamień na srebrnym łańcuszku. Był przepiękny.
- To akurat był naszyjnik mojej mamy. Dostała go od ojca na 10 rocznicę ślubu. To kamień z północnego nieba. O północy zaczyna lśnić, zupełnie jakby w środku były gwiazdy.
- Nie mogę go przyjąć, Conor, naprawdę... - zamilkłam, gdy chłopak zapiął mi go na szyi.
- Ja już go raczej nie założę. - uśmiechnął się, poprawiając mi włosy.
- Dziękuję. Jest prześliczny. - powiedziałam wzruszona, czując jak oczy zaczynają mnie piec.
- Hej, tylko się nie rozklejaj - Conor szybko przyciągnął mnie do siebie. Objęłam go za szyję, wtulając się w niego tak mocno jak tylko mogłam.
- No już, kwiatuszku. Nie masz powodu do płaczu skarbie. Chyba że aż tak bardzo ci się nie podoba.
- Podoba mi się bardzo - uśmiechnęłam się, odrobinę się cofając.
- Moja królewna - mruknął Conor, pochylając się nade mną. Zanim jednak zdążył mnie pocałować, wyjęłam różdżkę z jego kieszeni i dźgnęłam go nią w brodę.
- Nie chcemy żeby ktoś nas zobaczył, pamiętasz - przypomniałam mu, uśmiechając się pocieszająco.
- No tak. Draco by mnie zabił. - Conor wywrócił oczami i zabrał mi różdżkę. - Na czym to skończyliśmy...
Gdy w końcu wyszliśmy z pokoju, miałam wspaniale spięte włosy i delikatny makijaż, natomiast Conor wyczarował sobie cudowny, czarny smoking z zielonymi akcentami.
- Gotowa na rzeźnię? – zapytał, przystając na ostatniej kondygnacji schodów. – Ostrzegam cię, że tam na dole czekają na ciebie prawdziwie diabelskie stworzenia.
- Obronisz mnie w razie czego? – zachichotałam, podając mu ramie.
- Innej opcji nie ma, moja Wężowa Królewno. – Conor posłał mi naprawdę rozbrajający uśmiech.
Pewnym krokiem ruszyłam na dół, troszkę przerażona wizją poznania całego klanu Malfoy’ów.
- Chcesz ostatniego bucha? – zapytał Conor, stając przed ogromnymi, drewnianymi drzwiami prowadzącymi do salonu. Klamki były w kształcie głowy węża, zamiast oczu lśniły w nich szmaragdy.
- Możesz dać. – mruknęłam, a mój towarzysz od razu podał mi niedopałek z paczki.
Machinalnie dopaliłam resztkę papierosa która zniknęła gdy została sama końcówka.
- Idziemy – zarządził Conor, popychając drzwi. Nerwy powoli zaczęły mnie opuszczać, zaczęłam się delikatnie uśmiechać i nieco poluźniłam uścisk w którym uczepiłam się Conora.
- Conor, kochaneczku! – zanim zdążyliśmy choćby otworzyć usta, natychmiast dopadła do nas jakaś starsza pani w zielonej sukni wyszywanej milionem cekinów. Na ramionach miała równie błyszczący szal, natomiast na głowie miała ogromny kapelusz z pawimi piórami.
- Witaj, ciociu Cornelio – Conor zmusił się do uśmiechu i ucałował oba policzki kobiety.
- A kto to taki? Twoja narzeczona? – zaskrzeczała podekscytowana ciotka, porywając mnie w ramiona – Tak się cieszę że mogę cię w końcu poznać, złociutka!
- Ciociu, to nie jest moja narzeczona. – Conor wydawał się zażenowany, gdy oboje zdaliśmy sobie sprawę że wszyscy się na nas gapią.
- Nazywam się Hope. Hope Florence. – przedstawiłam się, starając się zdusić głupi chichot.
- I tak bardzo miło nam cię poznać. Chodź kochaniutka, zaraz ci wszystkich przedstawię! – zawołała kobieta i pociągnęła mnie za sobą. Zauważyłam mordującego wzrokiem Dracona, stał obok swojej matki która podejrzanie się uśmiechała. Dalej stał Lucjusz, Blaise i Pansy…
- To jest Mara, cioteczna kuzynka od strony Gerty, bratanicy wuja Kleofasa…. – ciotka Cornelia kluczyła między ludźmi, pokazując mi wszystkich w ekspresowym tempie.
- Ciociu, wydaję mi się że już wystarczy tego przedstawiania – usłyszałam, gdy tylko mijaliśmy Draco. Blondyn szybko pożegnał ciocię i objął mnie ramieniem.
