niedziela, 12 stycznia 2014
Rozdział 14
''Draco dormiens nunquam titillandus"
Po powrocie do szkoły, wszyscy powoli zapominali o weekendowej imprezie. Paczka skrętów i zapalniczka leżała na dnie mojej torby, dzięki Bogu mnie do niej nie ciągnęło. Od weekendu wypaliłam tylko trzy fajki, a mamy czwartek.
Chowając się w toalecie i odpalając potajemne skręty, czułam się jak przestępca. Okłamywałam Draco, Pansy i całą resztę, ale po co mieliby wiedzieć? Co im by to dało?
Mniej wiesz, lepiej śpisz, i to była prawda.
Od Conora nie miałam żadnych wiadomości, co ułatwiało mi sprawę, bo łatwiej uspokoić Draco mówiąc mu że nie przepadam za jego kuzynem bez zbędnych spekulacji.
- Wszystko w porządku? – zapytała Pansy, dosiadając się do mnie w Wielkiej Sali. Właśnie podawali obiad.
- Jasne – uśmiechnęłam się i nałożyłam sobie sałatki na talerz.
- Na pewno? – upewniła się a ja kiwnęłam głową.
- Siema - rzucił Blaise, siadając naprzeciwko. Po chwili dołączyli do nas Devonne, Draco i Ernie.
Blaise spokorniał, po powrocie z Malfoy Manor, odbył męską rozmowę ze Smokiem. Wszyscy udawali że nie widzą śliwy pod okiem Diabła, gdy ten przyszedł następnego dnia na śniadanie.
- Dumbledore wywiesił ogłoszenie o imprezie z okazji Bożego Narodzenia. Postanowił zrobić tu Hogwartcką Wigilię. – oznajmił Draco, zajadając się kurczakiem.
- Ja chyba zostanę. Mama przysłała mi sowę że mamy przebudowę w domu i świąt nie będzie. – mruknęłam niezadowolona.
- No chyba żartujesz. – prychnął Draco – Wpadnij do nas. Nie zostawimy cię tu na Świętą. Ten pajac zawsze się do nas wprasza i nikt nie ma nic przeciwko – powiedział, szturchając Zabiniego.
- Nie no co ty. Nie mogę tak się zwalić twoim rodzicom na głowę – zaoponowałam.
- Matka się ucieszy, będzie więcej chętnych do jedzenia. Pans, ty też wpadnij.
- Spoko. Ja nie mam problemu z wpraszaniem się do Malfoya – Pansy wyszczerzyła ząbki i cmoknęła w powietrzu do blondyna.
- Widzisz? Weź z niej przykład. Starzy chcą zaprosić też Conora, ale nie wiem czy to dobry pomysł.
- Żartujesz? Przecież to twój kuzyn! – zawołałam – Ale może wpadnę, zobaczymy.
- No ja mam nadzieję. – uśmiechnął się Blaise. – Zafunduje Malfoyowi jemiołę, co wy na to?
- Weź się ogarnij – prychnęła Pansy i zmroziła go wzrokiem. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc jak wszyscy skutecznie gaszą Diabła.
Postanowiliśmy zostać kumplami, mimo to chłopak się nie poddawał.
- Dobra, dobra, tylko żartowałem. - Diabeł zmarkotniał i opuścił wzrok.
- Wiecie co, muszę iść do toalety – powiedziałam i szybko opuściłam salę.
Pędem ruszyłam do sowiarni.
- Tu jesteś – mruknęłam do czarnej sowy z pozłacanej klatce. Wyciągnęłam arkusz pergaminu i zapasowe pióro, które zawsze trzymałam przy Gladyss, mojej sowie.
Drogi Conorze,
Podobno będziesz na Wigilii u Malfoyów. Też będę, Draco mnie zaprosił. . Bardzo cię proszę, nie daj Draco powodów do nienawiści wobec Ciebie, i udawajmy że nasz wspólny weekend nigdy nie miał miejsca. Draco myśli ze za sobą nie przepadamy, nie wie też o magicznej paczuszce od ciebie. I chcę żeby tak zostało, inaczej znowu zacznie się awanturować. I tak mi ciężko ich okłamywać…
Nie miej mi tego za złe, proszę. Mam nadzieję że u ciebie wszystko w porządku.
Całusy,
Motylek
Zwinęłam pergamin w rolkę i przywiązałam Gladyss do łapki.
- Zanieś to do Conora. Mieszka w Londynie, przy Harrods’ie – powiedziałam i wypuściłam sowę.
Gladyss huknęła i wyleciała, zostawiając mnie samą z jakąś setką różnych sów.
Wyciągnęłam jednego skręta z paczki i szybko go zapaliłam. Podeszłam do okna i zobaczyłam jak czarna sowa znika mi z oczu. Zaciągnęłam się malinowym dymem i pozwoliłam mięśniom się rozluźnić.
