piątek, 7 marca 2014
Rozdział 16
Gdy Hermiona zajęła miejsce przede mną, nawet nie próbowała ukrywać niechęci wobec mnie.
- Słuchaj... - zaczęła niepewnie - Wiem że Harry czasem zachowuje się jak palant. Ale to nie zmienia faktu że jesteście rodziną. Zwłaszcza teraz, oboje powinniście się wspierać.
- A niby dlaczego? - zapytałam zdziwiona, próbując zniwelować odruch wymiotny jaki mną wstrząsnął, gdy tylko usłyszałam oklepany tekst " jesteście rodziną, bla bla bla i tak dalej " .
- To trudne dla was obojga, ale razem byłoby wam łatwiej. Harry ciężko to znosi. - Hermiona spojrzała na mnie z wyrzutem, jakby moją winą był brak komunikacji i jakiejkolwiek więzi między mną a Potterem.
- Słuchaj, nie wiem o co ci chodzi. Gdyby Harry zachowywał się inaczej, to może ja też bym się inaczej do niego odnosiła. - powiedziałam, możliwie opanowanym głosem. Nie chciałam pokazywać Granger jak bardzo irytuje mnie ta rozmowa.
- Na Godryka! Gdyby Harry zachowywał się inaczej? To ty trafiłaś do Slytherinu ! - oburzyła się Gryfonka. Ostatnie zdanie niemal wykrzyczała ze zgrozą, zupełnie jakby moja babcia uwydatniała fakt jakobym jako 14-latka zaszłam w ciążę z 50-letnim, karanym mordercą. Tak, wszyscy znają ten protekcjonalny, babciny ton...
- I jestem z tego dumna - oświadczyłam z godnością, przez co Granger obrzuciła mnie zniesmaczonym spojrzeniem.
- Jesteś w jednym domu z Malfoyem. Z Malfoyem! - oburzała się dziewczyna.
- Draco - zaczęłam, mocno akcentując jego imię - jest w porządku. Przynajmniej nie próbował kogoś zabić.
- Jak możesz tak w ogóle mówić! - Hermiona aż sie zapowietrzyła z oburzenia. Znacie ten wyraz twarzy zdeprawowanej wyznawczyni MOHER PAVER, która nagle nabrała do płuc więcej powietrza niż Otylia Jędrzejczak kiedykolwiek w życiu, i nie wypuszczała go tak długo, aż jej twarz przybrała odcień eleganckich buraków które z takim upodobaniem wciska się dzieciom? O tak właśnie wyglądała teraz Hermiona.
- Mogę - uśmiechnęłam się przymilnie - Lepiej idź na swoje miejsce, lekcja niedługo się zacznie.
Granger gwałtownie poderwała swoje Gryfońskie cztery litery z krzesła, i z głową zadartą pod sam czubek wieży Eiffla, pomaszerowała do swojej ławki.
Z humorem poprawionym chyba do końca dnia, czekałam cierpliwie aż zajęcia się zaczną. Lubiłam eliksiry i byłam w nich całkiem dobra.
Gdy rozbrzmiał gong, do sali wszedł profesor Snape.
- Witajcie. Dzisiaj będziemy przygotowywać Veritaserum. Dobierzcie się w pary i znajdźcie odpowiednie składniki. Ze względu na odpowiednią fazę księżyca, składniki musicie dodawać co półtorej godziny. - Snape usiadł za ogromnym drewnianym stołem i przyglądał się nam z obojętnością.
- Para? - zapytał Draco, siedzący obok mnie. Już miałam mu odpowiedzieć, gdy ktoś szturchnął mnie w bok. Pansy.
- No weź - uśmiechnęła się dziewczyna.
- Właśnie, obiecałam Pans. - uśmiechnęłam się przepraszająco do chłopaka.
- Jasne - burknął blondyn i odwrócił się do mnie plecami, z ożywieniem dyskutując o czymś z Zabinim.
- Co musimy mieć? - zapytała Pans, przeglądając podręcznik.
- Woda, ziemia w której hodowana była mandragora, odrobina bezoaru sproszkowany róg alfodeusa i nalewka z piołunu - wyczytałam.
- Okej, mamy - ucieszyła się Pansy, napełniając kociołek wodą.
- Wiesz że składniki dodaje się co półtorej godziny? - zapytałam z obawą w głosie, widząc jak Pansy żarliwie wsypuje ziemię do kotła. Pans zatrzymała się w pół ruchu i odstawiła woreczek.