- Hope, skarbie… - zaczął cukierkowym tonem, odciągając mnie nieco od tłumu. Przez cały czas uśmiechał się uroczo do mijanych członków rodziny – Co ty odstawiasz?
- O co ci chodzi? – zapytałam, również się uśmiechając.
- Znikasz z tym kretynem, Salazar wie gdzie się włóczycie i co robicie, a potem jakby nigdy nic zjawiacie się uchachani od ucha do ucha. I co ty masz na sobie? – zapytał, podnosząc czarny naszyjnik.
- To prezent. – mruknęłam, wyjmując mu go z ręki.
- Ach tak. – syknął, odsuwając się ode mnie. – Hope, ja nie wiem co Conor chce osiągnąć, ale masz trzymać się od niego z daleka.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić – powiedziałam, patrząc mu odważnie w oczy.
- Owszem, będę! Conor to zwykły kutas, chce cię zaliczyć i tyle! – zdenerwował się blondyn.
- Nie masz prawa tak o nim mówić Draco! – zawołałam, odsuwając się od niego.
- Mam, bo znam go dużo dłużej od ciebie! To ćpun i kryminalista, nic nie warty dziwkarz!
Zanim zdążyłam pomyśleć nad tym co robię, moja ręka wystrzeliła z prędkością rakiety i z całej siły strzeliłam blondyna w twarz.
- Nie masz żadnego prawa obrażać moich przyjaciół. Będę go bronić, tak jak broniłabym ciebie, i gówno ci do tego! – syknęłam, nie chcąc podnosić głosu, żeby przypadkiem nie zwrócić na nas niepotrzebnej uwagi.
Draco tylko patrzył na mnie z ogniem w oczach, trzymając się za bolące miejsce.
- Załatwimy to po kolacji – powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu – Sama się przekonasz kim jest mój kuzynek. – rzucił i pociągnął mnie do stołu.
- Puść mnie – warknęłam, gdy za wszelką cenę chciał mnie posadzić między sobą a Narcyzą.
- Jakiś problem? – wtrącił nagle ktoś stojący za nami. Nie musiałam się nawet odwracać żeby wiedzieć kto to.
- Może ty masz jakiś problem? – zapytał prowokacyjnie Draco, mierząc wściekłym spojrzeniem Conora.
- Uspokój się – rozkazałam, delikatnie odpychając blondyna.
- Hope, jeśli ten bufon ci się naprzykrza, to wystarczy jedno słowo i zrobię z nim porządek – zaoferował Conor, patrząc na mnie z niemym błaganiem. Widziałam w jego oczach jak bardzo chciałby wlać Draco, i wiedziałam że blondyn nie pozostawałby mu dłużny.
- Jesteście jak małe dzieci – powiedziałam zrezygnowana i minęłam obu Malfoyów, nie zaszczycając ich spojrzeniem.
- Pans, mogę tu usiąść? – zapytałam, wciskając się między Blaise’a i ją.
- Jasne. Na twoim miejscu już dawno bym ich zostawiła – uśmiechnęła się, siadając po mojej prawej.
- Hope, w coś ty się wkręciła? – zapytał Blaise, zerkając na dwóch zdenerwowanych chłopaków rwących się do bójki. W tej samej chwili obok nich zjawił się Lucjusz, łapiąc Dracona za mankiet i sadzając między ciotką Muriel i jej wnukiem. Przynajmniej 10 miejsc stąd.
- Nie mam pojęcia. – westchnęłam zrezygnowana – Ale wydaję mi się że to się źle skończy.
- Wydaję mi się że Draco jest po prostu zazdrosny. – powiedziała Pansy. Miała rację.
- Bo jest – zaśmiał się Blaise – I to jak jasna cholera.
- Ja tego nie rozumiem, naprawdę. Conor jakoś może zaakceptować to że się przyjaźnimy, nie robi mi wyrzutów z powodu Draco. – powiedziałam, przykładając palce do skroni. Chciałam żeby ta kolacja już się skończyła, a przecież nawet się nie zaczęła.
- Conor to Conor. Draco sądzi że skoro się całowaliście, to coś między wami jest…
Spuściłam wzrok, modląc się żeby tylko się nie zarumienić. Conor też ma prawo tak sądzić…
Pansy zamilkła, wpatrując się w Blaise’a z niedowierzaniem. Oboje milczeli, najwyraźniej czekając na moją reakcję.