- Widziałam że coś ukrywasz – usłyszałam i podskoczyłam w miejscu.
- Boże, jak mnie przestraszyłam – wydusiłam z siebie, chowając papierosa.
- Palisz – powiedziała oskarżycielskim tonem Pansy.
- Pansy, błagam, nie mów nikomu – powiedziałam płaczliwie, gasząc papierosa i wciskając go do paczki.
- Od kiedy. – zapytała oschle.
- Od jakiegoś czasu. Proszę cię, nikt nie może się powiedzieć .
- Nie powiem. Ale dlaczego mi nie powiedziałaś? Przecież się przyjaźnimy. – mruknęła i usiadła na parapecie.
- Wiem, ale bałam się co powiesz. Przepraszam – powiedziałam cicho, siadając obok niej.
- No co ty. Malfoy też palił, ale wybiłam mu to z głowy. – uśmiechnęła się przebiegle.
- Z drugiej strony, to twoje życie. Rób co chcesz, tylko potem nie płacz że masz raka. – westchnęła.
- Przecież czarodzieje nie chorują na … - umilkłam.
Pansy spojrzała na mnie porozumiewawczo, wiedziała że nie musi nic mówić żebym sama doszła do odpowiednich wniosków.
Przecież moja babcia była czarownicą, i zmarła. Rak ją zabił.
- Punkt dla ciebie – mruknęłam.
- Widzisz. Ale spoko, nic nie powiem. Przecież się przyjaźnimy – zaśmiała się i zeskoczyła.
- Do kogo wysłałaś sowę? – zapytała, wskazując na małą plamę z atramentu na mojej ręce.
- Do rodziców, powiedzieć im o planach na święta – skłamałam gładko, ścierając atrament z ręki.
- Spoko. Wypal już sobie i chodźmy stąd. Strasznie tu wieje – westchnęła niezadowolona. Uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością i wyjęłam niedopalonego papierosa, po czym ponownie go odpaliłam.
- Fajna zapalniczka – rzuciła Pans, zabierając mi złoty przedmiot.
- Uważaj. To pamiątka – poprosiłam i głęboko się zaciągnęłam, z ulgą czując jak stres ze mnie znika.
Muszę poprosić Conora żeby na Wigilię dał mi jeszcze z paczkę tego cuda.
- Spoko. – uśmiechnęła się Pans i odpaliła zapalniczkę, po czym ją zgasiła i znów zapaliła.
Zaczęłam dopalać i po chwili zgasiłam niedopałek.
- Wracajmy na zajęcia – powiedziałam i dziewczyna rzuciła mi zapalniczkę którą od razu schowałam.
Ruszyłyśmy na błonia, mieliśmy akurat ONMS z Hagridem.
Uczniowie Slytherinu i Ravenclawu otaczali ciasnym kręgiem pół-olbrzyma i z ożywieniem o czymś dyskutowali.
Z Pansy dopchałyśmy się w końcu na sam przód, gdzie stał już Draco, Blaise i Nott.
- Patrz - rzucił dziwnie uchachany Draco i kiwnął głową na Hagrida.
- O Boże... - szepnęłam z przerażeniem, które musiało być bardzo widoczne, bo Draco objął mnie ramieniem.
- Spokojnie – powiedział cicho – To tylko…
- Nundu – jęknęłam.
- Kiciuś – prychnął Blaise i wystąpił przed wszystkich, niebezpiecznie zbliżając się do olbrzymiego lamprata. No tak. Sam zmieniał się w takiego „kiciusia”
- Ostrożnie Zabini, cholibka, co ja zrobie jak mi ucznia zeżre… - rzucił trochę spanikowany Hagird, ciągnąc nundu do tyły.
- Dobra dzieciaki, koniec przedstawienia. Podzielę was teraz w pary, czekajta…
Hagrid zaczął dobierać nas w pary, co wychodziło mu dość kiepsko. Żaden nauczyciel nie połączyłby Notta z Parvati Patil.
- Hope – usłyszałam i drgnęłam. – Cholibka, z kim by cię tu… Niech będzie Malfoy. – Hagrid wyraźnie się speszył, licząc najwyraźniej że zaraz strącę ramię blondyna i strzelę go w tę śliczną buźkę.
- Waszym zadaniem będzie rozpoznanie płci tego tu nundu. Tylko się cholibka do niego nie zbliżajcie za bardzo, bo mie psor chyba ukatrupi jak mi zeżre dzieciaka… - mruczał poddenerwowany Hagrid, rozdając arkusze z pytaniami.
- O to się ten przerośnięty dzikus nie powinien martwić – prychnął pogardliwie Draco – tylko o to że mu się wszy zalęgną w tej brodzie.