- No tak... - mruknęła niezadowolona - Czyli teraz mamy wolne?
- Na to wygląda. Tego chyba pan profesor nie przewidział - spojrzałam na zdezorientowanego Snape'a. Nauczyciel był widocznie niezadowolony z tego że większość klasy nic nie robi.
- Do widzenia ! - rzucił Blaise i ruszył do wyjścia. Zaskoczony Snape poderwał się na równe nogi.
- Dokąd to Zabini - zapytał nieco poirytowany profesor.
- Nie wiem, coś się znajdzie. A co mam tu siedzieć półtorej godziny i pierdzieć w stołek? - prychnął chłopak.
- Absolutnie nie. Możesz mi napisać esej o Veritaserum. Na tysiąc słów. Każdy kto choćby ruszy się z miejsca, dołączy do Zabiniego - profesor gwałtownym ruchem zamiótł podłogę swoją peleryną i wrócił na swoje miejsce. Spojrzałam na wściekłego Blaise'a, siadającego do ławki. Nawet stąd słyszałam jak klnie pod nosem na czym świat stoi.
Po upływie trzech godzin, gdy dwa pierwsze składniki były już w kociołku wesoło bulgocząc, Snape wypuścił nas z klasy. Byłam zmęczona, chciałam już się położyć i przespać czas dzielący nas od świąt.
- Hej, Hope, namyśliłaś się już odnośnie Gwiazdki? - zapytał Draco, zrównując się ze mną.
- Męczysz - jęknęłam zrezygnowana.
- I będę. Moja mama ma już wszystko zaplanowane, chce cię poznać i w ogóle. Jak nie przyjedziesz, złamiesz jej serce. - zawyrokował blondyn, robiąc minę zbitego szczeniaka. I weź takiemu powiedz żeby spieprzał.
- Dobra... - mruknęłam niechętnie. Draco momentalnie się rozpromienił.
[...]
- Wesołych Świąt! - usłyszałam, gdy tylko Draco wyciągnął mnie z kominka.
Kobieta w średnim wieku, najpewniej matka Malfoya, właśnie rzuciła mu się na szyję, obcałowując jego twarz lepiej niż Greengrass. Dobra, złe porównanie.
- Witaj mamo. Przygłupa i Pansy już znasz, to jest Hope - przedstawił mnie chłopak a ja zaczęłam się robić czerwona.
- Witaj słoneczko ! Mam nadzieję że mój syn dobrze cię traktuję, hm? - kobieta uśmiechnęła się do mnie serdecznie.
Nagle przypomniałam sobie moją magiczną przygodę we śnie z nocy balu...
Rodzice Malfoya mnie lubią, to był tylko sen, rodzice Malfoya mnie lubią, to był tylko sen....
- Jaki sen? - usłyszałam nagle i podskoczyłam w miejscu, za co zarobiłam szturchnięcie łokciem od blondyna.
- Miło mi panią poznać. - wymamrotałam, marząc by znaleźć się jak najdalej stąd.
- Wchodźcie, wchodźcie, nie stójcie tak w przejściu ! - zawołała kobieta, prowadząc nas do salonu.
Tym razem był on elegancko przystrojony, w kącie stała ogromna choinka migająca magicznymi światełkami.
- Jesteście trochę wcześniej, ale to nic. Draco, pokaż gościom pokoje - poprosiła kobieta, a Draco jak na grzeczne dziecko przystało popchnął nas w kierunku schodów.
- Mogę prosić o mapę tego domu? - zapytałam, gdy wyszliśmy w końcu na jakiś ogromny korytarz z milionem drzwi.
- Ja mogę zostać przewodnikiem - zaproponował Draco, uśmiechając się złośliwie.
- Gdzie twój stary? - zapytał Blaise, wpychając się między Draco i mnie.
- Gdzieś w robocie. Chyba - prychnął Draco i stanął przed jednymi drzwiami.
- Jako że moja mama zażyczyła sobie zjazdu rodzinnego, mamy ograniczoną liczbę sypialni. Więc może Pans z Hope i ja z Blaisem. - zaproponował, patrząc na nas niepewnie.
- Wolałbym mieszane - zaoponował Blaise, zerkając na mnie z ukosa.
- W takim razie ja z Draco a ty z Pans - powiedziałam szybko, a Blaise już miał zaoponować, gdy Pansy zrozumiała o co chodzi i wciągnęła go siłą do pokoju.