- Hope.. – zaczęła podejrzliwym tonem dziewczyna – Czy ja o czymś nie wiem?
- Może.. – mruknęłam, rumieniąc się jeszcze bardziej.
- O jasna cholera! – jęknął Blaise, w tej samej chwili co Pansy.
- To był przypadek! – powiedziałam szybko – To nie było specjalnie !
- Hope, jeżeli Draco się o tym dowie.. – Pansy schowała ręce w dłoniach.
- Nie dowie się – powiedziałam szybko, patrząc badawczo na Pansy i Zabiniego.
- Ja mu nie powiem. – rzucił Blaise – Sam się dowie, prędzej czy później.
- Hope, nie chce cię krytykować ani nic, ale nie możesz się nimi tak bawić, do cholery! – zdenerwowała się Pans. Całkowicie rozumiałam jej złość, mnie samą również to nieco dobijało.
Nie potrafiłam tego racjonalnie wytłumaczyć, ale do obu coś czułam. Draco był ze mną od początku roku, bronił mnie przed Potterem, pomagał zawsze gdy go potrzebowałam… A Conor.. Conor po prostu był sobą, zawsze mnie rozśmieszał, potrafił sprawić że byłam szczęśliwa. Rozumiał mnie jak nikt inny. Pewnie, miał wady, ale każdy je ma.
- Pans, wiem… - jęknęłam.
- Nie dołuj jej tak – wtrącił Blaise, broniąc mnie, za co byłam mu wdzięczna.
- Przepraszam. – mruknęła Pansy, odwracając wzrok.
Nagle naszą uwagę zwrócił Lucjusz stojący u szczytu stołu. Obok niego stała Narcyza, w swojej cudownej, renesansowej sukni. Wyglądała jak żywcem wyjęta z XIX wieku.
- Witajcie – zaczęła pogodnym tonem Narcyza – Kolację czas zacząć.
Powiem szczerze, nie tego się spodziewałam. Liczyłam na jakieś przemowy, życzenia świąteczne, jakiś opłatek…
Na stole pojawiły się parujące dania, kurczaki w pomarańczach, kaczki w winie, ryby, galarety… Wszystko, co można było sobie wyobrazić. Nigdy nie widziałam równie suto zastawionego stołu, nawet w Hogwarcie.
Wszyscy zaczęli nakładać sobie różne potrawy, ja natomiast, ku przerażeniu moich sąsiadów, sięgnęłam po wino.
- Hope, nie wiem czy to dobry pomysł – powiedział Blaise, widząc jak duszkiem opróżniam kieliszek.
- Oj daj mi spokój – mruknęłam, popijając drugi kieliszek.
Zanim się zorientowałam, kolacja zmieniła się w popijawę alkoholików. Wiedziałam już po kim Draco odziedziczył zamiłowanie do Ognistej. Prawie wszyscy mężczyźni przy stole byli już zupełnie pijani, jedynie kilku staruszków i ojciec Draco był trzeźwy. Nie widziałam Draco ani Conora, ale pewnie leżeli już gdzieś pod stołem. Kilka kobiet również było podciętych, lecz w większości panie przeniosły się do innej części domu, prawdopodobnie bawialni.
- Kocham cię Pansy – wybełkotałam, odkręcając butelkę Whisky.
- Jesteś napruta gorzej niż wuj Leon. – wymamrotała dziewczyna, zabierając mi szklankę.
- Oddaj – jęknęłam, na co dziewczyna pokręciła głową. Uśmiechnęłam się i przyłożyłam butelkę do ust.
- Sam się z nią użeraj Blaise – usłyszałam i po chwili Pans zniknęła mi z pola widzenia. Kręciło mi się w głowie, zupełnie jakbym była na karuzeli. Wszystko mi się rozmywało.
Nagle poczułam jak czyjeś ręce oplatają mnie w pasie i unoszą w powietrze.
- Coni? – wybełkotałam, obejmując kogoś za szyję.
- Tak, królewno – powiedział chłopak, wynosząc mnie z salonu.
- Zatańszmy – czknęłam, przytulając się do niego.
- Nie. – usłyszałam w odpowiedzi i przymknęłam oczy. Gdy je ponownie otworzyłam, leżałam w swoim łóżku, a Conor siedział obok mnie.
- Prześpij się, to może zdążysz na prezenty – uśmiechnął się.
- Coni… - wymamrotałam – Przytul…
Conor posłusznie położył się obok mnie i objął mnie ramieniem. Resztką sił wczołgałam się na niego i ułożyłam się wygodnie na jego piersi.