- Malfoy! – zawołałam oburzona. – Jak możesz!
- Dobra, dobra, przepraszam – burknął i odsunął się na długość ramienia.
Pary zaczęły rozchodzić się w różne strony, wypełniając kartki.
- Od czego zaczniemy? – zapytał z lekkim uśmieszkiem, od którego zaczęłam się rumienić.
- Może od tego że nie damy się zjeść? – zaproponowałam.
- Dobry pomysł – prychnął chłopak i wskazał na Blaise’a. – Ten to ma przerąbane – prychnął.
Blaise był w parze z Astorią, która jak wszyscy wiedzieli była naszym szkolnym pustakiem.
- No – zaśmiałam się, widząc jak zrezygnowany Zabini wysłuchuje tyrady Cho.
- Dlaczego nie jesteś Dracusiem! – zawyła zrozpaczona dziewczyna – Tylko jakimś…
- Zamknij się w końcu ! – wrzasnął w końcu Diabeł i zatkał uszy rękoma.
Zaczęłam się śmiać z tej dwójki, podobnie jak Draco.
- Cholibka, zapomniałem powiedzieć! Para która jako pierwsza odpowie na wszystkie pytania, dostanie specjalną nagrodę od samego psora, znaczy się dyrektora. – huknął basowo i zaczął głaskać swojego pupila, który był tylko o połowę od niego mniejszy.
- No, trzeba by wygrać tą paczkę dropsów – rzucił Draco i zrobił głupią minę – Cytruska? – wychrypiał, przedrzeźniając Dumbledore’a.
- Jesteś okropny – mruknęłam i odwróciłam się od niego, podchodząc do dzikiego kota.
Nundu, to najgroźniejsze zwierzę na świecie, tylko jednemu czarodziejowi na świecie udało się je pokonać, lecz zaraz potem zginął, gdy świstoklik przeniósł go na środek ulicy gdzie potrącił go mugolski autobus.
- Dobry kotek – mruknęłam i położyłam dłoń na grzbiecie leżącego kota.
- Uważaj Hope, dzika bestia z niego – powiedział ostrzegawczo Hagrid.
- Spokojnie, zobacz, nawet nie zwraca na mnie uwagi – mruknęłam cicho i pogłaskałam zwierzę.
Nagle kot podniósł swój ogromny łeb i spojrzał na mnie czarnymi ślepiami.
Hagrid odruchowo skrócił łańcuch, lecz kot tylko zbliżył łeb do mojej dłoni. Zamarłam ze strachu, licząc się z faktem że za chwilę mogę stracić rękę.
Cofnęłam się powoli, a kot tylko patrzył, jakby rozumiał co się dzieje.
- Uważaj! – wrzasnął nagle Blaise i odepchnął mnie na bok.
Wszystko potem stało się bardzo szybko.
Kot zaryczał przeraźliwie i skoczył na czarnoskórego, lecz Hagrid mocno szarpnął go w tył.
- Uciekajcie ! Uciekajcie! – zawołał Hagrid i wszyscy rzucili się do zamku. Nagle łańcuch trzasnął i nundu stał się wolny. Draco porwał mnie na ręce i biegiem ruszył w stronę zamku. Zauważyłam jak Hagird próbuje opanować wściekłą kocicę. Tak, bez dwóch zdań była to kotka.
W przypływie impulsu wyrwałam się blondynowi i biegiem rzuciłam się w stronę Blaise’a który próbował pomóc Hagridowi poskromić zwierzę.
- Drętwota! – wrzasnął Draco i snop światła przeleciał obok mnie. Ku ogólnemu przerażeniu, trafił on w Hagrida, który padł jak nieżywy na ziemię. Kot rzucił się na Blaise’a, zupełnie ignorując mnie lub Draco.
Blaise zaczął uciekać, lecz kot był od niego dużo szybszy. Chłopak upadł na ziemię, udając trupa.
Nundu machnął na niego łapą, głośno rycząc.
Zaczęłam powoli zbliżać się do Blaise’a.
- Wracaj tu idiotko! – zawołał przerażony Draco, próbując mnie zawrócić.
- Zamknij się w końcu! – syknęłam i kucnęłam za Blaisem, cały czas nie odrywając wzroku od kota.
- Dobrze… -szepnęłam, widząc jak kot minimalnie się cofa. Zdołałam wejść przed trzęsącego się chłopaka.
- Wiem że nie zrobisz mi krzywdy. – powtarzałam cicho.
Czytałam kiedyś o nundu. Był to ich okres godowy, jeżeli nie zaatakowałeś żadnego z nich, nic ci nie zrobią. Ale dzikie wrzaski Zabiniego i zbyt gwałtowne ruchy przestraszyły kota.