- Czemu ty go tak bardzo unikasz - zapytał Draco, siadając na łóżku - Boisz sie go czy jak?
- Nie no coś ty. Po prostu... nie wiem - przyznałam i ze zrezygnowaniem usiadłam obok niego.
- Rozumiem cię. Gdybym miał teraz być z Pansy w jednym pokoju... - westchnął ciężko.
- Co my robimy ze swoim życiem - mruknęłam cicho.
- O jaki sen ci chodziło? - zapytał po chwili Draco.
- Nie ważne, serio - powiedziałam szybko. Odrobinę za szybko i zbyt przekonywująco.
- Sam zobaczę, pozwól - uśmiechnął się i nagle zorientowałam się że nie jestem sama w moim ciele. To było najdziwniejsze uczucie jakiego kiedykolwiek doświadczyłam. Zupełnie jakbym traciła panowanie nad ciałem, umysłem...
- Nawet nie próbuj - warknęłam, gdy moja ręka zaczęła sie podnosić w kierunku piersi. - Spoko, żartuje - zaśmiałam się . Na Salazara, co się dzieje!
- Spokojnie, to normalne - powiedziałam, stukając się w czoło.
Dałabym sobie rękę uciąć, że gdyby ktoś popatrzył na to z boku, natychmiast dzwoniłby po lekarzy..
- Malfoy wynocha! - zawołałam z oburzeniem, nie mając nawet pojęcia jak sie go pozbyć.
- Znalazłem - mruknęłam niezadowolona i wywróciłam oczami.
- Wynoś się bo zwariuje! - wydarłam się i do pokoju nagle wpadł Blaise.
- Wszystko w porządku? - zapytał, patrząc na mnie badawczo.
- Jasne że tak kochanie ! - zaświergotałam wesoło, wstając i ruszając w jego kierunku. Nie zrobi mi tego.
- Zabije cię ! - zawołałam i natychmiast się odwróciłam.
- Hope? Dobrze się czujesz? - Blaise zrobił na mnie wielkie oczy.
- Kocham cię Blaise - pisnęłam i już miałam ruszyć w jego kierunku, gdy zrozumiałam że skoro ten palant jest w moim ciele, to i czuje to co ja. Niewiele myśląc z całej siły strzeliłam się w policzek.
- Hope! - zawołał przerażony już Blaise, łapiąc mnie za ramiona.
- To ten palant Malfoy !- wrzasnęłam - Jest boski i taki uroczy !
- Przysięgam że jeszcze chwila i cię zabije ! - wrzasnęłam ponownie i nagle poczułam że odzyskuję pełną władzę nad sobą. Kolana się pode mną ugięły i upadłabym gdyby nie szybka interwencja Zabiniego.
Gdy tylko przestało mi się kręcić w głowie, spojrzałam z nienawiścią na speszonego blondyna.
- Już? Dowiedziałeś się czego chciałeś? - zapytałam lodowatym tonem i mijając zdziwionego Blaise'a wyszłam na korytarz.
- Tak myślałem że to ciebie słyszałem - usłyszałam i odwróciłam się przez ramie. Nagle cały zły humor zniknął i zastąpiła go dzika radość.
- Conor! - pisnęłam i pod wpływem impulsu rzuciłam mu się na szyję.
- Tęskniłaś? - zachichotał, mocno mnie przytulając.
- Bardzo - zaśmiałam się - Zwłaszcza gdy muszę żyć z tymi ludźmi.
- Ja wiem co znosisz, mieszkałem z tym "arystokratą" - Conor skrzywił się cudacznie, podkreślając ostatnie słowo .
- Jak ty to zniosłeś - prychnęłam, stając na własnych nogach.
- Ciężko było. - przyznał - A tak w ogóle, to czemu wydzierasz się na fretusię?
- Bo trzeba ją wysterylizować - mruknęłam, ciągnąc go w domniemanym kierunku salonu.
- Tu się z tobą zgodzę, skarbie. - roześmiał się chłopak. Miał strasznie zaraźliwy śmiech, po kilku chwilach nam obojgu po twarzy płynęły łzy szczęścia. Nie wiedziałam nawet z czego tak się śmieję, po prostu jego towarzystwo tak na mnie działało.
Złapałam się za bolący brzuch, próbując się opanować. Niestety, Conor robiący zeza mi tego nie ułatwiał.