*Draco*

Rozejrzałem się po salonie, nigdzie nie widziałem Hope. Ani Conora.
- Gdzie ona jest? – zapytałem Blaise’a, siedzącego samotnie przy stole.
- Conor ją wyniósł. Sama by się co najwyżej stoczyła pod stół. – uśmiechnął się cierpko.
- Oczywiście, Conor bohater… - mruknąłem, natychmiast opuszczając salon.
Szybko ruszyłem na górę, prosto do naszego pokoju. Jeżeli Hope tam nie będzie, lub coś będzie nie tak, własnymi rękami wykastruję tego szmaciarza.
Otworzyłem i stanąłem jak wryty. Hope smacznie spała, wtulając się w tą podłą godzinę, która miała czelność bezczelnie ją tulić i głaskać po włosach.
- Wynoś się stąd – wycedziłem, wskazując wyjście. Hope poruszyła się niespokojnie a Conor rzucił mi kpiące spojrzenie.
- Radzę ci się zamknąć, młody – powiedział cicho.
- Wynoś się stąd! – wrzasnąłem, podchodząc do łóżka. Hope otworzyła półprzytomnie oczy i uniosła głowę.
- So się … - wymamrotała cichutko.
- Nic królewno, śpij. – Conor pogładził dziewczynę po głowie, układając ją na łóżku.
Gdy tylko Hope leżała spokojnie na łóżku, chwyciłem gnoja za kołnierz i zerwałem z łóżka. W ciągu kilku sekund wywlokłem go z pokoju.
- Ty pieprzony.. – syknąłem, pchając go na ścianę. Conor jedynie uśmiechnął się bezczelnie.
- Co, zazdrosny? – zaśmiał się – Jesteś tylko pieprzonym arystokratą, dziecinnym paniczykiem!
Krew we mnie zawrzała, całą swoją złość przelałem w jeden, szybki cios prosto w szczękę mojego kuzyna.
- Nawet bić się nie umiesz! – roześmiał się perliście Conor i sam się na mnie rzucił. Usłyszałem trzask, gdy jego pięść rąbnęła mnie w nos, poczułem jak krew spływa mi gorącym strumieniem po ustach.
- Za to ty umiesz tylko to! – wrzasnąłem, wyprowadzając kolejny cios, przed którym mój kuzyn zrobił szybki unik.
- Zwykła ciota z ciebie! – odwrzasnął, pchając mnie na ścianę.
- Ja przynajmniej mam rodziców – syknąłem z niemal namacalnym jadem w głosie. W następnej sekundzie, obraz mi się zamazał, wszystko przysnuła ciemna mgła. Zgiąłem się wpół, wypluwając krew na podłogę. Ten skurwiel uderzył mnie z całej siły w brzuch.
- Jesteś szmatą, Malfoy – Conor splunął na podłogę, tuż obok mnie.
Bezsilnie opadłem na podłogę, próbując złapać oddech.
Nienawidzę tego sukinsyna. Zrobię wszystko co w mojej mocy żeby Hope trzymała się od niego z daleka.