Wyciągnęłam rękę w stronę zwierzęcia które wciąż się cofało.
- Dobry kotek – mruknęłam, gdy nundu ostrzegawczo warknął. Powoli położyłam rękę na jego pysku i delikatnie go pogładziłam.
- Właśnie tak. Spokojnie, już nic ci nie grozi – uśmiechnęłam się delikatnie i zaczęłam głaskać kota.
- Draco, zabierz stąd tego pajaca – mruknęłam w stronę blondyna który wyglądał jakby go spetryfikowało. Po chwili jednak się otrząsnął i podniósł przerażonego Blaise’a, wlokąc go do zamku.
- Chodź, nie strasz ich już – zaśmiałam się cicho i złapałam kota za grubą obrożę do której wcześniej przymocowany był łańcuch.
Nic dziwnego że żaden czarodziej nie pokonał nundu – każdy próbował z nim walczyć.
Tymczasem ja spokojnie poprowadziłam olbrzymiego kota jak najdalej od miejsca zajścia.
- Fajny z ciebie kot – powiedziałam, gdy nundu zaczął ocierać się o mnie łbem. Co z tego że sięgał mi prawie do piersi.
Zauważyłam dyrektora i opiekunów domów biegnących ku nam. Dopiero gdy byli na tyle blisko by dostrzec przyjazne zachowanie kota, stanęli jak wryci. Wszyscy, z wyjątkiem Dumbledore’a.
- Ach, widzę że Hagrid znów przyprowadził Kathanę. – uśmiechnął się i podszedł do nas, po czym przyjaźnie poklepał zwierzę. – Kiedyś uratowaliśmy ją na skarpach w Skandynawii. Nie przepada za obcymi.
Dyrektor spojrzał na mnie spod swoich okularów połówek .
- Przyjdź do mojego gabinetu, gdy już skończysz z Kat. – polecił i szybkim ruchem odwołał nauczycieli.
- Panna Florence otrzymuje 50 punktów dla swojego domu, za wyjątkowo empatyczną postawę – powiedział i spokojnym krokiem ruszył do zamku.
- Zapomniałbym. Przyjdź z panem Malfoyem. – uśmiechnął się a ja przytaknęłam i pogładziłam Kat, która zwaliła się na ziemię.
- Powodzenia – uśmiechnęłam się do niej i ruszyłam za Dumbledorem, za którym biegła spanikowana McGonagall.
Widziałam jak ciekawscy uczniowie wyglądają z okien.
- Masz przerąbane – usłyszałam głos Malfoya. – To cię mogło zabić!
- Wiem. Ale żyję, i powinieneś się z tego cieszyć. – mruknęłam speszona. Blondyn nie odpowiedział.
- Musisz iść ze mną do dyrektora. – pomyślałam, przechodząc koło zejścia do lochów.
Już po chwili zauważyłam Draco, na widok jego miny stanęło mi serce.
- Wszystko w porządku? – zapytałam z obawą, stając przed nim.
Draco miał czerwone oczy, urywny oddech i spojrzenie mordercy.
- Równie dobrze ja mógłbym o to zapytać ciebie. – powiedział i się uśmiechnął – Jesteś nienormalna.
- Dziena mordo – prychnęłam i już po chwili stałam w jego objęciach. Z westchnieniem się do niego przytuliłam, wdychając znajomy zapach.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła – pomyślałam, wlewając w te słowa nieco więcej uczucia niż zamierzałam.
- Niewiele – prychnął – Beze mnie świat stałby się nudny.
Objęci ruszyliśmy w stronę gabinetu Dumbledore’a.
- Siadajcie – powiedział dyrektor, gdy weszliśmy do gabinetu. Usiadłam w tym samym fotelu co wcześniej, Draco usiadł obok.
- Wiecie po co tu jesteście? – zapytał z uśmiechem.
- Nie bardzo – mruknął blondyn, mamrocząc pod nosem coś o pedofilii w szkole.
- Ty i panna Florence macie do wyboru dwie opcje – kontynuował niezrażony starzec – Pierwsza, to Immunitet Domu, co oznacza że nie obowiązuje was cisza nocna. Druga, to dwudniowy staż w Londynie. Dowolnie przez was wybrany.
Spojrzałam niepewnie na blondyna.
-Immunitet. – powiedział Draco, gdy kiwnęłam do niego porozumiewawczo.
- Wspaniale – ucieszył się dyrektor. – Macie go od dziś do końca roku.
- Dziękujemy, do widzenia – blondyn wyciągnął mnie z gabinetu zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, czy chociażby zaprotestować.
- To co, dziś wieczorem impreza? – ucieszył się chłopak a ja stuknęłam go palcem w czoło.