- Starczy już tego, cudowna parko - usłyszałam za sobą głos Pansy. Conor i ja momentalnie przybraliśmy poważne miny, starając się nie chichotać. Wystarczyło jednak tylko jedno spojrzenie rzucone w jego stronę, abyśmy znów śmiali się z całego serca.
Pansy pokiwała głową z dezaprobatą i pociągnęła mnie do kuchni, zostawiając roześmianego Conora samego.
- Już? - zapytała, siadając na blacie. Po kilku głębszych oddechach pokiwałam głową.
- To powiedz mi o co chodzi z tobą i Conorem. - dziewczyna zmierzyła mnie podejrzliwym spojrzeniem.
- O nic - wzruszyłam obojętnie ramionami - Po prostu dobrze się dogadujemy, to wszystko.
- Oczywiście. - Pans wywróciła teatralnie oczami - Już to kiedyś słyszałam.
- Przestań, czepiasz się - prychnęłam, zajmując miejsce obok niej. - Conor po prostu wydaje się inny. Nie jest takim strasznym dupkiem.
- Może nie jest, nie oceniam go, ale nie podoba mi się że przez niego palisz.
Spojrzałam na nią zdziwiona.
- Skąd pomysł że to przez...
- Przez niego? - przerwała mi, uśmiechając się bezczelnie - Pamiętasz jak spędziłaś z nim weekend? Pewnie że pamiętasz, głupie pytanie. Od razu było widać że coś ukrywasz.
- Dałabyś spokój, przecież to nic złego. - broniłam się.
- Jeszcze dwa miesiące temu o mało nie zatłukłaś Draco z powodu głupiej whisky, a teraz uważasz że narkotyki to nic złego? - Pansy spojrzała na mnie jak na kretynkę.
- Jakie narkotyki?! - krzyknęłam, zeskakując z blatu. - Co ty pieprzysz!
- Raczej co ty pieprzysz. - syknęła, stając przede mną - Myślisz że się nie domyśliłam że to nie są zwykłe fajki? Nie jestem idiotką, Hope. Wiem jak wygląda człowiek na haju.
- Ale... ale... - zacięłam się. Nie bardzo wiedziałam co mam jej odpowiedzieć.
- Nie ma "ale". Ja po prostu nie chcę żebyś skończyła jako ćpunka. - powiedziała Pansy lodowatym tonem i wymaszerowała z kuchni.
Poczułam jak stres ściska mi żołądek, nagle zrobiło mi się dziwnie zimno. Jeżeli Pansy komuś powie... A co jeśli ktoś jeszcze to zauważył? Moi rodzice chyba by mnie zabili.... Muszę bardziej uważać.
Chwiejnym krokiem ruszyłam w kierunku w którym poszła Pans, jak się okazało do salonu.
Draco i Blaise siedzieli na podłodze, grając w jakąś dziwną grę na magicznej konsoli, natomiast Pani Malfoy krzątała się w te i z powrotem, poprawiając dekoracje lub nakrycie stołu.
Właśnie, stół.
Był ogromny, ciągnął się przez całą długość pomieszczenia. Leżał na nim aksamitny, beżowy obrus i najpiękniejsza porcelanowa zastawa jaką widziałam. Jeśli wierzyć liczbie miejsc, to miało tu być przynajmniej z 50 osób...
Usiadłam na kanapie za chłopakami, przyglądając się kilkunastu skrzatom, biegającym po salonie.
- O której zaczyna się kolacja? - zapytałam, starając się nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi mamy fretki.
- Za jakieś trzy godziny, królewno. - usłyszałam i zobaczyłam stojącego za mną Conora.
- Czy ty zawsze musisz się tak skradać? - jęknęłam zrezygnowana. Ani Draco, ani Blaise nie spieszyli się z odpowiedzią na pytanie, więc stwierdziłam że informacja Conora musi mi wystarczyć.
- Ja się nie skradam - zachichotał z miną niewiniątka - Ja po prostu cicho chodzę.
- Tak sobie mów.
- W każdym razie, masz zamiar siedzieć tu przez kolejne trzy godziny, czy będziesz grać z tymi pajacami? - wskazał brodą na chłopaków przed nami.
- Nie wiem, a co mam lepszego do roboty? - spojrzałam na niego, wzruszając ramionami.
- Otóż masz całkiem sporo - Conor posłał mi bezczelny uśmiech - Chodź, królewno, pokażę ci coś - mówiąc to wyciągnął do mnie rękę którą bez wahania ujęłam. Chłopak poderwał mnie z łóżka, tak że wpadłam prosto w jego ramiona. Zarumieniłam się, zerkając na niego z zakłopotaniem, spowodowanym naszą bliskością.