*Hope*

Obudziły mnie jasne promienie słońca, niemal wypalające mi oczy. Naciągnęłam kołdrę na głowę i odwróciłam się na drugi bok.
- Wstawaj w końcu – usłyszałam i poczułam jak ktoś ściąga ze mnie kołdrę.
- Wynocha – jęknęłam, nakrywając się na głowę poduszką.
W głowie szalało mi tornado z grupą rockową w środku – poranku skacowanego, witaj!
- Wstawaj! – krzyknęła Pans i złapała mnie za kostkę, ściągając mnie z łóżka. Cicho krzyknęłam i wylądowałam na tyłku. Spojrzałam na przyjaciółkę z rządzą mordu w oczach.
- Która godzina? – zapytałam, wstając z podłogi.
- 15. Mamy pierwszy dzień świąt, i tylko przez ciebie wszyscy czekają na otwarcie prezentów. – oskarżyła mnie Pans, rzucając we mnie poduszką.
- No już, idę – mruknęłam, zakładając szlafrok.
- Szybciej, szybciej – pospieszała mnie Pansy. – No pośpiesz się!
- Przecież się spieszę! – zawołałam, wybiegając z pokoju.
Wpadłyśmy jak burza do salonu. Stół już zniknął, zastąpiły go sofy i kanapy, które zajmowali najbliżsi członkowie rodziny. Lucjusz i Narcyza siedzieli tuż obok Draco, dalej był też Blaise, wyraźnie zainteresowany wnuczką ciotki Corneli, która również siedziała w salonie. Część rodziny już wróciła do domu.
No i nigdzie nie było Conora.
- Wesołych świąt! – zawołałyśmy z Pans, wciskając się obok Blaise’a.
- Wystarczy takich bez kaca – roześmiał się Zabini – Jak główka, Hope?
- Dobrze, dziękuję – pokazałam chłopakowi język.
- Skoro już jesteśmy wszyscy, pora wziąć się za prezenty! – zawołała pogodnie Narcyza, podchodząc do ogromnej choinki pod którą piętrzyły się prezenty.
- Lucjuszu – powiedziała oficjalnym tonem, podchodząc do męża z ogromnym pudłem owiniętym w srebrny papier.
- Dziękuję, Narcyzo. -  odrzekł, przenosząc prezent za pomocą zaklęcia na stół.
- Blaise, to dla ciebie, od Draco. – kolejny prezent pofrunął w naszą stronę. Była to podłużna, płaska paczka.
- Ciociu, to ode mnie i Lucjusza.
- Draco… Od Hope. – uśmiechnęłam się, gdy na kolanach blondyna wylądowała mała, krwisto czerwona paczka. Byłam ciekawa jak zareaguje.
- Nie musiałaś – mruknął bez entuzjazmu. Ciągle był obrażony za wczoraj.
- Nie otworzysz? – zapytałam nieco urażona, widząc jak odkłada paczkę na bok.
- Później to zrobię – Draco wzruszył obojętnie ramionami, a ja odwróciłam się do niego plecami.
Część prezentów już była rozdana, Pansy dostała ode mnie zaczarowaną podwiązkę, a Blaise magiczną szachownicę z kieliszkami wódki zamiast pionków. Wciąż zastanawiałam się gdzie jest Conor.
- Hope, cukiereczku! To dla ciebie – zawołała Narcyza, wysyłając w moją stronę największą paczkę która była za choinką. Miała prawie półtora metra szerokości i niemal dwa metry wysokości.
- Dostałam trumnę? – zapytałam podejrzliwie, podchodząc do mojego prezentu. Nie było żadnej karteczki od kogo, jedynie srebrny napis Hope  na czarnym, lśniącym... drewnie?
- No otwórz ! – popędzała mnie podekscytowana Pansy.
Przez głowę przemknęła mi myśl że to Conor zapakowany do ogromnego pudełka… W każdym razie to wyjaśniałoby jego nieobecność, jakkolwiek absurdalny to pomysł.
- No już – mruknęłam, starając się podważyć wieko. W końcu zrezygnowana wyciągnęłam różdżkę i wysłałam ogromną płytę w kąt pokoju. W środku prezent wyglądał równie tajemniczo co z zewnątrz, bo znalazłam tylko czarne drzwi otwierane za pomocą jakiegoś dziwnego mechanizmu. W samym środku, na złączeniu dwóch pięknie zdobionych skrzydeł, był mały, okrągły otwór, prawdopodobnie miejsce na klucz.
- I co teraz? – zapytałam, gdy wszystkie zaklęcia odbiły się od zamka nawet go nie ruszając.
- Nie masz klucza? Ktoś musiałby być idiotą dając ci prezent zapakowany na klucz którego nie masz. – powiedziała Pansy, podchodząc do mnie.