- Dla dwóch osób? Chyba nie – prychnęłam, a do chłopaka dotarło co właśnie powiedziałam.
Dyrektor jasno powiedział, że Immunitet jest dla nas. Tylko.
- Cholera – mruknął rozczarowany.
- Masz co chciałeś – prychnęłam i pocieszająco poklepałam go po ramieniu.
Draco zrobił załamaną minę i głęboko westchnął.
- Podstępny staruch – wymamrotał i delikatnie pchnął mnie w kierunku lochów – Zajęć już dzisiaj nie będzie.
- Skąd wiesz? – zapytałam zdziwiona.
- Bo właśnie je odwołałem – uśmiechnął się zadziornie. Nagle z korytarza wyłonił się Potter z Weasley’em.
- Hej kuzynko! – zawołał radośnie Harry i niemal rzucił mi się na szyję, na co Draco brutalnie go odepchnął.
- Gdzie z łapami, ty brudny śmieciu! – wrzasnął oburzony Wieprzlej.
- Zamilcz . - warknął rozzłoszczony blondyn.
- Morderca! Parszywa świnia ! - wrzasnął rudy, wymachując rękoma.
- Expulso! - warknęłam i rudzielec poleciał z hukiem na ścianę.
- Jak mogłaś - wrzasnął Potter, podbiegając do Łasica i wyciągając różdżkę.
- Schowaj tego badyla bo zginiesz - syknął Malfoy, celując w mojego kuzyna.
- Nie warto, naprawdę - prychnęłam, widząc żądzę mordu w jego oczach.
- Właśnie, śmieciu, nie celuj do kochanego kuzyna - uśmiechnął się złośliwie Potter.
Nagle moja różdżka sama wyrwała moją rękę do góry i wyleciało z niej niebieskie światło, paraliżujące Pottera.
Malfoy patrzył na mnie oszołomiony, a ja wzruszyłam ramionami.
- Zaklęcia niewerbalne. - mruknęłam i pociągnęłam go do lochów.
- Następnym razem ja go chyba zabije - powiedział Malfoy, ciskając pioruny z oczu.
- Chcesz przez niego trafić do Azkabanu? - prychnęłam i szturchnęłam go w bok.
- Ale chociaż sumienie będę miał czyste. Jeden kretyn mniej.
- I zostawiłbyś mnie? - zapytałam oskarżycielskim tonem, przechodząc przez dziurę do Pokoju Wspólnego.
- No masz rację, nie. - prychnął.
- Poczta!! - wydarł się nagle Blaise, wskazując na czarną sowę. Nie możliwe żeby...
- To do mnie! - krzyknęłam i rzuciłam się w stronę okna w tej samej chwili co Blaise.
- Co to, co to co to ! - wołał nakręcony, gdy ja pierwsza przechwyciłam arkusz białego papieru.
- Co cie to obchodzi, do mnie - uśmiechnęłam się i pokazałam chłopakowi język.
Gdy upewniłam się że Malfoy dostatecznie długo będzie opieprzał Blaise'a za naruszanie mojej prywatności, otworzyłam kopertę. Była idealnie biała, z najdroższego papieru, a na jednej stronie widniał herb Ministerstwa.
Szanowna Pani Florence.
W momencie gdy czyta Pani ten list, czyta go również Szanowny Pan Albus Dumbledore, tak więc proszę aby nie winiła go Pani za nie przekazanie informacji od razu.
Jako Minister Magii, i pracodawca Pani rodziców, czuję się zobowiązany do przekazania Pani informacji o ich śmierci. Państwo Eric i Irma Florence ulegli przykremu wypadkowi podczas testowania nowej mugolskiej broni....
List wypadł mi z ręki, a ja poczułam jak nogi się pode mną uginają
- Hej, co jest ... - usłyszałam zdezorientowanego Malfoya i zauważyłam tylko jego przerażone spojrzenie, gdy świat zasnuła czarna mgiełka.
* Oczami Draco*
- Trzeba coś zrobić! - zawołałem zdenerwowany, gdy Hope już chyba 8 godzinę siedziała w pokoju, nie dając znaku życia.
Odkąd się ocknęła, uciekła do sypialni i zabarykadowała się najlepiej jak tylko mogła.
Dyrektor przekręcił się niespokojnie na kanapie, a Snape rzucał dookoła mordercze spojrzenia.
- Sugeruję aby wyważyć drzwi - mruknął Blaise, wstając z fotela.
Nagle wszyscy odwrócili się w stronę Pansy która właśnie weszła.
- Nic. - westchnęła ciężko.
Każdy już chyba próbował z nią porozmawiać, przekonać ją żeby otworzyła drzwi, wpuściła kogokolwiek, lub chociaż się odezwała.