- Wyglądasz uroczo gdy się rumienisz - powiedział z kpiącym uśmiechem na ustach.
- Głupek - mruknęłam, wyswobadzając się z jego uścisku.
Czy wspomniałam o fakcie że Draco i Blaise zupełnie nas olali, nawet gdy przeszliśmy obok nich? Nie? Co za pech.
Conor wyprowadził mnie do ogrodu i wskoczył na fontannę.
- Wpadniesz - zaśmiałam się na samo wspomnienie pamiętnej fontanny w centrum handlowym. Conor udał że stracił równowagę i zaczął chwiać się na wszystkie strony, na co roześmiałam się jeszcze bardziej. On po prostu wiedział jak robić z siebie debila.
- Accio Błyskawica! - zawołał, robiąc piruet w miejscu.
Po sekundzie, czarna, elegancka miotła wylądowała posłusznie w jego wyciągniętej dłoni.
- Najszybszy model na rynku - pochwalił się, zeskakując ze swojej marmurowej sceny.
- Piękna - uśmiechnęłam się z podziwem wymalowanym na twarzy. Zanim zdążyłam się zorientować co zamierza Conor, poczułam jak jego ręce oplatają mnie w tali i odbiliśmy się od ziemi. Wrzasnęłam przerażona nagłym lotem, po czym przytuliłam go kurczowo.
- Spokojnie, Hope. Przecież cię trzymam - uspokajał mnie Conor, wygodniej sadzając mnie na miotle. Właśnie okrążaliśmy ich dom. Muszę przyznać, widok był nieziemski. Te wspaniałe ogrody, piękne zdobienia, posągi ukryte w głębi labiryntu ... To wszystko wyglądało jak rodem z bajki Disneya.
- Ładnie, prawda? - usłyszałam głos chłopaka przy swoim lewym uchu.
Nie mogąc wydusić z siebie ani słowa, skinęłam jedynie głową.
Gdy wzbiliśmy się jeszcze wyżej, mocniej objęłam Conora za szyję.
- Nie bój się. Nie pozwolę ci spaść - wyszeptał, obejmując mnie mocniej.
Odwróciłam głowę w jego stronę, pierwszą rzeczą jaką zobaczyłam, były jego utkwione we mnie oczy.
Poczułam dziwne mrowienie w brzuchu, gdy nasze twarze dzieliły centymetry. Wstyd się przyznać, ale naprawdę chciałam... Chciałam żeby coś się teraz stało. Coś magicznego.
- Hope, ja... - zaciął się Conor, patrząc na mnie pytająco. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie, nie widząc świata poza jego oczami.
Przymknęłam oczy, czując jak wargi chłopaka w końcu spoczęły na moich. Był to delikatny, słodki pocałunek, taki, jakiego nie przeżyłam jeszcze nigdy w swoim życiu, nawet w ramionach Draco.
Draco.
Jego obraz zalał całą moją podświadomość, psując tę magiczną chwilę doszczętnie.
Machinalnie cofnęłam się przed Conorem, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. Nie wydawał się urażony, wręcz przeciwnie, zdążyłam dostrzec zrozumienie w jego oczach. .
Wyrzuty sumienia jakie mnie zalały, były nie do zniesienia. Poczułam się jak zwykła dziwka, mimo że nie byłam z Draco...
To było zbyt skomplikowane... Czułam coś do Draco, byłam tego bardziej niż pewna. Ale... ale szybując w przestworzach, tuląc się do Conora jakby był jedyną stałą rzeczą na Ziemi, czułam się inaczej... Chciałam tak trwać wiecznie...
~*~
No i co, jak wam się podoba? Mi osobiście bardzo. Krótki, wiem, ale biorąc pod uwagę że miało go wcale nie być, sądzę że i tak jest dobrze. Jesteście tu jeszcze? Będziecie czytać dalej? Teraz już nie wiem nawet czy mam dla kogo pisać... Więc jeśli wciąż jesteście z Hope, proszę was, zostawcie po sobie chociaż jedno słowo w komentarzu.