- Wsadź palec, może się otworzy – zaproponował Blaise. Posłusznie spróbowałam, wiedząc że to nic nie da. To by było stanowczo za proste.
- A może wsadź tam galeona? – nasz uroczy blondynek raczył się włączyć do rozmowy.
- Otwór jest za mały, nie zmieści się – powiedziałam po szybkich oględzinach.
- Wiem ! – krzyknęła nagle Pansy, wyciągając różdżkę – Accio wisiorek Hope!
W jej ręce niemal natychmiast pojawił się mój czarny medalion, który wyciągnęła w moją stronę.
- Na bank zadziała – cieszyła się jak dziecko, gdy w końcu wzięłam od niej łańcuszek.
Spojrzałam na czarny kamień. Mógł pasować.
Powoli przyłożyłam medalion do zamka, pasował jak ulał. Delikatnie wsunęłam go dalej, coś szczęknęło i nagle pęki róż którymi było pokryte zabezpieczenie zaczęły się wić w różne strony, aż w końcu zupełnie zniknęły, w tej samej chwili co wieko i pudło. W ostatniej chwili wyciągnęłam naszyjnik, inaczej pewnie też by zniknął.
- Lustro? Dostałaś lustro? – zdziwiła się Pansy, przyglądając się podarunkowi. Faktycznie było to lustro, w cudownej czarnej ramie w takie same róże jak te na zamku.
- Najwidoczniej. – przytaknęłam, uważnie wpatrując się w taflę lustra.
Nagle Pansy wrzasnęła, odskakując od lustra jak poparzona.
- Co jest? – Draco nagle znalazł się tuż obok niej.
- T-to… To lustro.. – wyjąkała przerażona. Miała oczy wielkości galeonów, była niemal biała na twarzy.
- Co z nim? – dopytywał Draco nagle zainteresowany – Hope, odsuń się od tego.
Ostrożnie zrobiłam krok w tył, wciąż wpatrując się w swoje odbicie.
- To… To pokazało ciebie.. – głos jej się załamywał, gdy ponownie spojrzała na zwierciadło.
- Jestem taki straszny? – zapytał z ulgą w głosie. Pansy pokręciła przecząco głową.
- Nie rozumiesz… Wyglądałeś… inaczej. Koszmarnie. – Dziewczyna zaczęła gestykulować, nie mogąc znaleźć słów do opisania tego co zobaczyła. Ja oprócz naszego odbicia nic nie widzę…
- Coś ci się musiało przewidzieć. – mruknął Draco, stając bliżej, prawie obok mnie.
Pokaż mi, pomyślałam, świdrując wzrokiem własne odbicie.
Zakryłam usta dłonią, widząc jak obraz zaczyna się zmieniać, zanikać. Najwidoczniej nikt inny tego nie widział, bo Draco patrzył na mnie jak na wariatkę, tak jak reszta zgromadzonych w salonie. Powoli ruszyłam w stronę lustra, aż stanęłam tuż przed nim. Obraz rozmazywał się coraz bardziej, aż w końcu zamienił się w matową plamę a moja dłoń odruchowo uniosła się do góry. Opuszkiem palca przejechałam po chłodnej powierzchni lustra, nie mogąc do końca uwierzyć w to co widzę. Mój palec zostawił wyraźny ślad, zupełnie jakby lustro zaparowało.
Szybko przejechałam dłonią po zwierciadle, aż w końcu pojawił się obraz.
Obraz w niczym nie przypominający salonu ani moich towarzyszy. Obraz, który sprawił że łzy napłynęły mi do oczu a ciałem zaczęły wstrząsać niemal spazmatyczne dreszcze.
Obraz, który miałam zapamiętać do końca życia.

                                                                

                                                                             ~*~

No, co myślicie? Jak dla mnie rozdział okej, krótki ( 8 stron A4 ) ale treść całkiem mi się podoba. Zgadujcie, co zobaczyła w lustrze?
Ogólnie to mam niezły czas, już drugi rozdział w tym miesiącu xD A będzie jeszcze 18 jak się wyrobię ^^ Postanowiłam że rozdziały będę dodawała w tym samym czasie na obu blogach, więc dwa tygodnie na dwa rozdziały to chyba dobry czas.

                                  CZYTAM / DOCENIAM = KOMENTUJĘ


No i wchodźcie na drugiego bloga J

                                               http://www.brooklyn-wild.blogspot.com/

Kocham was =3