- Wiecie... - zaczęła nieśmiało Pansy... - Może .... Może my nie tak próbujemy?
- Co masz na myśli? - zapytał Dumbledore.
- Wydaje mi się że wiem... - mruknąłem niechętnie - Poczekajcie...
Poszedłem do pokoju mojego i Blaise'a i podszedłem do kominka.
Nabrałem trochę proszku i sypnąłem w ogień.
- Mieszkanie Conora. - mruknąłem i wszedłem w płomienie.
- CONOR ! - wrzasnąłem, rozglądając się po salonie. Mój kuzyn wyszedł z pokoju w samych dresach.
- Czemuż to zawdzięczam tę cudną wizytę? - warknął, patrząc na mnie nieprzychylnie.
- Chodzi o Hope. Jej rodzice nie żyją. Od ośmiu godzin nie ma z nią... - zacząłem lodowatym tonem, obserwując jak twarz chłopaka tężeje.
- Cholera... Czemu tak późno ! - zaklął i w mgnieniu oka zniknął w kominku. Ruszyłem za nim, modląc się aby chociaż to poskutkowało.
* Oczami Conora*
Usiadłem pod drzwiami do sypialni Hope i Parkinson, uważnie nasłuchując. Oparłem się o drzwi i wyjąłem z kieszeni kawałek pergaminu i różdżkę, po czym szybko nakreśliłem na niej małą różę, po czym wsunąłem kartkę pod drzwi, tak aby połowa wystawała.
Po kilku minutach kartka została wsunięta do środka, na co odetchnąłem z ulgą.
- Kogo tym razem przysłali? - powiedziała cicho, tak że ledwie ją słyszałem.
- Nikogo nie przysłali. - odparłem równie cicho, tak by tylko ona słyszała.
- Conor? - zapytała zdziwiona.
- We własnej osobie królewno. Nie zgadniesz co mi się dzisiaj przytrafiło. - powiedziałem, starając się mówić lekkim tonem.
- Właśnie brałem prysznic, kiedy w moje okno zaczęła walić jakaś wściekła sowa. Początkowo rozważałem ugotowanie z niej obiadu - urwałem, czekając jej reakcji. Dziewczyna cicho prychnęła, a ja kontynuowałem - Ale stwierdziłem że taka łada sowa bardziej nadaje się na poduszkę.
- Czubek - mruknęła i drzwi zgrzytnęły, a po chwili powoli się otworzyły.
Ostrożnie je popchnąłem i wszedłem do środka. Tak jak się spodziewałem, w pokoju panował półmrok a dziewczyna siedziała na podłodze pod oknem.
- Hej - powiedziałem siadając obok niej, i obejmując ją ramieniem. - Chcesz zapalić? - zapytałem, wyciągając paczkę. Hope kiwnęła głową i wyciągnęła jednego papierosa po czym odpaliła go moją-swoją zapalniczką i głęboko się zaciągnęła.
- Nie będę ci pieprzył że będzie dobrze - powiedziałem, gdy dziewczyna zgasiła niedopałek w podłodze. - Bo wiem że tak nie będzie.
Hope po prostu zaczęła płakać, gorzkimi łzami bólu i bezradności. Objąłem ją i mocno przytuliłem.
- To takie cholernie niesprawiedliwe - zawyła w moje ramię, trzęsąc się z chłodu jaki przenikał jej ciało. Znałem każde z tych uczuć, każdą jej reakcję na to co teraz czuła.
- Wiem że ci cholernie ciężko. - powiedziałem, delikatnie nią kołysząc - Wiem też żadne głupie słowa nic ci nie dadzą. Bo to i tak nic nie zmieni.
- No właśnie.. - jęknęła, podnosząc głowę. Wyglądała strasznie, blada z czerwonymi oczami na które już ledwo patrzyła. Widać było po niej jak bardzo była zmęczona.
- Napij się - powiedziałem, ściągając ze stolika butelkę wódki. Dziewczyna się skrzywiła, ale posłusznie pociągnęła kilka łyków, krzywiąc się przy tym jakby jadła cytrynę.
- Wódka nie ma ci smakować. Jak zaczyna ci smakować, to wiedz że masz problem. - powiedziałem, delikatnie się uśmiechając. Dziewczyna zamrugała kilkakrotnie i oparła głowę na moim ramieniu.
Już po kilku chwilach jej oddech zaczął się wyrównywać i spokojnie zasnęła.
Chwała Merlinowi, że miałem w kieszeni tą paczkę, a ona tu wódkę. Inaczej musiałbym się nieźle nagimnastykować żeby tak łatwo poszła spać. A tak, ma zapewniony wielogodzinny sen.
Powoli wstałem i podniosłem dziewczynę, po czym ułożyłem ją na łóżku i przykryłem.