Mam coś dla was - mój nowy blog ^^ Jest już prolog i 1 rozdział, liczę że chociaż zajrzycie :D Nie jest fanfictionem, jest tylko moim opowiadaniem, zupełnie autorskim :) To moje pierwsze takie opowiadanie :) W dodatku nawet szablon zrobiłąm zupełnie sama ^^ Grafikę i CSS męczyłam 3 dni, ale się udało i jestem z siebie troszkę dumna :) Tak więc, zapraszam na Two Different Worlds ^^
http://brooklyn-wild.blogspot.com/
Kocham was ^^
Wasza na zawsze ,
Stella Jones
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Wiiiii! Taniec radości! Dodałaś rozdział! Jestem happy i musze przeczytac tego twego bloga... Bo czy ja dobrze widze chapter 1...?
OdpowiedzUsuńNo i jest Conor i przez pansy byl ukazany jako taki niegrzeczny chlopiec. I kiss był.! *.*
No po prostu kocham tych twoich chłopaków ^^ no to świeta i serio razem pokoje mają mieszane ;OOO cóż za suprise. Co by tu... Narcyza kc yolo i swag. I dzisiaj Kwiat tańczyl w polsacie. Oglądałaś? Lubie blaisa i mi go szkoda i przykro mi ;( bo jest takie alone ... ;/ latanie na miotle mrrrrrrr "
Jestem Conor mam błyskawice i jestem fajny xD" no to koniec tej bezsensownosci, pozdro swag loffki
Ja
A co z szablonem??? ;D
Usuńcudowny <3
OdpowiedzUsuńJasne, że masz dla kogo ;-; no wiesz co? Uraziłaś mnie tym pytaniem ;__;
OdpowiedzUsuńAle szybko o tym zapomniałam czytając rozdział ^.^ uhuhu czego tu nie ma? Jest Hope ćpun, jest miłość, są kłótnie, miotły, kohane Conory, rozterki miłosne, bogactwo, sława, aż w końcu pewnie ktoś umrze XD ja i moja piękna wizja świata hah :> no ale czego tu nie ma? Wiem, powtarzam się, ale już tak mam XD
Pansy taka troskliwa ;-; mam nadzieję, że to naszej kochanej Hope dało do myślenia i następnym razem, zanim wyciągnie fajkę pomyśli dwa razy ;) Pochłaniałam ten tekst tak szybko, że nie zwróciłam uwagi na to czy są błędy, czy ich nie ma, więc tego Ci nie powiem ;-; taka bardzo rozemocjonowana Laurel jak nigdy ._. Aż się sama sobie dziwię XD a ta scena jak Malfoy siedział w głowie Flo haha mistrzowska ;D i te porównania policzków Hermi do buraczków na siłę wciskanych małym dzieciom XD pirszorzędna ;) Laurel mówiąca mocz Hagrid XD Boże nic we mnie nie wywołuje takich emocji jak twoje rozdziały ;>
Pozdrawiam i życzę weny, czekając niecierpliwie na nowości ;)
Twoja na zawsze
Laurel ;3
Czemu tam pisze mocz a miało być jak? ;-; kochana autokorekta w telefonie XD ale chociaż poprawia humory ^.^
UsuńHope i Conor *-* Hope i Conor *-* Hope i Conor *-*
OdpowiedzUsuńMój nowy ulubiony pairing :D
I ten Draco wszystko popsuł xD chociaż go tam nie było, to i fak popsuł XD
Hermiona o mało co nie wyjawiła Hope, że jej rodzice nie żyją ;o Hope by się znowu załamała :c
Kochana Stello!
Nawet nie wiesz jak się cieszę, że dodałaś nowy rozdział! Myślałam, że będzie nieco później, więc wyobraź sobie moją radość, gdy wyświetliła mi się informacja o nowym rozdziale! *.*
Czekam na kolejny! :*
Zapraszam do mnie na rozdział 6 :)
believe-in-impossible-feelings.blogspot.com
Pozdrawiam i życzę Ci dużo weny! :3
Twoja Eveneth.
PS. A na Twojego nowego bloga obowiązkowo zajrzę <3
Co z tego że krótki? Przecież wspaniały! :D No nie mogę! Jak się cieszę że Conor wrócił! :D :***** Kocham Cię za to!!!! Tylko nie wiesz jak wkurzyłam się na Hermione, a mały włos, a by wygadała Hope o jej rodzicach....... Grrrrrr.....
OdpowiedzUsuńAle nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Na pewno też będzie wspaniały :D A na nowego bloga na 100 % wpadnę :D Uwielbiam wymyślone opowiadania, a już zwłaszcza gdy są wciągające :D
Więc ja lecę :D
Całuję i ściskam mocno mocno i życzę weny na kolejny rozdział :D
Inverno