- Śpi. - powiedziałem, wychodząc do ich żałosnego saloniku.
- Dziękuję - powiedział cicho mój kuzyn, unikając mojego spojrzenia.
- Nie masz za co. Nie robiłem tego dla ciebie. - warknąłem, mijając go bez słowa.
- Wiem...Ale i tak dziękuję. - powiedział i odwrócił się do mnie plecami, nie dość szybko abym nie dostrzegł łez w jego oczach.
Wszyscy w pokoju mieli grobowe miny.
- Ktoś pokaże mi ten list? - zapytałem obojętnym tonem. Dyrektor bez słowa podał mi list który uważnie przeczytałem.
- Idioci. - parsknąłem i obrzuciłem wszystkich w pokoju spojrzeniem pełnym obrzydzenia. - Wy naprawdę wierzycie że to był "nieszczęśliwy wypadek"?
- A jakie masz podstawy ku temu żeby to podważać? - zapytał oschle czarnowłosy profesor.
- Błagam was. Jeśli rodzice Hope to rzeczywiście byli jej rodzice, to mieli trochę oleju w głowie. Nie uwierzę że byliby na tyle głupi by się zabić jakimś mugolskim gównem.
- Co sugerujesz? - zapytał staruch, patrząc na mnie znad okularów-połówek.
- To, że to wcale nie był wypadek. Tylko morderstwo.
- Znowu tworzysz te swoje teorie! - wydarł się mój kuzyn, nagle pałając do mnie nienawiścią. - Znowu to robisz!
- Mam ku temu powody - powiedziałem spokojnie, starając się nie myśleć o różdżce którą mógłbym zabić tego debila.
- Niby jakie ! Takie jak wtedy?! - krzyczał wściekły blondyn.
- Nie próbuj o tym wspominać - warknąłem i stanąłem naprzeciwko niego.
- Będę!
- Panie Malfoy, proszę się uspokoić. - zażądał dyrektor.
- Jasne, słuchajcie go. - prychnął blondyn - Nie mam zamiaru patrzeć na ten cyrk - mówiąc to wyszedł z pokoju.
- Proszę kontynuować - polecił siwobrody.
- Czy to nie oczywiste? - prychnąłem - To kuzynka Pottera.
- I co z tego? - zapytała Parkinson.
- To, że nawet jeśli ten psychopata bez nosa już nie żyje, bo cudowny Pottuś go załatwił rok temu, to nie znaczy że jego zwolennicy też nie żyją. I że nie chcą się na przykład zemścić.
- To niemożliwe - prychnęła szatynka, lecz inni nie wydawali się co do tego tacy przekonani.
- On może mieć racje... - mruknął Snape bez entuzjazmu.
- Trzeba ukryć Hope - wtrąciła szybko Mopsica. Tak, nie przepadałem za nią.
- Nie sądzę aby to było mądre - prychnął pogardliwie Nietoperz. - Gdzie byłaby bezpieczniejsza niż tu? Ta twierdza ma setki lat, w dodatku Albus jest na miejscu.
- Severus ma rację - powiedział powoli dyrektor - Ale będziemy musieli uważać.
- Jeżeli nie jestem potrzebny, to się już pożegnam. Aha, panie Dumbledore, mój list doszedł? - zapytałem, stając przed kominkiem.
- Owszem. - dyrektor delikatnie się uśmiechnął, na co jedynie skinąłem głową i wszedłem w zielone płomienie.
Mam nadzieję że mój durny kuzyn nie będzie się za bardzo bluzgał.
~*~
Nie podoba mi się. No nie podoba mi się ten rozdział.
Wyszedł zupełnie nie tak jak chciałam, ale za to 15 jest dużo lepszy.
20 komentarzy nie było, ale dobre i te 9. Zmotywowałyście mnie xD
Rozdział z dedykacją dla : Anonima, który zostawił komentarz pod 13.
Mam nadzieję że mi wybaczycie długie oczekiwanie i marny efekt,
ale po prostu... no życie, tak. Obiecuję poprawę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ładnie, ładnie, tyle się dzieje...I wiem już, że mam problem XDD Czekam na cd <3
OdpowiedzUsuńTak mi smutno :c współczuję Hope. Moje biedactwo ;-; nie dość się w życiu wycierpiała? Conor mój ty bohaterze <3 ale nie moment... Papierosy, narkotyki, wódka... Nie chyba jednak nie zostaniesz moim bohaterem XD nie rozumiem czemu uważasz rozdział za zły, bo jest zarąbisty (z resztą jak wszystko co Napiszesz XD). Pozdrawiam i czekam na więcej :333
OdpowiedzUsuńHejka. Ej słuhaj opowiem ci historie mojego zycia. O 1 w nocy zobaczylam że pojawił się u ciebie rozdział. I co? Czytam, komentuje i wiesz mialam taki odpicowany długi komentarz i mnie wywaliło z neta. Po prostu tak sie zdenerwowałam że miałam ochote roztrzaskać wszystko pod ręką. I poszlam spać. Więc teraz pisze jeszcze raz. Już nie bedzie taki wypicowany no ale bedzie. Więc od początku
OdpowiedzUsuńSzkoda, żal mi Hope. Bidulka :( ale nigdy bym nie pomyślała by uśmiercić jej rodziców. Zaskoczyłaś mnie.
Dalej.... Conor ^^ ciesze sie że sie pojawił. On ją teraz najlepiej rozumie. My hero. A kiedy zamierzasz zrobic to co zamierzasz zrobić z conorem i hope? Czekam na to :)
Kurde denerwuje mnie twój Draco, ale to jest właśnie Draco :]
Kochany Blaise, uwielbiam go i szkoda mi go. Tak sie stara i wszyscy go gaszą :/ ;C
Pansy sie dowiedziała że Hope pali. Mam nadzieje że nikomu nie powie. Zwłaszcza Draco.
No
Po pierwsze- nie mogę się doczekać Wigilii u Malfoyów!
OdpowiedzUsuńPo drugie- Draco głupek, jak można wobec TAKIEJ ALTERNATYWY wybrać Immunitet? :D
Po trzecie- jesteś potworem! Czemu Hope?
a tak ogólnie, bardzo, bardzo dobry, dopracowany rozdział. Brawo!
Zapraszam do mnie na rozdział 11, w którym...DUŻO się dzieje :D
Piszesz wspaniale. Jednak nie byłabym sobą, gdybym nie miała jakiegoś ale o3o (Jezuu! Jak ja kocham tą minkę). Sama nie piszę idealnie, a nawet dużo słabiej. Jednak w twoim blogu można zobaczyć trochę niedociągnięć. M. in. czy Draco i Hope są parą? Po przeczytałam wszystkie rozdziały, i nie znalazłam nic na ten temat, albo po prostu nieuważnie czytam.
OdpowiedzUsuńZapraszam na http://niekonczaca-opowiesc-hogwartu.blogspot.com/
Mam dopiero prolog, ale to i tak cud jak na mnie.
Cappuccine
Kochana Cappuccine ;*
UsuńNie, Hope i Draco nie są parą, nic dziwnego że nic nie znalazłaś :> Była z Blaisem, ale wyszło jak wyszło i się rozstali. Fakt faktem, że Draco niekiedy zachowuje się jak jej chłopak, nawet dość często, ale jest to skomplikowana relacja której na razie nie mam zamiaru tłumaczyć ;) Wszystko wyjdzie w praniu, jak to mówiła moja babcia ;D Cierpliwości <3
Pozdrawiam ,
Stella Jones.
Witaj, droga Stello. Na początek - dziękuje za dedykacje tylko kompletnie nie wiem czym sobie na nią zasłużyłam.
OdpowiedzUsuńA tak poza tym to rozdział był udany. Tak, to najlepsze określenie.
Jezuuuu jak szkoda mi Hope, czemu jej to zrobiłaś? Jej rodzice.. [*] tylko zaintrygowałaś mnie podejrzeniami Draco o przyczynach śmierci. Mam nadzieje że się to wyjaśni.
U W I E L B I A M C O N O R A !!! Jest cudowny, zajebisty i... mam takiego podobnego przyjaciela więc po prostu..no od razu go polubiłam :) ej a może połączyłabyś Conora z Hope? Bedą taacy słodcy. Znaczy się to ogółem kocham Draco ale ostatnio się wkurzyłam i obraziłam na twojego więc mogłabyś zrobić Conope? czyli Conor + Hope *.*
czekam na 15 i weź dawaj już masz 7 komów nooo pliska bo pizga za oknem... ^^
pozdrawaim cię serdecznie w te mroźne dni i przesyłam ci ciepełko i wenę.. Pocztą Polską więc będzie to trochę szło
no to ja - z podpisem - JA ^^
Hej!
OdpowiedzUsuńKiedy cd? :P
U mnie są nowe rozdziały ....
Wspaniały rozdział <3
OdpowiedzUsuńBiedna Hope ;c Czemu to właśnie ona tak cierpi? ;O
Czekam na kolejny i zapraszam do siebie http://believe-in-impossible-feelings.blogspot.com/ <3
twoja Eveneth. (dawna //Lav.) :3
Chyba kocham Conora.... NAPRAWDE XD rozdzial bardzo mi sie podobal, nie moge sie doczekac dalszych losów Hope :) pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuńTwój sekret, na tak świetne pisanie? :')
OdpowiedzUsuń